Archiwum: Marzec 2014

KADRA KOBIET RUSZA DO CETNIEWA. NAJBLIŻSZYM CELEM TURNIEJ IM. F. STAMMA

kadrowiczki

Kluczowym elementem w przygotowaniach do tegorocznych Mistrzostw Europy Seniorek w Bukareszcie będzie start naszych zawodniczek w 31. Międzynarodowym Turnieju im. Feliksa Stamma, który 9 kwietnia rozpocznie się w Warszawie. Zanim wyłoniona zostanie reprezentacja Polski na wspomniane zawody, podopieczne trenera Pawła Pasiaka spotkają się podczas zgrupowania szkoleniowego w COS OPO „Cetniewo” we Władysławowie. W dniach od 30 marca do 8 kwietnia najlepsze polskie zawodniczki pracować będą pod okiem nie tylko pierwszego trenera kadry ale również szkoleniowca wspomagającego, Władysława Maciejewskiego oraz psycholog sportu Aleksandry Zienowicz.

Nad Bałtyk do legendarnego ośrodka przygotowań olimpijskich przyjadą: Angelika Grońska („06 Kleofas” Katowice, 48 kg), Sandra Drabik ( „Boxing” Kielce, 51 kg), Ewelina Wicherska („PKB” Poznań, 51 kg), Karolina Graczyk („Copacabana” Konin, 60 kg), Karolina Michalczuk („PACO” Lublin, 60 kg) i Lidia Fidura (GUKS „Carbo” Gliwice, 75 kg). Zawodniczkami rezerwowymi, przygotowanymi na dodatkowe powołanie są: Sandra Brodacka („Skorpion” Szczecin, 48 kg), Sandra Kruk („Kontra” Elbląg, 57 kg) i Beata Koroniecka („Hetman” Białystok, 64 kg).

Podczas 31. MTB im. Feliksa Stamma wystąpią cztery Polki – dwie w wadze 60 kg i po jednej w 51 i 75 kg. Niemal pewne startu w Warszawie są Graczyk, MIchalczuk i Fidura, zaś o czwartej kandydaturze (w wadze z limitem 51 kg) trener Pasiak zadecyduje w trakcie zgrupowania.

ZMARŁ MICKEY DUFF – ANGIELSKI PIĘŚCIARZ, TRENER I PROMOTOR BOKSU URODZONY W TARNOWIE

W minioną sobotę (22 marca) w wieku 84 lat zmarł w Londynie Mickey Duff, urodzony 7 czerwca 1929 roku w Tarnowie jako Moniek Prager. Duff, bo pod tym nazwiskiem osiągnął wszystkie sportowe sukcesy, był znanym i cenionym na Wyspach Brytyjskich pięściarzem, cutmanem, trenerem i promotorem, który wychował 19 mistrzów świata, m.in. Franka Bruno, Joe Calzaghe, Jima Watta, Alana Mintera, Barry McGuigana, Maurice`a Hope`a, Johna Mugabi, Lloyda Honeyghana, Johna Terry`ego Downes Conteha i Corneliusa Bozę Edwardsa.

Był synem krakowskiego rabina (stąd niektóre media podawały informację, że urodził się w Krakowie), wychowany został w tradycji chasydzkiej, ale po emigracji do Anglii, która nastąpiła w 1937 roku systematycznie zmieniał światopogląd. Karierę pięściarską rozpoczął w wieku 15 lat i zakończył ją przedwcześnie mając lat 19. W tym czasie stoczył 69 walk, z których 61 wygrał. Później był m.in. sprzedawcą maszyn do szycia, ale z czasem wrócił do boksu i zaczął organizować profesjonalne walki.

„To prawdziwy koniec złotej ery brytyjskiego boksu” – napisano na stronie organizacji zrzeszającej byłych brytyjskich pięściarzy zawodowych na wieść o sobotniej śmierci Duffa. Był absolutnie nietuzinkową postacią. W 1999 roku został włączony do grona bokserskich legend w Boxing Hall of Fame w Canastota. W uzasadnieniu napisano, że był „jednym z najbardziej doświadczonych i spełnionych ludzi w historii boksu”.

Olbrzymim sukcesem marketingowym grupy promotorskiej Duffa (wspólnie z Harry`m Levene) była organizacja w 1966 roku pojedynku o mistrzostw świata wagi ciężkiej pomiędzy broniącym pasa Muhammadem Alim i Henrym Cooperem.  Na starym stadionie Arsenalu zasiadło wówczas 40 000 kibiców, by pasjonować się tym wielkim wydarzeniem.

W GDYNI SZUKANO NASTĘPCÓW LEGENDARNYCH BOMBARDIERÓW Z WYBRZEŻA

gdynia_news

W minioną sobotę, 22 marca w hali UKS Galeon przy ul. Morskiej 89-91 w Gdyni odbył się 1. Turniej o Puchar Bombardierów z Wybrzeża czyli Brunona Bendiga, Mariana Karolaka, Aleksego Antkiewicza, Zygmunta Chychły, Huberta Skrzypczaka, Leszka Kosedowskiego i Dariusza Michalczewskiego. W zawodach wzięło udział aż 80 zawodników z 16 klubów: Spartakusa Szczecin, Fight Club Koszalin, Victorii Sianów, Sparty Złotów, Sokoła Piła, Korony Wałcz, Czarnych Słupsk, Gryfa Wejherowo, Wisły Tczew, Beniaminka Starogard Gdański, Boksera Chojnice, Boxing Team Chojnice, Gardy Wicko, Ex Siedlce Gdańsk, SAKO Gdańsk i gospodarzy turnieju Bombardiera Gdynia.

Na dwóch ringach odbyło się w sumie 40 pojedynków, w tym 21 punktowanych, których zwycięzcy otrzymali zaproszenie na 2. Turniej o Puchar Bombardierów z Wybrzeża, który odbędzie się 28 czerwca br. w niepowtarzalnej scenerii i atmosferze Skweru Kościuszki w ramach obchodów Święta Morza. Wówczas to najlepsi z najlepszych otrzymają specjalne puchary, medale oraz nagrody rzeczowe.

WYNIKI WALK

Przemysław Dybowski (Beniaminek) – Patryk Wielgo (Korona Wałcz) 3-0
Jakub Tomczak (Gryf  Wejherowo) – Kacper Poweska (SAKO)  2 TKO
Hubert Adrych (Korona) – Kamil Myszka (Beniaminek) 3 DQ
Kamil Pawłowski (Victoria Sianów) – Konrad Kozłowski (Fight Koszalin) 3-0
Piotr Szczukowski (Boxing Chojnice) – Sebastian Pniewski (Beniaminek) 3-0
Patryk Nowak (Sparta Złotów) – Michał Dungfeld (Spartakus Szczecin) 3-0
Mateusz Zalewski (Bombardier Gdynia) – Robert Król (Sparta) 3-0
Kacper Dembek (Wisła Tczew) – Mateusz Kubiak (Gryf Wejherowo) 3-0
Kewin Kokoszka (Korona Wałcz) – Damian Korgól Spartakus Szczecin 3-0
Konrad Grymaszewski (Spartakus) – Artur Nuszczyński (Korona Wałcz) 3-0
Jakub Kotlewski (Boxing Chojnice) – Kamil Dobrzyński (Beniaminek) 3-0
Natan Konszewicz (Czarni Słupsk) – Łukasz Szweda (Wisła) 3-0
Nikodem Benkowski (Bombardier) – Martyn Joachimowski (Wisła) 2-1
Patryk Walczak (Wisła) – Paweł From (Spartakus) 3-0
Oskar Hinca (Garda Wicko) – Adrian Chytra (Korona) 3-0
Kewin Joachimowski (SAKO) – Kamil Krakowski (Beniaminek) 2-1
Sebastian Korgól (Spartakus) – Łukasz Smarzyński (Bombardier) 3-0
Cezary Łagunionek (SAKO) – Michał Bełka (Sparta) 3-0
Konrad Olszewski (Bombardier) – Bartosz Dąbrowski (Gryf) 3-0
Jakub Terefenko (Czarni) – Łukasz Machoński (Spartakus) 3 TKO
Stefan Leszczyński (Ex Siedlce) – Jakub Żurawski (Spartakus) 3-0

IRENEUSZ ZAKRZEWSKI: DO KOŃCA WAKACJI NIE WRÓCĘ NA RING

irek04

- Twoja droga do złotego medalu Mistrzostw Polski w Kaliszu była dłuższa niż pozostałych mistrzów. Przez sześc dni stoczyłeś sześć pojedynków, a po zakończeniu finałowego boju nie wyglądałeś wcale na specjalnie zmęczonego. Jak wytłumaczyć ten fenomen?
Ireneusz Zakrzewski: To nie fenomen, tylko wynik ciężkiej pracy, którą wykonałem począwszy od lipca zeszłego roku, czyli od przygotowań do Mistrzostw Świata przez ligę WSB i ostatnie szlify w klubie aż do samych Mistrzostw Polski. Praktycznie przez cały ten czas odbywałem dwa treningi dziennie. A na samych Mistrzostwach Polski trener Rafał Janik tak dobrze dobierał mi taktykę pod walki , że potrafiłem wytrzymać duże wymagania turniejowe. Tak naprawdę byłem bardzo zmęczony, ale wygrana dodawała mi wigoru.

- Dopiero po zakończeniu Mistrzostw Polski dowiedziałem się, że swój życiowy sukces, jakim było zdobycie złotego medalu, przypłaciłeś przykrą kontuzją. Co się stało?
IZ: W walce półfinałowej po ciosie pękła mi kość w kciuku lewej ręki, tzw. benet [złamanie Bennett'a, czyli skośne złamanie podstawy I kości śródręcza ze złamaniem powierzchni stawowej oraz podwichnięciem w stawie śródręczno-nadgarstkowym - przyp. JD].

- W związku z urazem ręki jak będzie wyglądała Twoja najbliższa sportowa przyszłość? Wystartujesz w kwietniowym Turnieju im. Feliksa Stamma, czy zobaczymy Cie w ringu nieco później?
IZ: Ten uraz ręki to kropla w morzu jeżeli chodzi o moje kontuzje. Mam w dużym stopniu „zajechany” organizm i cały czas regeneruję stawy. Do końca wakacji nie wrócę na ring – muszę odpocząć i mocno fizycznie przygotować się do kolejnego sezonu, w którym chcę być w pełni sił, aby rywalizować o kwalifikację olimpijską.

- Wróćmy do niezwykle udanych dla Ciebie Mistrzostw Polski. Niewątpliwie najtrudniejszą przeprawę miałeś w finale z Damianem Kiwiorem. Sędziwie w ocenie tej walki nie byli jednogłośni. Jak z Twojej perspektywy wyglądał ten pojedynek? Jakie były wcześniejsze ustalenia taktyczne?
IZ: Racja – to była najtrudniejsza walka. Miałem boksować w swoim stylu, czyli myśleć, szukać błędu Damiana i nie bić się z nim, bo w tym jest ode mnie lepszy. Jak usłyszałem, że werdykt jest niejednogłośny, to stwierdziłem, że przegram, bo w Polsce nie mam szczęścia do sędziów. Z drugiej strony czułem, że wygrałem każdą rundę. Kilka dni po turnieju zobaczyłem tę walkę raz jeszcze i stwierdziłem, że 2. i 3. rundę wygrałem a co do 1. starcia, to można byłoby dać je Damianowi, który dobrze wszedł w walkę.

- Damian zaboksował w wyższej wadze, niż ta, w której widzieliśmy go w lidze WSB. Ty również nieco eksperymentowałeś z limitem wagowym. Rok temu w pierwszej połowie sezonie widzieliśmy Cię z wadze średniej, a w drugiej w półśredniej. W której wadze czułeś się pewniej?
IZ: W wadze średniej rywale biją zbyt mocno i są dla mnie za duzi, przez co czuję się już na starcie od nich gorszy. Zostaję w limicie w 69 kg.

- Idea powrotu do limitu 69 kg była Twoja, czy może zadecydowali o tym inni? Trener, dietetyk…
IZ: Zdecydowaliśmy o tym po obozie szkoleniowym w białoruskich Stajkach. W zeszłym roku przed Mistrzostwami Europy sparowałem tam ze „średnimi” z Gruzji, Białorusi i Bułgarii. Wydawało mi się jednak, że byli z półciężkiej (81 kg), a ja ważyłem wtedy 72-73 kg. Odczułem różnicę siły…

- W krótkim czasie wdarłeś się do czołówki polskiego boksu olimpijskiego. Dziś nikt nie kwestionowałby Twojego udziału w największych imprezach mistrzowskich. Rok temu było nieco inaczej. Miałem wrażenie, że po dobrym występie na Turnieju im. Stamma rzucono Cię na szeroką wodę trochę bez przygotowania. Niemal z marszu pojechałeś do Mińska na Mistrzostwa Europy…
IZ: Tak właśnie było, ale to właśnie ten turniej pokazał mi, że trzeba zmienić kategorię wagową. Przy okazji nabrałem doświadczenia, które zaprocentowało już podczas Mistrzostwach Świata w Kazachstanie.

- W Mińsku nie udało Ci się pokonać Szkota Astona Browna, który moim zdaniem był w Twoim zasięgu. Z kolei podczas Mistrzostw Świata wyraźnie uległeś Wenezuelczykowi Gabrielowi Maestre. Ile jeszcze brakuje Ireneuszowi Zakrzewskiemu, by skutecznie rywalizował z zagranicznymi rywalami?
IZ: Myślę, że Wenezuelczyk dalej jest poza moim zasięgiem. Ja muszę ciągle łapać doświadczenie, a Maestre to ćwierćfinalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie, na których przegrał z późniejszym złotym medalistą. W tej walce wyszedł brak doświadczenia i siły. Myślę, że na kwalifikacje olimpijskie będę gotowy na starcia z najlepszymi. Trzeba tylko ciężko na to zapracować.

- Masz za sobą drugi w karierze sezon w WSB. W ubiegłym roku właściwie był to tylko krótki, choć przyjemny epizod. W drugim sezonie przepracowałeś z Hussars Poland pełny cykl przygotowawczy. Jak czujesz się w pięciorundowej formule WSB?
IZ: W pojedynkach pięciorundowych można dużo zmieniać, kombinować, zadawać mniej ciosów. Ogólnie jest dobrze.

- Domyślam się, że nie jesteś do końca zadowolony ze startów w WSB, choćby z tego powodu, że w zakończonym dla Hussars Poland sezonie nie wygrałeś walki. Jak oceniasz swoje pojedynki?
IZ: Było poniżej moich oczekiwań. Szkoda, że nie zrobiłem dla „Husarii” żadnego punktu, ale teraz, po sezonie, przynajmniej wiem ile nam jeszcze brakuje do tych najlepszych i na tym teraz zamierzam się skupić.

- Szukam punktów przełomowych w Twojej karierze. Jednym jest zapewne wspomniany złoty medal z Kalisza, ale chcę Cie namówić do głębszych wspomnień. Pamiętasz swoje zwycięstwa w turniejach im. Michała Szczepana w Raszynie i turnieju im. Ryszarda Redo w Grudziądzu? Był to rok 2009…
IZ: Oczywiście, że pamiętam – to były moje początki w kadrze Polski. Mocne turnieje juniorskie, jedne z pierwszych w karierze.

- Kolejnym przełomem było Twoje zwycięstwo nad Marcinem Łęgowskim w 2011 roku podczas turnieju Grand Prix w Śremie. Nie czułeś tremy przed utytułowanym rywalem?
IZ: Pewnie, że czułem tremę! Przecież miałem wtedy 18 lat a Marcin 28, jednak wtedy dobrze nastawili mnie psychicznie trenerzy Rafał Janik i Zenek Kaczor, no i wygrałem…

- Na moment zapomnijmy o przyjemnościach. Z tego co wiem jest w Polsce zawodnik, z którym nie potrafisz wygrywać. Mam na myśli Kamila Gardzielika, z którym masz mocno ujemny bilans walk. W czym tkwi trudność boksowania z Kamilem?
IZ: Powiem krótko – nigdy mi nie pasował jego styl boksowania. Niby prosty, ale jednak nie dla mnie.

- Mówiąc o Twoich sukcesach nie można pominąć osoby Twojego trenera, Rafała Janika. Pamiętasz Wasze pierwsze spotkanie? Pierwsze zawody? Pierwsze sukcesy?
IZ: Na salę bokserską wpadłem z dwoma kolegami dokładnie 3 października 2006 roku. Po miesiącu trener wziął mnie na tarczę. Byłem tak słaby, że muchy bym nie zabił – tak mówił wtedy o mnie trener. Po 6 miesiącach pojechałem na pierwszy turniej i już zaczęliśmy się dogadywać i tak jest do tej pory.

- Przez długi czas Jelenią Górę rozsławiał na pięściarskich ringach Łukasz Janik, który również był mistrzem Polski seniorów, jakkolwiek w barwach PKB Poznań. Osoba Łukasza miała wpływ na Twoją karierę?
IZ: Wiadomo, że miała. Chciałem osiągnąć tyle co on, wzorowałem się na nim, podglądałem co robi na treningach. Później bardzo dużo mnie nauczył i przygotowywał do kilku turniejów. Naprawdę wiele mu zawdzięczam.

- Łukasz Janik nie tylko zdobywał medale w kraju, ale także przywiózł srebrny medal z Mistrzostw Unii Europejskiej. W tym roku masz szansę, by pójść tą sama drogą. Czujesz, że jesteś już gotowy, by walczyć o tak wysokie cele?
IZ: Myślę, że jestem w stanie, ale pewnie zbyt szybko się o tym nie przekonam, bo nie zamierzam startować w Mistrzostwach Unii Europejskiej. Zdrowie jest ważniejsze.

- Jakie są atuty Ireneusza Zakrzewskiego, a z czego w swoim boksowaniu nie jest zadowolony?
IZ: Atuty to przede wszystkim myślenie, lewa ręka i to, że jestem „śliski”. Wady to atak i siła fizyczna, nad czy będę teraz pracował.

- Wzorujesz się nad jakimiś mistrzami pięści? Masz swoich sportowych lub pozasportowych idoli, inspiracje?
IZ: Nie mam żadnych idoli. Kiedyś, gdy byłem dzieciakiem wzorowałem się na Łukaszu Janiku. Teraz podpatruję na treningach chłopaków z drużyny Hussars Poland i od nich się uczę.

- Stąpasz po drodze, która ma Cię zaprowadzić do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Ponosisz przy tym rozmaite koszta swojego sukcesu, także ekonomiczne. Ktoś Cię wspiera finansowo? Masz sponsorów, patronów?
IZ: Od pewnego czasu wspomaga mnie fundacja „Postaw na sport”, byłego mistrza świata w karate, Piotra Cieślińskiego.

- Zdobycie złotego medalu to doskonała okazja do złożenia podziękowań ludziom, którzy na Twoje złoto mieli największy wpływ. Kogo chciałbyś z tego miejsca uhonorować ukłonem?
IZ: Rafała Janika za kawał dobrej roboty przez ostatnie dwa tygodnie przygotowań – zupełnie inne niż poprzednie i za moje nastawienie psychiczne, na które trener znacznie wpływał. Wyliczam dalej – trenera Jerzego Baranieckiego, przy boku, którego trenowałem w „Husarii” i wiele się nauczyłem oraz trenera Zenka Kaczora – za pomoc w narożniku podczas Mistrzostw Polski. Dziękuję wszystkim tym, którzy we mnie wierzyli i tym, którzy przyjechali do Kalisza mnie dopingować.

- Serdecznie dziękuję za wywiad i życzę równie udanej jak turniej w Kaliszu dalszej części sezonu. Przede wszystkim życzę Ci jednak chwili odpoczynku i niezbędnej rehabilitacji ręki.

Rozmawiał: Jarosław Drozd