SKANDAL PRZY ODCZYTYWANIU KART PUNKTOWYCH W WALCE WIECZORU. PORAŻKI POLAKÓW

rekowski

Do kuriozalnej sytuacji doszło podczas odczytywania werdyktu po walce Marcina Rekowskiego z Oliverem McCallem. Według słów Marka Mateli niejednogłośnie na punkty (75-77, 76-75, 76-75) zwyciężył Rekowski, jednak sędzia ringowy Mirosław Brózio zagapił się i podniósł w górę ręce McCalla. Później zrobiło się bardzo niezręcznie, bo całą aferę trzeba było odkręcić – ku zdziwieniu i bezradności obozu Amerykanina. Jeszcze dziwniej zrobiło się po paru minutach, kiedy Paweł Wójcik przeprowadzał wywiad z „Rexem”. Właśnie wtedy do dziennikarza Polsatu Sport dotarła informacja o tym, że karty punktowe zostały źle podliczone. Okazało się, że zwycięzcą walki został mimo wszystko „Atomowy Byk”. Skąd więc zamieszanie z kartami? Albo dodawanie dziewiątek i dziesiątek przerasta profesjonalistów, którzy zajmują się tym od lat, albo za kulisami działo się coś trudnego do wyjaśnienia i tutaj możemy się tylko domyślać. Miejmy nadzieję, że wygrana McCalla (57-13, 37 KO) to ostateczny wynik i nie będziemy mieli do czynienia z kolejnymi zmianami. W takiej sytuacji Rekowski (12-1, 10 KO) poniósł dziś pierwszą porażkę na zawodowych ringach, ale w żaden sposób nie przekreśla to jego szans na ciekawą karierę w Polsce, natomiast „Atomowego Byka” zapewne jeszcze zobaczymy w naszym kraju – prawdopodobnie w walce z Andrzejem Wawrzykiem. Jeśli zaś chodzi o sam przebieg pojedynku wieczoru gali w Opolu: McCall bardzo leniwie rozpoczął walkę i pierwsze dwie rundy oddał swojemu rywalowi. Obraz potyczki zmienił się w trzeciej odsłonie, kiedy amerykański weteran wrzucił wyższy bieg, wstrząsnął Rekowskim i po chwili zafundował mu nokdaun po prawym bitym z góry. Polak wstał i podjął dalszą walkę, ale wyraźnie odczuł te uderzenia i jego kryzys trwał aż do gongu. Ofensywa „Atomowego Byka” trwała w rundzie czwartej, ale po dojściu do siebie Rekowski zaczął odpowiadać. Jego celne ciosy nie robiły jednak żadnego wrażenia na McCallu, którego szczęka uważana jest za najmocniejszą w historii. Blisko 49-letni dawny mistrz toczył wyrównaną walkę z Rekowskim w kolejnych starciach, ale przed ósmą rundą wynik wciąż był sprawą otwartą. W ostatniej odsłonie inicjatywa należała do McCalla, a Rekowski przeboksował tę rundę na wstecznym i wyraźnie unikał wymian, starając się trzymać bezpieczny dystans. Po ostatnim gongu Oliver natychmiast zaczął manifestować swoją radość, natomiast Polak nie był przekonany co do tego, czy należała mu się wygrana. Obydwaj zawodnicy bardzo ładnie zachowali się, gdy ogłoszono ostateczny werdykt. Należy to pochwalić chociażby dlatego, że całe zamieszanie kosztowało obydwu sporo nerwów.

- Danny Williams był w tej walce agresywny jak 15-letni Reksio śpiący przy kominku – powiedział komentujący tę potyczkę dla Polsatu Sport Andrzej Kostyra. Trafił w samo sedno. Andrzej Wawrzyk (28-1, 14 KO) nie miał najmniejszych problemów z rozbiciem 40-letniego Danny’ego Williamsa (45-21, 34 KO), który powinien zawiesić rękawice na kołku, jeżeli chce cieszyć się jako takim zdrowiem na sportowej emeryturze. „Brixton Bomber” jest już tylko smutnym cieniem zawodnika, który wygrywał z Mikiem Tysonem i przez pewien czas zaliczał się do najlepszych ciężkich na Wyspach Brytyjskich. Zwycięstwo nad nim nie daje Wawrzykowi absolutnie nic, ale może to i dobrze, że po ciężkiej porażce z rąk Aleksandra Powietkina nasz 26-letni zawodnik odbudował się efektownym zwycięstwem w pierwszej rundzie. Cały „pojedynek” trwał niestety tylko kilkadziesiąt sekund, a Williams zdążył w tym czasie dwa razy wylądować na deskach.

Rzucenie Andrzeja Sołdry (9-1-1, 5 KO) na mocno bijącego Vincenta Feigenbutza (9-1, 8 KO) nie było dobrym pomysłem. Polak przegrał przed czasem już w pierwszej rundzie. Sołdra dobrze wszedł w walkę i z dystansu trafiał rywala ciosami prostymi. Ograniczony, aczkolwiek piekielnie silny Feigenbutz wyczekał moment i przeszedł do ataku. Widać było ogromną przewagę w sile fizycznej między zawodnikami. Niemiec szybko zamroczył Sołdrę i poczuł krew, a po chwili mieliśmy pierwsze liczenie. Polak wstał, jednak był mocno wstrząśnięty. Robert Gortat zezwolił na kontynuowanie walki, a Niemiec nie wypuścił już szansy z rąk i zmusił ringowego do przerwania zawodów. Tym samym Sołdra poniósł pierwszą porażkę na profesjonalnym ringu.

Marek Matyja (4-0, 3 KO) zaliczył dziś kolejne zwycięstwo przed czasem, jednak sposób przerwania jego walki z Harisem Colakovicem (5-1, 4 KO) budzi spore kontrowersje. Matyja od początku nie mógł złapać właściwego rytmu walki. Serb przyjechał do Opola bardzo zmotywowany, jednak jego chaotyczne ataki i dziury w obronie nie wróżyły mu sukcesu. W połowie starcia Polak trafił rywala i Colakowicz zatoczył się na liny. Druga runda była już znacznie lepsza w wykonaniu zawodnika KnockOut Promotions, jednak Serb nadal nie pozwalał mu na rozkręcenie się w ringu. W trzeciej odsłonie Serb wyraźnie stracił ochotę do walki, a także sporo przetrzymywał, za co został ukarany odjęciem punktu. Między rundami w narożniku przyjezdnego rywala zawrzało i sprawiał wrażenie bliskiego rezygnacji z kontynuowania zawodów. Wyszedł on jednak do kolejnej odsłony i zaczął bardzo agresywnie zasypując Polaka chaotycznymi ciosami. Wtedy do akcji wkroczył Mirosław Brózio, który jak słusznie zauważyli komentatorzy Polsatu, był dziś zbyt surowy dla pięściarzy. Postanowił on zdyskwalifikować Serba za bicie nasadą, jednak zdecydowanie była to decyzja przedwczesna.

Łukasz Janik (10-4-1, 5 KO) wysoko postawił poprzeczkę utalentowanemu Przemysławowi Runowskiemu (5-0, 1 KO). Pojedynek pomiędzy młodymi polskimi pięściarzami dał wiele emocji kibicom oglądającym galę z cyklu „Wojak Boxing Night”. Faworyzowany Runowski od pierwszego gongu przeszedł do ofensywy i zasypywał podopiecznego Irosława Butowicza seriami ciosów, szczególnie często trafiając na korpus. Janik, który znany jest ze swojej niezłomności, ambitnie próbował odpowiadać na ataki rywala, jednak wyraźnie spóźniał się z akcjami i był wolniejszy. W drugiej rundzie pojedynek wyraźnie się wyrównał. Janik przetrzymał szarże zawodnika KnockOut Promotions i pod koniec starcia dwukrotnie mocno trafił. Trzecia runda mogła podobać się kibicom. Janik przyjmował ciosy Runowskiego na blok i przechodził do kontrataku. W czwartej odsłonie „Kosiarz” zaczął przełamywać zawodnika Silesia Boxing. Skutek zaczęły przynosić bardzo dynamiczne ciosy na korpus. Podopieczny Fiodora Łapina podłączył rywala, który w pewnym momencie był blisko liczenia. Niesamowicie twardy Janik chciał wrócić do gry w piątej rundzie, jednak wyraźnie stracił impet. Tempo spadło, ale to Runowski miał inicjatywę. Na 20. sekund przed gongiem trafił mocnym lewym sierpowym i zaakcentował końcówkę. Do połowy szóstego starcia „Kosiarz” wyraźnie dominował, jednak sędzia Mirosław Brózio postanowił odjąć mu punkt za ataki głową. To wyraźnie pobudziło Janika, który znów przystąpił do ataku. „Kosiarz” podjął rękawice i wdał się w wymiany, w których był precyzyjniejszy. Sędziowie po sześciu rundach punktowali 58-56, 59-56, 60-55 dla zawodnika KnockOut Promotions.

Włodzimierz Letr (1-2, 1 KO) po raz kolejny poniósł porażkę przed czasem na zawodowym ringu. Agit Kabayel (9-0, 7 KO) okazał się dla niego zbyt wymagającym rywalem i nawet nie dał mu rozkręcić się między linami. Niemiec o tureckich korzeniach znokautował podopiecznego Dariusza Snarskiego już w 12. sekundzie! Już w drugiej sekundzie Letr został trafiony lewym hakiem na wątrobę i upadł na deski. Sędzia wyliczył go i ogłosił zwycięstwo rywala przez nokaut. Ta dotkliwa porażka powinna skłonić pochodzącego z Kazachstanu pięściarza do ciężkiej pracy na sali treningowej i zbicia zbędnych kilogramów.

Leszek Dudek, bokser.org

Dodaj komentarz