Archiwum: Luty 2014

CO ZA EMOCJE! „HUSARIA” WYGRYWA BITWĘ Z MEKSYKAŃSKIMI GUERREROS

jablonski03

W przedostatnim meczu rozgrywek grupowych sezonu 2013/2014 zawodowej ligi World Series of Boxing doczekaliśmy się pierwszego zwycięstwa drużyny Hussars Poland. Podopieczni Huberta Migaczewa pokonali dzisiaj we Włocławku 3-2 ekipę Mexico Guerreros. Bezcenne trzy zwycięstwa po znakomitych bojach odnieśli Sylwester Kozłowski (56 kg), Damian Kiwior (64 kg) i Tomasz Jabłoński (75 kg).

49 kg: Dawid Sebastian Jagodziński vs Joselito Velazquez Altamirano 0:3
Pierwsze dwie rundy były niezwykle zacięte i wyrównane. Obaj pięściarze weszli w otwartą walkę w półdystansie, ale po sześciu minutach jeden z arbitrów typował remis, zaś dwaj pozostali widzieli przewagę 18:20 Meksykanina. W trzeciej odsłonie Dawid trochę zmienił taktykę, bijąc z defensywy. Początkowo nawet zaskoczył tym przeciwnika, jednak Altamirano swoimi sierpami coraz częściej sięgał reprezentanta naszego kraju, czym zyskiwał przychylność sędziów. A ci po ostatnim gongu punktowali 47:48, 46:49 i 45:49 – wszyscy na korzyść reprezentanta gości.

56 kg: Sylwester Kozłowski vs Brian Alexis Gonzalez Morales 3:0
W pierwszej rundzie trudno było wskazać lepszego pięściarza, gdyż na ringu było sporo chaosu, ale już od drugiej Kozłowski uspokoił wszystko, bil rzadziej, za to celniej i mocniej, zyskując przewagę nad oponentem. Szczególnie lewy sierp często dochodził celu, natomiast ciosy Gonzaleza lądowały przede wszystkim na szczelnej gardzie Polaka. Dopiero w ostatniej minucie czwartego starcia Meksykanin nawiązał wyrównaną walkę. Sylwester został do tego ukarany ostrzeżeniem, lecz miał już bezpieczną przewagę i spokojnie dowiózł wygraną do końca. Sędziowie punktowali jego sukces w rozmiarach 3x 48:46.

64 kg: Damian Tadeusz Kiwior vs Juan Romero 3:0
Tak chwalony ostatnio Damian spotkał się z liderem gości. Nic więc dziwnego, że właśnie ten pojedynek od początku stał na najwyższym jak dotąd poziomie. Polak zaakcentował pierwsze starcie ładnym prawym sierpowym, jednak sędziowie wskazali na dużo aktywniejszego w tym fragmencie rywala. Kiwior natomiast powrócił bardzo udaną rundą drugą. Niestety gdy wrócił do narożnika dowiedział się, że… przegrywa 18:20. Podobna sytuacja miała miejsce w kolejnej odsłonie, jednak tym razem sędziowie przebudzili się i zgodnie typowali ten odcinek 10:9 dla „Husarza”. Kiwior wyczuł swoją szansę, podkręcił jeszcze tempo i rozcinając przeciwnikowi lewy łuk brwiowy wyrównał stan na 38:38 przed ostatnim starciem. W ostatnich trzech minutach lepiej przygotowany kondycyjnie Polak zaakcentował swoją przewagę. Po ostatnim gongu mocno krwawił z pękniętego łuku brwiowego, ale na osłodę przyszła wiadomość o jednomyślnej decyzji sędziów, przyznającej mu zwycięstwo 48:47.

75 kg: Tomasz Jabłoński vs Enry Jose Saavedra Pinto 3:0
Kapitan Husarii nie wiedział za dużo o swoim rywalu, dlatego od pierwszego gongu ruszył ostrym pressingiem, spychając go do głębokiej defensywy. Tak było na dzień dobry, a z czasem Wenezuelczyk miał coraz mniej do powiedzenia. Drugą i trzecią rundę sędziowie zgodnie typowali różnicą dwóch punktów dla Polaka, a jedyne pytanie jakie się nasuwało, to czy pojedynek potrwa cały dystans? Po trochę słabszym tempie w czwartym starciu, Jabłoński w ostatnim znów włączył piąty bieg, szukając „czasówki”. Skończyło się na ostrzeżeniu dla rywala za ataki głową i bardzo wysoką punktacją – 50:41, 50:43 i 50:41.

91 kg: Krzysztof Kowalski vs Christian Demaj 1:2
Silniejszy fizycznie Polak od początku dążył do skrócenia dystansu. W pierwszej minucie dwukrotnie ładnie trafił lewym hakiem w okolice wątroby, niestety zaprzestał potem tej akcji i skoncentrował się niepotrzebnie na sierpach i głowie Albańczyka. A ten po przerwie rozluźnił się, przepuszczał trochę chaotyczne akcje Krzyśka i kontrował go z defensywy, wykorzystując lepszy zasięg ramion. Kiedy tylko dochodziło do krótkich spięć lepszy był Kowalski, lecz doświadczony przeciwnik dzięki dobrej pracy nóg unikał najczęściej takich otwartych wymian. Przed ostatnią odsłoną Polak krwawił z lewego łuku brwiowego, ale u dwóch sędziów był remis i o wszystkim miały decydować te trzy minuty. Więcej sił zachował boksujący z luzu Demaj, siedział na zakrocznej nodze i kilka razy celnie skontrował. Kowalski dziesięć sekund przed ostatnim gongiem trafił mocnym prawym sierpowym, jednak o odrobieniu strat nie było mowy. Chociaż… Jeden z arbitrów wskazał na Kowalskiego – dwaj pozostali już na jego oponenta. Punktacja brzmiała 48:47, 46:49 i 47:48.

źródło: bokser.org

WIACZESŁAW GŁAZKOW: TERAZ INTERESUJE MNIE TYLKO ADAMEK

Wynik pojedynku Tomasz Adamek – Wiaczesław Głazkow powinniśmy znać od trzech miesięcy, lecz z powodu choroby Polak nie mógł ryzykować wyjścia na ring. Ukrainiec, brązowy medalista igrzysk w Pekinie, cieszy się, że przed skrzyżowaniem rękawic z „Góralem” wzbogacił warsztat w starciu z Garrettem Wilsonem. 29-latek z Ługańska opowiada nam także o dotychczasowych potyczkach z Polakami, sukcesach ukraińskiego pięściarstwa w ostatnich latach oraz byłych kolegach z kadry – Wasylu Łomaczence i Ołeksandrze Usyku, którzy po zdobyciu złotych medali olimpijskich niedawno rozpoczęli wspinaczkę na szczyt w boksie zawodowym.

- Jak przebiega pańskie drugie podejście do starcia z Tomaszem Adamkiem, zaplanowanego na 15 marca w amerykańskim Bethlehem?
Wiaczesław Głazkow: Czuję się znakomicie, wszystko idzie zgodnie z planem. Szczytowej formy nie wypracowałem, ale na tym etapie jeszcze nie powinienem jej osiągnąć. W styczniu wybrałem się do Rosji na obóz do Samary, dwa tygodnie temu wróciłem do Ługańska, a niebawem wspólnie z trenerem Eduardem Mienczakowem wylatuję do USA.

- Bardzo się pan rozczarował, gdy kilkadziesiąt godzin przed walką okazało się, że Adamek nie wejdzie do ringu z powodu choroby?
WG: Nic strasznego się nie stało, bo szybko znaleziono zastępcę. Spędziłem w ringu dziesięć rund z Garrettem Wilsonem, cykl przygotowawczy nie poszedł na marne, udoskonaliłem pięściarski warsztat, a poza tym zdobyłem cenne doświadczenie, które w starciu z takim rutyniarzem jak Adamek na pewno mi nie zaszkodzi. Im więcej tego doświadczenia na moim koncie, tym mniej wymagający może okazać się pojedynek z Polakiem. 15 marca ucieszymy kibiców dobrym widowiskiem. Sądzę, że tym razem do walki dojdzie (śmiech).

- Stawką walki będzie druga pozycja w rankingu IBF. Polak od dawna powtarza, że w przypadku wygranej będzie dążył do statusu obowiązkowego pretendenta, a następnie do pojedynku z Władymirem Kliczką. Pański plan wygląda tak samo?
WG: Teraz interesuje mnie jedynie Adamek. O późniejszych pojedynkach nie myślę, bo to mogłoby tylko zaszkodzić. Oczywiście, od starcia z Adamkiem w kontekście walki o mistrzostwo świata będzie zależało wiele. Jeśli wygram, otworzą się przede mną szerokie perspektywy, ale jest za wcześnie, aby już mówić o mojej walce z Kliczką.

- W boksie amatorskim na pewno mierzył się pan z Polakami?
WG: Tak, choć szczerze mówiąc nie były to najważniejsze pojedynki w mojej karierze. Trudnych walk z Polakami sobie nie przypominam, być może nawet wszystkie zakończyłem przed czasem. Nazwisk nie pamiętam, bo zdaje się, że w latach moich występów na ringach amatorskich Polacy nie mieli mocnych zawodników w wadze superciężkiej. Z waszym krajem łączą mnie jednak dobre wspomnienia. Często zdarzały się wyjazdy do Polski, w samej Warszawie byłem kilka razy. Zdobyłem tam nawet brązowy medal młodzieżowych mistrzostw Europy. Polska to nasz sąsiad, przyjacielski naród. Nawet nasze języki są podobne.

- Jako amator wywalczył pan olimpijski brąz w 2008 roku, rok wcześniej srebro mistrzostw świata, a pańskie sukcesy i tak stanowią niedużą część dorobku Ukrainy w imprezach międzynarodowych ostatnich lat. Skąd tak wysoki poziom boksu amatorskiego w pańskim kraju?
WG: Sądzę, że ma to duży związek z czynnikami historycznymi. Ukraina, dawniej wchodząca w skład ZSRR, zawsze mogła się pochwalić mistrzami wywodzącymi się z sowieckiej szkoły boksu. Radzieccy trenerzy niegdyś szkolili nawet Kubańczyków. Na Ukrainie nadal żywe są wielkie tradycje. Doświadczeni szkoleniowcy, niegdyś pracujący w ZSRR, przekazywali i nadal przekazują wiedzę młodszym trenerom. Mamy w kraju wielu specjalistów.

- Polska też ma wspaniałe tradycje, a na medal olimpijski naszego boksera czekamy od 1992 roku. Na ostatnie igrzyska, poza poza pięściarką Karoliną Michalczuk, kwalifikacji nie zdobył ani jeden. Ukraińscy zawodnicy mogą liczyć na pomoc państwa?
WG: Nie można tego powiedzieć. U nas też nie zawsze jest słodko. Jeśli chodzi o poważne wsparcie, są to raczej pojedyncze przypadki, kiedy danym pięściarzem zainteresuje się jakiś biznesmen lub polityk. Przykładowo, dopiero po igrzyskach w Londynie złoci medaliści otrzymali po samochodzie i mieszkaniu.

- A może trenerzy mogą liczyć na godziwe wynagrodzenie, odwrotnie niż w Polsce?
WG: Gdybym powiedział o godziwym wynagrodzeniu, musiałbym ugryźć się w język. Trenerzy zarabiają nie tyle słabo, co bardzo słabo. Niejednemu nie wystarczyłoby, żeby wyżywić siebie, a co dopiero rodzinę. To jest niewdzięczna praca. Wszystko opiera się na entuzjazmie, pasji i bokserskich tradycjach.

- 1 marca o pas mistrza świata WBO wagi piórkowej z Orlando Salido będzie walczył Wasyl Łomaczenko, mistrz olimpijski z Pekinu i Londynu. Ustanowi rekord i zdobędzie tytuł już w drugiej zawodowej walce?
WG: Wasja to mój kolega z reprezentacji, razem reprezentowaliśmy Ukrainę w Pekinie. Wiem jak trenuje, ma znakomitego szkoleniowca w osobie jego ojca, Anatolija Łomaczenki. Tworzą zgrany zespół i nie zdziwię się, jeśli Wasja wygra z Salido. Jestem wręcz przekonany, że to zrobi.

- Kolejny z pańskich kolegów, złoty medalista z Londynu Ołeksandr Usyk upatrzył sobie inny rekord. Chce pobić osiągnięcie Evandera Holyfielda i zostać mistrzem wagi cruiser wcześniej niż Amerykanin, przed 12. zawodową walką.
WG: Z racji wielkiego talentu oczywiście stać go na to, ale wiele będzie zależało od jego promotorów. Sasza na pewno dołoży wszelkich starań i jeśli stanie do walki o tytuł w rekordowym tempie, to prawdopodobnie osiągnie swój cel. Jest przecież mistrzem olimpijskim, to mówi samo za siebie.

- A co pan sądzi o pomyśle startu Kliczki na igrzyskach w 2016 roku? Spotyka się on z krytyką na zasadzie: „Władymir chce zabrać miejsce młodym” i tak dalej.
WG: Trudno mi się do tego odnieść, bo na razie są to tylko rozmowy, a konkretne decyzje nie zapadły. Kto wie, a może chodzi tylko o zabiegi PR, mające na celu wywołanie wokół Władymira kolejnego tematu w mediach? Poczekajmy na konkrety.

- Walka na dystansie trzech rund nie sprawiłaby Kliczce problemu?
WG: Mogłaby sprawić. Przestawić się z dwunastu na trzy rundy nie byłoby tak łatwo. W boksie zawodowym w ciągu trzech rund niekiedy jedynie się rozgrzewasz, a dopiero potem przystępujesz do działania.

Rozmawiał: Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl