ANETA RYGIELSKA: UMIEM ZADAWAĆ CIOSY NAWET WE ŚNIE

rygielska_aneta02

- Mama obawiała się, że mnie obiją, złamią mi nos i że się zniechęcę do tego sportu. Dopiero, gdy zdobyłam medal, to uwierzyła we mnie i zaczęła mi kibicować – mówi młodzieżowa mistrzyni świata z Albeny, Aneta Rygielska, na co dzień reprezentująca barwy klubu „Pomorzanin” Toruń.

- Jakim byłaś dzieckiem?
Aneta Rygielska: Mama mówi, że bawiłam się lalkami, ale też samochodami. Miałam parę koleżanek, ale większość czasu spędzałam z chłopakami na boisku. Bywało różnie, od spokojnych zabaw aż po strzelaniny.

- Nie sprawiałaś kłopotów?
AR: Myślę, że rodzice nie mieli nigdy ze mną problemów wychowawczych, raczej byłam grzeczną dziewczynką. Uważam, że na dużo mi pozwalali, ale ja tego nie wykorzystywałam. Nie ograniczali mnie. Było to typowe bezstresowe wychowanie. Miałam swobodę, mogłam spędzać czas, z kim chciałam. Jeżeli przebywałam w towarzystwie męskim, to mama nie miała nic przeciwko temu. Zawsze twierdziła, że lepiej, iż się kumpluję z chłopakami, bo w razie czego mogą mnie obronić. Naprawdę na rodziców nie mogę narzekać.

- Czy Twoje zainteresowania sportowe zaczęły się od boksu?
AR: Na początku trenowałam judo, było to jeszcze w podstawówce, w której odbywały się treningi. Później treningi zostały przeniesione do miasta. Musiałam przerwać, bo mama bała się o moje samodzielne dojazdy z Czerniewic do centrum. Później przez krótki czas trenowałam taekwondo. Dobrze się w tym nie czułam. I wtedy przyszedł czas na boks.

- Co zadecydowało, że wybrałaś boks? Spodobały Ci się walki oglądane w telewizji?
AR: Kiedyś koledzy przynieśli do szkoły rękawice bokserskie. Zainteresowałam się, co będą robić. Jak dowiedziałam się, że po lekcjach idą się bić, to z ciekawości poszłam z nimi. Nauczyli mnie trzymać gardę. I po prostu biłam się z nimi. Zauważyli, że mam zacięcie do walki, więc namówili mnie, bym poszła z nimi na prawdziwy trening. Trener zauważył moje zdolności, zabrał na zawody, a po półtoramiesięcznych treningach zdobyłam tytuł mistrza Polski. Wtedy już na dobre wsiąkłam w boks. Potrzebowałam rywalizacji.

- Co rodzice mówili na ten Twój wybór?
AR: Na początku mama nie była zadowolona z moich treningów. Mówiła „dobrze, dobrze”, ale miała nadzieję, że szybko z tego zrezygnuję. Jak jej powiedziałam o pierwszych mistrzostwach Polski, na które wysłali mnie trenerzy, to była bardzo zaskoczona, ponieważ krótko trenowałam, a ranga zawodów była bardzo wysoka. Po zdobyciu medalu jej radość była ogromna i od tamtego czasu dzielnie mnie wspiera. Tato nigdy nie miał nic przeciwko mojej decyzji.

- Nie dziwią się ludzie, że dziewczyna uprawia boks?
AR: Myślę, że teraz już są takie czasy, że dziewczyny trenują piłkę nożną, sztuki walki czy kulturystykę, czyli sporty, które uważane są za męskie. Sport staje się coraz bardziej demokratyczny.

- A jak faceci reagują na kobietę, która boksuje? Patrzą z podziwem, zazdrością, czy obawą?
AR: Są różne typy chłopaków. Niektórzy zazdroszczą, inni może czują jakiś respekt, a jeszcze innym jest to po prostu obojętne.

- Jakie cechy trzeba mieć, żeby osiągnąć sukces w tym sporcie?
AR: Przede wszystkim trzeba mieć silną psychikę. Można być świetnym na treningach, mieć doskonałą wytrzymałość, być supersilnym, ale jeżeli nie ma się odpornej psychiki, nie osiągnie się sukcesu. Znam takie osoby, które na treningach są mistrzami, a na ringu sobie nie radzą. Stres je zjada. Trzeba być zaciętym i umieć przegrywać, bo jak to w sporcie bywa, nie zawsze się zwycięża.

- Czy płaczesz, jak zdarzy Ci się przegrać?
AR: Znam smak przegranej, poznałam go na mistrzostwach Europy i na poprzednich mistrzostwach świata. Po takich walkach zdarzało mi się poryczeć.

- Co robisz przed wyjściem na ring?
AR: Przed zawodami już od samego rana jestem skupiona i myślę tylko o walce i o swojej przeciwniczce. Dbam o to, by być wypoczęta, choć nieraz w nocy śni mi się boks. Umiem nawet zadawać ciosy we śnie. Z reguły wygrywam. Uspokaja mnie muzyka, ale mogę też zwyczajnie przed walką posiedzieć pod ścianą i się wyciszyć.

- I ciągle myślisz o przeciwniczce? Boisz się?
AR: Do każdej walki podchodzę inaczej, bo każda wymaga innej strategii. Wychodzę na ring bardzo skoncentrowana, choć czuję lekki stres, a niekiedy nawet strach. Ale już po pierwszym gongu ten niepokój mija. Mam ułożony plan i myślę tylko o jednym, żeby walkę zakończyć na własną korzyść i… wygrać.

- Boksera bym o to nie spytał, ale Ciebie spytam. Czy można uderzać w piersi?
AR: Nie można. Dla bezpieczeństwa zakładamy jednak specjalne ochraniacze na piersi. Zdarzało się nieraz, że po walce miałam popękane ochraniacze. Oczywiście zabezpieczają tylko w pewnym stopniu.

- Czy lepiej być najedzonym przed zawodami, czy raczej walczyć na głodniaka?
AR: To zależy od człowieka. Ja lubię najeść się na trzy godzinki przed walką. Wtedy czuję się najlepiej. Nie jestem ani głodna, ani pełna. Ale znam zawodników, którzy wolą walczyć „na głodnego”. To wzmaga agresję. Ja jednak nie lubię, jak mi burczy w brzuchu, bo nie mogę się skupić.

- Czy używasz kosmetyków przed walką?
AR: Jedyny środek, jaki stosuję, to wazelina. Smaruję nią twarz, aby cios zadany przez przeciwniczkę „ześlizgiwał się” i nie pozostawiał siniaka. Siniaki są chyba dla boksera czymś normalnym. Widoczne ślady walki po zawodach. Czasami siniaki zostają na twarzy, zakrywam je wtedy podkładem i pudrem. Ostatnio „zaliczyłam” siniaka od trenera. Nieraz szybko schodzą, ale ten trzymał mi się przez tydzień. Był żółty, zielony, wszystkie kolory tęczy.

- Jestem ciekaw, czy boisz się o swoją urodę? Czy nie straszą Cię nieco spłaszczone nosy bokserów?
AR: W ogóle nie czuję takich zagrożeń. Ostatnio byłam u lekarza, który pocieszył mnie, że mam małą kość nosową i z moim nosem nie powinno się nic stać. Jak będzie, zobaczymy.

- Oprócz treningów musisz jeszcze znaleźć czas na naukę.
AR: Teraz jestem w klasie maturalnej, zdaję sobie sprawę, że poważne egzaminy przede mną. Nauczyciele starają mi się pomagać, jednak muszę nadrabiać wszystkie zaległości. Na szczęście nie mam większych luk. Koleżanki i koledzy również mnie wspierają.

- Co po maturze?
AR: Jeszcze nie podjęłam decyzji, nie wybrałam kierunku studiów. Chciałabym trafić do wojska lub do policji i oczywiście dalej boksować, bo z tym sportem wiążę swoją przyszłość. Wiem, że trudno będzie pogodzić te dwie rzeczy.

- Masz zatem bardzo mało czasu wolnego, bo z jednej strony treningi, z drugiej – szkoła i jest jeszcze Twój chłopak.
AR: Wojtek dopiero teraz wrócił ze Szkocji, gdzie pracował. Sam w przeszłości trenował przez kilka lat piłkę nożną, więc rozumie moją sportową pasję i to, że poświęcam mu mniej czasu. Wolne są tylko soboty i niedziele, kiedy mam po jednym treningu i nie mam szkoły. Ale po całym męczącym tygodniu wolę dłużej poleżeć w łóżku i odpocząć. Nie mam siły na jakieś imprezy. Chyba że małe zakupy w galerii handlowej.

- Co sobie sprawiłaś po zdobyciu tytułu mistrzyni świata?
AR: Oczywiście nowe ciuchy i… torebkę Louisa Vittona. To ostatnie to oczywiście żart.

- Czy na ringu również obowiązuje moda?
AR: Nowe trendy widać w ciuchach do trenowania. Zawsze coś modnego wchodzi na rynek, np. koszulki czy buty.

- A jak się ubierasz poza ringiem?
AR: Sportowo albo elegancko. Wszystko zależy od tego, ile mam czasu rano, jakie ciuchy zdążę sobie przygotować, a także jakie mam samopoczucie.

- O czym marzy bokserka?
AR: Oczywiście o igrzyskach olimpijskich, żeby przynajmniej tam wystartować. Obecne treningi są już przygotowaniami do olimpiady. Od stycznia wejdę w seniorski boks. To będzie trudny rok, choć mam nadzieję, że szybko się odnajdę.

- Co daje boks? Poprawia poczucie własnej wartości? A może przydaje się w ciemnej ulicy, wtedy mniej się boisz?
AR: W ciemnej ulicy to jestem dość strachliwą osobą, bo przecież mogę spotkać kogoś, komu nie dam rady. Na przykład wielki facet z pewnością okaże się silniejszy ode mnie. Wtedy najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka. Jestem szybka.

- Czyli nie jesteś agresywna i nie przekładasz zadziorności z ringu na życie prywatne?
AR: Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała wykorzystywać swoich umiejętności poza ringiem. Jestem osobą spokojną, ale o to najlepiej spytać mojego trenera.

Rozmawiał: Jan Oleksy, miastakobiet.pl

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Miasta Kobiet”, który w każdy ostatni wtorek miesiąca ukazuje się w Expressie Bydgoskim i Nowościach-Dzienniku Toruńskim.

Polub na Facebooku

Dodaj komentarz