OSTATNIA SZANSA PRZEMKA MAJEWSKIEGO

W zawodowym boksie często mamy do czynienia z następującym pozornym paradoksem. Idący od zwycięstwa do zwycięstwa bokser ma wielkie problemy ze znalezieniem odpowiadającego mu klasą rywala (zwłaszcza, jeżeli nie ma za sobą silnego promotora). Wystarczy jednak, że poniesie jedną lub dwie porażki w ringu i nagle pojawia się przed nim mnóstwo atrakcyjnych ofert. Dlatego, że zaczęto go postrzegać nie jako groźnego konkurenta do kasy i zaszczytów, ale jako potencjalną ofiarę, którą można wykorzystać do realizacji swoich celów. Coś takiego przydarzyło się właśnie naszemu Przemkowi Majewskiemu.

Przyznam, że z wielką sympatią śledziłem poczynania Przemka na amerykańskim ringu, które z góry wydawały się skazane na porażkę. Już na starcie był mocno spóźniony, zaczynając profesjonalną karierę pięściarską w wieku prawie 27 lat. Mozolnie i z uporem budował swą pozycję, walcząc na głębokim undercardzie za mniejsze pieniądze, niż dostawały panienki występujące pomiędzy rundami. Pokonywał kolejnych coraz to lepszych rywali, ale kasa nadal była bardzo skromna (np. 2000 USD za walkę z Caminero na gali Adamka). Kiedy jednak w czerwcu 2011 Majewski w świetnym stylu zwyciężył całkiem solidnego Marcusa Upshawa i zdobył pas WBO NABO, wydawało się, że może mu się jednak udać osiągnąć sportowy i finansowy sukces.

Następnym przeciwnikiem miał być Dionisio Miranda, ale w ostatniej chwili zastąpił go teoretycznie słabszy Jose Miguel Torres, który efektownie znokautował Majewskiego w 6 rundzie. Przemek pozbierał się psychicznie po bolesnej porażce i jak Syzyf na nowo podjął swoje dzieło. Pokonał czterech kolejnych rywali i był bardzo blisko walki ze słynnym Marco Antonio Rubio, ale skończyło się niestety tylko na obietnicach. W zamian przyszedł pojedynek z Patrickiem Nielsenem i wyraźna przegrana Majewskiego na punkty, która ponownie mocno cofnęła go w rankingach.

W tej sytuacji polski bokser nieoczekiwanie otrzymał propozycję skrzyżowania rękawic z Curtisem Stevensem, niedawnym przeciwnikiem Gennadija Gołowkina w walce o pasy WBA i IBO. Obóz Amerykanina nie ukrywa, że spodziewane zwycięstwo ma posłużyć odbudowaniu się Stevensa po bolesnej porażce z rąk fenomenalnego reprezentanta Kazachstanu. Dla Majewskiego będzie to jednak walka życia i zapewne ostatnia szansa na poważne zaistnienie w czołówce wagi średniej. Zamierza dać z siebie wszystko i walczyć o zwycięstwo. Sam Przemek słusznie zauważył, że Stevens najgroźniejszy jest na początku walki, a potem jego ciosy nie mają już początkowej mocy. Może gdyby udało mu się przetrzymać nawałnicę uderzeń Stevensa w kilku początkowych rundach, to potem lepsze warunki fizyczne Polaka pomogłyby mu w wypunktowaniu rywala z dystansu. Chyba to jednak scenariusz zbyt piękny, by mógł być prawdziwy.

Pożyjemy, zobaczymy. Walka Przemka Majewskiego „o wszystko” odbędzie się 25 stycznia 2014 roku w Atlantic City.

Dariusz Chmielarski, bokserzy.cba.pl

Dodaj komentarz