TOMASZ ADAMEK: POWOLI TRZEBA USUNĄĆ SIĘ W CIEŃ

- Zaraz po przegranej walce z Arturem Szpilką wsiadł pan w samolot i wrócił do USA, do rodziny. Miał pan czas i ochotę analizować porażkę i jej przyczyny?
Tomasz Adamek: Nie. I nie wiem dlaczego tak wyszło. Trudno gdybać i rozmawiać. Czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze, bo przecież nie stoczyłem ciężkiej walki. Dzień po pojedynku ze Szpilką nie było na mnie śladu walki. To nie była ringowa wojna. Ale pewnie i tak chce pan spytać co dalej z moim boksem…

- Za chwilę. Oglądał już pan to, co działo się w Krakowie?
TA: Nie, jeszcze nie.

- Dariusz Michalczewski powiedział, że przeszedł pan koło walki.
TA: A niech sobie gada. Zawsze przecież tak było, jest i będzie, że ludzie komentują. Walczyłem jak mogłem i zrobiłem co mogłem, ale zabrakło szybkości. A przecież powiedziałem wchodząc do ringu, że jeśli będę szybki i błysnę, mogę się jeszcze pokusić o wielkie walki. Tylko taki nie byłem, a to znaczy, że powoli trzeba usunąć się w cień.

- Dlaczego nie był pan szybki? Opowiadał pan, że po treningach w Gilowicach wszystkie atuty wróciły.
TA: Co mam powiedzieć? Lata lecą, stoczyłem sporo wojen w ringu, dawałem z siebie wszystko i to powoli wychodzi. Czasu nie oszukam…

- Jak pana znam to jednak korci, żeby jeszcze spróbować.
TA: Jeżeli coś może mnie skusić to dobra oferta finansowa. Walczyłem całe życie i jeśli dobre pieniądze pojawią się na stole, mogę wejść do ringu. Inaczej to nie ma sensu.

- Chciałby pan skończyć przygodę z boksem porażką?
TA: Pewnie że nie. Chyba nikt by nie chciał. To pierwsza odpowiedź jaka przychodzi mi do głowy, ale tak serio – jeszcze o tym nie myślałem, naprawdę. Jestem w domu, spędzam czas z rodziną, bo długo mnie nie było z bliskimi. Nie ma tylko kiedy jechać z nimi gdzieś odpocząć. Ja byłem przynajmniej u mamy, żona i dziewczyny siedziały w domu. A teraz nigdzie nie pojedziemy, bo córki mają szkołę. Cóż, poczekają do kolejnych wakacji.

- Wróćmy do sportu – rewanż ze Szpilką pana interesuje?
TA: A co by to dało?

- Pieniądze?
TA: Szczerze? Nie widzę w tym wielkiego zarobku. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.

- Dzisiaj już pan wie, że wielkie walki nie dla pana.
TA: Wiem, wiem… Czas weryfikacji był ósmego listopada w Krakowie. Powiedziałem to kibicom, mówiłem panu i trenerowi. Wszyscy wiedzieli co musi się stać, abym walczył dalej. Tymczasem nie wykonałem w ringu założeń. I jeśli nie jestem w stanie tego robić to znak, że czas Adamka minął, a razem z nim szansa na wielkie walki.

- Jest pan dzisiaj emerytem, który może wrócić na chwilę na ring?
TA: Tak to wygląda.

- Ma pan pomysł na to, co dalej robić ze swoim życiem?
TA: Na razie nie. Jestem w Ameryce i coś będę robił. Dopiero wróciłem do domu, ale tak naprawdę nie muszę odpoczywać, bo nie mam po czym. Nie jestem zmęczony fizycznie ani psychicznie. Zresztą, dlaczego miałbym być, skoro to nie była żadna wielka walka…

- Nawet w przegranym starciu z Wiaczesławem Głazkowem potrafił pan jednak przyspieszyć w ostatnich rundach, zaatakować i zaryzykować, aby poszukać szansy. Ze Szpilką tego nie widziałem. Dlaczego?
TA: Nie był najwygodniejszy. A poza tym, to ja nie byłem sobą. To kolejny powód przemawiający za tym, że nadszedł czas, aby się żegnać z kibicami.

- Mówiło się też, że jeśli pan wygra, spotka się z Aleksandrem Powietkinem albo Marco Huckiem. Tam byłyby duże pieniądze do zarobienia. Poza tym, zwycięstwa dałyby panu dużo także pod względem sportowym.
TA: Obiło mi się coś o uszy, ale nie myślałem o tym. Zawsze skupiałem się na najbliższym zadaniu i teraz też tak było. Cóż, wygrałbym, moglibyśmy teraz dyskutować czy to realne, a pan zastanawiałby się jaka kasa wchodzi w grę. Tylko znowu wracamy do tego samego – przegrałem, więc to nie ma sensu.

- Gilowice panu nie posłużyły.
TA: Taki jest sport. Coś się zaczyna i kończy. Trenowałem fajnie i mocno. Patrząc z dystansu niczego bym raczej nie zmienił. Problem w tym, że pogubiłem atuty. Starzeję się i nic na to nie poradzę.

- Gdyby jednak pan skończył z boksem już teraz to i tak w glorii najbardziej utytułowanego polskiego pięściarza zawodowego w historii.
TA: Fajna świadomość. Dwa razy byłem mistrzem świata, zdobywałem też mniej znaczące pasy. Trochę dla tego naszego boksu zrobiłem. Z kariery w wadze ciężkiej też jestem zadowolony. Toczyłem wojny w USA. Pamiętam oczywiście, że przegrałem w tej kategorii tę najtrudniejszą przeprawę, z Witalijem Kliczko, ale taki jest sport. Uczy wygrywać i przegrywać. Przerobiłem wszystkie lekcje.

- Szpilka ma – pana zdaniem – potencjał, aby osiągnąć coś wielkiego w wadze ciężkiej?
TA: Wygrał, bo ja byłem słabszy. Prawdziwy Adamek stłukłby go na kwaśne jabłko. Lata jednak lecą i nie pokazałem tego, co kiedyś. Życzę Arturowi jak najlepiej. Chciałbym, aby on i inni Polacy osiągali sukcesy. Chłopak ma swój styl, ale nie chcę go w żaden sposób oceniać. Nie lubię tego robić.

- Ma trochę talentu do tego sportu?
TA: Trudno o tym mówić, bo niby jak? Okaże się. Będzie mu trudno, ale niech walczy.

Rozmawiał: Kamil Wolnicki, przegladsportowy.pl