ROK 2014 W BOKSIE OLIMPIJSKIM – ROKIEM ZYGMUNTA CHYCHŁY

PZB1

Decyzją Zarządu Polskiego Związku Bokserskiego z dnia 17 grudnia 2013 roku bieżący rok uzyskał patronat jednego z najlepszych pięściarzy w historii polskiego boksu i został nazwany ROKIEM ZYGMUNTA CHYCHŁY. W ten sposób PZB chce uhonorować pamięć wybitnego boksera, zdobywcę pierwszego po II wojnie św. złotego medalu olimpijskiego dla Polski. Nazwisko Zygmunta Chychły (ur. 5 listopada 1926 roku w Gdańsku) i jego postać będą nam więc towarzyszyły we wszystkich wydarzeniach boksu olimpijskiego w Polsce w 2014 roku.

Patron Związku w 1952 roku w Helsinkach został mistrzem olimpijskim w wadze półśredniej, dwukrotnie – w Mediolanie (1951) i Warszawie (1953) – zdobył tytuł mistrza Europy. W latach 1948-1950 i w 1952 roku był mistrzem Polski, a w 1949 roku sięgnął z Gedanią po drużynowe mistrzostwo kraju. 17 razy wystąpił w reprezentacji Polski, odnosząc 15 zwycięstw (ogółem w karierze stoczył 264 walki, z których 237 wygrał.

Prowadzony przez znanego trenera Brunona Karnatha gdańszczanin był bokserem o świetnym wyszkoleniu technicznym. Imponował znakomitym refleksem. Wyprowadzał szybkie, urozmaicone ciosy z półdystansu i dystansu. Dzięki tej wszechstronności i widowiskowemu sposobowi prowadzenia pojedynków zyskał miano najlepszego stylisty w boksie. Był przy tym nietuzinkowym strategiem. Po ćwierćfinałowej walce na helsińskim turnieju olimpijskim w 1952 r. z czechosłowackim czarodziejem ringu, mistrzem olimpijskim z Londynu (1948) Juliusem Tormą, Chychła powiedział:

- Widziałem Tormę w akcji kilka razy w życiu, ale sam z nim nigdy nie walczyłem. Widziałem jak zwodami, nonszalancją, twarzą o kamiennej obojętności wyprowadzał przeciwników z równowagi. Mnie nie wyprowadzisz w pole swoim spokojem – pomyślałem sobie. Rozpoczęła się walka. On zwód, ja zwód. On obojętny i spokojny, ja odpłacam się tym samym. Nie daję się wciągnąć w zwarcia. Uważam dobrze na jego lewy prosty. Torma usiłował kilka razy zdezorientować mnie balansem ciała i zaskoczyć jakimś niespodziewanie wyprowadzonym ciosem. Nie udało mu się. Natomiast ja zastosowałem bardzo mylący zwód, po którym wypuściłem prawy prosty na żołądek Czechosłowaka. Torma poczuł ten cios. Już teraz nie bałem się jego sztuczek. Już wiedziałem, że niczym mnie nie zaskoczy – wspominał Chychła.

Historia jego życia ma wszystkie typowe wątki dramatycznych losów przedwojennej Polonii gdańskiej. Siłą wcielony do Wehrmachtu, ucieka do II Korpusu Armii Polskiej gen. Władysława Andersa i walczy przeciwko Niemcom. Do Polski wraca w 1946 roku i pnie się na szczyty. Oszałamiający sukces „Zygi” w Helsinkach wykorzystują propagandowo władze PRL. Decydują, że musi wystartować w 1953 roku na Mistrzostwach Europy w Warszawie – dlatego lekarze ukrywają przed nim, że jest poważnie chory na gruźlicę. Po zdobyciu złota w Warszawie jego stan jest krytyczny. A chory przestaje być potrzebny. Musi leczyć się na własny koszt. Dla zdobycia pieniędzy sprzedaje trofea.

Od 1956 roku myśli o wyjeździe z Polski do Niemiec – do brata żony. Nie ucieka jak wielu, ale składa oficjalne podanie. Przez prawie 20 lat dostaje odmowy. Rodzina Chychłów cierpi biedę.

- Stracił pracę w klubie, musiał zamienić rękawice bokserskie na dźwiganie worków w porcie. Po kilku latach z Gedanii go zwolniono, potem pozwolono pracować w małych klubach, musiał jeździć do Wejherowa czy Lęborka. W końcu zaczął trenować w Marynarskim Klubie Sportowym w Gdyni – opowiadał w 2004 roku „Gazecie” syn „Zygi” – Zygmunt Chychła junior.

W 1972 roku Chychła z żoną i trzema synami dostają wreszcie pozwolenie na wyjazd, decydują się osiąść w Hamburgu, gdzie olimpijczyk zostaje zatrudniony na kolei. Schorowany od lat 90. XX w. przebywa w Domu Seniora w Hamburgu. Dzięki akcji „Gazety” w 2003 roku otrzymuje tytuł Honorowego Obywatela Gdańska.

- Reprezentował najwyższy poziom techniki w polskiej szkole boksu. Mądrość nad siłą. Odstawał od innych pięściarzy w szkole Feliksa Stamma. Tego nie można było się nauczyć, on miał instynkt, który pozwalał mu boksować w ringu intelektualnie. Jako człowiek był skromny, ale też i trudny w kontaktach, chyba ze względu na typowy życiorys gdańszczanina z rodziny polskiej. Starszy brat zamordowany przez Niemców, a ojciec więziony – mówi Tadeusz Olszański, dziennikarz sportowy, autor książki „Została legenda. Rzecz o Feliksie Stammie”.

Olszański po publikacji reportażu o Chychle w 1984 roku w „Tempie” dostał od boksera list. Oto wiele mówiące o nim fragmenty: „(…) Zawsze czułem i czuję się nadal gdańszczaninem. Może właśnie moje pochodzenie i sytuacja narodowościowa przedwojennego Gdańska wycisnęły na mnie piętno tolerancji (…). Wywalczone przeze mnie pasy mistrza Europy i medal olimpijski nie były niestety, a może i na szczęście, ze złota, tak, że przedstawiały tylko wartość moralną za którą nie można było wiele kupić. Tylko dlatego przetrwały w przeciwieństwie do innych nagród moją chorobę i czas niedostatku (…)”.

Zygmunt Chychła zmarł 26 września 2009 roku, w Domu Seniora w Hamburgu. Miał prawie 83 lata.

źródło: Marek Górlikowski/trojmiasto.gazeta.pl; Paweł Kowalski/gdansk.naszemiasto.pl

Dodaj komentarz