„HUSARIA” O KROK OD SPRAWIENIA SENSACJI W MECZU Z KAZACHAMI

hus_ast

W drugim meczu 5. sezonu zawodowej ligi World Series of Boxing ekipa Rafako Hussars Poland przegrała w Lubinie nieznacznie 2-3 z jednym z faworytów rozgrywek – Astana Arlans Kazakhstan. Tak, więc podopieczni Zbigniewa Raubo i Jerzego Baranieckiego zdobyli jeden punkt, choć zaledwie jednej (!) wygranej rundy zabrakło im by świętować historyczny sukces, jakim byłoby zapewne pokonanie byłych mistrzów WSB.

Gdyby Mateusz Tryc (81 kg) wygrał 5. starcie walki z Hrvoje Sepem i w konsekwencji tego wypunktował Chorwata byłby bohaterem wieczoru, bowiem wcześniej dwa zwycięstwa na korzyść „Husarii” zapisali Dawid Michelus (60 kg) i Stephen Donnelly (69 kg). Ale po kolei…

52 kg: Hamza Touba – Olzhas Sattybayev 0-3 (45-50, 47-48, 46-49)
Pierwsza dość chaotyczna runda nie ukazała znaczącej przewagi Kazacha, który był zdaniem wielu ekspertów faworytem tego pojedynku. Reprezentujący Husarię Niemiec wchodził często w wymiany, nie chcąc oddać pola rywalowi. Siła fizyczna była jednak zdecydowanie po stronie Sattybayeva, który wykorzystywał błędy samego Touby i wygrał trzecią oraz czwartą odsłonę. Niemiec zostawiał nogi przy atakach, nie był skuteczny, a jego obrona mocno szwankowała. Sattybayev nie zwolnił tempa i w piątej rundzie zaczął bezkarnie obijać Toubę.

60 kg: Dawid Michelus – Zakir Safiullin 3-0 (48-47, 48-47, 48-47)
Polski pięściarz mówił w przedmeczowych rozmowach, że wreszcie poukładał sobie swój boks i ma czystą głowę. W Lublinie pierwsza runda nie była wspaniała w wykonaniu Michelusa, jednak jej ostatnie sekundy dobrze wróżyły i napawały optymizmem. Druga odsłona zdecydowanie pod dyktando Polaka, wystrzelił kilka razy bezpośredni prawy prosty oraz prawy z odchylenia, był skuteczniejszy. W trzeciej uwidaczniała się już lekka przewaga reprezentanta Husarii nad pasywnym Safiullinem, który jak dało się zauważyć nie miał po prostu pomysłu jak zaskoczyć Michelusa. Nasz zawodnik boksował efektywniej, bijąc celnie z kontry po unikach. Warto odnotować sporo trafionych uderzeń Polaka z prawej ręki, która była dziś bardzo skuteczna. Po czwartej rundzie wydawało się już, że tylko jakiś duży błąd może spowodować, iż Michelus nie zostanie zwycięzcą tego starcia. Zasłużona wygrana.

69 kg: Stephen Donnelly – Madyar Ashkeyev 3-0 (48-47, 49-46, 49,46)
Trzeba przyznać, że reprezentujący Husarię Irlandczyk nie był faworytem tego pojedynku. Pierwsza runda debiutu Irlandczyka w polskiej drużynie była jednak bardzo udana, czego dowodem była punktacja trzech wybranych arbitrów. Silniejszego fizycznie Ashkeyeva Donnelly zatrzymywał dobrym lewym prostym. Niestety, o ile dwie pierwsze odsłony były naprawdę solidne, o tyle w trzeciej Irlandczyk powoli opadał z sił, opuszczał ręce, dając się zaskoczyć. Ryzykownym ruchem było także pochylanie do przodu głowy, przez co mocne sierpowe Kazacha dochodziły celu. To co najbardziej jednak dziwiło, to fakt, że Ashkeyev w czwartej i piątej rundzie nie wykorzystał w pełni błędów i braku kondycji Donnelly’ego. W efekcie czego ręce w geście zwycięstwa uniósł Irlandczyk, który przez swoją ambicję w dwóch ostatnich starciach na pewno bardzo pozytywnie zaskoczył kibiców pięściarstwa w Polsce.

81 kg: Mateusz Tryc – Hrvoje Sep 1-2 (47-48, 47-48, 48-47)
Mocne uderzenia miały wtargnąć do hali w Lubinie właśnie podczas tego starcia. W trakcie pierwszych trzech minut atak za atak, ofensywa z obu stron, wejścia w półdystans – energiczny boks. Nieco lepiej wyszedł z niej Tryc, którego boks znalazł uznanie w oczach sędziów. Podobny obraz widzieliśmy w drugiej i trzeciej odsłonie, ani jeden ani drugi nie wypracowali sobie przewagi, jednak arbitrzy nie byli jednomyślni. W między czasie Chorwat zaczął trafiać Polaka lewym sierpowym, gdy Tryc zaczynał opuszczać prawą rękę i gdy brakowało lewego prostego. Czwarta runda, która była dosyć solidna w wykonaniu reprezentanta polskiej Husarii doprowadziła do tego, że ostatnie trzy minuty miały wyłonić zwycięzcę. Wydawało się, że w piątej odsłonie lepsze wrażenie sprawił Sep i to właśnie on po niejednogłośnej decyzji sędziów został ogłoszony zwycięzcą.

+91 kg: Paweł Wierzbicki – Filip Hrgović 0-3 (44-50, 43-50, 44-50)
Patrząc na skład Astany Arland na mecz wyjazdowy, zdecydowanie najmocniejszym punktem był Hrgović. Chorwacki pięściarz w swoich starciach zawsze imponuje świetnym lewym prostym, by tuż po nim wystrzelić mocny prawy sierpowy bity na górę. Dokładając jeszcze świetny balans i timing wydawało się, że młody Wierzbicki nie ma żadnych argumentów po swojej stronie. Mimo tego, jeden z naszych największych obecnie talentów na amatorstwie zaczął ambitnie, zbierając jednak sporo ciosów zadawanych z dużym impetem przez Hrgovicia. Do ostatniego gongu Chorwat prowadził walkę pod swoje dyktando. Surowa lekcja na Wierzbickiego.

źródło: bokser.org