CORAZ LEPSZY MASTERNAK POROZBIJAŁ ARGENTYŃCZYKA ULRICHA NA GALI W ŁODZI

masternak_gala lodz

Bardzo dobrze dysponowany Mateusz Masternak (43-5, 29 KO) porozbijał i pokonał przed czasem twardego Jose Gregorio Ulricha (17-4, 6 KO) w głównym daniu gali KnockOut Boxing Night Extra w Łodzi.

Mateusz od początku boksował na lekkim pressingu. Pod koniec pierwszej rundy zmienił na moment pozycję na mańkuta, wrócił do normalnej i zaskoczył zdezorientowanego rywala mocnym lewym sierpowym. Gdy Argentyńczyk podniósł ręce, skarcił go od razu lewym hakiem w okolice wątroby. Po przerwie Ulrich w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, próbował przejść do ofensywy, jednak Mateusz albo zbierał jego akcje na blok, albo je przepuszczał i wtedy kontrował. Były mistrz Europy w trzeciej odsłonie rozbijał przeciwnika mocnym lewym dyszlem, koncentrując się potem w półdystansie na obijaniu tułowia oponenta. Wrocławianin długo nie mógł znaleźć rytmu w czwartym starciu, aż w końcu trafił prawym podbródkowym. Gdy zobaczył, że to dobra broń na nisko schodzącego Argentyńczyka, jeszcze dwa razy złapał go na taką samą akcję. Dwadzieścia sekund przed końcem piątej rundy Mateusz wyprzedził rywala w akcji prawy na prawy, lekko nim zachwiał, ale Ulrich okazał się naprawdę twardym i ambitnym zawodnikiem. W szóstym starciu Polak zaskoczył Argentyńczyka dla odmiany lewym sierpowym, a gdy ten ruszył oddać, wciągnął go jeszcze na mocną kontrę z prawej ręki. Masternak wyszedł po przerwie na siódmą rundę po swoje. Od razu wydłużył serię do kilku mocnych bomb, a gdy Ulrich przyklęknął w narożniku, sędzia bez zbędnego liczenia przerwał nierówny pojedynek.

Kolejne zwycięstwo do bilansu dopisał Marek Matyja (18-2-2, 8 KO), który pokonał Czecha Ondreja Buderę (13-18-1, 8 KO). Pojedynek odbył się w limicie wagi cruiser i był jednostronnym widowiskiem. Matyja od początku robił swoje, zaznaczając przewagę siły i techniki. Pracował lewą ręką i starał się dokładać do niej różne uderzenia. Nie olśniewał, ale spokojnie kontrolował pojedynek. W ataku radził sobie przeciętnie, za to jak zwykle mało przyjmował, prezentując szczelną obronę. Jeśli chodzi o efektowne akcje, to w trzeciej i czwartej rundzie Czech był wyraźnie zraniony po dobrych ciosach na dół, obrywał też lewym sierpowym na głowę i prawym prostym. Mimo wszystko próbował i kilka razy zaskoczył Matyję. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali jednogłośnie dla Polaka – 60:54 i dwa razy 59:55. W przyszłym roku Marek może mieć sporo ciekawych propozycji (mówi się m.in. o walce z Mateuszem Trycem, a także o możliwościach walk wyjazdowych) i wydaje się, że możemy go zobaczyć w kilku ciekawych walkach z zawodnikami europejskiej klasy. Tego przynajmniej sobie i Markowi życzymy.

W pojedynku rozgrywanym w wadze średniej Kamil Gardzielik (11-0, 3 KO) pokonał wysoko na punkty Nikaraguańczyka Davida Bency’ego (14-19-1, 4 KO). Gardzielik od początku kontrolował mniejszego rywala lewym prostym i zaskakiwał go co jakiś czas ciosami z prawej ręki. Czasem prawym prostym na górę, czasem prawym na dół, a czasem prawym podbródkowym. Dobrze pracował na nogach i szybko narzucił swój styl. W drugim starciu nadal robił swoje, ale brakowało mocniejszego zaakcentowania przewagi, a jego ciosy jakby nie miały odpowiedniej wymowy. Prawy podbródkowy w trzeciej odsłonie był początkiem nieco lepszego okresu w wykonaniu Polaka. Prawa ręka coraz częściej dochodziła do celu, a rywal był kompletnie bezradny. Oprócz rzucanych raz na jakiś czas obszernych prawych i stosunkowo lekkich prawych prostych nie miał właściwie żadnych argumentów w ataku, choć Kamil również – mimo wyraźnej dominacji – nie zachwycał. Trafiał często ciekawymi kombinacjami, jednak nie mógł wykrzesać iskier. Podopieczny Andrzeja Liczika zerwał się do ostrzejszego ataku w końcówce szóstej rundy, gdy huknął konkretnym prawym, ale nie zdołał dokończyć roboty. Do końca walki obraz sytuacji w ringu już się nie zmienił, po ostatnim gongu sędziowie punktowali trzy razy 80:72 – wszyscy dla Gardzielika.

Jeden z najciekawszych polskich prospektów, rywalizujący w kategorii super średniej Kamil Bednarek (6-0, 3 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Czecha Tomasa Bezvodę (8-14, 5 KO). Polak od początku dobrze pracował prawym prostym, podwajał go i potrajał, a wkrótce dołożył lewy podbródkowy. Dobrze pracował na nogach i kontrolował pojedynek ze starającym się atakować rywalem. Bezvoda kilka razy trafił, ale nie mógł poważnie zagrozić Bednarkowi. Kamil zwiększył tempo w drugiej rundzie i szukał coraz mocniejszych rozwiązań. Czech był zraniony po ciosie na dół, ale za chwilę sam trafił mocnym prawym przy linach. Bednarek wydłużył serie i zaczął nacierać, ale Bezvoda pokazał twardość i przyzwoite umiejętności. W trzecim starciu Polak skupił się na wywieraniu aktywnej presji i całkowicie już panował między linami, a w czwartej rundzie ranił Czecha raz po raz ciosami na dół i na górę. Złapał luz i jego pomysłowe kombinacje mogły się podobać. Szóste starcie również było popisem Polaka, Bezvoda było liczony i ledwo dotrwał do końca, ale warto oddać szacunek dzielnemu Czechowi. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 60:54 i dwa razy 60:53 – wszyscy dla Bednarka.

W walce otwierającej transmisję zwycięstwo odniósł Maks Hardzeika (9-0, 4 KO). Białorusin zdominował w każdym elemencie doświadczonego Adama Grabca (8-33, 1 KO), który nie był w stanie przeciwstawić się przewadze siły, szybkości i techniki rywala. Białorusin zmieniał płaszczyzny ataku, nieźle pracował na nogach i w piątej rundzie przygotował sobie kończącą pojedynek akcję. Mocny prawy i reakcja weterana z Żor sprawiły, że sędzia przerwał walkę i ogłoszono zwycięstwo Hardzeiki przed czasem.

Rafał Wołczecki (2-0, 2 KO) słynie z mocnego uderzenia i potwierdził swoją reputację na dzisiejszej gali w Łodzi, szybko odprawiając Nikaraguańczyka Nelsona Altamirano (10-38-3, 6 KO). Polak zaczął od lewego prostego na dół, a potem zrzucał bomby – najpierw na korpus, a potem na górę. Skontrował potężnym prawym, a chwilę później trafił kolejnym soczystym uderzeniem i rywal był liczony. Pozbierał się, ale po lewym sierpowym znów padł, a następnie został zahaczony następnym mocnym ciosem i był liczony po raz trzeci. Sędzia Arkadiusz Małek nie przerwał jednak walki. Koniec nastąpił w drugim starciu, gdy lewy sierpowy posłał Altamirano na deski po raz czwarty. Kiedy Wołczecki trafił chwilę później podbródkowym, przeciwnik znów zwijał się z bólu. Sędzia zaczął liczyć, ale w końcu zdecydował się na przerwanie.

Konrad Kaczmarkiewicz (1-0, 1 KO), należący do krajowej czołówki wagi ciężkiej w boksie olimpijskich, zbił parę kilogramów i już jako półciężki udanie zadebiutował w gronie zawodowców. Walka bez większej historii. Inny debiutant – Bartłomiej Włodarczyk, poległ w końcówce pierwszej rundy. Wcześniej Jan Czerklewicz (4-1, 1 KO) zastopował w trzecim starciu Przemysława Biniendę (2-29, 2 KO), a Bartłomiej Szczęsny (2-0) wypunktował twardego journeymana Artsioma Czarniakiewicza (3-29, 3 KO).

źródło: bokser.org