W DRODZE NA OLIMP. ODCINEK 6: POLUS I CHMIELEWSKI MISTRZAMI EUROPY, POLSKA Z PUCHAREM NARODÓW!

paspolusa

Podczas ubiegłorocznych Igrzysk Olimpijskich w Berlinie polscy pięściarze nie znaleźli się wśród medalistów turnieju. Najdalej awansował Henryk Chmielewski, który przegrał dopiero w boju o brązowy medal. Wstydu jednak nasi bokserzy nie przynieśli; Sobkowiak i Chmielewski wygrali po dwa pojedynki, po jednym zwycięstwie odnieśli Polus, Czortek i Kajnar. Można więc było powiedzieć o pewnym postępie.

 Rok 1937 rozpoczął się obiecująco, od wysokiego zwycięstwa (12:4) nad Norwegią, nokautu zadanego Austrii (15:1), wygraną z 10:6 z Węgrami. Była i porażka z Niemcami, w pechowym dla nas Dortmundzie, ale już mniejsza, niż pięć lat wcześniej, bo 5:11. W niemieckim zespole wystąpili wszyscy medaliści ostatniej olimpiady, zdobywca złotego medalu w wadze muszej, Kaiser, w półśredniej Murach – srebrnego i Miner, który w Berlinie sięgnął po brąz.

Już pod koniec marca, a więc przed mistrzostwami Polski kapitan sportowy PZB, p. Bielewicz podał przypuszczalny skład naszej reprezentacji na Mistrzostwa Europy w Mediolanie, w kategoriach od muszej do ciężkiej: Sobkowiak, Czortek, Polus, Woźniakiewicz, Chmielewski, Szymura i Piłat. Do ostatniej chwili ważył się wybór pięściarza wagi półśredniej- pomiędzy doświadczonym Sipińskim, a nowym objawieniem polskiego boksu- Kolczyńskim. Postawiono na rutynę.

Jako pierwszy z Polaków na mediolańskim ringu pojawia się Sobkowiak. W pierwszej rundzie sierpowe Polaka chybiają celu, kończą się klinczem. Dopiero pod koniec starcia ciosy Sobkowiaka są skuteczne, lądują na twarzy Rumuna Radana. W drugim starciu utrzymuje się przewaga naszego pięściarza, ale mierny technicznie, za to silny i szybki przeciwnik nie daje za wygraną. W ostatnim starciu Sobkowiak jest już tak pewny zwycięstwa, że lekceważąco opuszcza ręce i w jednym z takich momentów na jego szczękę jak piorun spada prawy sierp Rumuna. Polak siada na deskach, ale po 5 podrywa się z podłogi. Podejmuje walkę, wciąż jednak jest groggy. Radan próbuje wykorzystać sytuację, doskakuje odkryty do Polaka, i on zapomina o gardzie. Sobkowiak intuicyjnie kontruje, a wtedy… na deski pada Rumun. Włoska publiczność wyje z zachwytu, a my odnosimy pierwsze, cenne zwycięstwo.

Zaraz po Sobkowiaku na ringu pojawia się kolejny Polak – Polus. Jego rywalem jest najlepszy z Austriaków. Jaro tuż po gongu rzuca się do furiackiego ataku, Polus robi krok do tyłu i uderza prawym sierpem na szczękę. Pod Jaro uginają się nogi, siada na deskach. Podnosi się, ale po tym ciosie schodzi z niego powietrze, walczy bez wiary i przegrywa zasłużenie.

Na Chmielewskiego czeka w ringu Belg Claessen. Prawie cała pierwsza runda to nieustanna kanonada Belga. Dopiero w końcówce starcia, kiedy Belg naciera coraz śmielej i zapomina o obronie, Chmielewski posyła mu kilka soczystych bomb. Po jednej z nich Claessen wpada w liny, zwisa między bezwładnie, ale odzywa się gong. Druga runda od początku do końca należy do Polaka; Chmielewski bezustannie w natarciu, Belg ratuje się klinczami. Przewaga naszego pięściarza jest na tyle wysoka, że w ostatnim starciu pozwala sobie na chwile odpoczynku przed następnym spotkaniem. Wygrywa wysoko.

Rywalem Szymury jest mocno już podstarzały, jak na boksera oczywiście, Duńczyk Joergensen. Trudno wyrokować czy wiek, a może łysina Duńczyka tak deprymują Polaka, że walczy bez wiary we własne siły. Jest niemrawy i usztywniony. Na szczęście w drugiej i kolejnej rundzie odzyskuje wigor i Duńczyk kilkakrotnie znajduje się w poważnych opałach. Zwycięstwo odnosi Polak, ale obaj zawodnicy zbierają premię – gwizdy mocno zniesmaczonych kiepskim widowiskiem kibiców.

Drugiego dnia turnieju walczy trzech Polaków: Woźniakiewicz, Sipiński i Piłat. Pierwszy z nich spotyka się z groźnym Irlandczykiem Smithem. Przez większą część pierwszej rundy przeważa Irlandczyk; jego silne i celne ciosy co i raz sięgają głowy i korpusu Woźniakiewcza. W drugiej Smith traci oddech, a wtedy Polak przechodzi całkowitą metamorfozę. Woźniakiewicz jest w ofensywie, walczy jak w transie, bije całe serie niczym z karabinu maszynowego. Publiczność przygląda się ze zdumieniem, jakby widziała w ringu innego zawodnika. Smith jest bezradny, podczas klinczu uderza głową, za co otrzymuje ostrzeżenie, chwilę po nim drugie. Po prawym zamachowym Polaka leci na liny i w tym momencie rozlega się gong. Spontaniczny aplauz widowni towarzyszy ogłoszeniu zwycięstwa Woźniakiewicza.

Nie najlepiej zaczyna się pojedynek Sipińskiego. Krępy Belg niewiele umie, ale i tak jego chaotyczne ataki przynoszą mu punkty. Na szczęście dla naszego pięściarza rywal walczy nieczysto i po trzecim ostrzeżeniu sędzia odsyła Danhine do narożnika, ogłasza zwycięstwo Sipińskiego przez dyskwalifikację rywala.

Przychodzi pierwsza, choć niezasłużona, porażka. Rywalem Piłata jest brązowy medalista berlińskich igrzysk, Norweg Nielsen. W pierwszym starciu Polak przypuszcza nieustanne ataki, jego ciosy chwieją Nielsenem. W drugiej rundzie do głosu dochodzi Norweg, ale w ostatniej Piłat znów żywiołowo naciera, rywal jest groggy. A więc dwie z trzech rund należą do naszego boksera. Tak uważa widownia i prasa, wszyscy zainteresowani. Innego zdania są sędziowie – przyznają zwycięstwo Nielsenowi.

Nadchodzi kolejny dzień, w którym nasi walczą ze zmiennym szczęściem. Najpierw Woźniakiewicz mierzy się zawodnikiem gospodarzy, Włochem Facchinem – mistrzem kontynentu z 1934 roku. Po pierwszej, przegranej przez Polaka rundzie, w drugiej siły rywali wyrównują się, ale w trzeciej zdecydowanie prowadzi Woźniakiewicz. Wtedy do głosu dochodzi kurtuazyjny w stosunku do gospodarzy sędzia ringowy- niezasłużenie karze Polaka dwoma ostrzeżeniami. I to w rezultacie przesądza o porażce Woźniakiewicza.

Nasz najlżejszy bokser Sobkowiak spotyka się z Irlandczykiem Healy. Polak w każdej rundzie jest pięściarzem lepszym i zasłużenie awansuje do kolejnej tury zawodów.

Duże szczęście ma Czortek, który w pierwszym dniu turnieju trafił wolny los. Kierownictwo polskiej ekipy obawia się o jego kondycję, bowiem przez kilka dni zawodnik zrzucał wagę, pozostaje na ostrej diecie. Przez dwie rundy „Kajtek” ciuła punkty, aby w ostatniej oddać inicjatywę w ręce przeciwnika, Niemca Wilke. Zdobycz z dwóch okazała się wystarczającą – Polak wygywa niewysoko, ale wyraźnie.

Ciężki bój toczy Polus. Jego rywal Freimuth zadaje ciosy silne i celne, trafia na głowę i korpus. Wygrywa pierwszą rundę, ale na szczęście w drugiej poznaniak swoim lewym prostym wyprzedza każdą akcję Estończyka – trzecia jest powtórką poprzedniej. Polus już do końca nie oddaje inicjatywy i odnosi zwycięstwo.

Włoskiej publiczności, która oczekiwała po walce Chmielewskiego fajerwerków, nie podoba się styl, w jakim Polak walczy ze Szwajcarem Fleury. Tym razem „Chmiel” boksuje ostrożnie, ogranicza się do pojedynczych ciosów, kontruje atakującego zza szczelnej gardy przeciwnika. Z satysfakcją odnotowujemy zwycięstwo kolejnego Polaka.

Szymura w pojedynku z Anderssonem przechodzi samego siebie. Jego dyszle rozbijają gardę Szweda, pod koniec walki dwukrotnie rzuca go na deski. Liczący Anderssena sędzia wymawia właśnie „siedem”, gdy brzmi gong kończący rywalizację.

Tak więc do półfinałów awansuje aż sześciu z ośmiu polskich pięściarzy: w wadze muszej – Sobkowiak, koguciej – Czortek, piórkowej- Polus, półśredniej- Sipiński, średniej – Chmielewski i półciężkiej – Szymura.

Sobkowiak odnosi sensacyjne zwycięstwo nad mistrzem olimpijskim, Niemcem Kaiserem. Niemiec rozpoczyna pojedynek od wypadów, na które nasz zawodnik odpowiada celnymi kontrami. Druga runda jest podobna do pierwszej, z tym tylko, że kontry Polaka są mniej celne. W ostatnim starciu wyczerpany Niemiec atakuje w wysuniętą głową, sędzia udziela dwóch kolejnych ostrzeżeń… Polakowi – przy jednym dla Niemca. Ale to nie wystarcza Kaiserowi do zwycięstwa, ogłaszają wygraną Polaka. Niemcy składają protest i przez blisko pół godziny atmosfera zawodów jest bardzo napięta. Na szczęście FIBA (poprzednik AIBA) nie uwzględnia protestu – utrzymuje w mocy zwycięstwo Sobkowiaka. Ten werdykt włoska publiczność, która, o dziwo, niechętnie traktowała bokserów niemieckich, przyjmuje ogromnym aplauzem.

Zlekceważony przez Czortka rumuński bokser Osca dysponuje świetnymi warunkami: dużym zasięgiem ramion, wielką mocą w pięściach i taką wytrzymałością. Polak wygrywa dwie pierwsze rundy wyraźnie, na każdy cios odpowiada dwoma, jest lepszy na dystans i w zwarciu. W trzeciej wdaje się w niepotrzebną bijatykę, kilkakrotnie ciosy rywala są szybsze. Ale i tej rundy nie przegrywa, w najgorszym wypadku remisuje. Tymczasem sędziowie ogłaszają wygraną Rumuna.

Styl walki Polusa nie zachwyca widowni, ale w walce z Węgrem Szabo walczy dojrzale, a przede wszystkim skutecznie. Po pierwszej, przegranej rundzie, dwie następne wygrywa zdecydowanie. Tym razem sędziowie nie popełniają pomyłki, ogłaszają zwycięstwo Polaka.

Sipiński toczy półfinałowy pojedynek zupełnie nieźle, ale jego przeciwnik Mandi jest lepszy. Węgier wygrywa dzięki celnym i błyskawicznym kontrom.
chmielewski
Chmielewski aż się pali do walki z półfinałowym rywalem Tillerem. Polak przegrał z Norwegiem podczas igrzysk w Berlinie, gdzie Tiller zdobył srebrny medal, teraz Henryk za wszelką cenę chce zmazać plamę tamtej porażki. I wygrywa- w sposób nie budzący wątpliwości:

„Polak wygrał mecz lewą ręką. Od razu w pierwszej rundzie trafił nią w oko Norwega. Oko puchnie i zamyka się. Od tej chwili Tiller nie jest w stanie dostrzec i na czas zareagować na lewe ciosy. Mimo to nie sprzedał się tanio: górował w zwarciu i przewyższał Chmielewskiego twardością. Nawet wtedy kiedy był groggy po ciosie, potrafił odpowiedzieć takim uderzeniem, że Chmielewski zachwiał się i omal nie wylądował na deskach. Trzecia runda przeprowadzona była na wymianę ciosów i zakończyła się remisowo”- relacjonował spotkanie Przegląd Sportowy (37/1937).

Pierwsza runda walki Szymury z Norwegiem Johnsonem prowadzona jest bardzo niemrawo, pięściarze walczą nadzwyczaj ostrożnie, czekają na inicjatywę drugiej strony. W drugiej rundzie na atak decyduje się Szymura. Jego lewe proste są silne i szybkie, rozbijają gardę Johnsona. Norweg próbuje swoich sił w walce z bliska, co kończy się jednak ostrzeżeniem -za ataki głową. Szymura jako czwarty Polak znajduje się w finale mistrzostw!

Ponieważ w owym czasie nie przyznawano dwóch trzecich miejsc, miejsce na podium należało sobie wywalczyć. Niestety, obaj nasi bokserzy: Czortek i Sipiński są rozbici wcześniejszymi pojedynkami, oddają zwycięstwa walkowerem.
sobkowiak
Finałowym rywalem Sobkowiaka jest doskonały pięściarz węgierski Enekes. Spotkanie okazuje się dla postronnego widza mało interesującym; przez dwie rundy obaj zawodnicy unikają konfrontacji, obaj są na tyle dobrzy technicznie, by uniemożliwić przeciwnikowi zdobycie punktów. Dzięki nieco większej inicjatywie dwie rundy wygrywa Węgier, trzecia jest zdobyczą Polaka. To jednak za mało, do góry – na znak zwycięstwa – wędruje ramię Enekesa.

Polus ma przeciwko sobie nie tylko Cortonesiego, ale i wypełniającą mediolański teatr Pucciniego włoską publiczność, która żywiołowo dopinguje swojego faworyta. I pierwsza runda jest zdobyczą Włocha, który kilkakrotnie trafia Polaka ciężkimi ciosami. W drugim starciu Polus znajduje właściwy rytm, nurkuje pod ciosami Cortonesiego, punktuje boleśnie lewymi prostymi i sierpowymi. Włoch otrzymuje ostrzeżenie za uderzenia głową i tę rundę sędziowie oceniają wysoko na rzecz Polaka. w trzecim starciu obaj są już bardzo zmęczeni, choć Polus lepiej znosi trudy pojedynku; z łatwością unika coraz wolniejszych ciosów Włocha, sam trafia z kontry, po których dodaje  ciosy zamachowe. Na biodrach Polusa zawieszają mistrzowski pas, ale włoska publiczność nie uznaje tego werdyktu; przeciągłe gwizdy towarzyszą wciąganiu na najwyższym maszt biało – czerwonej flagi. Nie milkną podczas odgrywaniu Mazurka Dąbrowskiego i w trakcie pierwszej rundy kolejnego pojedynku.
polus
Do ringu wchodzi Chmielewski, po przekątnej stoi już jego przeciwnik- Holender Dekkert. Po gongu Holender atakuje, ale jego uderzenia Polak udaremnia side–stepami. Dochodzi jednak do zwarcia i Dekkert trafia prawą w oko Chmielewskiego. Powieka szybko puchnie, znacznie utrudnia widzenie. Dekkert jest lepszy w zwarciach, więc łodzianin usiłuje utrzymać go na dystans. Celne uderzenia Chmielewskiego sięgają twarzy krępego Holendra. Dekkertowi udaje się przedrzeć do półdystansu, kilka uderzeń wstrząsa Polakiem. Do ostatniej rundy rywale przystępują z ogromną determinacją. Trwa nieustanna wymiana ciosów, aż do gongu kończącego walkę. Teraz następują chwile niepokoju i wątpliwości; pojedynek był bardzo wyrównany, każdy werdykt może spotkać się ze sprzeciwem drugiej strony. Sędziowie przyznają zwycięstwo Henrykowi Chmielewskiemu, co, zgodnie z oczekiwaniem, spotyka się z głośnymi protestami Holendrów i części widowni. Natomiast w polskim obozie radość graniczy z euforią- drugi Polak na najwyższym stopniu mistrzostw Europy!

Ale trwa krótko, bo Stamm prowadzi do ringu czwartego reprezentanta Polski – Franka Szymurę. Tego dnia już po raz drugi dochodzi do spotkania z pięściarzem gospodarzy; rywalem Szymury jest bardzo młody, ale rokujący wielkie nadzieje Luigi Musina. Nasz zawodnik ma świadomość, iż w tym boju powinien dać z siebie wszystko, a jego zwycięstwo musi być w stu procentach przekonywujące. Początek walki daje przewagę Musinie, który błyskawicznymi lewymi celnie kłuje Polaka. Szymura szybko się opanowuje i z kolei on zaczyna częstować Włocha lewymi prostymi, po których przechodzi do zwarcia, uniemożliwiając tym przeciwnikowi rozwinięcie akcji ofensywnych. W drugim starciu na ataki Musiny Szymura odpowiada kontrami. Włoch denerwuje się, co utrudnia logiczne rozwiązanie, nie może znaleźć na naszego pięściarza sposobu. W ostatniej rundzie Polak nie zmienia taktyki. Nadal kontruje chaotyczne ataki Włocha, sam nie daje się celnie trafić. Obaj wykazują już duże zmęczenie i walka przekształca się w zapasy. Tym razem w polskim obozie, w przeciwieństwie do pojedynku Chmielewskiego, nie ma obaw czy wątpliwości – przecież zwycięstwo Szymury jest zdecydowane i przekonywujące. Niestety, sędziowie są innego zdania, orzekają wygraną Musiny. Luigi podchodzi do Szymury i ściska go ze słowami: Jak jestem mistrzem, ale ty jesteś najlepszy! Po ceremonii dekoracji i odegraniu hymnów szczęśliwy Włoch zbiera gratulacje, udziela wywiadów, podpisuje autografy, Polak – znika w szatni, zasłania twarz ręcznikiem i płacze jak dziecko.
szymura
Po zawodach następuje skrupulatne podliczanie punktów i okazuje się, że polski zespół- z 25 punktami-  zdobywa nagrodę dla najlepszej reprezentacji – Puchar Narodów. Jesteśmy na szczycie – za nami takie potęgi jak Włochy (22 pkt), Niemcy (18pkt), Węgry (16 pkt).

W narożniku Stamma

Zwycięstwo Polusa było nawet dla Polaków największą niespodzianką. Posłuchajmy jak to się stało, w jaki sposób zdobyte zostało pierwsze w dziejach polskiego boksu mistrzostwo Europy. – Polus dygotał w szatni ze zdenerwowania – opowiada trener Stamm. Nie wiedziałem, co z nim zrobić, jak go uspokoić. – Zaczyna się walka, Aleks idzie bez najmniejszej ostrożności, raz i drugi nadziewa się na swingi Cortonesiego, musi klamrować. Zachodzę w głowę: jakby tu chłopca uspokoić i doprowadzić do normy?
Kiedy Polus wrócił do narożnika, od razu wsiadłem na niego z góry:
- Czyś ty rozum stracił? Jak boksujesz? Przegrałeś rundę! On ciebie bije, a ty stoisz jak szparag!
- Więc co mam  robić? Bije i nie ma na to rady!
- Idź drewniaku na niego lewą, czekaj spokojnie aż on wyjdzie ze swoim swingiem, wtedy cofnij się i kontruj. Jeszcze nie ma nic straconego: jeśli wygrasz tę rundę, masz wygrany cały mecz!
Polus poszedł dokładnie jak mu poleciłem i zaczął lać Włocha. A przed trzecią rundą nie tylko nie był zmęczony, ale tak palił się do walki, że nie mógł doczekać się gongu.
- A Chmielewski?
- Chmielewski zachowywał się do ostatniej chwili spokojnie. Poszedł na finał jak na zwyczajny mecz. A po walce był tak bezczelny, że kiedy sędzia wchodził na ring z pasem mistrza Europy, ale wynik nie był jeszcze ogłoszony, Chmiel podszedł do niego i chciał mu pas odebrać. Musiałem go powstrzymywać… Heniek dopiero w szatni był podniecony i u wszystkich szukał potwierdzenia swego zwycięstwa: Czy wygrałem? Czy naprawdę wygrałem?

Tak opowiada p. Stamm. Ktoś jednak musi mówić o Stammie. Ten człowiek dzieli z zawodnikami ich sukcesy. Jak dalece jest to prawda, świadczyć może fakt, że Polus we wszystkich spotkaniach przegrywał pierwszą rundę, a po otrzymaniu wskazówek trenera zdołał odwrócić kartę i odrobić stracone punkty. Tak właśnie jak w finale. P. Stamm zasłużył na naszą wdzięczność i honorową kartę w dziejach polskiego boksu. P.S. 38/1937

Opracował: Krzysztof Kraśnicki