Archiwum: Wrzesień 2015

TYLKO OSIEM DNI DO MISTRZOSTW ŚWIATA SENIORÓW. NASI ZNAJĄ NAZWISKA RYWALI

Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (AIBA) opublikowało w piątek ostateczną listę pięściarzy, którzy zakwalifikowali się do Mistrzostw Świata w Dausze. W sumie w boksersko mocno egzotycznym Katarze już za 8 dni wystąpi 260 zawodników z 73 państw, w tym trzech reprezentantów Polski – Dawid Jagodziński (49 kg), Tomasz Jabłoński (75 kg) oraz Igor Jakubowski (91 kg).

Poniżej prezentujemy zestawienie rywali naszych pięściarzy w drodze do wymarzonych Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, gdyż światowy czempionat stanowi jeden z elementów kwalifikacji olimpijskich. Co ciekawe nie ma wśród nich dwóch doskonałych zawodników – Khaibuli Musalova z Azerbejdżanu (75 kg) oraz Bułgara Tervela Puleva (91 kg), którzy prawdopodobnie na skutek kontuzji nie wystartują w Katarze. W ich miejsce desygnowano Słoweńca Aljaza Venko (75 kg) i Holendra Roya Korvinga (91 kg).

49 KG (25)

Brendan Irvine (Irlandia)
Muhammed Unlu (Turcja)
Dmytro Zamotayev (Ukraina)
Vassili Egorov (Rosja)
Tinko Banabakov (Bułgaria)
Rufat Huseynov (Azerbejdżan)
Harvey Horn (Wielka Brytania)
Samuel Carmona (Hiszpania)
Dawid Jagodziński (Polska)
Imad Ahayoun (Maroko)
Sulemanu Tetteh (Ghana)
Fazil Juma Kaggwa (Uganda)
Khasanbay Dusmatov (Uzbekistan)
Rogen Ladon (Filipiny)
Laishram Devender Singh (Indie)
Gankhuyag Gan-Erdene (Mongolia)
Tomoya Tsuboi (Japonia)
Murod Rasulov (Tadżykistan)
Kornelis Kwangu (Indonezja)
Josh English (Australia)
Yoahnys Argilagos (Kuba)
Joselito Velasquez (Meksyk)
Nico Hernandez (USA)
Victor Santillan (Dominikana)
Leandro Blanc (Argentyna)

75 KG (27)

Michael O’Reilly (Irlandia)
Zoltan Harcsa (Węgry)
Zaal Kvachatadze (Gruzja)
Petr Khamukov (Rosja)
Salvatore Cavallaro (Włochy)
Tomasz Jabłoński (Polska)
Valeriy Kharlamov (Ukraina)
Max van der Pas (Holandia)
Hossam Bakr Abdin (Egipt)
Zibani Chikanda (Botswana)
Yahya Mekacheri (Tunezja)
Bektemir Melikuziyev (Uzbekistan)
Vikas Krishan (Indie)
Sajad Mehrabi (Iran)
Wahid Abderredha (Irak)
Zhanibek Alimkhanuly (Kazachstan)
Aphisit Kanankhokkhruea (Tajlandia)
Daniel Lewis (Australia)
Jonathan Keama (Papua-Nowa Gwinea)
Arlen Lopez (Kuba)
Marlon Delgado (Ekwador)
Misael Rodriguez (Meksyk)
Endri Saavedra (Wenezuela)
Anthony Campbell (USA)
Ajaz Venko (Słowenia)
Christian M`Billi Assomo (Francja)

91 KG (24)

Abdulkadir Abdullayev (Azerbejdżan)
Gevorg Manukyan (Ukraina)
Paul Omba Biongolo (Francja)
Evgeniy Tishchenko (Rosja)
Nikolajs Grisunins (Łotwa)
Igor Jakubowski (Polska)
Sergey Korneyev (Białoruś)
Roman Fress (Niemcy)
Abdeljalil Abouhamada (Maroko)
Chouaib Bouloudinats (Algieria)
David Akankolim (Ghana)
Vasiliy Levit (Kazachstan)
Rustam Tulaganov (Uzbekistan)
Dzhakhon Kurbanov (Tadżykistan)
Reza Moradkhani (Iran)
Ihab Almatbouli (Jordania)
David Nyika (Nowa Zelandia)
Jason Whateley (Australia)
Erislandy Savon (Kuba)
Yamil Peralta (Argentyna)
Juan Nogueira (Brazylia)
Julio Castillo (Ekwador)
Joshua Temple (USA)
Roy Korving (Holandia)

KONTUZJA SALETY. ADAMEK, SĘK, BRODNICKA, CIEŚLAK, MISZKIŃ I SZEREMETA GÓRĄ

PBN-15

W głównej walce wieczoru Polsat Boxing Night złą passę przerwał Tomasz Adamek (50-4, 30 KO), który pokonał przed czasem Przemysława Saletę (44-8, 22 KO). „Góral” ruszył jak za starych lat na Gołotę. Bił kombinacjami góra-dół i już w dwudziestej sekundzie trafił mocnym prawym sierpowym. Były mistrz Europy wagi ciężkiej próbował strzelić zza podwójnej gardy, jednak dawny champion dwóch kategorii był dla niego zbyt szybki, a rundę zakończył prawym krzyżowym na szczękę. Po przerwie Adamek kąsał błyskawicznym lewym jabem, raz na jakiś czas doskakując z serią trzech-czterech uderzeń. Saleta nie sięgał, więc zamiast na górę, szukał akcji po dole. W trzecim starciu Przemek idąc za radą Roberta Złotkowskiego wystawiał się na prawy Adamka, starał się go zebrać na bark czy rękawicę i błyskawicznie skontrować swoim prawym. Coś na wzór Jamesa Toneya… Recepta okazała się trafna. Przemek rzeczywiście w czwartej odsłonie trafił Tomka ze trzy razy, lecz jego problem polegał na tym, że na jedno jego trafienie, rywal odpowiadał dziesięcioma swoimi. Ale przynajmniej zacząć się dobierać mu do skóry… W piątej rundzie jednak Saleta jakby stanął w miejscu. Przyjął sporo, ale w przerwie przed szóstym starciem poddał się z innego powodu.
- Kontuzja barku. Nie mogę ruszać lewą ręką – powiedział do sędziego Leszka Jankowiaka.- Właściwie od drugiej rundy boksował tylko prawą ręką, licząc na to, że jakoś uda mi się trafić Tomka. Ale ból narastał i miałem już trudności z podnoszeniem lewej ręki – przyznał pokonany.

To była potworna wojna z dramatycznym zakończeniem. Marcin Rekowski (16-2, 13 KO) wygrywał walkę z Nagy Aguilerą (20-9, 14 KO), ale kontrowersyjna decyzja arbitra pozbawiła go wygranej na dwie sekundy przed końcem! Marcin przyzwyczaił nas, że w jego walkach nie ma miejsca na kunktatorstwo. Albo ja, albo on – taką wyznaje zasadę. W pierwszą rundę wszedł jednak trochę spięty. W końcówce trafił akcją prawy-lewy, ale rywal odpowiedział natychmiast swoim prawym sierpowym, posyłając „Rexa” na deski. Na początku drugiego starcia Aguilera poprawił prawym i robiło się niebezpiecznie. Na szczęście to on trafił za moment lewym sierpowym, zranił przeciwnika i zyskał przewagę. W trzeciej odsłonie obaj poszli na przełamanie, szukając kończącego ciosu. W czwartej Rekowski trafił prawym podbródkowym, zaraz poprawił lewym sierpowym, ale oponent nie tylko sobie z tego nic nie robił, co jeszcze zdołał zrewanżować się swoim prawym. Piąta runda nie przyniosła zmian – nokaut ciągle wisiał w powietrzu, tylko nie wiadomo było, kto kogo mógłby położyć. W szóstej Rekowski zaszachował Aguilerę lewą ręką, i to zarówno lewym prostym, jak i lewym sierpowym. Przełom nastąpił w ósmej rundzie. Zawodnicy zderzyli się głowami i Aguilerze pękła powieka. Rozwścieczyło go to do tego stopnia, że za moment poczęstował „Reksia” z główki, za co został ukarany odjęciem punktu. A gdy sędzia czasowy dał sygnał dziesięciu sekund do końca, odwrócił się, jakby myląc stuknięcie młotkiem z gongiem. Marcin wykorzystał ten moment nieuwagi rywala, trafił lewym sierpowym i przewrócił go. Runda wygrana 10:7. W dziewiątej rundzie Rekowski obijał bezradnego Aguilery niemal od początku do końca, jednak w samej końcówce sam zainkasował lewy sierpowy i szybko ratował się klinczem. Ostatnie trzy minuty jaka cała walka – wojna na wyniszczenie, która zabrała sporo zdrowia jednemu i drugiemu. Emocje były olbrzymie, ale w końcu kibice, którzy zapłacili za PPV, dostali to co chcieli. Niestety skończyło się źle dla Polaka…

W bardzo ciekawej, pomimo iż jednostronnej konfrontacji wagi półciężkiej, Dariusz Sęk (24-2-1, 8 KO) pokonał Pedro Otasa (29-3, 25 KO). Bojowo nastawiony Darek zaczął od początku bardzo ostro, szukając lewego na górę oraz prawego haka pod lewy łokieć rywala. Brazylijczykowi w drugiej rundzie udało się na moment zapędzić naszego rodaka do narożnika, lecz na szczęście nie zrobił mu żadnej krzywdy, a za moment znów dominował podopieczny Andrzeja Gmitruka. W trzecim starciu rozluźniony już i pewny swego Sęk fajnie wciągnął rywala na kontrę. Przepuścił jego prawy i po zakroku w tył uderzył lewym hakiem w okolice wątroby. Otas skrzywił się z bóle, lecz nie przyklęknął i dzielnie szedł dalej do przodu. W czwartej odsłonie po krótkim prawym sierpowym pod Brazylijczykiem ugięły się nogi, a on wciąż nie dawał za wygraną i nieustannie wywierał pressing. Dzielny i twardy Otas w piątej rundzie kilka razy przebił się przez defensywę Sęka i walka się wyrównała. W szóstej po wskazówkach w narożniku Polak zamiast prawym zaczął szukać lewego na korpus. Ładnie tańczył na nogach, celnie kontrował, jednak gdy zabrzmiał na przerwę między szóstym a siódmym starciem, przyznał swojemu trenerowi – Czuję się troszkę przemęczony, chyba nie zdążyłem złapać świeżości.Na szczęście dobrze bił z luzu i choć te ciosy nie miały już takiej wymowy jak wcześniej, to były zadawane na większej skuteczności. Wszystko było pod kontrolą, a coraz bardziej zmęczony szalonym tempem gość z Ameryki Południowej w końcówce ósmego starcia już jakby trochę spuścił z tonu. Polak dał popis w dziewiątej rundzie. Już na starcie złapał przeciwnika w narożniku kilkoma mocnymi bombami. Potem trochę odpuścił, by w końcówce znów przeprowadzić szturm. Otas był na skraju nokautu, ale stał na nogach i jakimś cudem dotrwał do zbawiennego gongu. Ostatnie trzy minuty to walka o przetrwanie Brazylijczyka. Udało się mu i za to mu brawa…

Trwa terror Michała Cieślaka (10-0, 6 KO)! Bombardier z Radomia i nowa nadzieja na podbój kategorii junior ciężkiej zafundował kolejną błyskawiczną demolkę! Faworytem tej potyczki niewątpliwie był Polak, ale Shawn Cox (18-7, 17 KO) miał być bardzo groźny na początku. Tymczasem już na samym starcie to nasz rodak zafundował mu „czasówkę”. Już pierwszy cios – prawy podbródkowy, podłączył przeciwnika do prądu. W 40. sekundzie krótki prawy sierp przewrócił reprezentanta Barbadosu na matę ringu w Łodzi. Ten wstał po liczeniu do ośmiu, chciał szybko odpowiedzieć, ale pół minuty później nadział się na kolejny prawy sierp i było po wszystkim. Sędzia Leszek Jankowiak wyliczył do dziesięciu.

Przed walką było dużo emocji, może nawet za dużo. Na szczęście w ringu również ich nie zabrakło. Ewa Brodnicka (9-0, 2 KO) była liczona, ale wstała i pokonała Ewę Piątkowską (7-1, 4 KO). Obie panie zaczęły trochę nerwowo, ale szybciej emocje opanowała „Tygrysica”. W końcówce pierwszej rundy rzuciła przeciwniczkę na deski lewym sierpowym. Brodnicka jeszcze na starcie drugiej rundy trochę się obawiała, ale już w końcówce tego odcinka wszystko się wyrównało. Brodnicka wygrała nawet końcówkę trzeciego starcia, trafiając dwukrotnie prawym krzyżowym. Piątkowska biła mocniej, ale więcej sił miała jej rywalka. Potwierdzały się więc prognozy – jedna była silniejsza, druga dynamiczniejsza. Czwarta odsłona byłą w miarę równa, za to pod lewym okiem Piątkowskiej pojawiła się lekka opuchlizna.Piątkowska niepotrzebnie starała się uderzyć ciosem nokautującym. Jej rywalka złapała większy luz, akcje składała w dłuższe kombinacje, a w razie zagrożenia szybko klinczowała. Po słabszym okresie podopieczna Andrzeja Gmitruka wróciła niezłą szóstą rundą. A w narożniku usłyszała, że powinna jeszcze bardziej wydłużyć dystans. Przedostatnie starcie było zażarte i wyrównane. O wszystkim mogły zadecydować ostatnie dwie minuty… Te również były niezwykle emocjonujące i gdy zabrzmiał gong kończący walkę, żadna ze stron nie mogła być pewna sukcesu, choć to narożnik Brodnickiej bardziej się cieszył. A jak punktowali sędziowie? Niejednogłośnie – na korzyść Brodnickiej.

Z wszystkich zagranicznych rywali Patrick Mendy (16-9-1, 1 KO) wydawał się najgroźniejszym rywalem dla Polaków podczas gali Polsat Boxing Night. Kamil Szeremeta (12-0, 1 KO) poradził sobie jednak z nim i wygrał na punkty. Pięściarz z Gambii zgodnie z przypuszczeniami dużo tańczył, bił z luzu niezbyt mocne ciosy, za to z dużą częstotliwością. Kamil nie potrafił sobie początkowo z tym poradzić, ale pierwszą rundę zakończył dwoma fajnymi lewymi sierpami. Na starcie drugiej rundy bokserowi z Białegostoku pękł prawy łuk brwiowy, na szczęście krew spływała na policzek, a nie do oka. Szeremeta znów oddał większość tej rundy, ale finiszował po raz kolejnym lewym sierpem z kontry po przepuszczeniu ataku rywala. Kolejne minuty były trudne do punktowania. Mocniej bił z pewnością Polak, ale to rywal wyprowadzał więcej uderzeń. Podopieczny Andrzeja Liczika w czwartej odsłonie w końcu zaczął łapać odpowiedni rytm i dystans, coraz częściej dobierając się do skóry oponenta. W końcówce dominował już wyraźnie, co dodawało otuchy przed drugą częścią pojedynku. Mendy’ego dopadł wyraźny kryzys i do głosu doszedł Szeremeta. Ale i jego złapała zadyszka w końcówce szóstego starcia. Boksował zrywami, natomiast robił to na tyle inteligentnie, że zaskakiwał czarnoskórego rywala. Nie było to jednak wielkie widowisko. Polak zebrał się jeszcze w sobie na samym finiszu i w ostatniej minucie kilka razy trafił, przypieczętowując swoją wygraną. Sędziowie punktowali 79:73, 78:74 i 78:74.

Wracający po latach do wielkiego sportu Tomasz Gargula (17-1-1, 5 KO) skrzyżował rękawice z Maciejem Miszkiniem (18-3, 5 KO). Stosunkowo łatwo wygrał ten drugi. W pierwszej minucie obaj trafili prawym krzyżowym, ale gdy nowy podopieczny Andrzeja Gmitruka trafił w połowie rundy bardzo mocnym prawym sierpem na szczękę, to on przejął inicjatywę. Po przerwie przez minutę walka była równa, aż w końcu Maciek strzelił prawym prostym i do gongu na przerwę obijał już tylko trochę bezradnego zawodnika z Nowego Sącza. Na starcie trzeciej rundy Gargula już mocno krwawił z nosa, ale dzielnie starał się odpowiadać. Nie miał jednak takiej siły rażenia jak jego młodszy przeciwnik. Widząc kryzys po drugiej stronie, Miszkiń bił też coraz częściej na korpus. Miszkiń rozkręcał się z każdą minutą, aż w tej trzeciej w rundzie numer cztery zadał decydujące ciosy. Wszystko zaczął świetną kombinacją prawy krzyżowy-prawy podbródkowy. Gargula oparł się o liny, lecz Maciej nie przepuścił już takiej okazji. Wsadził rywalowi jeszcze kilka bomb, a ringowy po liczeniu do ośmiu zastopował dalszą rywalizację. – Ale ja przecież wciąż stoję na nogach – denerwował się Gargula, jak na prawdziwego wojownika przystało. Tylko że dziś nie miał szans z „Przystojniakiem”…

źródło: bokser.org