DARIUSZ SĘK WYGRYWA PRZED CZASEM W MONACHIUM

sek02

W głównej walce wieczoru gali boksu zawodowego w Monachium naprzeciw siebie stanęli Dariusz Sęk (23-2-1, 8 KO) oraz Shefat Isufi (17-3-2, 13 KO). W stawce był regionalny pas WBC EPBC wagi półciężkiej – mało prestiżowy, za to gwarantujący miejsce w rankingu WBC. Polak nie zawiódł. Boksował świetnie i zastopował przeciwnika na jego terenie.

Podopieczny Andrzeja Gmitruka rozpoczął agresywnie. Szukał haków na korpus, dobrze dystansował rywala długim prawym prostym, a w pierwszej rundzie dodał do tego jeszcze ładny lewy podbródkowy. Serb mieszkający na stałe w Niemczech strzelał raz na jakiś czas potężnymi sierpami, ale pruły one powietrze. W drugiej odsłonie Polak dał się zaskoczyć przy linach, lecz szybko sam odpowiedział i kontrolował wydarzenia w ringu.

W trzecim starciu Isufi wyprzedził Darka w akcji prawy na prawy, jednak ten mu się zrewanżował dwukrotnie kontrą swoim krótkim prawym sierpem. – Musisz wydłużyć trochę dystans – mówił w narożniku trener Gmitruk. Podobny przebieg miała kolejna runda. Lepiej boksował Sęk, ale przeciwnik trafił raz bardzo groźnym prawym sierpowym. Okazało się, że na tym etapie wszyscy sędziowie widzieli przewagę Isufiego – dwóch jednym punktem, trzeci dwoma. W piątej od samego startu Darek ostro ruszył do przodu, koncentrując się przede wszystkim na obijaniu tułowia rywala. Wiedział już, że sędziowie robią „pracę domową” i po prostu musi faceta znokautować. W szóstym starciu Darek konsekwentnie robił swoje, na co zresztą namawiał go narożnik. Bił dużo ciosów na korpus, licząc iż odłożą się one w późniejszym etapie. W siódmej rundzie Sęk zranił chyba rywala hakiem w okolice wątroby. Ten aż skulił się po nim i szybko sklinczował.

Ofensywa Polaka trwała w najlepsze. Na początku ósmego starcia kilka razy trafił lewą ręką i sędzia odesłał Serba na konsultację do lekarza, bo ten mocno już krwawił z nosa i ust. Lekarz puścił co prawda pojedynek, ale z narożnika Isufiego poleciał ręcznik na znak poddania. Tak więc Darek Sęk przełamał złą passę w Niemczech, a Andrzej Gmitruk… już zamawiał białe winko, co wyłapały głośniki. Zasłużył – zarówno jak i jego podopieczny!

źródło: bokser.org