MATEUSZ MASTERNAK: MOGĘ RYWALIZOWAĆ Z KAŻDYM PIĘŚCIARZEM WAGI CRUISER

master01

Był pod ścianą. Gdyby zawiódł, na najbliższe miesiące, a być może i lata, mógłby zapomnieć o wielkim boksie. 27-letni Mateusz Masternak w podparyskim Issy-les-Moulineaux pokonał na punkty byłego króla wagi cruiser, Jeana-Marca Mormecka. W polskim boksie zawodowym to najcenniejsze zwycięstwo 2014 roku.

- Jak dużo nerwów kosztowało pana podejście do walki z Jeanem-Markiem Mormeckiem?
Mateusz Masternak: Starałem się o tym nie myśleć, ale porażka bez dwóch zdań zmieniłaby moje sportowe życie.

- Oznaczałaby rozwiązanie kontraktu z niemiecką grupą Sauerland Promotion?
MM: Istniało duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie, choć przed walką takiej rozmowy z promotorami nie przeprowadziłem.

- Jak trudny był ten pojedynek?
MM: Mormeck był bardzo groźny, mimo swoich 42 lat. Przez cały czas próbował mnie spychać na liny. Ring był mały i nie miałem miejsca, by pracować nogami.

- Ring był taki, by pasował Mormeckowi?
MM: Nie tylko ring, wszystko było przygotowane dla niego. Nie dziwi mnie to i nie mam żadnych pretensji, bo tak po prostu jest w wyjazdowych pojedynkach. Błędy popełniali sędzia czasowy i jeden z punktowych, według którego był remis. Do ringowego też można mieć zastrzeżenia, choć i tak prowadził walkę dość poprawnie. Mormeck parę razy faulował łokciem, ale taki jest boks. Każdy chce wygrać za wszelką cenę.

- Pod względem taktycznym rozwiązał pan walkę bez zarzutu?
MM: Wiedziałem, że Mormecka trzeba uderzać ciosami prostymi oraz podbródkowymi. I tych podbródkowych trochę mu nawsadzałem. W drugiej rundzie lub pod koniec pierwszej trafiłem go podbródkowym w czoło i rozbiłem lewą dłoń. Jest sina i spuchnięta, być może doszło do pęknięcia kości. Najważniejsze, że mogłem nadal uderzać. Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, jak ważna jest ta walka. W każdej rundzie musiałem wyraźnie zaznaczyć przewagę. Gdybym walczył na remis, punkty zbierałby Mormeck. Gdy do końca rundy zostawała minuta, sekundanci krzyczeli, że trzeba brać się do pracy.

- Dziwił się pan, że Mormeck nie pada na deski?
MM: Odczuwał trudy walki i parę razy był w odwrocie. W końcówce myślałem, że go dopadnę, ale zwyciężyło jego doświadczenie. Głowę trzymał nisko i balansował ciałem, dlatego czystych uderzeń na szczękę nie mogło być wiele. Najczęściej trafiałem w czoło lub inne części głowy.

- Czy Mormeck pokonałby któregoś z obecnych mistrzów wagi cruiser?
MM: Jeśli mam być szczery, to uważam go za lepszego niż Youri Kalenga (wygrał z Masternakiem w czerwcu – przyp. red.). Miałem do niego zbyt wiele respektu. Za bardzo wziąłem sobie do serca, że mocno bije i każdy jego cios może zakończyć walkę. To był mój największy błąd.

- Gdyby walczył pan z Kalengą tak, jak w piątek, zdobyłby pan wtedy tytuł tymczasowego mistrza świata WBA?
MM: Sądzę, że tak. Podczas konferencji prasowej powiedziałem Francuzom, że chętnie wrócę do Paryża na rewanż z Kalengą. Dałbym sobie z nim radę, ale do tematu podchodzę z rezerwą. Wiem, że teraz Kalenga stara się o walkę z Denisem Lebiediewem, pełnoprawnym czempionem WBA.

- A pan jest gotowy, aby walczyć o mistrzostwo?
MM: Wiem, że przy dobrych przygotowaniach i odpowiedniej taktyce mogę rywalizować z każdym pięściarzem naszej kategorii wagowej. Byli specjaliści, którzy pięć lat temu mianowali mnie przyszłym mistrzem, a potem tych słów się wypierali. Wielu mówiło, że jestem skończony i cofam się. Wewnętrznie czułem, że to nieprawda.

- Jak długo poczekamy na kolejną walkę?
MM: Czas na miesiąc odpoczynku, bo w 2014 roku stoczyłem aż pięć walk, w tym dwie ciężkie. Jeśli kontuzja nie będzie poważna, rozsądną datą powrotu byłby przełom marca i kwietnia. Chciałbym, by rywal był przynajmniej tak dobry, jak Mormeck.

- Być może wreszcie nastanie dobra pora na pojedynek z Krzysztofem Włodarczykiem?
MM: Walka trochę straciła na wartości. Nie tak dawno Krzysztof był mistrzem świata WBC, a ja Europy. Obaj straciliśmy te tytuły. Rozgłos mimo wszystko byłby duży. Jeśli ktoś chciałby doprowadzić do tej walki, nie widzę powodu, by nie rozważyć propozycji.

Rozmawiał: Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl