Archiwum: Sierpień 2014

BOGDAN GAJDA: PRZYGODĘ ZE SPORTEM ZACZĄŁEM OD PIŁKI RĘCZNEJ I KOSZYKÓWKI

gajda

Cztery dni temu 61. urodziny obchodził mistrz Europy z Halle (1977), olimpijczyk i uczestnik mistrzostw świata oraz 9-krotny mistrz Polski Bogdan Gajda. Były znakomity pięściarz Górnika Pszów i warszawskiej Legii udzielił z tej okazji wywiadu dla strony internetowej Polskiego Związku Bokserskiego. Tych, którzy jeszcze go nie przeczytali, zapraszamy do lektury.

- Panie Bogdanie, przede wszystkim proszę przyjąć od Polskiego Związku Bokserskiego serdecznie życzenia urodzinowe. A przy okazji opowiedzieć o swojej przygodzie z boksem. Jak to się stało, że zaczął Pan uprawiać pięściarstwo?
Bogdan Gajda: Dziękuję za życzenia. Moją przygodę ze sportem zaczynałem od piłki ręcznej oraz koszykówki. Właśnie w piłce ręcznej zdobyłem swój pierwszy medal mistrzostw Polski. Był to brąz zdobyty na turnieju o mistrzostwo kraju szkół górniczych w Koninie. W tym czasie uczyłem się zawodu górnika. A że w internacie – w którym mieszkałem – miałem sporo wolnego czasu, więc z kilkoma kolegami pojawiliśmy się na sali pszowskiego „Górnika”.  Był rok 1968. W ten sposób związałem się z boksem  jako zawodnik na 20 lat.

- Mając doskonałe warunki fizyczne szybko chyba zaczął Pan wygrywać?
BG: Zwycięstwa w boksie wcale nie przychodzą łatwo. Ja swoje pierwsze mistrzostwo Śląska juniorów wywalczyłem po trzech latach treningu w 1971 roku. Pamiętać jednak trzeba, że wówczas w mistrzostwach tego Okręgu walczyła zawsze dobrze ponad setka zawodników. Rywalizacja była naprawdę mocna. W walkach nikt nie rezygnował z sukcesu.

- Z „Górnika” Pszów przeszedł Pan do „Legii” Warszawa?
BG: Tak, w maju 1975 roku stałem się zawodnikiem klubu przy Łazienkowskiej. Ale przychodząc do stołecznych wojskowych miałem już na swoim koncie mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski oraz udział w mistrzostwach świata w Hawanie. Duża w tym zasługa mojego trenera z pszowskiego klubu, Antoniego Zygmunta, który we właściwy sposób ukształtował i doszlifował mój styl walki.

- Potem były jeszcze Igrzyska Olimpijskie w Montrealu no i wielki występ w mistrzostwach Europy w Halle, gdzie pokonał Pan Ulricha Beyera, z którym wcześniej nie szło polskim pięściarzom.
BG: Rzeczywiście tytuł mistrza Europy wywalczony w Halle uważam za swój największy sukces. A co do finałowej walki z Ulrichem Beyerem, to jak wyliczył nasz legendarny masażysta Stasiu Zalewski zawodnik z NRD we wcześniejszych 22 walkach z pięściarzami z naszego kraju zawsze zwyciężał. Byłem pierwszym z Polaków, który go pokonał.

- Jednak sukcesów na ringu miał Pan zdecydowanie więcej.
BG: Rzeczywiście, trochę się tego nazbierało. W indywidualnych mistrzostwach Polski 9 razy zdobywałem szarfę mistrza Polski. Dwa razy byłem też wicemistrzem. Z kolei wraz z „Legią” Warszawa 8-krotnie byłem drużynowym mistrzem kraju.

- Także na arenie międzynarodowej często Pan stawał na podium dla medalistów.
BG: No tak. W Mistrzostwach Armii Zaprzyjaźnionych zdobyłem dwa medale: srebro i brąz. Zwyciężyłem w turnieju „Honved” w Budapeszcie, w Memoriale im. Feliksa Stamma w Warszawie, startowałem z powodzeniem w międzynarodowych mistrzostwach Francji, wygrałem też Puchar Króla w Bangkoku, a także Memoriał Vaclava Prochazky w Ostrawie.

- Po zakończeniu kariery zawodniczej nie rozstał się Pan z boksem.
BG: Nie rozstałem się. Zająłem się szkoleniem w stołecznej „Legii”, gdzie w tej roli pracowałem do 1996 roku

- A co dzisiaj porabia Bogdan Gajda?
BG: Odpoczywam na zasłużonej emeryturze. Mam wreszcie trochę więcej wolnego czasu, który mogę poświęcić najbliższym. Nie zapominam jednak o boksie. Wciąż pojawiam się na sali treningowej, gdzie pomagam w szkoleniu młodych adeptów.

- W takim razie życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.
BG: Dziękuję bardzo.

źródło: Strona internetowa Polskiego Związku Bokserskiego, pzb.com.pl

TOMASZ RÓŻAŃSKI: DLA TAKICH CHWIL WARTO CIĘŻKO PRACOWAĆ

tomek z feliksem

Dzisiaj o godzinie 12.30 na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie wylądował samolot, którym do kraju powróciła z Nanjing reprezentacja Polski, startująca w 2. Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich. W gronie młodych olimpijczyków była zdobywczyni złotego medalu boksie Elżbieta Wójcik i jej trener Tomasz Różański. Oto co szkoleniowiec z Karlina miał do powiedzenia witającym go przedstawicielom Polskiego Związku Bokserskiego.

- Panie trenerze niedawno mówił pan o swoich olimpijskich ambicjach i okazuje się, że powoli one się spełniają. Serdeczne gratulacje. Co dalej?
Tomasz Różański: Powoli już układam plany na przyszłość, ale na razie jeszcze delektuję się wynikiem z Igrzysk, bo to jest naprawdę fantastyczne uczucie i niesamowity sukces. Pracowałem na to ciężko 6 lat. Pamiętam swój pierwszy znaczący wynik na nieoficjalnych wówczas mistrzostwach Polski młodzików, gdzie pięciu moich zawodników wywalczyło złote medale. W boksie młodzieżowym osiągnąłem już wszystko. Ukoronowaniem tej pracy jest właśnie złoty medal Elżbiety Wójcik na Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich.

- Jakie wrażenie wywarł na panu udział  w Igrzyskach?
TR: Nanjing zrobiło nam mnie niesamowite wrażenie. Wspaniała organizacja, pobyt w wiosce olimpijskiej. Najlepsza sportowa młodzież z całego świata. A sam turniej, muszę przyznać był bardzo trudny. Tym bardziej, że Ela miała za sobą ciężki okres przygotowawczy. Elżbieta była co prawda faworytką, ale Igrzyska rządzą się swoimi prawami. Trzeba więc było bardzo mocno walczyć o to, aby to ręka naszej zawodniczki wędrowała w górę na znak zwycięstwa, a żadna z tych wygranych nie była nam dana za darmo. Ani w ćwierćfinale, ani w półfinale, ani w finale.

- No właśnie, jeżeli chodzi o walkę finałową, to była to chyba najtrudniejsza walka Eli w Nanjing?
TR: To prawda. Tajwanka podyktowała bardzo trudne warunki rywalizacji. Zresztą można powiedzieć, że  walczyła ona prawie jak u siebie. Tajwan, jak wiadomo związany jest z Chinami. Miała bardzo żywiołowy doping. A z zawodniczką gospodarzy zawsze trzeba wygrać wyraźnie. Po walce zresztą Ela przyznała, że w tym pojedynku była trochę zdekoncentrowana. A ja przyznam, że ostatnim gongu nie byłem pewny wygranej. Ale kiedy okazało się, że Ela zwyciężyła, to radość była ogromna. Słuchając hymnu miałem przed oczyma całą karierę Eli. Od jej pierwszego treningu, kiedy nie wiadomo było jeszcze co z tego będzie.

- Czy takie zwycięstwa i chwile dodają sił?
TR: Tak, bo jest coś, co utwierdza człowieka, że robi się coś dobrze i że wybrało się właściwą drogę. I to dodaje sił. Ja dla takich właśnie chwil ciężko pracuję, nawet kosztem rodziny. Ale warto.

- W takim razie życzę jak najwięcej takich właśnie momentów w pana karierze szkoleniowej.
TR: Dziękuję bardzo.

źródło: Strona internetowa Polskiego Związku Bokserskiego, pzb.com.pl

[Fot. Barbara Sańko ©]

IGOR JAKUBOWSKI REALIZUJE SWOJE PLANY. PO SUKCESIE W MUE, CZAS NA LIGĘ WSB

jakubowski_05

O tym, że zatrudnieniem Igora Jakubowskiego zainteresowany jest Jarosław Kołkowski, szef drużyny Rafako Hussars Poland, występującej w zawodowej lidze World Series of Boxing,  wiadomo przynajmniej od marca, kiedy to 22-letni zawodnik z Konina zdobył złoty medal Mistrzostw Polski w Kaliszu. W półfinale po świetnym pojedynku pokonał wówczas przez TKO w 2. starciu jednego z pięściarzy „Husarii”, twardego Ślązaka Krzysztofa Kowalskiego.

Systematyczny wzrost formy „Cygana” znamionował wynik osiągnięty przez niego miesiąc później w Warszawie. Igor wygrał bowiem MTB im. Feliksa Stamma, w decydującej walce bijąc doświadczonego wicemistrza Rosji, Pavla Nikitayeva, tego samego, który walcząc lidze WSB w barwach Boxing Team Russia pokonał wspomnianego Kowalskiego. Następnie była „wpadka” mistrza Polski w Elblągu, gdzie podczas turnieju Grand Prix uległ niespodziewanie na punkty Krystianowi Kawalerskiemu. Ostatecznie Igor Jakubowski przekonał do siebie szefa „Husarii” podczas sierpniowych Mistrzostw Unii Europejskich w Sofii, gdzie zdobył złoty medal wygrywając pewnie aż cztery pojedynki. Pięściarz z Konina był jednym z najbardziej zapracowanych w ringu kadrowiczów, bowiem od 13 lutego do 16 sierpnia stoczył aż 17 pojedynków, z których wygrał 16, w tym 6 przez TKO. Dodajmy, że Polak stoczył 6 zwycięskich walk z zagranicznymi rywalami, co jest wynikiem zasługującym na uznanie.

- Liczę, że zdobędę medale Mistrzostw Unii Europejskiej, Europy i Świata, no i medal Igrzysk Olimpijskich. Wiem, że jestem w stanie skutecznie boksować także przez 5 rund, więc nie odrzuciłbym kontraktu na starty w lidze WSB w barwach Hussars Poland. Ze spraw przyziemnych, chciałbym również mieć stałego-pewnego sponsora, by móc się skoncentrować tylko na boksie, a nie łączyć pracy z boksem – mówił Igor przed Mistrzostwami Polski w Kaliszu. Pierwszy punkt zapowiedzi zrealizował, więc ze spokojem czekamy na kolejne. Jestem przekonany, że jeśli „Cygan” z Konina nie obierze nagle kierunku na boks zawodowy, przysporzy nam jeszcze wiele pozytywnych wzruszeń.

[Fot. Barbara Sańko ©]