W DRODZE NA OLIMP. ODCINEK 2: IGRZYSKA OLIMPIJSKIE W AMSTERDAMIE [1928]

amsterdam01

Zwycięstwo nad Austrią dało wiatru w żagle polskiemu pięściarstwu, zapanował entuzjazm, zdecydowanie mniej było głosów przypominających blamaż sprzed czterech lat – w Paryżu. Trener Nispel ustalił skład polskich pięściarzy, każdą nominację uzasadnił (Przegląd Sportowy 31/1928):

„W Górnym Polska ma bezsprzecznie swego najlepszego boksera i on też ma największe szanse, jeżeli od razu nie wpadnie na przyszłego mistrza – na zajęcie korzystnego miejsca. Poprawia się z godziny na godzinę, brak mu jednak rutyny meczowej, obycia na obcych ringach, wśród obcej publiczności. Tempo jego walki nie jest jeszcze takie, jakiego bym sobie życzył, ma jednak możność w tym kierunku popracować i niewątpliwie poprawa nastąpi. Cios posiada silny, ale ni zawsze dokładny, a przy tym niezupełnie wykorzystuje swe długie ręce, które dają mu poważną przewagę. Majchrzycki technicznie jest klasą dla siebie i znacznie przewyższa swych kolegów; dobrze pracuje nogami, jego największym atutem jest szybkość. W walce jest jednak za ostrożny i mało skuteczny w ciosach. Brak mu zażartości. Jego prawa ciągle ma jeszcze luki. Głon jest u szczytu swej formy, a trening i wyżywienie, jakie mają pięściarze, służy mu specjalnie. W swojej kategorii będzie na pewno jednym z najwyższych zawodników. na treningu walczy słabiej, lepszy jest w meczach; technicznie dobry, wykazał dostateczną zaprawę. Snopek jest bardzo zwinny, ma świetne uniki. W walce daje z siebie wszystko, tylko źle rozkłada siły. Nie jest na swą wagę ani za silny, ani za duży i będzie miał roślejszych od siebie przeciwników. Najlepiej czuje się w półdystansie, za bardzo liczy na swój cios z prawej, która nie jest jeszcze zbyt skuteczna”.

amsterdam

Tak więc poznaliśmy czwórkę Polaków, którzy reprezentowali polskie barwy na Igrzyskach w Amsterdamie. Przejdźmy teraz do pojedynków, które stoczyli na olimpijskim ringu, w relacji Przeglądu Sportowego (PS 36/1928):

„Już pierwszy dzień zawodów pozwolił zdać sobie sprawę z ogólnego charakteru zawodów: poziom może nico niższy niż można się było spodziewać, faworyzowanie „swoich”, wielce fantazyjne sędziowanie. Publiczności bardzo dużo. Pawilon, w którym odbywają się zawody mieści jednak tylko 5000 osób; rzecz jasna, że dla tak popularnego sportu jak boks jest to zupełnie niewystarczające. Organizacja sprawna, nie ma przydługich przerw, porządek spotkań ściśle utrzymany. Ring o małej powierzchni 4 x 4 faworyzuje fighterów, zmniejszając szanse techników i specjalistów od gry nóg.

Z pięściarzy polskich w pierwszym dniu zawodów walczyło dwóch. Już w drugim spotkaniu w szranki wstępują mistrz Polski wagi lekkiej Witold Majchrzycki i Węgier Aleksander Szaboky. Jak wiadomo, Węgrzy należą do najlepszych pięściarzy amatorskich Europy, nie dziwi więc, że jesteśmy bardzo niepewni wyniku. Węgier z miejsca atakuje dość szerokimi sierpowymi, wyglądającymi jednak niebezpiecznie; Majchrzycki odpowiada prostymi, utrzymując na dystans pełnego temperamentu przeciwnika. W kilku zwarciach przewagę wykazuje Polak. Niemniej runda dla bardziej agresywnego Szabokyego. Podczas przerwy obaj są oklaskiwani. W drugiej rundzie Węgrowi udaje się oszołomić Majchrzyckiego nie tracącego jednak kontenansu i umiejętnie się broniącego. Runda dla Szabokyego, jesteśmy przygnębieni. Ale oto w trzeciej Majchrzycki, mimo widocznego zmęczenia, zacisnąwszy zęby zaczyna atakować resztkami sił, nie zważając na silne ciosy Węgra. Idzie naprzód, plasuje raz to lewą, to prawą, odzyskuje utracony teren i zdobywa nieznaczne, ale niemniej nie ulegające wątpliwości zwycięstwo na punkty; nagradzają go sute oklaski, gdyż Polak doprawdy pokazał klasę, technikę i prawdziwą ambicję.

Już ze spokojniejszym sercem oczekujemy występu Głona, którego przeciwnikiem jest jakiś Chilijczyk, odpowiadającemu dźwięcznemu nazwisku Osvaldo Sanchez Martinez. Bo Chile tak daleko, a Głon tak solidni trenował, tak wyjątkowo poważnie się do roli reprezentanta przygotowywał… Wchodzą na ring. Obaj wysmukli, spokojni. Gong. Wspaniała lewa Głona zaczyna pracować jak maszyna; brakuje jej jednak niestety skuteczności. Chilijczyk dopingowany okrzykami licznych południowych Amerykanów, przechodzi do ostrego ataku i trafia Głona strasznym prawym sierpem. Polak jest ogłuszony, ale nie daje po sobie poznać, że jest z nim źle i dzięki wyższości technicznej wychodzi z opresji cało nie zaprzestając niepokoić Chilijczyka swym lewym prostym. Runda remisowa. W drugiej Martinez rzuca się z żywiołowym temperamentem naprzód. Głon zachowuje zimną krew, udaremnia gwałtowne natarcia. W pewnym momencie Chilijczyk niesiony rozpędem pada w sznury. Głon go podnosi; ten rycerski gest publiczność nagradza oklaskami. Walka trwa nadal. Furiackie ataki Martineza, świetna obrona i doskonale kontry Polaka, który powinien tę rundę wygrać. Trzecia i ostatnia. Zwarcie. Głon pracuje w nim lepiej. Chilijczyk dostaje ostrzeżenie za trzymanie. Teraz częściej atakuje Głon, jednak pod koniec rundy opuszczają go siły; przechodzi do defensywy, oddając inicjatywę Chilijczykowi. Mimo to spokojnie oczekujemy na werdykt. I nie możemy wyjść ze zdumienia, kiedy ogłaszają zwycięstwo Chilijczyka! Gdyby sędziowali Europejczycy Głon niezawodnie miałby mecz wygrany, ponieważ jednak na trzech sędziów dwóch to Amerykanie, stawiający na atak, to technika i taktyka Głona zostały uznane za mniej wartościowe od bezplanowej agresji Martineza.

W drugim dniu zawodów decyzje sędziowskie przestały być dziwne; stały się po prostu bezczelne. To, co działo się na ringu, było zupełnie obojętne dla wyniku, sędziowie różnych nacji załatwiali osobiste porachunki. W wadze lekkiej ofiarą sędziów pada Majchrzycki walczący z Amerykaninem Halaikiem. Przebieg walki był następujący: w pierwszej rundzie Amerykanin szybszy i może energiczniejszy, zaczyna ostry atak. Majchrzycki, zbytnio defensywny i ostrożny, stale się cofa, tak, że pierwsza runda wypada zdecydowanie na korzyść przedstawiciela Stanów Zjednoczonych. W drugiej rundzie poznańczyk zaczyna atakować idąc odważnie naprzód. Wykazuje wyższość w zwarciu, częściej trafia. Runda kończy się jego niewielką, ale wyraźną przewagą. Trzecie starcie jest bardzo emocjonujące. Z uderzeniem gongu Polak rzuca się z impetem do ataku. Amerykanin odpowiada, następują dwie minuty zażartej walki, w której żaden z pięściarzy nie chce ustąpić ani kroku. Cała sala jest poruszona; jedno z najpiękniejszych spotkań dnia. Ostatnie pół minuty – to pościg rozpętanego Majchrzyckiego za uciekającym Yankesem. Gong. Garstka obecnych Polaków macha chorągiewkami, radośnie klaszcze w dłonie. Ale na ring wchodzi spiker i z zimną krwią wskazuje ręką: America!

Wieczorem wstępuje w szranki Górny mając za przeciwnika Kanadyjczyka Volkersa. Wobec poprzednich rozstrzygnięć jesteśmy bardzo niepewni wyniku. Pierwsza runda. Górny okropnie stremowany, napięty, usztywniony; wie chłopak, że w nim ostatnia nadzieja. Walka ostra, wyrównana. Zdenerwowany Górny zbyt powolny, jednak raczej ma przewagę, choć wiele jego ciosów trafia w próżnię. Dokładnie w chwili, gdy gong oznajmia koniec rundy prawa Górnego trafia w podbródek Kanadyjczyka, Volkers pada ścięty jak snop. Sekundant podbiega, niesie go do narożnika. W drugiej rundzie Polak usiłuje wykorzystać osłabienie znokautowanego uprzednio rywala, jednak ten stawia zacięty opór. Runda oczywiście dla Polaka. W trzeciej Górny napiera niepowstrzymanie naprzód, ze zbytnim jednak pośpiechem, raz po raz chybiając. Volkers pod koniec rundy słabnie. Mimo stronniczości sędziów nie mamy obawy o wynik; istotnie, spiker ogłasza zwycięstwo Górnego.

Gorzej powiodło się ostatniemu z Polaków, Snopkowi. Natrafił na Anglika Mallina, brata mistrza olimpijskiego 1924 r., dał sobie narzucić walkę w zwarciu, w której nie mógł sprostać przeciwnikowi, w drugiej i trzeciej rundzie był kompletni wyczerpany i przegrał na punkty.

W trzecim dniu zawodów pozostał w szrankach już tylko jeden Polak – Górny. Spotkał się z Belgiem Bicquitem, zwycięzcą Niemca Kloosa. Górny walczył dużo lepiej, niż z Volkersem. Był pewniejszy siebie, swobodniejszy, miał więcej werwy i agresji. Ale Belg był przeciwnikiem nie byle jakim. Szybki, zwinny, górował nad Polakiem precyzją, a przede wszystkim rutyną. Toteż mimo, iż Górny od początku pierwszej rundy aż do końca trzeciej ciągle był w ataku, więcej punktów uzbierał Belg.

Za komentarz nich posłużą ostatnie słowa artykułu sprawozdawcy, Wiktora Junoszy: Na tym zakończyła się amsterdamska kariera polskich pięściarzy. Nie przynieśli punktów, ale i nie przynieśli nam ujmy. Ich występ nie przypominał czasów Paryża, kiedy to Polacy odpadli w pierwszym starciu. Teraz okazali się przeciwnikami równorzędnymi dla najlepszych i tak byli traktowani przez publiczność i prasę. Majchrzycki, Górny, Głon i Snopek nie zawiedli; padli w walce, ale nawet przegrywając zdobywali zasłużone oklaski. Bo każdy z nich walczył całym sercem, poświęceniem i ambicją. Za cztery lata, a nawet prędzej – na najbliższych mistrzostwach Europy, Polacy na pewno znajdą się na zasłużonych, honorowych miejscach.

Prorocze słowa mistrza Junoszy.

Opracował: Krzysztof Kraśnicki, ringbulletin.pl
kp gwardia