Archiwum: Luty 2017

DRAMATYCZNA WOJNA UGONOHA Z BREAZEALE`EM DLA AMERYKANINA

izu01

Kapitalne widowisko stworzyli wspólnie Izu Ugonoh (17-1, 14 KO) i Dominic Breazeale (18-1, 16 KO). Obaj padali na deski, wstawali, ripostowali jeszcze mocniej, a nokaut wisiał w powietrzu od pierwszej do ostatniej sekundy. Niestety dla nas ostatecznie to ręka Amerykanina powędrowała w górę.

Dominic zgodnie z oczekiwaniami rozpoczął walkę pressingiem, ale Izu dobrą pracą nóg unikał półdystansu. Sam szukał mocnych ciosów na korpus, którymi otworzył sobie drogę do dwóch mocnych prawych na górę. Breazeale znany jest jednak z twardej głowy i przyjął to bez większych szkód. Od początku drugiej rundy czarnoskóry Polak każdą akcję zaczynał i kończył ciosami na korpus. Bił bardzo mocno i twardogłowy Amerykanin cierpiał bardziej po takich akcjach, niż po uderzeniach na szczękę. Niedawny pretendent do pasa IBF wagi ciężkiej na tym odcinku był bezradny na tle dużo szybszego i bardziej mobilnego Ugonoha.

Izu trzecie starcie zaczął potężnym prawym sierpowym. Szybko doskoczył, by dokończył dzieła zniszczenia, ale nadział się na kontrę i to on wylądował na deskach. Przez moment był nad przepaścią, jednak będąc w odwrocie odpowiedział jeszcze jednym prawym sierpem, stopując atak przeciwnika. Przez dwie kolejne minuty między linami toczyła się straszliwa wojna na wyniszczenie. Mocniej bił Breazeale, ale częściej i celniej Ugonoh. Po gongu na przerwę Amerykanin schodził do narożnika z mocno spuchniętym lewym okiem.

Początek czwartej odsłony nieznacznie na korzyść rywala, jednak Izu nagle podkręcił tempo, zaczął regularnie karcić oponenta swoim prawym sierpem i tym razem to olimpijczyk z Londynu wylądował na deskach. Tuż przed gongiem Ugonoh trafił jeszcze jednym bardzo mocnym prawym, lecz Breazeale’a wyratował gong. To był decydujący moment…

Breazeale rzucił wszystko na jedną kartę w rundzie piątej. Przeprowadził ostateczny szturm i niestety dla nas – skuteczny szturm. Złapał Izu przy linach dwoma obszernymi prawymi sierpami, wysyłając naszego rodaka na deski. Po liczeniu do ośmiu Dominic poprawił dla odmiany lewym sierpowym, wyrzucając Izu poza liny. Sędzia nawet nie liczył. Ugonoh przegrał, ale być może stoczył walkę roku 2017. Oglądało się to świetnie i na pewno otrzyma jeszcze swoją szansę.

źródło: bokser.org

SYLWIA KUSIAK KONSEKWENTNIE REALIZUJE SWÓJ CEL. CENNY REMIS Z BIAŁORUSINKĄ

sylwia kusiak_sandra drabik

To była jedyna walka w formule boksu olimpijskiego, jaka odbyła się podczas wczorajszej gali boksu zawodowego w Szczecinie. Aktualna wicemistrzyni Europy wagi ciężkiej (+81 kg), Sylwia Kusiak, znana z występów w barwach miejscowego Skorpiona, stanęła oko w oko z doświadczoną Białorusinką Viktorią Kebikovą. Pojedynek zakończył się remisem, ale nie werdykt był w nim najważniejszy, tylko fakt, że pochodząca z Koszalina zawodniczka konsekwentnie realizuje swój cel, jakim jest zejście do wagi olimpijskiej, której limit wyznacza 75 kg.

Dodajmy, że w ostatnich dniach przed galą zmieniono Sylwi rywalkę, gdyż anonsowana początkowo mistrzyni Czech wagi średniej, Katarina Csicsaiova zrezygnowała z walki. Zamiast niej w Szczecinie pojawiła się dużo bardziej wymagająca Białorusinka, która w listopadzie ub.r. wywalczyła w Sofii brązowy medal Mistrzostw Europy wagi półciężkiej (81 kg). Kebikova od lat stawia wysoko poprzeczkę swoim rywalkom, o czym polscy kibicem mogli choćby przekonać się podczas Memoriału Feliksa Stamma w Warszawie, na którym pojawiła się w 2013 roku, wygrywając dwie walki. Co ciekawe pod koniec 2016 roku wygrała 18. Memoriał Umakhanova w Makhachkale, gdzie trudno jest wygrywać z Rosjankami.

Kibice boksu w Polsce powinni więc się cieszyć, że do walki o numer 1 w kraju w wadze olimpijskiej włącza się kolejna zawodniczka. Na turniejach w Debreczynie i Sofii wystąpiła Elżbieta Wójcik, ale podczas Mistrzostw Polski będzie musiała zmierzyć się właśnie z Sylwią Kusiak, czy wracającą do boksu olimpijskiego Karoliną Łukasik.

UDANY REWANŻ KRZYSZTOFA ZIMNOCHA Z MIKE`EM MOLLO NA GALI W SZCZECINIE

zimnoch_mollo

W pojedynku wieczoru gali w Szczecinie Krzysztof Zimnoch (21-1-1, 14 KO) zmierzył się w rewanżowym boju z Mike’em Mollo (21-7-1, 13 KO). Pięściarz z Białegostoku zaboksował mądrze i zwyciężył Amerykanina, udanie rewanżując się za bolesną porażkę sprzed roku. Polski bokser miał nawet rywala na deskach i przez większość walki obijał „Bezlitosnego”.

Pierwsza runda była niespodziewanie spokojna, Amerykanin kilka razy zadał kilka ciosów po komendzie sędziego ringowego, który jednak radził sobie dobrze w ringu, była dyscyplina. Zimnoch był spokojny, chodził na boki w pełni skoncentrowany. Pod koniec drugiej rundy Krzysztof zaczął boksować już na pressingu i w pewnym momencie wystrzelił mocny lewy sierpowy kontrujący, po którym Mollo padł na deski. Zabrzmiał gong, a „Bezlitosny” miał problem z powrotem do narożnika. W trzeciej odsłonie Zimnoch od początku ruszył na rywala, obijał gradem ciosów i wydawało się, że Mollo nie wróci do gry, już w tej rundzie pięściarz z Białegostoku powinien zakończyć walkę przed czasem, ale nie ponowił później ataków. Kolejna runda była spokojniejsza w wykonaniu Zimnocha i jednocześnie spowodowało to, że w pewnym momencie oddał inicjatywę Mollo, który śmielej zaatakował i walczył na pressingu. Podopieczny Richarda Williamsa niepotrzebnie cofał się, dając miejsce to rozpoczęcia ofensywy „Bezlitosnego”. Zimnoch bił jednak dużo prostych ciosów, kończył akcje prawym sierpowym, próbował atakować na dół. Piąta i szósta runda to stopniowe rozmontowywanie Mollo pod każdym względem, ale brakowało dobicia rywala. W ostatniej, wspomnianej szóstej odsłonie Zimnoch jednak ponawiał ataki i było bardzo blisko końca. Kapitalnie wchodził mocny prawy sierpowy Krzysztofa. Idąc do narożnika przed siódmą rundą Mollo złapał się za lewy bark i wyraźnie odczuwał ból. Narożnik Amerykanina widząc jak ich zawodnik zmaga się ze swoim urazem zdecydował się poddać go.

Po dobrym występie w starciu z Patrykiem Szymańskim, Jose Antonio Villalobos (9-4-2, 5 KO) miał sprawdzić niepokonanego Kamila Szeremetę (15-0, 2 KO). Pięściarz Białegostoku nie dał jednak żadnych szans na rozwinięcie skrzydeł Argentyńczykowi i spisał się zdecydowanie lepiej od swojego rodaka. Korespondencyjną walkę Szymańskiego z Szeremetą wygrał ten drugi. Na początku walki Szeremeta podkręcał tempo, stawiał swoje warunki i boksował pod swoje dyktando, próbując również bić się na dystans. Dało się odczuć dużą przewagę polskiego pięściarza, jednak w pewnych momentach wciąż brakowało mocniejszego uderzenia, wbicia szpilki w ofensywie. Widać było, że Szeremeta szuka nokautu na Argentyńczyku, ale Villalobos wytrzymał do końca pojedynku. Po ośmiu rundach sędziowie byli jednomyślni (79:73, 79:73, 78:74) i wszyscy trzej wypunktowali na korzyść Kamila Szeremety, który dopisał do swojego rekordu kolejne zwycięstwo.

Michał Syrowatka (17-1, 6 KO) zwyciężył przed czasem w siódmej rundzie twardego Elmo Trayę (11-3, 8 KO). Nie zabrakło nokdaunów, ciekawych wymian, obaj panowie dali bardzo dobry boks, ale to pięściarz z Ełku ostatecznie zakończył efektownie cały pojedynek. Jak na ten moment, trwająca impreza zdecydowanie na plus. Pojedynek świetnie rozpoczął Polak, który w pierwszej rundzie zaatakował pięściarza z Filipin, kładąc go na deski po lewym sierpowym. Syrowatka nie dokończył jednak dzieła zniszczenia, Traya wyszedł z opresji i w drugiej odsłonie przeszedł do ofensywy, zaczął odważniej boksować i kilka razy mocniej uderzył polskiego boksera. W kolejnych rundach pięściarz z Ełku zdecydował się jednak na jeszcze bardziej ofensywny boks, ale boksował zdeycydowanie mądrzej od byłego przeciwnika Przemka Runowskiego. W trzeciej ponownie Traya zaliczył deski, a w kolejnych nie miał argumentów, by zagrozić Syrowatce. W siódmej rundzie Polak poczuł, że jest odpowiedni moment na przyspieszenie i sprowadzenie rywala do ostrej defensywy, Syrowatka zasypał gradem ciosów Trayę, sędzia widząc słaniającego się na nogach Filipińczyka zdecydował przerwać walkę, narożnik Trayi rzucił również na ring ręcznik.

Żadnych szans nie dał Artemowi Redko (21-6-3, 12 KO) polski półciężki Paweł Stępień (6-0, 5 KO), który zdemolował doświadczonego Ukraińca już w pierwszej rundzie. Wydawało się przed walką, że Polak poboksuje kilka rund ze swoim rywalem, jednak skończyło się bardzo szybko i efektownie. Już po kilkudziesięciu sekundach od momentu pierwszego gongu uderzenia Stępnia położyły na deski Redkę, który nie miał żadnych argumentów, by wyjść z opresji, a już co dopiero postawić warunki utalentowanemu pięściarzowi znad Wisły. Polak zaatakował jeszcze śmielej i zasypał ciosami Ukraińca, po czym sędzia słusznie przerwał pojedynek.

Tomasz Król (4-1-1, 1 KO) pokonał przed kilkoma minutami niejednogłośnie na punkty Kamila Młodzińskiego (8-1-2, 5 KO). Obaj panowie nie szczędzili sobie mocnych uderzeń, bardzo groźnie skracając też dystans, przez co nie obyło się bez ostrzeżeń sędziego ringowego. Młodziński rozpoczął dobrze, ale z rundy na rundę rozkręcał się Król. Pierwszy nie miał pomysłu na ten pojedynek, chciał za wszelką cenę wchodzić w półdystans i szukać ciosów, ale rywal skutecznie uciekał, choć tak jak wspomnieliśmy już nie zabrakło ostrzeżeń. W piątej odsłonie panowie zderzyli się głowami i pękł prawy łuk brwiowy Króla, a Młodzński dostał ostrzeżenie, za to w szóstej role się odwróciły za cios po komendzie „ringowego”. Po sześciu rundach sędziowie nie byli jednomyślni (58:56, 58:56, 55:58), ręce w geście zwycięstwa podniósł Tomasz Król. Dla Młodzińskiego była to pierwsza porażka w swojej zawodowej karierze.

źródło: bokser.org

zimnoch_mollo17