Tag Archives: Oleksandra Sidorenko

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LISTOPAD 2022. LUBIN I PUŁAWY

jonak_damian_02

1 LISTOPADA 2022 ROKU [LUBIN, POLSAT BOXING PROMOTIONS]

Na spory skok w rankingach może liczyć Paweł Czyżyk (10-1, 2 KO), który napracował się, wygrywając przed momentem z Draganem Lepeiem (21-6-2, 10 KO). W ręce Polaka wpadły pasy WBA Continental i IBO International kategorii półciężkiej. Zaczęło się od całkiem precyzyjnych ataków miejscowego pięściarza, który karał rywala krótkimi prawymi bezpośrednimi, w końcówce Włoch trafił dwoma uderzeniami, ale była to runda Polaka. Także i drugą rundę Czyżyk zaakcentował stałą presję i nawet jeśli jego skuteczność spadła, to przeważał nad Lepeiem aktywnością. Chwile grozy w rundzie trzeciej – „Furia” napierała zza obszernych sierpowych, zaś Lepei polował na kontrę. Włoch doczekał się szansy w ostatnich sekundach szansy, kilkukrotnie trafiając czysto Polaka i zagarniając odsłonę dla siebie. Od tego momentu zaczęło nam się robić w ringu spokojniej, wszystko za sprawą zmienionej taktyki Czyżyka, który wydłużał dystans, punktując rywala lewym prostym. W rundzie piątej Włoch trafił kontrującym lewym sierpowym, a już w szóstej to Czyżyk odwdzięczył się kombinacją przy linach. Polak zwodził przeciwnika, wyprzedzając jego ataki lewym prostym, często schodząc z linii ciosu Lepeia. I znów – gdy w dziewiątej rundzie Włoch zaskoczył reprezentanta Lubina, trafiając dwoma lewymi sierpowymi na górę i prawym na dół, to już na sam koniec Czyżyk zaakcentował swoje zwycięstwo kombinacją lewy-prawy-lewy. Po ostatnim gongu mogliśmy być dość spokojni o werdykt i faktycznie – cała trójka sędziów widziała zwycięstwo Polaka, przyznając mu osiem rund, dwie przypadły Lepeiowi. Bardzo cenne zwycięstwo „Furii”, który zaczyna już myśleć o walkach wyjazdowych.

Siódme zwycięstwo Konrada Kozłowskiego (7-0, 2 KO) podczas dwunastej gali z cyklu Polsat Boxing Promotions. Tym razem ofiarą koszalinianina był twardy Bartosz Głowacki (5-11-1, 4 KO). Zaczęło się dość wyrównanie, gdy obaj częstowali się ciosami prostymi. Kozłowski polował na prawą rękę, nie brakowało wymian i chaosu, a pod koniec odsłony Kozłowski próbował wydłużać kombinacje. W następnych rundach przebieg walki był niemal identyczny – Kozłowski atakował, polował na doły i te ciosy raniły rywala. Pod koniec trzeciej rundy śmielej zaatakował Głowacki, ale nie zrobiło to wrażenia na oponencie, który za chwilę sam skontrował. Na początku kolejnej odsłony Głowacki powędrował na deski, wydawało się, że był to efekt ciosu Kozłowskiego, inaczej widział to sędzia ringowy, mówiąc o poślizgnięciu. Już do samego końca Kozłowski atakował sporą ilością ciosów, choć były to uderzenia w większości niecelne, a już na pewno nierobiące większego wrażenia na reprezentancie Chrzanowa, który próbował się odgryzać. Jeszcze trochę wymian na sam koniec i przyszło nam wysłuchać werdyktu sędziów punktowych, którzy byli jednogłośni – 60:54, 60:54 i 59:55 na korzyść pięściarza z Koszalina.

Wcześniej mieliśmy okazję być świadkami dwóch naprawdę ciekawych dla oka czasówek – udanie po porażce z rąk Petro Frołowa wrócił Max Suske (5-1, 4 KO), który pod przewodnictwem Georga Bramowskiego szybko rozprawił się z Patrikiem Fialą (5-3-1, 1 KO), zaś Konrad Czajkowski (2-0-1, 1 KO) rozbijał, rozbijał, aż w końcu rozbił Jakuba Świderskiego (0-1), nokautując go w drugiej odsłonie.

18 LISTOPADA 2022 ROKU [PUŁAWY, TYMEX BOXING NIGHT]

Nokaut roku? Na pewno na polskim ringu. Bardzo brutalnie ze swoim rywalem obszedł się przed momentem w Puławach Damian Jonak (43-1-2, 22 KO). Nestor David Campos (6-4, 4 KO) nie będzie dobrze wspominał wizyty w Polsce. Argentyńczyk już w pierwszej rundzie był naruszony lewym sierpowym, ale na początku drugiej wydłużył serie i zaczął sobie radzić coraz lepiej. Chyba trochę za bardzo w siebie uwierzył, „otworzył się” w swoim ataku, a Jonak wszedł mu w tempo prawym sierpowym. Campos padł ciężko na matę, a sędzia nawet nie zaczynał liczyć. półprzytomnego Argentyńczyka znoszono z ringu na noszach. Zdrowia…

Lukas Dekys (8-0, 3 KO) pozostaje katem polskich pięściarzy. Pobił między innymi Syrowatkę i Kiwiora, a teraz do tej listy dopisał Michała Leśniaka (17-2-1, 5 KO). Zaczęło się dobrze. Pojedynek był prowadzony w spokojnym tempie i na lewe proste. I w tej dziedzinie „Szczupak” radził sobie całkiem dobrze. W drugiej rundzie Michał trafił dwukrotnie lewym sierpowym i nabraliśmy nadziei. Wszystko jednak zmieniło się od czwartej rundy. Czech przejął kontrolę nad pojedynkiem. Boksował na luzie, kontrował, a gdy trafił, od razu podkręcał tempo. W siódmym starciu Michał był liczony. Rywal przepchnął go w zwarciu, ale trzeba oddać, że wcześniej trafił czystym ciosem i to Michał dążył do klinczu. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali jednogłośnie na korzyść Dekysa – 97:92, 98:91 i 97:92.

Galę w Puławach reklamowaną hasłem czas weryfikacji. I taki test z pewnością zdał Stanisław Gibadło (9-0, 1 KO). A wszystko kosztem Tomasza Nowickiego (10-2, 3 KO). To była rywalizacja wewnątrz grupy Tymex Boxing Promotion. Obaj mieli coś do udowodnienia. Gibadło boksował trochę poniżej oczekiwań w niektórych walkach, natomiast Nowicki wracał po porażce. W ringu pełną kontrolę od początku przejął jednak Staszek. Najpierw zaczął boksować lewym prostym, potem sprytnie spychał rywala na liny i nie dawał mu rozwinąć skrzydeł. Przewaga wzrastała, a kumulacja nastąpiła w rundzie piątej. Gibadło zasypał Nowickiego nawałnicą ciosów, niekoniecznie mocnych, ale było ich tak dużo, że w końcu nierówny pojedynek przerwał sędzia.

Michał Soczyński (5-0, 2 KO) dopisał do swojego rekordu kolejne zwycięstwo. Tym razem przed czasem. Naprzeciw „Soczka” stanął Alessandro Jandejsek (4-2, 4 KO), który straszył rekordem, ale w ringu po przyjęciu pierwszego lewego prostego szybko cofnął się na liny i próbował przetrwać. Ale nie przetrwał. Już pod koniec drugiej rundy po bezpośrednim prawym pięściarza z Lublina było po wszystkim. Dodajmy, że Michał zmienił niedawno sztab szkoleniowy.

Wcześniej Aleksandra „Sasza” Sidorenko (10-1-1, 1 KO) wypunktowała pewnie na dystansie sześciu starć Aleksandrę Vujović (5-22-2, 2 KO).

Występujący w wadze półciężkiej Sebastian Wiktorzak (2-0, 1 KO) pokonał Jurisa Zundovskisa (5-3, 4 KO). Pięściarz ze Szczecina od początku ustawiał sobie rywala ciosami prostymi, zmieniając pozycję z normalnej na mańkuta praktycznie po każdej akcji. Łotysz próbował atakować, ale jego chaotyczne próby podopieczny Karola Chabrosa albo przepuszczał, albo kontrował. W trzeciej rundzie Łotysz podkręcił tempo i przy pasywnej postawie Sebastiana być może nawet zapisał ten odcinek na swoją korzyść, kosztowało go to jednak sporo sił i w czwartej wszystko wróciło do normy. Wiktorzak ładnie próbował wejść w tempo prawym podbródkowym, brakowało jednak trochę precyzji w tej akcji. Polak do końca kontrolował pojedynek i po ostatnim gongu wygrał jednogłośną decyzją sędziów – 59:55, 59:55 i 58:56 (???).

źródło: bokser.org

NIESMAK PO WERYKCIE W WALCE WIECZORU. NIEUDANY REWANŻ SASZY SIDORENKO

dzierzoniow_2022

W walce wieczoru gali Tymex Boxing Night 20 w Dzierżoniowie Aleksandra Sidorenko (9-1-1, 1 KO) przegrała z Jeleną Janicijević (4-1-1, 2 KO) w starciu o tytuł mistrzyni Europy wagi lekkiej. „Sasza” zaczęła koncertowo. W pierwszych minutach wyprzedzała silniejszą fizycznie rywalkę, trafiała ciosami prostymi i zbierała małe punkty. Rundy czwarta i piąta wyrównały się, ale w szóstej Sidorenko dwukrotnie złapała przeciwniczkę kombinacją lewy-prawy prosty, po którym biła – i trafiała, lewym sierpowym. Gorsza boksersko, za to dobrze przygotowana fizycznie Serbka atakowała do samego końca i nieco zniwelowała straty. Tak przynajmniej widzieliśmy to my… Tymczasem po ostatnim gongu sędziowie punktowali 96:94 Janicijević, 96:94 Sidorenko i 97:93 – Janicijević!

Damian Wrzesiński (24-2-2, 7 KO) dorzucił do swojej kolekcji tytuł międzynarodowego mistrza Polski kategorii junior półśredniej, choć na co dzień startuje w lekkiej. Wobec problemów na lotnisku pierwotnie anonsowanego rywala naprzeciw niego w wyższym limicie stanął Michal Dufek (34-23-2, 22 KO). „Wrzos” od razu narzucił wysokie tempo i Czech już po trzeciej rundzie wydawał się mieć kryzys. Damian tylko te tempo zwiększał, choć momentami podchodził za blisko i sam sobie przeszkadzał, umożliwiając mu klincz. Dopiero w szóstej rundzie trochę poukładał swój boks, zaczął łapać na kontry i zwiększać przewagę. W siódmym starciu Wrzesiński trafił bezpośrednim prawym i w końcu posłał przeciwnika na deski. W ósmej odsłonie dodał kilka kolejnych kontr, odbierając Czechowi ochotę do kontynuowania potyczki. Dufek do dziewiątej rundy już nie wyszedł.

- Nie trenuję już tak z ciężarami, ważę mniej i od razu widzę, że lepiej boksuję – mówił kilkadziesiąt godzin temu Michał Leśniak (16-1-1, 5 KO). I potwierdził to dziś w ringu w Dzierżoniowie. Naprzeciw „Szczupaka” stanął Wilber Blanco (8-2, 7 KO). Po pierwszej, spokojnej i rozpoznawczej rundzie, w drugiej Michał przepuścił sierp rywala i po zwodzie strzelił hakiem na korpus. Nokaut! Dla Leśniaka, który ciężko przechorował covid, był to udany powrót po dokładnie rocznej przerwie.

Michał Soczyński (5-0, 2 KO) dopisał kolejną wygraną do rekordu, mamy jednak wrażenie, że nie rozwija się od jakiegoś czasu. Jest silny, charakterny, i to na tyle. Ambitny Adam Kolarik (2-1, 2 KO) już w pierwszej rundzie padł na deski, choć powtórki pokazały, że decydujący cios „Soczek” zadał… głową w wymianie. Wszystko działo się bardzo szybko, sędzia tego nie zauważył i liczył. W trzeciej odsłonie Michał ściął przeciwnika z nóg lewym sierpowym. Ale nie zdołał go skończyć. Przeważał do końca, jednak za mało kombinował i Czech przetrwał sześć rund. Sędziowie punktowali na korzyść pięściarza z Lublina 59:53, 59:53 i 60:52.

Karol Łapawa (2-0) dominował przez cztery rundy nad Richardem Walterem (9-23-1, 8 KO), konsekwentnie obijał jego tułów, nie zdołał jednak przełamać rywala i wygrał na kartach wszystkich sędziów 40:36.

Kamil Mroczkowski (4-0, 2 KO) dopisał kolejne zwycięstwo do swojego rekordu, ale takich chłopaków jak Ramazi Gogiczaszwili (14-36-2, 6 KO), który zaczynał karierę w wadze junior średniej, pogromca Dubois i Kadiru z ringów olimpijskich powinien demolować… Wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Akcja lewy-prawy Kamila i Gruzin zapoznał się z matą ringu. Za moment krótki prawy sierp i drugi nokdaun w pierwszej rundzie. Potem Mroczkowski na siłę starał się ubić przeciwnika, walka zrobiła się chaotyczna, a w samej końcówce Polak dostał jeszcze ostrzeżenie za ściąganie w dół. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 39:34, 38:35 i 39:34.

Krzysztof Ryta (0-1) przegrał w debiucie zawodowym z Bartłomiejem Włodarczykiem (1-1). Wszyscy sędziowie punktowali 39:37.

źródło: bokser.org

PARZĘCZEWSKI ZASTOPOWAŁ W OBORNIKACH AYBAYA. REMIS SIDORENKO

plakat

W walce wieczoru Tymex Boxing Night 18 w Obornikach Wielkopolskich Robert Parzęczewski (27-2, 17 KO) wraca na właściwe tory. Częstochowski „Arab” pokonał przed czasem niezwyciężonego dotąd Sahana Aybaya (10-1, 8 KO). Niemiec był wolniejszy, niższy, dlatego starał się wziąć cios na blok i odpowiedzieć swoją kontrą. Szczególnie polował na lewy sierpowy, lecz dziś podopieczny Grzegorza Krawczyka trzymał cały czas prawą rękawicę przy brodzie i punktował lewym prostym. W trzeciej rundzie Robert posłał rywala na deski lewym hakiem na wątrobę, ten jednak dotrwał do gongu i po przerwie znów starał się odpowiedzieć mocną kontrą. Pojedynek zakończył się na sekundę przed końcem piątego starcia. Najpierw Parzęczewski przewrócił go lewym sierpowym, potem lewym prostym, a po trzecim nokdaunie w tej rundzie, w czwartym w ogóle, sędzia Grzegorz Molenda zastopował nierówny bój.

Tomasz Nowicki (9-0, 2 KO) zanotował najcenniejsze zwycięstwo w karierze, punktując byłego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi junior średniej, Joela Julio (39-8, 33 KO). Tempo dyktował Polak, co było błędem Kolumbijczyka. Tomek boksował zrywami i kilkoma akcjami na rundę urywał kolejne punkty. „Otwierał” sobie przeciwnika hakami na korpus, a potem bił na górę. Kiedy tylko Julio wydłużył serię, od razu wyglądało to dla niego lepiej, lecz robił to zbyt rzadko. Julio w szóstej rundzie zachwiał Nowickim krótkim prawym sierpem na skroń, ale miejscowy pięściarz szybko wyszedł z kryzysu. Po gongu kończącym ósmą odsłonę sędziowie jednogłośnie wskazali na Tomka – 78:74, 79:73 i 78:74.

Wciąż bezkrólewie w wadze lekkiej w Europie. W starciu o wakujący tytuł mistrzyni Europy Aleksandra „Sasza” Sidorenko (9-0-1, 1 KO) zremisowała z Jeleną Janicijević (3-1-1, 2 KO). Pierwsza połowa dobra w wykonaniu „Saszy”. Co prawda widać było, że to rywalka bije mocniej, ale podopieczna trenera Andrzeja Liczika fajnie pracowała nogami, przepuszczała przeciwniczkę i łapała czasem na kontrę. W szóstej rundzie jednak zainkasowała mocny prawy sierpowy, po którym musiała sklinczować.  Od szóstej odsłony ciężko oddychała, a podrażniona Janicijević nacierała coraz ostrzej. I widać było, że szczególnie jej haki na korpus robią na „Saszy” wrażenie. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 96:94 Sidorenko, 96:94 Janicijević i 95:95. A więc remis!

Wcześniej debiutujący w kategorii cruiser Mateusz Rzadkosz (12-0-1, 3 KO) pokonał po walce toczonej w wolnym tempie Iwana Juchtę (3-4-1, 2 KO). Sędziowie punktowali po ostatnim gongu 78:74, 77:75 i 78:74.

Remigiusz Smoliński (3-1, 1 KO) wrócił po ponad sześciu latach i pokonał – chyba jednak dość niespodziewanie, Kamila Bodziocha (7-2-1, 2 KO). Już początek pokazał, że ważący 125 kilogramów Remek jest znacznie silniejszy i przełamywał gardę pięściarza z Jeleniej Góry. Po dwóch rundach w wysokim tempie w trzeciej nieco spuścił z tonu i do głosu zaczął dochodzić Bodzioch. Po krótkim odpoczynku Smoliński zerwał atak w czwartej odsłonie, trafił znów mocnym prawym na górę, a wszystko zakończył lewym hakiem w okolice wątroby. Nokaut!

Czasówkę zanotował również Kamil Kuździeń (6-0, 1 KO), który w czwartej rundzie zastopował Jose Luisa Castillo (9-7-1, 6 KO).

Michał Bołoz (2-2-2, 2 KO) przywitał Patryka Tołkaczewskiego (0-0-1) na zawodowym ringu i pokazał mu, że łatwo z takimi olbrzymami jak on nie będzie. Pierwsze minuty wyraźnie dla „Gleby”, który był bardziej ruchliwy, szybszy, składał akcje w dłuższe kombinacje. Ale w trzeciej rundzie bezpośredni prawy Michała odmienił losy pojedynku. Teraz to on dyktował warunki. Wygrał trzecią i czwartą odsłonę, a w samej końcówce miał jeszcze rywala na deskach. Sędzia ringowy – z tylko sobie znanych powodów, nie liczył, więc punktowi musieli wytypował remis – 3x 38:38. Oni zrobili swoją robotę, bo w rundach było dwa do dwóch, sprawę pokpił jednak ringowy.

Wcześniej Maksymilian Gibadło (5-0) pokonał Wołodimira Juszina (0-3). Po czterech rundach sędziowie punktowali 40:36 i dwukrotnie 39:37.

źródło: bokser.org

WRZESIŃSKI POKONUJE GAMEZA W PIONKACH. SZYBKI TRIUMF SIWEGO NAD BODZIOCHEM

wrzesinski_pionki

Damian Wrzesiński (20-1-2, 6 KO) w efektowny sposób pokonał przed czasem Otto Gameza (19-3, 14 KO) w walce wieczoru gali boksu zawodowego w Pionkach. Polak potwierdził, że jest numerem jeden polskiej wagi lekkiej i może myśleć o pasach europejskich.

Wrzesiński od początku ustawiał sobie walkę lewym prostym i szybko zaczął dokładać do niego prawy. Timing i praca nóg funkcjonowały prawidłowo, a Gamez był w ringu zagubiony. Zmienił jednak kąt uderzeń lewą ręką i sam trafił kilka razy na zakończenie rundy. W drugim starciu Wrzesiński zaczął od rozsądnej presji, ale Gamez tym razem miał więcej pomysłów i nagle wystrzelił długim prawym po podwójnym lewym. Wrzesiński poczuł ten cios, zdołał jednak natychmiast odpowiedzieć. Wenezuelczyk poczuł się mimo to pewniej i rzucał niebezpieczne sierpowe z lewej ręki i prawe podbródkowe. Polak mocno zaatakował od początku trzeciej odsłony, nie dawał Gamezowi miejsca i Wenezuelczyk był trafiany ciosami prostymi z obu rąk. Wciąż jednak pozostawał w grze i próbował zmieścić ciosy kontrujące. Wrzesiński złapał go w końcu bombą na odchyleniu i zranił, a na pół minuty przed końcem rundy przymierzył dwoma prawymi. Na początku czwartej rundy było po walce. Celny i mocny prawy sierpowy posłał Gameza na deski i Wenezuelczyk nie zdołał kontynuować pojedynku.

Walka wagi ciężkiej wymyślona na Twitterze – Marcin Siwy (21-0, 9 KO) kontra Kamil Bodzioch (6-1, 2 KO) – zakończyła się demolką w wykonaniu Siwego, który szybko rozprawił się z rywalem. Obaj zaczęli walkę mocnymi ciosami na dół. Jedno z takich uderzeń Siwego wywarło na Bodziochu wrażenie, a chwilę później kolejny lewy pod prawy łokieć zranił Bodziocha, który padł na matę ringu. Zdołał wstać, ale Siwy zasypał go ciosami przy linach i sędzia przerwał pojedynek. A więc duże emocje i nokaut, choć trochę szkoda, że trwało to tak krótko.

Bracia Gibadło: Maksymilian (4-0) i Stanisław (4-0) wygrali swoje pojedynki na gali w Pionkach. Maks łatwo pokonał Denisa Mądrego (5-4, 1 KO), a Staszek miał bardzo trudną przeprawę z Tomaszem Gromadzkim (10-4-1, 3 KO).

Urodzony w Grecji Stanisław Gibadło wyszedł do ringu w greckim stylu – przy klimatycznym soundtracku i owinięty flagą – a jak było w ringu? Tomasz Gromadzki jak zawsze ruszył od razu do przodu, ale został kilka razy skontrowany. Zdołał jednak dojść wkrótce do głosu i Gibadło musiał się sprężyć, by odpowiedzieć ciosami na korpus. W drugiej rundzie rozgorzała ostra walka, w której Gromadzki zaczynał akcje od uderzeń na dół i kończył na górę. Gibadło tańczył, ale sporo przyjmował i stracił kontrolę na pojedynkiem. Pod koniec rundy zdołał ją w jakimś stopniu odzyskać, lecz walka była bardzo wyrównana. Trzecią odsłonę dobrze zaczął Gibadło, który stopniowo okiełznywał Gromadzkiego, łapał rytm i nieźle pracował ciosami na korpus, choć wciąż przyjmował niepotrzebne uderzenia. Gromadzki był zmęczony, ale sporo trafiał i na półmetku  wynik stanowił sprawę otwartą. I mimo że Staszek w czwartym starciu wciąż boksował elegancko, to wręcz w banalny sposób dawał się trafiać po swoich akcjach sierpami z obu rąk. Brakowało refleksu w obronie, a ”Zadyma” czekał po prostu na błędy Gibadły, który dopiero piątą rundę mógł z czystym sumieniem uznać za dość udaną, choć w końcówce Gromadzki znów sięgnął lewym Stanisława. Ostatnia runda również była ciekawa i po ostatnim gongu nikt nie mógł się czuć pewnie. Sędziowie punktowali niejednogłośnie na korzyść Staszka (56-58 i dwa razy 58-56).

Maksymilian Gibadło od początku kontrolował pojedynek i już w pierwszej rundzie dwukrotnie zranił Denisa Mądrego, choć boksował nieco chaotycznie. W drugiej odsłonie był już bardziej precyzyjny i lokował niesygnalizowane uderzenia, m.in. lewe proste, haki i sierpowe.  Nieźle kontrolował dystans i spokojnie robił swoje. Zmieniał pozycje, uderzał w różnych płaszczyznach, schodził z linii ciosów rywala, deklasował go we wszystkich elementach, stopniowo sie rozluźniał. Trochę brakowało w tym wszystkim mocy i dynamiki, ale boks Maksa oglądało się całkiem przyjemnie. Do końca walki trwał mocniejszy sparing, jakim w zasadzie była ta walka dla Gibadły. Mądry miał nawet swoje momenty, chociaż nie mógł poważnie zagrozić Maksowi. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali oczywiście jednogłośnie dla Maksymiliana (58-56 i dwa razy 60-54).

Walki kobiet na gali w Pionkach nie rozczarowały. Sasza Sidorenko (9-0, 1 KO) pokazała kawał konkretnego, technicznego i ofensywnego boksu i pokonała charakterną, doświadczoną w zawodowych bojach Karinę Kopińską (13-34-4, 3 KO), która również pokazała się z dobrej strony. Natomiast Laura Grzyb (3-0, 3 KO) w walce z Bojaną Libiszewską (7-40, 1 KO) dała kibicom efektowny spektakl w swoim stylu.

Sidorenko zaprezentowała klasyczną, „wschodnią” szkołę boksu w bardziej agresywnym niż zazwyczaj widzimy z jej strony wydaniu. Kontrolowała pojedynek seriami ciosów prostych i elegancką pracą nóg, obchodząc Kopińską, gdy było trzeba i świetnie pracując lewą ręką. Dochodziły do tego ciosy sierpowe w różnych płaszczyznach, kibice mogli zobaczyć naprawdę imponujący arsenał umiejętności. Kopińska dzielnie próbowała stawiać opór i co jakiś czas odgryzała się swoimi akcjami, nie mogła jednak zagrozić Saszy. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 79-73 i dwa razy 80-72.

Laura Grzyb od początku czarowała ringowym tańcem i mocnymi kontrami w walce z zaprawioną w bojach Bojaną, która miała swoje momenty, ale ostatecznie – po ostrym zrywie Laury w trzeciej rundzie – lewy łuk brwiowy Libiszewskiej był już tak mocno rozbity, że sędzia przerwał pojedynek i ogłoszono wygraną Grzyb przez TKO.

Otwierająca galę grupy Tymex Boxing Promotion w Pionkach walka Kamila Kuździenia (2-0) z Dmytro Żukowem (0-1) była dobrą i treściwą zakąską, kawałkiem ciekawego boksu w wadze junior średniej. Ostatecznie górą był Polak, ale Ukrainiec postawił mocny opór. W drugim starciu gali Aleksander Strecki (11-1-2, 5 KO) pokonał Tarasa Gołowaszczenkę (3-3, 3 KO), który przegrał przez dyskwalifikację.

Kamil Kuździeń vs Dmytro Żukow. Obaj zaczęli w dobrym tempie, Żukow kilka razy zaskoczył Kuździenia lewymi prostymi po zmianie pozycji, a Kuździeń trafiał ciosami na korpus, które wkrótce zaczął też lokować Ukrainiec. Szybkość Żukowa sprawiała Kuździeniowi kłopoty. W drugiej rundzie Polak kontynuował ostrzeliwanie korpusu, Żukow szukał miejsca na lewy sierpowy na wątrobę i ciosy podbródkowe. W końcu Kuździeń przyparł rywala do lin, Ukrainiec wyraźnie odczuwał już bomby na dół, a pod koniec rundy Polak huknął jeszcze ładnym, celnym prawym nad lewą ręką. W trzeciej rundzie Żukow zaczął elegancko kontrować z obu rąk, ale Kuździeń nie przestawał atakować. Obaj byli już konkretnie zmęczeni i choć utrzymywało się żwawe tempo, temperatura w hali robiła swoje. Żukow zranił Kuździenia uderzeniem na dół, jednak Polak zdołał zamaskować problem i zakończył rundę atakiem. Czwarte, ostatnie starcie również było ciekawe, Żukow ulokował kilka podbródkowych, a Kuździeń pozostawał agresywny i zacięcie torował sobie drogę w ofensywie, kończąc akcje m.in. prawymi sierpowymi. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali jednogłośnie (40-36 i dwa razy 39-37), przyznając zwycięstwo Polakowi.

Aleksander Strecki vs Taras Gołowaszczenko. Boksujący z odwrotnej pozycji, bardzo utytułowany na ringach olimpijskich Strecki zaczął spokojnie i starał się kontrolować walkę lewym prostym na korpus i niebezpiecznymi zrywami. Gołowaszczenko kilka razy wpadł w pułapki zastawione przez starego lisa, choć sam też miał kilka dobrych momentów. W drugiej rundzie po przypadkowym zderzeniu głowami nad lewym okiem Gołowaszczenki pojawiło się poważne rozcięcie, również Stecki ucierpiał, ale chwilę później zaczął mocno trafiać prawym sierpowym. Sędzia przerwał walkę, odjął po punkcie za faule, ale nie zdołał uspokoić Ukraińców. Obaj rwali się do ostrej bitki, jednak bardziej technicznie robił to Strecki. W kolejnych rundach emocje opadły, style obu wzajemnie się neutralizowały. Strecki odczuwał trudy starcia i stracił koncept, a Gołowaszczenko stopniowo zyskiwał pole ciekawymi akcjami prawą ręką. Niestety dla siebie często faulował, przynajmniej według sędziego. W końcu został upomniany po raz trzeci i przegrał przez dyskwalifikację.

źródło: bokser.org

WRZESIŃSKI WYGRYWA W WALCE WIECZORU GALI W ŁOMIANKACH. POWRÓT SIDORENKO

lomianki_gala

W pierwszej walce wieczoru w swojej karierze, podczas gali Tymex Boxing Night w Łomiankach, Damian Wrzesiński (18-1-2, 5 KO) jednogłośnie wypunktował Miguela Cesario Antina (18-4, 8 KO). Argentyńczyk od początku był stroną bardziej defensywną w tej walce. To „Wrzos” częściej gonił rywala i często go trafiał. W 4 rundzie przyszedł jednak cięższy moment. Antin trafił ciosem, który ewidentnie zrobił na Polaku wrażenie i ruszył do ataku raz po raz celnie trafiając pod linami. Wrzesiński przetrwał jednak ten drobny kryzys. Kolejny taki moment przyszedł w rundzie numer 8. Polak po raz kolejny jednak zdołał przetrwać napór rywala i ostatecznie odniósł jednogłośne zwycięstwo 100:90, 100:90, 99:91.

Aleksandra Sidorenko (8-0, 1 KO) jednogłośnie na punkty pokonała Mayrę Alejandrę Gomez (18-10, 4 KO). „Sasha” zanotowała tym samym udany powrót na zawodowy ring po ponad dwuletnim rozbracie z boksem spowodowanym narodzinami syna. Doskonale wykorzystywała przewagę warunków fizycznych i nie pozwalała zbliżyć się rywalce stopując ją ciosami prostymi. Z powodzeniem korzystała też z ciosów na korpus jednak garda Argentynki była na tyle szczelna że żaden cios nie spowodował poważnego zagrożenia. Finalnie po 8 rundach sędziowie jednogłośnie orzekli zwycięstwo Polki, 79:73, 79:73, 80:72.

Nadzir Bakshyieu (4-7-3, 0 KO) postawił wyjątkowo ciężkie warunki Michałowi Żeromińskiemu (13-5-3, 1 KO) w pojedynku wagi półśredniej. Od początku obydwaj zawodnicy nie szczędzili sobie ciosów i ochoczo wchodzili w wymiany. Celniejszy zdawał się być jednak „Żeroma”. W dalszej części walki Białorusin częściej zaczął rewanżować się Michałowi powodując też rozcięcie w okolicy oka Polaka. Po ciężkiej 6-rundowej wojnie, sędziowie zgodnie orzekl remis 57:57.

Kamil Bodzioch (5-0, 1 KO) z Arturem Szpilką w narożniku, w swoim ostatnim występie w wadze ciężkiej przed zbijaniem kilogramów do cruiser pokonał po twardym boju Michała Bołoza (2-2, 2 KO). Od początku uwidoczniła się przewaga szybkości Kamila, ale również siły Michała, który lewym prostym przedzierał się przez gardę. W drugiej rundzie Bodzioch wydłużył kombinacje i zdominował przeciwnika. Poczuł się jednak zbyt pewnie i w połowie trzeciej odsłony był lekko zraniony po prawym sierpowym Bołoza. Szybko doszedł na szczęście do siebie i dalej kontrolował potyczkę. Przynajmniej w rundzie czwartej i przez dwie minuty piątej. Wtedy znów nadział się na prawy sierpowy w okolice czoła. Był mocno naruszony, Bołoz ruszył do szturmu i w sumie gong wyratował Kamila przed możliwą porażką. W szóstej odsłonie obaj mierzyli się już ze zmęczeniem oraz własnymi słabościami. Więcej charakteru wykazał Bodzioch i tym samym przypieczętował swoje zwycięstwo – 58:56, 59:55 i 58:56.

Kolejne zwycięstwa do swoich rekordów dopisali bracia Gibadło – Stanisław (3-0) i Maksymilian (3-0). Łatwiejsze zadanie miał Maks, naprzeciw którego stanął Dawid Przybylski (0-2). Etatowy półfinalista Mistrzostw Polski w wadze do 69kg już w pierwszej rundzie posłał rywala na deski lewym hakiem w okolice wątroby. Potem kontrolował w kolejnych odsłonach i po ostatnim gongu zwyciężył 40:35 oraz dwukrotnie 39:36, przy czym naprawdę trudno doszukać się tej jednej rundy, jaką rzekomo miał wygrać Przybylski. Przeciwnikiem Staszka był doświadczony i twardy Daniel Urbański (21-32-3, 5 KO). Dodatkowo miała to być pierwsza szóstka dla początkującego dopiero zawodnika Tymexu, dawnego finalisty Młodzieżowych MP. Staszek dobrze wytrzymał kondycyjnie trudy pojedynku, fajnie pracował na nogach i pewnie wypunktował Urbańskiego. Wszyscy sędziowie mieli na swoich kartach wynik 59:55.

Laura Grzyb (2-0, 2 KO) już w pierwszej rundzie ciosami na korpus odprawiła Valerię Kovacs (2-4, 2 KO), zaś Tomasz Nowicki (3-0, 2 KO) przez TKO w 3. rundzie pokonał Błażeja Nowaka (1-1, 0 KO).

źródło: bokser.org

SIDORENKO ZAWODOWĄ MISTRZYNIĄ EUROPY. CENNE ZWYCIĘSTWO PARZĘCZEWSKIEGO

budweld_lomianki17

Sasza Sidorenko (7-0, 1 KO) swoją pracą nóg oraz techniką użytkową mogłaby zawstydzić niejednego pięściarza zawodowego. Nic więc dziwnego, że w sobotę zdobyła tytuł mistrzyni Europy wagi lekkiej. Naprzeciw miejscowej pięściarki z Łomianek stanęła niepokonana dotąd Isabelle Pare (6-1, 1 KO). Była odważna, silna fizycznie, jednak w konfrontacji z Saszą nie miała nic do powiedzenia. Na jej tle mogła jedynie pokazać, że ma twardą szczękę i nie boi się przyjąć mocnej bomby. Choć w siódmej rundzie – po znakomitym prawym podbródkowym z kontry, zachwiała się. Sidorenko konsekwentnie robiła jednak swoje i wygrywała kolejne minuty. A tańcząc na nogach pozostawała nieuchwytna dla rywalki. Gdy zabrzmiał ostatni gong, wszyscy sędziowie opowiedzieli się za Sidorenko – 100:91, 100:90 i 100:90.

Robert Parzęczewski (17-1, 10 KO) i Tomas Adamek (26-15-2, 9 KO) przysporzyli kibicom sporo emocji. Bo choć walka była krótka, to emocjonująca i niezwykle krwawa. Już w połowie pierwszej rundy obaj zderzyli się przypadkowo głowami. Z czoła Czecha poleciała krew. Ale jeszcze gorzej wyglądał Polak. Głębokie rozcięcie nad łukiem brwiowym zalewało mu krew do oka. Mimo tego w drugim starciu „Arab” strzelił prawym krzyżowym, naruszył przeciwnika, dopadł go jeszcze przy linach kilkoma kolejnymi bombami i posłał na deski. Niestety zbytnio się podpalił i sam sobie tym trochę przeszkodził. Doświadczony rywal przetrwał kryzys, by w trzecim oraz czwartym starciu podjąć rękawice i twarde wymiany. Koniec nastąpił w piątej rundzie. Znów skuteczny prawym krzyżowy eksplodował na szczęce Adamka i zrobił takie spustoszenie, że Czech aż wyleciał poza liny. Co prawda zdołał podnieść się na osiem, lecz sędzia Arek Małek popatrzył mu głęboko w oczy i zatrzymał dalszą rywalizację.

Bardzo dobre widowisko stworzyli przed momentem Michał Leśniak (7-1, 2 KO) z Kamilem Młodzińskim (8-2-3, 5 KO). Po emocjonujących ośmiu rundach stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył ostatecznie pięściarz z Wałbrzycha. Obaj panowie nie bawili się w zbędne podchody i od pierwszego gongu ostro ruszyli na siebie. Po równej pierwszej rundzie, w drugiej i trzeciej przeważał sprytniejszy Leśniak, który wkładał w ciosy może mniej siły, ale składał je w kombinacje kilku uderzeń. Młodziński wrócił bardzo udaną czwartą odsłoną, gdy spychał Michał do lin, jednak „Szczupak” po chwilowym kryzysie znów boksował swoje w rundzie numer pięć. Trafiał lewym hakiem w okolice wątroby oraz prawym podbródkiem. Michał nieznacznie przeważał w kolejnych minutach, choć potyczka była zażarta i optycznie równa. Kamil lepiej finiszował na końcu, niestety nie zdążył odrobić strat. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 76:76, 77:75 i chyba trochę przesadzone 79:73.

Michał Olaś (4-0, 3 KO) wrócił udanie po kontuzji i długiej rehabilitacji, pokonując Michała Bańbułę (12-28-4). Pięściarz ze stolicy górował nad rywalem warunkami fizycznymi, narzucał pressing, a ten od drugiej rundy ograniczał się już praktycznie tylko do defensywy. Dodajmy skutecznej defensywy, niestety psując trochę obraz potyczki częstymi klinczami. W czwartej rundzie Bańbuła był już zmęczony, więcej przeszkadzał niż boksował i w przerwie przed piątą odsłoną, po konsultacji z lekarzem, poddał potyczkę. Odnowiła się kontuzja kolana.

Na otwarcie gali debiutujący w niższej kategorii – średniej, Paweł Rumiński (3-2, 3 KO), pokonał przed czasem Grzegorza Sikorskiego (2-14). Po spokojnej pierwszej rundzie, w drugiej zawodnik Legii posłał przeciwnika na deski prawym sierpowym w okolice ucha. W trzeciej Rumiński zranił go jeszcze prawym podbródkiem, ale tym razem obyło się jeszcze bez nokdaunu. W kolejnych minutach cały czas nieustannie przeważał Paweł, lecz boksował trochę zbyt zachowawczo. Koniec nastąpił w ostatnich sekundach piątego starcia. Kolejny prawy hak posłał po raz drugi Grzegorza na deski i choć ten wstał na osiem, to nie miał już ochoty na kontynuowanie potyczki.

źródło: bokser.org

BALSKI EFEKTOWNIE NOKAUTUJE NA GALI W EŁKU. DEBIUT WIERZBICKIEGO NA POLSKIM RINGU

gala_elk17

Adam Balski (9-0, 7 KO) zanotował chyba najcenniejsze zwycięstwo w zawodowej karierze. I nie chodzi tylko o samego rywala, ale również okoliczności zakończenia potyczki. W walce wieczoru gali „Budweld Boxing Night: Next Generation” w Ełku podopieczny Piotra Wilczewskiego zastopował w ostatnich sekundach walki twardego i mocno bijącego Tarasa Oleksijenkę (8-3, 7 KO).

Od początku w oczy rzucała się dynamika pięściarza z Kalisza. Akcje lewy-prawy rozbijały gardę rywala, było też kilka mocnych haków na korpus, zarówno z lewej jak i prawej strony, lecz przede wszystkim Balski wyszedł dziś do ringu skupiony na wskazówkach narożnika, i zrelaksowany, co było dotąd jego bolączką. Nie próbował już urwać głowy, tylko mądrze boksował i zbierał rundę po rundzie. Bardzo szybkie ręce, niezła praca nóg – generalnie spory postęp. Ukrainiec jednak nie miał zamiaru łatwo oddać pola. Przegrał wyraźnie pierwsze pięć rund. W czwartej prawdopodobnie uratował go gon, bo ostatni prawy krzyżowy wyraźnie go naruszył. W szóstym starciu to jednak on zaczął śmielej atakować i nawet kilka razy trafił przy linach. Balski na szczęście wrócił udaną siódmą rundą i przed ostatnią jasne było, że jeśli nie zainkasuje jakiejś przypadkowej bomby, to wygra wysoko na punkty. Boksował więc na wstecznym i kąsał kontrami. W pewnym momencie doskoczył świetną kombinacją kilka ciosów, nokautując efektownie Oleksijenkę w samej końcówce walki.

Łukasz Wierzbicki (12-0, 6 KO) udanie zadebiutował na polskiej ziemi, pokonując wysoko na punkty Innocenta Anyanwu (25-21-3, 15 KO). Tym samym otworzył sobie furtkę do gali Polsat Boxing Night pod koniec czerwca. W Gdańsku poprzeczka będzie już wyżej zawieszona w osobie Roberta Tlatlika (20-0, 14 KO). Już w pierwszej rundzie podopieczny Andrzeja Gmitruka trafił mocno krótkim prawym sierpem i chyba nie zauważył, że zranił poważnie przeciwnika. Przespał ten moment, a mógł bardzo szybko rozstrzygnąć potyczkę. Potem wygrywał rundę po rundzie, ogrywając bez problemu ambitnego, lecz dużo wolniejszego przeciwnika. Na korzyść Łukasz wpływa na pewno fakt, że boksuje niestandardowo, niewygodnie dla innych, w dodatku z pozycji mańkuta. Ma szybkie ręce i nogi, ale nie było dziś ponowienia akcji, pomimo wrodzonej szybkości boksuje jeszcze w dość jednostajnym tempie, a gdy trafia, nie idzie za ciosem, co na wyższym poziomie, przy trudniejszym rywalu, może być kluczowe. Wierzbicki pokazał boks bardzo solidny, dobrze poukładany, choć pewnie z takim stylem nie porwie tłumów. Ale przecież to wynik jest najważniejszy, a z tak niewygodnym stylem boksowania może sprawić wielu zawodnikom spore kłopoty. Po ostatnim gongu werdykt mógł być tylko jeden – trzy razy 80:72.

Tak jak można było się spodziewać, Mateusz Rzadkosz (5-0-1, 1 KO) wraz z Pawłem Rumińskim (2-2, 2 KO) stworzyli fajne widowisko i dali kibicom kawał dobrego boksu. Obaj w niedalekiej przeszłości stawali na podium Mistrzostw Polski. Dziś podopieczny Piotra Wilczewskiego zrewanżował się „Legioniście” za porażkę jeszcze w czasach boksu olimpijskiego. Zaraz na początku znany z mocnego uderzenia Rumiński rzucił się do szturmu, polując prawym sierpowym za rękawicę w okolicę ucha. Rzadkosz przetrwał nawałnicę i uruchomił lewy prosty, który pracował jak z automatu. W drugiej rundzie obaj podjęli walkę w półdystansie. Wszystko na granicy remisu. W trzeciej do głosu doszedł Paweł, bo choć trafiał rzadziej, to jednak optycznie mocniej. Mateusz jednak zaczął łapać swój rytm, rozluźnił się i to on przejął kontrolę nad pojedynkiem w czwartej oraz piątej odsłonie. Ładnie chodził na nogach i łapał na kontry atakującego przeciwnika. Przegrywający Paweł złapał drugi oddech, znów pogonił mocno w półdystansie mocnymi sierpami oraz hakami. To on wygrał ostatnie trzy minuty, więc zawodnicy w napięciu czekali na werdykt. Ostatecznie wszyscy sędziowie wskazali na Rzadkosza – 58:56, 58:56 i 58:57.

Wcześniej Sasza Sidorenko (6-0, 1 KO) zastopowała w zaledwie minutę Mirjanę Vujić (4-7, 2 KO).

Dwa i pół roku pauzował Krystian Huczko (3-1). Dziś wrócił w końcu do gry i pokonał niewygodnego Borislava Gligoricia (5-7, 4 KO). Wszystko zaczęło się bardzo dobrze. Już na starcie nowy nabytek stajni Tymex w akcji prawy na prawy wyprzedził swojego rywala, trafił na szczękę i posłał na deski. Ale nie podpalał się, boksując dalej swoje. W późniejszych minutach w zmagania obu wkradło się trochę chaosu, zawodnicy boksowali zrywami, lecz to Huczko miał nieznaczną przewagę w każdym z sześciu starć. Po ostatnim gongu sędziowie nie mieli najmniejszego problemu ze wskazaniem lepszego z tej dwójki, punktując na korzyść Krystiana 60:53, 60:53 i 59:54.

Udany debiut na ringu zawodowym zanotował Jakub Dobrzyński (1-0), który pokonał doświadczonego Aleksandra Abramenkę (17-58-1, 6 KO). Od pierwszej minuty przewagę zyskał Polak i jedyne pytanie brzmiał – czy wygra na punkty, czy przed czasem? Zabrakło minuty. W końcówce czwartej rundy posłał przeciwnika na deski ciosem na korpus, potem kilka razy trafił na górę, ale Białorusina z opresji wyratował gong. Wątpliwości być nie mogło i każdy z sędziów punktował na korzyść debiutanta w stosunku 40:35.

Wcześniej kolejną czasówkę nad słabiutkim rywalem do swojego rekordu dopisał Przemysław Opalach (25-2, 21 KO), który zastopował na początku drugiego starcia Aleksandara Kuvaca (11-32, 6 KO).

źródło: bokser.org

EWA BRODNICKA BRONI PASA EBU. TYLKO REMIS DARIUSZA SĘKA NA GALI W ŁOMIANKACH

lomianki_2016

Ewa Brodnicka (12-0, 2 KO) pokonała w Łomiankach, w walce wieczoru gali BudWeld Boxing Night Anitę Torti (10-6-1, 3 KO), broniąc tym samym po raz pierwszy tytuł mistrzyni Europy wagi lekkiej. Pierwsze minuty to równa walka prowadzona zrywami w dystansie. Nieznacznie aktywniejsza pozostawała jednak Polka, która starała się wywierać pressing na rywalce. Spięć było niby sporo, lecz obie dobrze pracowały w defensywie i w sumie mało było czystych ciosów. W piątej rundzie Ewa opanowała lekki chaos w poczynaniu obu pań i regularnie punktowała Torti swoim jabem. Nie był to oczywiście mocny cios, ale powtórzony kilkanaście razy sprawił, że Włoszka schodziła do narożnika z podpuchniętą lewą powieką. W siódmym starciu Torti reklamowała ataki Brodnickiej łokciem. W rewanżu poczęstowała ją w klinczu lekko z główki. Nie brakowało złej krwi, a przez te emocje brakowało też trochę czystych akcji. W dziewiątej odsłonie już nie tylko lewa powieka, ale również pod lewym okiem pretendentki pokazała się opuchlizna i ładna przecież Włoszka wyglądała coraz bardziej groteskowo. Ostatnie minuty to w wykonaniu niewątpliwie ambitnych pań więcej zapasów niż boksu. Po prostu obie za bardzo chciały. W tym chaosie dało się jednak dostrzec lepszą technikę Polki, która szczególnie lewym prostym zdobywała małe punkciki. I sędziowie to dostrzegli, punktując wysoko – 100:91, 99:91 i 99:91.

Po trudnej, ale ładnej walce Dariusz Sęk (26-2-2, 8 KO) tylko zremisował z twardym Mustafą Chadlioui (8-2-2, 6 KO). Chadlioui od początku ruszył pressingiem, ale wyższy i lepiej pracujący nogami Polak przepuszczał jego akcje, kontrując raz lewym sierpem. Darek dobrze rozpoczął drugą rundę, trafił kombinacją lewy-prawy, lecz za moment się zagapił i „zatańczył” po mocnym prawym Marokańczyka z hiszpańskim paszportem. To tylko dodało mu otuchy i do przerwy to on nacierał. – W ogóle mnie nie słuchasz. Tylko ciosy proste i więcej pracy nogami – mówił w narożniku Andrzej Gmitruk. Darek posłuchał, uspokoił sytuację w ringu i wydłużył dystans. Przeciwnik kilka razy machnął z całą siłą prawym sierpowym, lecz jego uderzenia mijały o centymetry głowę naszego rodaka. W czwartej odsłonie Chadlioui znów kilka razy przedarł się do półdystansu, a tam czuł się dużo lepiej od Darka. Na początku piątego starcia Marokańczyk trafił lewym sierpowym, kilkanaście sekund później poprawił drugą ręką, co trochę wytrąciło z równowagi podopiecznego Gmitruka. Sęk starał się wydłużać dystans, boksować zamiast się bić, jednak dużo niższy przeciwnik i tak jeszcze obniżał pozycję, sprawiając mu dodatkowe kłopoty. W samej końcówce szóstej rundy Darek trafił mocnym lewym sierpowym, choć na rywalu nie zrobiło to większego wrażenia. W siódmej rozgorzała niezła bitka na wyniszczenie. Obaj mieli swoje momenty i kryzysy. O wszystkim miały więc zadecydować ostatnie trzy minuty. Więcej sił zachował na szczęście Darek i to on zaakcentował lepiej walkę. Kończył pokrwawiony, z lekko podbitym okiem, ale miał więcej zdrowia na końcu. Wszyscy z napięciem czekali na werdykt. – Stałem k…a za bardzo na nogach – mówił zły na samego siebie Polak. Sędziowie mieli trudne zadanie. Ostatecznie punktowali niejednogłośnie – 78:76 Chadlioui, 79:76 Sęk i 77:77. Tak więc remis!

Marcin Siwy (16-0, 6 KO) zanotował największy sukces w zawodowej karierze, pokonując już wiekowego, ale mającego nadal mocne nazwisko Michaela Sprotta (42-27, 17 KO). Pięściarz z Częstochowy od razu ruszył do przodu i po lewym prostym szukał miejsca na mocniejszą prawą rękę. W pierwszej rundzie trafił lewym sierpowym na szczękę, lecz doświadczony Anglik szybko się do niego przykleił i oddalił zagrożenie. W drugiej rundzie nadal przeważał Marcin, choć Michael próbował coraz częściej odpowiadać po przyjęciu uderzenia na blok z kontry. W trzeciej tempo nieco spadło, jednak nieznacznie aktywniejszy pozostawał Siwy. Na początku czwartego starcia Polak po kilku chybionych prawych w końcu trafił lewym sierpowym. Ale Sprott, choć nie jest już tym zawodnikiem co kiedyś, boksuje mądrze i bez problemów klinczami opanował sytuację. Z drugiej strony musiał to poczuć, bo przez kolejną minutę koncentrował się wyłącznie na tym, by nic już nie przyjąć. W połowie piątej odsłony po prawym haku na korpus Siwego Brytyjczyk poleciał na matę ringu i był liczony do ośmiu, choć on sam pokazywał, że po prostu źle stał na nogach. W ostatnich trzech minutach Siwy próbował jeszcze podkręcić tempo i ostrzej finiszować, ale zabrakło mu już trochę kondycji i nie zrobił większej krzywdy rywalowi. Po ostatnim ringu sędziowie punktowali 59:54, 60:54 i 60:55 – wszyscy oczywiście na korzyść Marcina.

Pewne i łatwe zwycięstwo zanotował Michał Syrowatka (16-1, 5 KO), który zastopował sprowadzanego na ostatni moment w zastępstwie Norwina Galo (7-6, 5 KO). Polak rozpoczął od obijania tułowia rywala, by w pod koniec drugiej minuty strzelić długim prawym i naruszyć przeciwnika. Ten jednak przetrwał trudne chwile i doczekał zbawiennego gongu na przerwę. Rozluźniony i pewny swego Michał w drugiej odsłonie bawił się bezradnym rywalem, wydłużając swoje serie nawet do czterech-pięciu ciosów. Kolejne minuty to ruch jednostronny. Galo ograniczał się jedynie do szczelnej obrony i nie znaliśmy odpowiedzi tylko na jedno pytanie – czy walka zostanie rozegrana na pełnym dystansie? W końcówce piątego starcia Syrowatka podkręcił jeszcze tempo i pięściarz z Nikaragui schodził do narożnika bardzo zmęczony. Do ostatniej już nie wyszedł, pozostając na stołku.

Sasza Sidorenko (5-0) bez problemów ograła młodziutką Milenę Svonję (2-2) na punkty, dopisując piąte zwycięstwo do swojego zawodowego rekordu. Rywalka była dobrze wyszkolona, ale od początku uwidoczniła się przewaga w szybkości Saszy. Już w pierwszej rundzie dwa razy po prawym na dole złapała Serbkę lewym sierpowym. Ta próbowała potem sama zaatakować, ale gospodyni, bo przecież Sidorenko mieszka w Łomiankach, świetną pracą nóg oddalała od siebie jakiekolwiek zagrożenie. W czwartej rundzie miejscowa zawodniczka odpaliła jeszcze kilka razy prawy krzyżowy i jej przewaga nie podlegała dyskusji. W ostatnich czterech minutach sytuacja nie uległa zmianie i po ostatnim gongu wszyscy sędziowie typowali wygraną Sidorenko w stosunku 60:54.

Paweł Rumiński (2-0, 2 KO) znów to zrobił! Po wygranej pierwszą bombą w zawodowym debiucie, również drugą walkę rozstrzygnął pierwszym uderzeniem. Naprzeciw niego stanął słabiutki weteran Władimir Fecko (10-85-3, 1 KO). Paweł od razu po pierwszym gongu ruszył za rywalem, złapał go w narożniku, zmienił pozycję na mańkuta i huknął lewym sierpowym na szczękę. Po wszystkim. Co prawda Czech powstał na dziewięć, ale nie nadawał się do dalszego boksowania.

źródło: bokser.org

WACH ZWYCIĘSKI ALE ZASKAKUJĄCO SŁABY. W KĘDZIERZYNIE KOŹLU WYGRYWALI POLACY

kedzierzyn gala

W pojedynku wieczoru gali Tymex Boxing Promotion w Kędzierzynie Koźlu Mariusz Wach (32-2, 17 KO) udanie powrócił po porażce z rąk Aleksandra Powietkina w listopadzie ubiegłego roku. Mający zdecydowanie lepsze warunki fizyczne „Wiking” przeważał nad Brazylijczykiem Marcelo Luziem Nascimento (22-13, 19 KO), ale nie pokazał nic wielkiego, by twierdzić, że ma szansę z najlepszymi.

Mariusz rozpoczął dobrze, dyktował warunki, był stroną przeważającą. Wykorzystywał warunki fizyczne, przede wszystkim swój wzrost i zasięg ramion, aby mieć przewagę i skutecznie to realizował. Było kilka prób prawych prostych ze strony Wacha, szukania lewego prostego, ale Brazylijczyk boksował stricte defensywnie, nie próbował się odsłonić i zaatakować, przez co „Wiking” miał przewagę, ale nie potrafił tego skrzętnie wykorzystać. Gubił się w wielu przypadkach. Nie wiadomo jak zakończyłaby się walka, gdyby Nascimento zaatakował i próbował jeszcze bardziej odwrócić losy pojedynku. Ostatecznie sędziowie jednogłośną decyzją sędziów (98:92, 96:94, 96:95) przyznali zwycięstwo Mariuszowi Wachowi, który teraz najprawdopodobniej będzie chciał odbudować się i spróbować swoich sił z czołówką wagi ciężkiej, czego nie ukrywał w swoich wywiadach przed tą walką. Będzie jednak bardzo ciężko, ponieważ Wach zarówno w starciu z Powietkinem, jak i również w dzisiejszym pojedynku nie pokazał nic, by twierdzić, że ma jeszcze szanse na zwycięstwa z najlepszymi.

Marcin Siwy (15-0, 6 KO) nie tak wyobrażał sobie swój występ w walce z Andre Bungą (4-5, 4 KO). W ostatnich pojedynkach wydawało się, że pięściarz z Częstochowy waży zdecydowanie za dużo i powinien zejść kilka kilogramów. Dzisiaj ważył powyżej 110 kilogramów i jego kondycja ponownie była dla niego „piętą achillesową”. Siwy zaczął dobrze, jednak szybko to właśnie kondycja spowodowała, że losy pojedynku nie były jednoznaczne. Wydawało się, że podopieczny Mariusza Grabowskiego powinien sobie gładko poradzić z pochodzącym z Angoli, ale mieszkającym na stałe w Niemieczech Bungą, jednak rywal naciskał i zbierał żniwo. Ostatecznie to Polak okazał się zwycięzcą po ośmiu rundach, jednak jeśli Siwy myśli o poważnych występach, powinien wziąć się za siebie i popracować na kondycją i siłą fizyczną. Sędziowie jednogłośną decyzją (77:75, 77:75, 78:75) przyznali zwycięstwo polskiemu bokserowi.

Łukasz Rusiewicz (21-24, 12 KO) nie od dziś jest uważany za jednego z najlepszych testerów młodych pięściarzy w kategorii junior ciężkiej. W Kędzierzynie Koźlu skrzyżował rękawice z Adamem Balskim (5-0, 4 KO). Młodszy o kilka dobrych lat podopieczny Mariusza Grabowskiego poradził sobie jednak z doświadczonym „Ruskiem”, ale o zwycięstwie przed czasem mógł tylko pomarzyć. W pierwszej rundzie doszło do niemałej niespodzianki. Popularny „Rusek” dwukrotnie (!) zaliczył deski i wydawało się, że Balski jest blisko wygranej przed czasem. Rusiewicz jednak zachował zimną krew, odparł atak przeciwnika i wszystko wróciło do normy. Niemal do końca pojedynku przewaga 25-latka utrzymywała się i mimo dobrej końcówki Rusiewicz nie zdołał odwrócić biegu wydarzeń. Balski wygrał jednogłośnie na punkty.

Inteligencja, dobra technika, koordynacja. Sasza Sidorenko (4-0) zgodnie z planem wypunktowała swoją przeciwniczkę, Klaudię Szymczak (2-8, 1 KO) na dystansie sześciu rund. Sympatyczna Sasza udowodniła, że niczym nie ustępuje obu Ewom – Piątkowskiej i Brodnickiej, a w opinii wielu ekspertów to właśnie ona jest upatrywana jako faworytka w starciu zarówno z jedną jak i drugą. Mieszkająca obecnie w Warszawie Sidorenko rozpoczęła walkę z podopieczną Irosława Batowicza z Silesia Boxing spokojnie, jednak od początku widać było jej walory pod względem technicznym. Sasza nie szukała na siłę nokautu, nie szukała bójki, za to spokojnie boksowała i od czasu do czasu wyprowadzała mocniejsze uderzenia. Wygrała wszystkie starcia i sędziowie nie mieli żadnych problemów z punktacją. Wszyscy zgodnie wypunktowali jej zwycięstwo  (60-54, 60-54, 60-54).

Robert Parzęczewski (11-1, 5 KO) nie zawiódł i dał kibicom sporo emocji. Pięściarz z Częstochowy znokautował efektownie przed czasem w drugiej rundzie Eryka Ciesłowskiego (2-3). Wydaje się, że o ubiegłorocznej porażce z rąk Luxembourgera Parzęczewski zdołał już zapomnieć. „Arab” był szybszy, dokładniejszy, bardziej efektywny w swoich poczynaniach. W pierwszej rundzie przeważał Parzęczewski, a już w drugiej odsłonie posłał rywala na deski po mocnym lewym sierpowym. Walka została przerwana i Robert mógł się cieszyć z kolejnej wygranej przed czasem. |

Michał Gerlecki (13-1, 7 KO) zwyciężył wysoko na punkty Attilę Palko (21-23, 15 KO) i zanotował drugie zwycięstwo od czasu powrotu po bolesnej porażce z rąk Gearda Ajetovicia. Polski pięściarz powoli odbudowuje swoją pozycję i być może już na jesieni zobaczymy go w akcji z poważniejszymi rywalami. Gerlecki szybko przeszedł do ofensywy i od samego początku zaczął rozbijać przeciwnika. W drugiej Palko już leżał na deskach. Dwa kolejne nokdauny dołożył w rundzie trzeciej, miał Węgra na widelcu, ale Polak zachowywał się podobnie jak m.in. w starciu z Sosą i zaczął przyjmować sporo ciosów mimo olbrzymiej przewagi. Ostatecznie przeważający na kartach punktowych Gerlecki odniósł kolejne zawodowe zwycięstwo. Sędziowie nie mieli problemów z werdyktem (59:52, 59:52, 59:52).

Krótko, zwięźle i na temat. Michał Leśniak (4-1, 2 KO) pokonał przed czasem w pierwszej rundzie Piotra Jackowiaka (2-5, 1 KO) w inauguracyjnym pojedynku gali. To był pierwszy pojedynek „Szczupaka” od czasu lutowej porażki z Damianem Wrzesińskim. 24-letni pięściarz zaczął od początku nacierać na przeciwnika. Starcie zakończyło się po jednym z ciosów na korpus autorstwa faworyzowanego Leśniaka. Jackowiakowi zdecydowanie brakowało argumentów, by pokonać Michała, dla którego ta walka była tylko przetarciem. Najprawdopodobniej w drugiej połowie roku Leśniaka czekają trudniejsze przeprawy, zapewne z kimś pokroju wspomnianego już Wrzesińskiego.

źródło: bokser.org

BEZ NIESPODZIANEK W RADOMIU. JACKIEWICZ, ŻEROMIŃSKI I SIDORENKO ZWYCIĘZCY

tymex_radom16

Walką wieczoru gali BudWeld Boxing Night w Radomiu było starcie Rafała Jackiewicza (48-14-2, 22 KO) z Bułgarem Stilianem Kostowem (20-5, 16 KO). Wygrał „Wojownik” z Mińska Mazowieckiego wysoko na punkty, po czym… przeprosił radomską publiczność za „słabszy występ”. Pierwsza runda rozpoznawcza. Bułgar schowany za podwójną gardą oddał ją na korzyść Polaka. Druga bardzo czysta, ale też bez większej historii. Kostow szukał silnych pojedynczych uderzeń i bardzo szybko wracał do szczelnego bloku. W ringu momentami więcej było rozmów niż prawdziwego boksu. Ciosów w każdym razie, tych mocnych ciosów, było jak na lekarstwo. Rafał robił tyle ile musiał żeby zgarnąć kolejne 10 punktów, a na uwagę zasługiwały co najwyżej skuteczne prawe na korpus, które dochodziły. Czwarte starcie bez emocji – obustronne ciosy na blok na środku ringu. Niewiele zmieniło się w kolejnej odsłonie, ale to Polak mimo wszystko wyprowadzał więcej celnych ciosów i próbował podjąć walkę. W szóstej Kostow w dalszym ciągu nastawiał się na „bajerowanie”, a Jackiewiczowi było to na rękę, co trochę rozdrażniło i sędziego Brózio i publiczność. Ringowy nawet na chwilę przerwał pojedynek i upomniał obu panów, żeby zaczęli boksować. Kolejna runda dla Jackiewicza, głównie za sprawą aktywnej lewej ręki, ale postawa Bułgara dalej nie zadowalała. Dość powiedzieć, że najciekawszym momentem rundy był bieg Polaka po ringu kilka sekund przed gongiem. Rundy osiem i dziewięć bez historii. Bułgar jedynie raz na jakiś czas starał się odpowiedzieć z bloku. Jackiewicz do końca walki obskakiwał rywala i spokojnie przeboksował tak do końca. Po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie wskazali na Rafała – 100:90, 100:90 i 98:92.

Tuż przed walką wieczoru radomskiej gali zmierzyli się Marcin Cybulski (8-6-2, 7 KO) i boksujący przed swoją publicznością Michał Żeromiński (10-2, 1 KO). Zwyciężył wyraźnie na punkty pupilek miejscowej publiczności, lecz pojedynek był dużo bardziej zacięty niż wskazuje na to punktacja. Na początku walki Cybulski szukał trafień długimi prostymi, ale kompletnie nie mógł złapać dystansu, z czym z kolei nie miał problemu szybszy Żeromiński, który w połowie pierwszej rundy trafił pięknym prawym sierpem i bezdyskusyjnie zgarnął to starcie na swoją korzyść. W drugiej rundzie w dalszym ciągu dominował radomianin, którego nie zdeprymowało nawet przypadkowe zderzenie głowami. Początek kolejnej odsłony także na korzyść bijącego w różnych płaszczyznach Michała, ale od momentu, gdy Cybulski złapał rywala przy linach, runda zaczęła się wyrównywać. Od kolejnego starcia zaczęła się już ringowa wojna. Cybulski chyba na nowo uwierzył w siebie. W piątej rundzie znów Michał był lepszy, chociaż Marcin cały czas próbował nacierać. W końcówce było u niego widać pewien kryzys kondycyjny. Szósta odsłona znów przyniosła sporo emocji. Z początkiem kolejnych trzech minut spadło trochę tempo, ale to Michał był górą, pod koniec tego starcia wsadził dwa mocne podbródkowe, co jednak nie starczyło by wyraźnie naruszyć ambitnego Marcina. Ósma runda w wykonaniu Cybulskiego przeboksowana na ambicji, ale też na wyraźnym zmęczeniu, dlatego wyraźnie wygrywa „Żeroma”. Dziewiąta odsłona chaotyczna, kilka zderzeń głowami, na które skarżył się Żeromiński, jednak sędzia Kromka uznał, iż obaj faulują i dał chłopakom dalej robić swoje. Ostatnia runda miała podobny przebieg do dwóch poprzednich. W przekroju całej walki w oczy rzuca się ambicja i serce do walki Cybulskiego i wciąż niezłe możliwości Żeromińskiego. Problem radomianina polega na tym, że nawet najbardziej soczystymi ciosami nie był w stanie doprowadzić do liczenia naprawdę mocno zmęczonego rywala. Po ostatnim gongu werdykt nie mógł być inny, jak pewna wygrana Żeromińskiego – 100:90, 100:90 i 99:91. Na uwagę zasługuje też fakt, że po walce w ringu pojawił się Mateusz Masternak i przez mikrofon docenił Cybulskiego, który nie mając trenera i profesjonalnych treningów pokazał wielki charakter.

W starciu w wadze lekkiej pań Oleksandra Sidorenko (3-0) zmierzyła się z byłą rywalką Ewy Brodnickiej, Monicą Gentili (4-5, 1 KO). Wygrała Ukrainka zamieszkała na stałe w Polsce, ale musiała wykrzesać z siebie wszystko co najlepsze, by odprawić agresywną Włoszkę. W pierwszej rundzie Sasza świetnie z defensywy kontrolowała pojedynek długimi ciosami prostymi. W drugiej Gentili szukała miejsca, żeby dojść do Sidorenko w półdystans ze swoimi niebezpiecznymi sierpami, ale zawodniczka Tymexu wyraźnie wyprzedzała poczynania rywalki, a jeśli już tej udało się podejść, to skutecznie łapała wszystko na blok. Włoszka podrażniona przebiegiem dwóch pierwszych rund w trzeciej jeszcze bardziej poszła do przodu, zmuszając Sidorenko do szybkiego przemieszczania się po ringu. Czwarta odsłona bardzo podobna do trzeciej, ale Sasza tym razem była trochę aktywniejsza w ataku, przez co pozwoliła przeciwniczce na nieco mniej niż w poprzednich dwóch minutach. Piąta runda mogła pójść na korzyść Włoszki, choćby dlatego, że wyprowadziła sporo ciosów na korpus, których Sidorenko nie była w stanie wyłapać. Ciosy na korpus Gentili wyprowadzone w całej walce przyniosły efekt, bo Sidorenko w ostatnim starciu wyraźnie opadła z sił i przegrała tę odsłonę. A na kartach punktowych wyglądało to tak: 59:55, 59:55 i 60:54. Zasłużenie wygrała Sidorenko, ale Gentili zasłużyła na pewno na to, by ta ostatnia runda była zapisana na jej konto…

W jednej z ciekawszych walk zmierzyli się Michał Leśniak (3-1, 1 KO) oraz Damian Wrzesiński (9-0-1, 4 KO). W czasach amatorskich „Wrzos” dwukrotnie łatwo pokonał „Szczupaka”. Dziś również, ale przeprawę miał tym razem bardzo trudną. Pierwszą rundę zdecydowanie zdominował Wrzesiński, który kilka razy trafił mocno na dół i raz wyraźnie zahaczył Leśniaka lewym sierpem. Bardziej mobilny i skuteczny był Damian, ale Leśniak złapał rywala lewym sierpowym na głowę. Sędzia ringowy długo nie musiał interweniować, co nie zdarza się często i świadczyło to o wysokim poziomie tego pojedynku. Mimo iż podopieczny Piotra Wilczewskiego atakował pojedynczymi ciosami zza podwójnej gardy, to walka zaczęła się powoli wyrównywać. Uderzenia Michała stały się coraz bardziej widoczne. W czwartej odsłonie zaczęła się dobra bokserska bójka z obustronnymi atakami. Piąta runda znów w dobrym tempie, z dużą ilością ciosów z obu stron, a na szczególną uwagę zasłużył soczysty lewy sierpowy Leśniaka w drugiej minucie. Ostatnia odsłona mogła być decydująca i poza jej początkiem, powinna należeć do Wrzesińskiego, który zepchnął rywala do obrony. Leśniak miał już chyba lekki kryzys. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie byli zgodni, punktując 58:56, 58:56 i 58-57 na korzyść Wrzesińskiego.

Mateusz Rzadkosz (2-0-1) i Tomasz Gromadzki (1-0-1, 1 KO) w czasach amatorskich mieli bilans remisowy. Dziś spotkali się już jako zawodowcy i nadal nie rozstrzygnęli, który z nich jest lepszy. Obaj pierwszą minutę zaczęli z dużym respektem do siebie, natomiast przez pozostałe dwie minuty to Gromadzki był agresorem. Prawa ręka Rzadkosza cały czas była jednak przy brodzie i nie dał on sobie zrobić krzywdy, sprawiając wrażenie, że doskonale kontroluje sytuację ringową. W drugiej rundzie obraz walki był podobny do tego z końcówki pierwszej – Gromadzki wchodził z chwilami szalonymi atakami, lecz nie ustrzegł się przy tym błędów. Trzecia odsłona zdecydowanie na korzyść Rzadkosza, który bezkarnie kontrował atakującego rywala, jak również bardzo skutecznie przyjmował jego ataki na szczelny blok. Kolejne starcie też na korzyść Mateusza, który tym razem nie tylko atakował z kontry, ale także szedł do przodu. Gromadzki stracił już trochę energii, jaką miał w pierwszych trzech odsłonach. Piąta runda bez większej historii poza tym, że po dwóch celnych ciosach w pełni rozluźnionego Rzadkosza Gromadzki zgubił ochraniacz na szczękę. Ostatnią odsłonę Tomasz znowu zaczął z animuszem i tym razem przynosiło to efekt, bowiem na tym odcinku to on częściej trafiał i powinien wygrać to starcie. W końcówce po lewym sierpowym Rzadkosz zrobił nawet krok do tyłu. Po ostatnim jeden sędzia typował 58:56 dla Gromadzkiego, ale dwaj pozostali wypunktowali remis. Tak oto dwaj niepokonani zawodnicy Mariusza Grabowskiego dalej pozostają niepokonani..

Wygrane zanotowali też Marcin Siwy (14-0, 6 KO) oraz Adam Balski (4-0, 4 KO). Ten pierwszy wypadł przeciętnie, znów dobrze natomiast zaboksował startujący w kategorii cruiser Adam. Siwy spotkał się z wyższym i zaskakująco dobrze pracujący na nogach Igorem Filipienką (5-25-2, 1 KO). Polak strzelał mocnymi sierpami, ale nie sięgał przeciwnika i większość jego ciosów pruło powietrze. Filipienko kilka razy skontrował bezpośrednim prawym i obraz pojedynku wydawał się naprawdę równy. O wszystkim zadecydowały dwa odjęte punkty Ukraińcowi, które wcale nie musiały być odbierane. Po gongu kończącym szóstą rundę sędziowie wskazali na Marcina 59:53, 58:54 i 59:55.
Naprzeciw Balskiego stanął ambitny i starający się odgryzać do samego końca Eryk Ciesłowski (2-2). Wszystko fajnie się oglądało, lecz szybszy i silniejszy Adam stopniowo zyskiwał coraz większą przewagę. Szturm w drugiej odsłonie jeszcze nie przyniósł wymiernej korzyści, ale kiedy podkręcił znów tempo w czwartym starciu, uderzył kilka razy na zmianę na dół i na górę, zareagował Włodzimierz Kromka i słusznie zastopował potyczkę.

Zwycięstwa odnotowali również Mariusz Runowski (3-0, 2 KO) oraz Patryk Boruta (3-0). Pierwszy między linami krótko po godzinie 18:00 pojawił się Runowski. Grzegorz Sikorski (2-10) starał się boksować cios za cios, jednak silniejszy fizycznie rywal złamał go w końcówce drugiej rundy prawym hakiem na żebra. W trzeciej był dla odmiany lewy hak w okolice wątroby dający drugie nokdaun, a potem lewy sierp na szczękę i trzecie liczenie. W ostatnich trzech minutach Sikorski walczył już tylko o przetrwanie. Jeszcze dwukrotnie znalazł się na macie ringu, ale swój cel osiągnął. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie zgodnie punktowali 40:31 na korzyść Mariusza. Potem do ringu wyszedł Boruta. Doświadczony Czawazi Chacygow (11-14, 7 KO) jeszcze na początku starał się kontrować lewym sierpem, lecz w końcówce drugiej rundy osłabł i coraz częściej zaczął wchodzić głową. Arbiter Mirosław Brózio w trzecim starciu po trzecim ostrzeżeniu zdyskwalifikował byłego mistrza Europy.

źródło: bokser.org
tymex_radom_big

EWA BRODNICKA ZAWODOWĄ MISTRZYNIĄ EUROPY WAGI LEKKIEJ

gala_lomianki15

Ewa Brodnicka (10-0, 2 KO) osiągnęła życiowy sukces podczas gali w Łomiankach. Co prawda nie było łatwo, ale pokonała  Elfi Philips (6-3-3, 2 KO), sięgając tym samym po wakujący tytuł mistrzyni Europy wagi lekkiej. Pierwsze cztery rundy wygrała Brodnicka, chociaż momentami było zbyt dużo klinczu, zwłaszcza w pierwszej odsłonie. Philips z czasem zaczęła wykorzystywać klincz i biła wtedy sporo ciosów na dół, po których można było odnieść wrażenie, że Brodnicka przeżywa lekki kryzys kondycyjny, stąd środkowe rundy można było punktować na dobrą sprawę w obie strony. Najgorsze dla Ewy były odsłony numer siedem i osiem, kiedy rywalka zadawała więcej ciosów, a co najważniejsze, wygrywała również końcówki. Ostatnie cztery minuty mogły być jednak zapisane dla Polki, która tym samym przypieczętowała zwycięstwo. Na kartach punktowych po ostatnim gongu wygrana okazała się dość okazała. Sędziowie byli w miarę zgodni i punktowali – 98:92, 98:93 oraz 98:93.

Nikodem Jeżewski (12-0-1, 7 KO) już w pierwszej odsłonie pokonał Władimira Letra (5-6, 2 KO), udanie rewanżując się mu za dwie porażki w czasach boksu olimpijskiego. Wszystko zakończył bezpośredni prawy krzyżowy na szczękę już w połowie pierwszej rundy! Początek walki wskazywał na to, że może być to dobry pojedynek, bo Letr nie unikał walki. Po prawym Jeżewskiego wstał na siedem, ale sędzia Zwoliński, być może trochę przedwcześnie, podjął decyzję, że nie dopuści Letra do dalszej rywalizacji.

W drugim pojedynku pań Oleksandra „Sasza” Sidorenko (2-0, 0 KO) wypunktowała stosunkiem 60:54 u wszystkich sędziów Karinę Kopińską (4-10-3, 1 KO). Werdykt nie pozostawiał wątpliwości, przeważała nowa zawodniczka stajni Mariusza Grabowskiego, ale rywalka dzielnie atakowała do samego końca. O wszystkim zdecydowała przewaga szybkości i świetna praca nóg. Sidorenko od początku zaczęła wypracowywać przewagę i w dobrym tempie punktowała Kopińską w pierwszej rundzie. W drugiej także przeważała, ale nie ustrzegła się błędu i przyjęła dość mocny lewy sierpowy od przeciwniczki. W trzeciej i czwartej rundzie Sidorenko ustawiała sobie Kopińską przednią ręką i tym zdobywała przewagę, choć zawodniczka ze Śląska nie chciała być jej dłużna i potrafiła postawić opór, polując głównie na ciosy sierpowe. W piątej, najbardziej wyrównanej odsłonie, Kopińska odgryzła się kilkoma atakami w drugie tempo. Szóste starcie mimo dzielnej postawy rywalki w całości pod dyktando Saszy i w pełni zasłużone zwycięstwo.

Bez problemu kolejne zwycięstwo do zawodowego rekordu dopisała Karolina Łukasik (12-1, 3 KO), która pewnie pokonała Borislavę Goranovę (10-43-2). Polka górowała nad rywalką zarówno umiejętnościami czysto bokserskimi, jak i warunkami fizycznymi, co jeszcze dodatkowo powiększało dysproporcje między nimi. Wydawało się, że gdyby trochę podkręciła tempo, prawdopodobnie wygrałaby nawet przed czasem i właśnie jednostajny boks to chyba jedyne, do czego można się u Karoliny przyczepić. Po sześciu jednostronnych rundach wynik mógł być tylko jeden – 3x 60:54.

Robert Parzęczewski (10-1, 4 ko) zaciera powoli złe wrażenie z przegranej walki pół roku temu. Popularny „Arab” zanotował drugie od tego czasu zwycięstwo. Naprzeciw niego stanął Bela Juhasz (12-7, 7 KO). Na jego tle pięściarz z Częstochowy zaprezentował się naprawdę fajnie, choć z pewnością pewien niedosyt pozostaje, bo można było bez problemu pokusić się o zwycięstwo przed czasem. Zwłaszcza, że przeciwnik kilka razy był naruszony, a w piątej rundzie zabrakło kilka sekund, by było po wszystkim. W tej samej odsłonie był zresztą liczony, ale większe szkody wyrządziły mu ciosy Roberta na samym finiszu, gdy Węgier walczył już tylko o przetrwanie. Do nokautu zabrakło kilkudziesięciu sekund. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie mieli łatwą pracę i wliczając jeden nokdaun wypunktowali 60:53 wygraną Parzęczewskiego.

W swoim drugim zawodowym pojedynku Adam Balski (2-0, 2 KO) już w pierwszym starciu znokautował Artsioma Hurbo (4-25-1, 3 KO). Rywal sprawiał wrażenie jakby odczuwał każdy cios dość dobrze poukładanego jak na początek kariery zawodowej Polaka. Balski szybko trafił akcją prawy prosty-lewy sierp, który powalił przeciwnika. Sędzia puścił pojedynek dalej po liczeniu do ośmiu, ale w momencie kiedy Hurbo po ciosie na korpus nie wykazywał chęci kontynuowania walki, wkroczył do akcji i zakończył jego męczarnie.

W pierwszym pojedynku gali, w kategorii półśredniej, Patryk Boruta (2-0) na dystansie czterech rund bez problemu wypunktował Andrieja Hramykę (10-15-3, 9 KO) z Białorusi. Młodziutki Polak nie był w stanie uporządkować pojedynku i często wdawał się w niepotrzebne przepychanki, które były wynikiem jeszcze małego doświadczenia. W pierwszej rundzie sędzia Gortat zabrał punkt Hramyce za ataki głową, stąd werdykt u wszystkich sędziów 40:35. W końcówce rywal opadł z sił i wydawało się nawet, że jest szansa wygranej przed czasem, jednak zabrakło jeszcze jednego starcia.

źródło: bokser.org

lomianki15

UDANY REWANŻ MISZKINIA Z GŁAŻEWSKIM. SZEREMETA LEPSZY OD JACKIEWICZA

wbn_leg_waga

Tym razem wątpliwości już być nie mogło. Maciej Miszkiń (17-3, 4 KO) podczas gali boksu zawodowego w Legionowie pokonał Pawła Głażewskiego (23-4, 5 KO), udanie rewanżując się mu za kontrowersyjną porażkę sprzed roku.

Pięściarz z Białegostoku rozpoczął spokojnie, aż za spokojnie, bo rywal po kilku prawych na dół dwukrotnie dosięgnął go obszernym prawym sierpowym. O dziwo porywczy zazwyczaj w takich sytuacjach Paweł nie podpalał się i próbował wyboksować znienawidzonego oponenta. Miszkiń obniżał pozycję, za to „Głaz” uruchomił lewy prosty, choć cały czas walczył na wstecznym. „Przystojniak” w trzeciej odsłonie znalazł lukę po drugiej stronie i trafił kilka razy obszernym prawym overhandem. Paweł finiszował fajną kombinacją w półdystansie, lecz na odrobienie tego starcia było to zbyt mało. W czwartej rundzie Głażewski podjął rękawice i wszedł w wymiany z przeciwnikiem. Wyglądał lepiej, jednak na pół minuty przed końcem spóźnił się o ułamek sekundy, nadział w akcji prawy na prawy i wyraźnie odczuł ten cios. Jeszcze gorzej wyglądało dla niego starcie numer pięć. Dwie minuty były w miarę wyrównane, aż w końcu Miszkiń wystrzelił prawym sierpowym i pod rywalem aż ugięły się nogi. „Głaz” przetrwał trudne chwile, lecz w jego narożniku widać było poddenerwowanie. Po przerwie Maciej podkręcił tempo, spychał pressingiem Pawła na liny i konsekwentnie realizował swój plan taktyczny. Zaczynał od ciosów na korpus, by zrobić sobie miejsce prawym na górę. Głażewski starał się przejąć inicjatywę, jednak nadział się na prawy na szczękę i zatrzymał się dopiero na linach. Uratował go wtedy gong kończący siódmą rundę. Ruch był już jednostronny. Niedawny pretendent do pasa WBA wagi półciężkiej cofał się i praktycznie tylko bronił, zaś Miszkiń człapał za nim niczym kłusownik podążający za zranioną zwierzyną. Na początku dziewiątej odsłony podwójny prawy Maćka i Paweł znów „pływał” Tylko dzięki wielkiej ambicji dalej stał na nogach, próbując od czasu do czasu heroicznie odpowiadać. W ostatnim starciu Miszkiń wstrząsnął jeszcze przeciwnikiem prawym podbródkiem oraz lewym sierpem, przypieczętowując swój sukces. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 97:93, 99:91 i 99:91 – wszyscy na korzyść Maćka.

Pomiędzy Kamilem Szeremetą (10-0, 1 KO) a Rafałem Jackiewiczem (46-13-2, 21 KO) było sporo złej krwi. Mieli sobie wszystko wyjaśnić w ringu i wyjaśnili. Kamil zwyciężył i chyba na dobre uciszył swoich niedowiarków. Pierwsze trzy minuty były typowo rozpoznawcze. W drugiej Rafał polował prawym sierpem nad lewą ręką Kamila, ten zaś po odchyleniu starał się kontrować prawym hakiem na korpus. Dodatkowo wykorzystując lepsze warunki fizyczne skutecznie operował lewym prostym. W trzeciej odsłonie były mistrz Europy w końcu zaskoczył oponenta bezpośrednim prawym, lecz generalnie miał kłopoty z przedostaniem się do półdystansu. Pięściarz z Białegostoku, który w poprzednich występach trochę palił się psychicznie, dziś boksował wyjątkowo konsekwentnie i bardzo mądrze. Podopieczny Andrzeja Liczika w piątym starciu zranił rywala lewym hakiem w okolice wątroby. Tak to przynajmniej wyglądało, ponieważ ten cofnął się do narożnika i przez kilkanaście sekund łapał drugi oddech. Za moment już starał się odpowiedzieć, jednak przegrał ten odcinek wyraźnie. W szóstej rundzie rozgorzała naprawdę fajna bitka cios za cios. Nie brakowało ciekawych akcji po obu stronach. Podobny przebieg miała i siódma, choć w końcówce to znów celniej uderzał Kamil. Robert Złotkowski robił co mógł w narożniku, pobudzał swojego zawodnika, ale więc broni w swoim arsenale miał dziś Szeremeta. Nie miał może jakiejś bardzo wyraźnej przewagi, ale kontrolował przebieg potyczki. Podobnego zdania byli sędziowie, którzy punktowali na jego korzyść 93:97, 92:98 i 93:97.

Jewgienij Machtejenko (5-3, 4 KO) dał się nam poznać niedawno jako bardzo groźny rywal, tocząc wyraźnie przegrany, za to bardzo twardy bój z Dariuszem Sękiem. Dziś o jego klasie niestety przekonał się na własnej skórze Andrzej Sołdra (11-2-1, 5 KO). Dodatkowo spotkały go dwa nieszczęścia w jednym. Ukrainiec już w pierwszym kontakcie trafił prawym sierpowym nad lewą ręką Polaka. Przez całą pierwszą rundę Andrzej niepotrzebnie bił się z silniejszym rywalem. Drugie starcie zaczął lepiej, stopował oponenta lewym prostym, aż nagle ten wystrzelił prawym krzyżowym – prosto na szczękę. Sołdra bezwładnie padł na matę, niestety została mu noga i w sposób nienaturalny wygięła się, powodując kontuzję kolana. Zamroczony Andrzej powstał na osiem i chciał walczyć dalej, lecz gdy przeniósł ciężar ciała na tę nogę, wszystko się posypało. Z ringu został zniesiony na noszach. Miejmy nadzieję, że kontuzja nie wykluczy go na długo…

Oleksandra „Sasza” Sidorenko (1-0) dobrze rozpoczęła swoją zawodową karierę, pokonując Bojanę Libiszewską (0-5). Ambitna Polka robiła co mogła, ale na tle świetnie wyszkolonej rywalki byłą bezradna. Ukrainka mieszkająca w naszym kraju w pierwszej rundzie ustawiała Bojanę lewym prostym i ciosami na korpus. W drugiej mocno zraniła prawym krzyżowym, ale nie zdążyła dokończyć dzieła zniszczenia, bo za moment zabrzmiał gong. Przewaga w trzecim starciu jeszcze bardziej się pogłębiła, lecz podopieczna Irosława Butowicza dzielnie kontynuowała pojedynek. Sidorenko w ostatniej odsłonie starała się wciągnąć Libiszewską na kontrę, ta jednak zaproszenia nie przyjęła. Zawodniczki zderzyły się głowami i na czole Saszy wyskoczył wielki siniak, ale punktacja mogła być tylko jedna – 3x 40:36.

Po dwudziestu miesiącach przerwy do akcji udanie powrócił Artiom Karpets (20-0, 6 KO). Wygrana nad Mariuszem Biskupskim (21-37-2, 8 KO) była jednocześnie jego debiutem w grupie Babilon Promotion. Ukrainiec bardzo dobrze zaczął. W początkowych trzech rundach czarował pracą nóg, schodził ładnie z linii ciosów i kontrował ambitnego Polaka precyzyjnymi akcjami. Od czwartego starcia widać było już jednak zmęczenie i choć Artiom przeważał, to pojedynek zrobił się wyrównany. Po ostatnim gongu sędziowie o dziwo byli niejednogłośni – 55:59, 58:56 i 56:58. Na szczęście na korzyść lepszego zawodnika…

Wcześniej Konrad Dąbrowski (6-1, 1 KO) bez problemów wypunktował na dystansie czterech rund trwoniącego coraz bardziej swoje znane niegdyś nazwisko Aliaksandra Abramienkę (17-50-1, 6 KO). Po jednostronnym spektaklu każdy z sędziów punktował przewagę Polaka w stosunku 40:36.

Tego dnia Jacek Wyleżoł (12-9, 7 KO) miał teoretycznie mierzyć się z nieobecnym Michałem Chudeckim. Ten nie przyjął „zaproszenia”, a naprzeciw Jacka stanął Viktor Gelien (0-14). Wszystko skończyło się w ostatnich sekundach drugiej odsłony.

źródło: bokser.org

ALEKSANDRA SIDORENKO-RUTKOWSKI WYBRAŁA ZAWODOWY BOKS

sidorenko_stamm

Serial pod tytułem „Aleksandra Sidorenko-Rutkowski w reprezentacji Polski” zakończył się, zanim właściwie się rozpoczął. Była wielokrotna mistrzyni Ukrainy, która od początku tego roku jest obywatelką Rzeczypospolitej Polskiej zamiast trafić do kadry narodowej, która przygotowuje się do kwalifikacji olimpijskich, związała się umową z zawodową grupą Babilon Promotions.

Właściwie trudno jest Aleksandrze zarzucać, że zdecydowała się na wybór takiej, a nie innej sportowej drogi, gdyby nie fakt, że na jej dość szybką naturalizację miał m.in. wpływ wniosek firmowany przez trenera kadry narodowej, Pawła Pasiaka, złożony w Ministerstwie Sportu przez Polski Związek Bokserski. Niewykluczone więc, że swoją decyzją pięściarka zamknęła drogę do ewentualnego wsparcia przez PZB naturalizacji kolejnych chętnych.

Promotor niedoszłej reprezentantki Polski ponoć liczy na szybką walkę swojej nowej zawodniczki z najlepszymi w kraju zawodowymi pięściarkami – Ewą Brodnicką i Ewą Piątkowską, co zapewne byłoby atrakcyjne dla kibiców, bo sportowy poziom niespełna 29-letniej Aleksandry jest znacznie wyższy niż zawodniczek, z którymi dotąd rywalizowały Polki. Piszący te słowa nie za bardzo wierzy w takie rozwiązanie, ale jeśli faktycznie miałoby dojść do pojedynków naszych zawodniczek z Sidorenko-Rutkowską, to sugeruje, by doszło do tego jak najszybciej, gdyż „Sasza” ostatni oficjalny pojedynek stoczyła dość dawno, bo w grudniu 2013 roku podczas turnieju w Kazachstanie.

Przypominamy przy okazji zawodowym promotorom, że jest w naszym kraju pięściarka o niebo bardziej utytułowana i doświadczona niż była mistrzyni Ukrainy, co ciekawe również boksująca w limicie wagi lekkiej. Chodzi oczywiście o Karolinę Michalczuk, która już w czerwcu ub. roku wspominała o zawodowych planach. Może zatem warto było zorganizować walkę najlepszej Polki w historii boksu olimpijskiego z jedną z najlepszych w ostatnich latach Ukrainek? Na pewno byłaby to dobra promocja kobiecego boksu.

TOP 100 EUROPA (SENIORKI) – RANKING SERWISU „POLSKIBOKS.PL” ZA 2014 ROK

europa

Prezentuję kolejną odsłonę naszego redakcyjnego rankingu najlepszych europejskich pięściarek, które rywalizowały w zawodach boksu olimpijskiego w 2014 roku. Tym razem podstawą tej unikalnej na skalę Starego Kontynentu klasyfikacji są wyniki uzyskane przez zawodniczki w najważniejszych imprezach sezonu, jakimi były Mistrzostw Świata w Jeju City i Mistrzostwa Europy w Bukareszcie. Oprócz tego z wielką uwagą przestudiowałem wszystkie wyniki międzynarodowych turniejów bokserskich, meetingów oraz meczów międzypaństwowych.

Najlepszymi zawodniczkami minionego roku w Europie naszym zdaniem były (w kolejności wag): Steluta Duta (Rumunia), Lisa Whiteside (Anglia), Stanimira Petrova (Bułgaria), Zinaida Dobrynina (Rosja), Katie Taylor (Irlandia), Anastasia Belyakova (Rosja), Saadat Abdulayeva (Rosja), Nouchka Fontijn (Holandia), Liliya Durnyeva (Ukraina) oraz Zenfira Magamedaliyeva (Rosja). We wspomnianym gronie znalazły się zaledwie dwie ubiegłoroczne liderki, co pokazuje, że w sposób bardzo dynamiczny dokonuje się kolejna selekcja kadr narodowych i potencjalnych kandydatek do medali Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro.

W zestawieniu znajduje się 8 reprezentantek Polski (w 7 kategoriach wagowych). Najwyżej – na czwartych lokatach – sklasyfikowałem wicemistrzynię Europy Ewelinę Wicherską (54 kg) oraz brązową medalistkę z Bukaresztu, Kingę Siwą (64 kg). Na piątym miejscu w wadze średniej (75 kg) znalazła się Lidia Fidura (75 kg), na siódmym i ósmym w limicie wagi piórkowej (57 kg) Sandra Kruk i Aneta Rygielska, zaś na na ósmym dwie Polki – w lekkiej (60 kg) Karolina Michalczuk, zaś w muszej (51 kg) Sandra Drabik. Ostatnia z naszych zawodniczek w rankingu, Natalia Hollińska (69 kg), zamyka listę najlepszych Europejek kategorii wagowej do 69 kg.

Przekładając możliwości najlepszych polskich zawodniczek na osiągane w 2014 roku wyniki zauważalna jest spora rezerwa, która – o ile zostanie przez nasze boksujące panie należycie spożytkowana w najbliższych dwóch sezonach – ma prawo zaowocować kwalifikacjami olimpijskimi. Wierzę, że na awans do szeroko rozumianej europejskiej czołówki stać Sandrę Brodacką lub Angelikę Grońską (obie z 48 kg), lecz w 2014 roku były w Europie zawodniczki, które osiągały od nich lepsze wyniki, przez co Polek niestety nie ma w rankingu. W dwóch najcięższych wagach nasze pięściarki nie podjęły rywalizacji międzynarodowej, więc ich brak nie powinien nikogo dziwić, co nie znaczy, że w naszym kraju nie ma zawodniczek, które w „10″ najlepszych Europejek nie mogłyby się znaleźć.

Każda z reprezentantek trenera Pawła Pasiaka ma przed sobą w rankingu zawodniczki, z którymi może nie tylko nawiązać wyrównane walki, ale i wygrać. Szczególnie dotyczy to Sandry Drabik (51 kg), która w Warszawie podczas Turnieju im. Feliksa Stamma pokonała późniejszą mistrzynię świata, Marlen Esparza (USA), a w Kielcach wypunktowała byłą złota medalistkę MŚ, Rosjankę Elenę Savelevą. W wyrównanej czołówce wagi koguciej każda z zawodniczek (z Eweliną Wicherską włącznie) może pokonać każdą, przy czym powoli widać jak wygasają ringowe atuty wiekowych już Marzii Davide (Włochy) i wspomnianej Savelevej.

Również w limicie wagi piórkowej nie ma wyraźnej różnicy pomiędzy liderkami a resztą zawodniczek z rankingu, co dobrze rokuje dla obu reprezentantek Polski (Sandry Kruk i Anety Rygielskiej). W wadze lekkiej, daleko za plecami Katie Taylor, trwa walka o awans do czołówki. Fakt, że na 2. miejscu znalazła się tam Ukrainka z azerskim paszportem, Yana Alexeevna, z którą wygrały w 2014 roku zarówno wspomniana Kruk, jak i Kinga Siwa, daje nam uzasadnione nadzieje na kolejne sezon. Dodajmy przy tej okazji, że w kadrze Pawła Pasiaka najpewniej pojawi się Aleksandra Sidorenko-Rutkowski, która w 2013 roku była wiceliderką naszego europejskiego rankingu. Jestem przekonany, że wyższą lokatę wywalczyłaby Karolina Michalczuk, gdyby kontynuowała sezon po Mistrzostwach Europy. Kinga Siwa zapracowała na wysoką lokatę w wadze do 64 kg (pamiętamy, że boksowała również w niższym limicie). Wyprzedzają ją m.in. dwie Angielki, z których tylko jedna wystąpic może podczas zawodów mistrzowskich, więc jej pozycja jest de facto wyższa niż w rankingu.

Wierzę, że Natalię Hollińską (69 kg) – tę w formie z Mistrzostw Europy – stać na co najmniej (!) szóste miejsce w Europie, zaś Lidię Fidurę (75 kg), która z uwagi na absencję w Bukareszcie nie mogła być sklasyfikowana wyżej – na pierwszą „trójkę”. Pojedynki Polek z Eleną Vystropovą (Natalia) i Claressą Shields (Lidia) pokazały im w którym miejscu bokserskiej hierarchii się znajdują, będąc w pełni przygotowanymi do zawodów.

TOP 100 EUROPA (SENIORKI) – RANKING „POLSKIBOKS.PL” ZA 2014 ROK

48 KG
1 Steluta Duta (Rumunia)
2 Zoya Isayeva (Rosja)
3 Sevda Asenova (Bułgaria)
4 Annamarie Stark (Niemcy)
5 Ayse Cagirir (Turcja)
6 Svetlana Gnevanova (Rosja)
7 Natalia Knyaz (Ukraina)
8 Valeria Calabrese (Włochy)
9 Elin Roennlund (Szwecja)
10 Sarah Bormann (Niemcy)

51 KG
1 Lisa Whiteside (Anglia)
2 Stoyka Petrova (Bułgaria)
3 Nicky Adams (Anglia)
4 Sayana Sagatayeva (Rosja)
5 Terry Gordini (Włochy)
6 Katalin Ancsin (Węgry)
7 Vassilia Lkhadiri (Francja)
8 Sandra Drabik (Polska)
9 Tatyana Kob (Ukraina)
10 Elif Nur Coskun (Turcja)

54 KG
1 Stanimira Petrova (Bułgaria)
2 Marzia Davide (Włochy)
3 Elena Saveleva (Rosja)
4 Ewelina Wicherska (Polska)
5 Ayse Tas (Turcja)
6 Marine Rostand (Francja)
7 Michaela Walsh (Irlandia)
8 Azize Nimani (Niemcy)
9 Anna Alimardanova (Azerbejdżan)
10 Helena Envall (Szwecja)

57 KG
1 Zinaida Dobrynina (Rosja)
2 Alessia Mesiano (Włochy)
3 Svetlana Kamenova (Bułgaria)
4 Marina Malovana (Ukraina)
5 Lacrimioara Perijoc (Rumunia)
6 Ingrid Egner (Norwegia)
7 Sandra Kruk (Polska)
8 Aneta Rygielska (Polska)
9 Joanne Lamb (Irlandia)
10 Nina Meinke (Niemcy)

60 KG
1 Katie Taylor (Irlandia)
2 Yana Alexeyevna (Azerbejdżan)
3 Estelle Mosselly (Francja)
4 Sofia Ochigava (Rosja)
5 Denitsa Eliseyeva (Bułgaria)
6 Chantelle Cameron (Anglia)
7 Mira Potkonen (Finlandia)
8 Karolina Michalczuk (Polska)
9 Romina Marenda (Włochy)
10 Yulia Tsiplakova (Ukraina)

64 KG
1 Anastasia Belyakova (Rosja)
2 Sandy Ryan (Anglia)
3 Natasha Jonas (Anglia)
4 Kinga Siwa (Polska)
5 Simona Sitar (Rumunia)
6 Martina Schmoranzova (Czechy)
7 Valentina Alberti (Włochy)
8 Gulsum Tatar (Turcja)
9 Bianka Nagy (Węgry)
10 Lidija Marjanovic (Serbia)

69 KG
1 Saadat Abdulayeva (Rosja)
2 Elena Vystropova (Azerbejdżan)
3 Erika Guerrier (Francja)
4 Stacey Copeland (Anglia)
5 Claire Grace (Irlandia)
6 Mihaela Cristiana (Rumunia)
7 Maria Badulina-Bova (Ukraina)
8 Irina Poteyeva (Rosja)
9 Guluzar Kara (Turcja)
10 Natalia Hollińska (Polska)

75 KG
1 Nouchka Fontijn (Holandia)
2 Sarah Scheurich (Niemcy)
3 Yaroslava Yakushina (Rosja)
4 Savannah Marshall (Anglia)
5 Lidia Fidura (Polska)
6 Katerina Shambir (Ukraina)
7 Timea Nagy (Węgry)
8 Anna Laurell (Szwecja)
9 Leila Dzhavadova (Azerbejdżan)
10 Andrea Strohmaier (Niemcy)

81 KG
1 Liliya Durnyeva (Ukraina)
2 Elif Guneri (Turcja)
3 Anastasia Chernokolenko (Ukraina)
4 Florina Radu (Rumunia)
5 Anamarija Marsic (Chrowacja)
6 Petra Szatmari (Węgry)
7 Maxime Koelemij (Holandia)
8 Svetlana Kosova (Rosja)
9 Carly Ogogo (Anglia)
10 Maria Urakova (Rosja)

+81 KG
1 Zenfira Magamedaliyeva (Rosja)
2 Maria Kovacs (Węgry)
3 Emine Bozduman (Turcja)
4 Flavia Severin (Włochy)
5 Luminita Turcin (Rumunia)
6 Danijela Vernic (Chorwacja)
7 Irina Sinetskaya (Rosja)
8 Aynur Rzayeva (Azerbejdżan)
9 Kristina Rimkute (Litwa)
10 Saida Gamidova (Rosja)

Opracował: Jarosław Drozd

ALEXANDRA SIDORENKO-RUTKOWSKI CORAZ BLIŻEJ REPREZENTACJI POLSKI

rutkowski_02

Cztery miesiące temu informowaliśmy kibiców o tym, że Alexandra Sidorenko-Rutkowski zadeklarowała w Polskim Związku Bokserskim chęć reprezentowania w najbliższej przyszłości naszych barw narodowych. Od ubiegłego roku jest żoną Polaka, mieszka w Warszawie i oczekuje na przyznanie polskiego obywatelstwa. Wielu kibiców zapewne zastanawiało się kiedy i czy w ogóle zobaczymy „Saszę” w Biało-Czerwonym dresie z orzełkiem…

- Wszystko zależy od Prezydenta RP i Polskiego Związku Bokserskiego. Mam nadzieję, że stanie się to niebawem – mówi bohaterka naszej opowieści, jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek, jakie występują na europejskich ringach. Pięciokrotnej uczestniczce Mistrzostw Świata i czterokrotnej Mistrzostw Europy nie udało się niestety przed dwoma laty zdobyć kwalifikacji olimpijskiej. Być może poszczęści się jej w polskich barwach?

- Mam nadzieję, że tak będzie. Dwa lata temu podczas Mistrzostw Świata popełniłam poważny błąd taktyczny, co zadecydowało o porażce. Byłam poza tym chora, więc daleka od szczytowej formy – wspomina Alexandra swój start chińskim w Qinhuangdao, gdzie przegrała dość niespodziewanie z Norweżką Ingrid Egner, grzebiąc szanse na olimpijski paszport.

Najlepszym w karierze potencjalnej reprezentantki Polski był 2013 rok, za który nagrodziliśmy ją wysokim 2. miejscem w klasyfikacji najlepszych Europejek wagi lekkiej (60 kg). W bardzo przekonywujący sposób wygrała w Warszawie Turniej im. Feliksa Stamma, pokonując tam m.in. Brytyjkę Natashę Jonas i naszą Magdalenę Wichrowską. Rok zamknęła cennym zwycięstwem na turnieju w kazachskich Ałmatach i był to zarazem jej ostatni oficjalny ringowy występ. Ile zatem czasu potrzebuje, by wrócić do niedawnej formy?

- Zależy od tego jak długa będzie przerwa. Na razie podtrzymuję formę – zapewnia Alexandra, która od niedawna prowadzi zajęcia w klubie „Leonidas” w Łomiankach, gdzie pomaga szlifować formę boksującej na zawodowych ringach Ewie Brodnickiej. – Moimi pięściarskimi atutami są nadal szybkość i doświadczenie – dodaje.
rutkowski_01
Analizując przebieg kariery Saszy można dostrzec brak szczęścia w losowaniach najważniejszych turniejów mistrzowskich. Często szybko trafiała na faworytki zawodów. Tym m.in. można tłumaczyć tylko jeden medal (brązowy) Mistrzostw Europy, który wywalczyła przed 5 laty w Nikołajewie. Mimo to nasza bohaterka ma na rozkładzie czołowe zawodniczki świata, ze wspomnianą Jonas, Estelle Mossely, Mirą Potkonen, Denitsą Eliseyevą, YuliąTsiplakovą, Anastasyą Belyakovą, Karoliną Graczyk, Magdaleną Wichrowską, czy Darią Abramovą włącznie. Zapytana o to która ze zwycięskich walk szczególnie zapadła jej w pamięć, odpowiada bez namysłu:

- Ostatnia walka z Natashą Jonas [podczas MTB im. Feliksa Stamma - przyp. JD]. Udało mi się przeprowadzić ją dokładnie według planu. Byłam dobrze przygotowana do tej walki i całego turnieju.

Dodajmy, że kariera sportowa Alexandry obfitowała nie tylko w sukcesy pięściarskie, których miarą jest choćby siedem złotych medali Mistrzostw Ukrainy.

- W 2006 roku zdobyłam na Węgrzech Puchar Świata w kick-boxingu, dwa lata wcześniej byłam wicemistrzynią świata w kicku oraz uprawiałam karate [9.1 kyū pas biały z jedną belką Karate Do - przyp. JD] – dodaje.

W międzynarodowej rywalizacji obserwujemy Saszę od Mistrzostw Europy w Tonsbergu, czyli od 2005 roku. Poznała przez ten czas wartość polskich zawodniczek. Z dwoma (Karoliną Graczyk i Magdaleną Wichrowską) rywalizowała w ringu, natomiast najbardziej ceni klasę tej trzeciej, czyli naszej multimedalistki, Karoliny Michalczuk. Była nieco zaskoczona, dowiadując się, że Polka postanowiła zakończył etap kariery w boksie olimpijskim.

Czy Alexandrę Sidorenko-Rutkowski zobaczymy w najbliższym czasie w biało-czerwonym dresie? Wiele wskazuje na to, że tak, bo procedury naturalizacyjne są zaawansowane, w czym spory udział ma trener reprezentacji Polski, Paweł Pasiak. Alexandra bez problemów zaaklimatyzowała się w naszym kraju i coraz lepiej odnajduje się w polskiej rzeczywistości, więc nie będzie kłopotów z „wkomponowaniem” jej w drużynę narodową.

- Polska to bardzo fajny kraj i cieszę się, że tutaj mieszkam. Jako sportowiec żyję na walizkach, więc przeprowadzka nie jest dla mnie szokiem – dodaje pięściarka pochodząca z ukraińskiej Winnicy.

10 POWOŁAŃ NA ZGRUPOWANIE KADRY NARODOWEJ SENIOREK W ZAKOPANEM

opo_zgrupowanie

Po wakacyjnej przerwie wznawia pracę kadra narodowa seniorek (elite). Pierwszym etapem w przygotowaniach do startu w Mistrzostwach Świata w Jeju będzie zgrupowanie szkoleniowe w COS-OPO w Zakopanem, które odbędzie się w dniach od 21 do 28 sierpnia. Trener-koordynator Paweł Pasiak wraz z towarzyszącymi mu szkoleniowcami Karoliną Koszewską (debiut w nowej roli) i Stanisławem Łakomcem oraz psychologiem sportu Aleksandrą Zienowicz pracować będą w stolicy Tatr z 10 zawodniczkami.

Powołania od trenera kadry otrzymały: Sandra Brodacka (KS „Skorpion” Szczecin, 48 kg), Angelika Grońska (KS „06 Kleofas” Katowice, 48 kg), Sandra Drabik (KS „Soma Boxing” Kielce, 51 kg), Ewelina Wicherska („PKB” Poznań, 51 kg), Żaneta Cieśla (KS „Kontra” Elbląg, 51 kg), Sandra Kruk (KS „Kontra” Elbląg, 57 kg), Aneta Rygielska (KS „Pomorzanin” Toruń, 60 kg), Kinga Siwa (KS „SAKO” Gdańsk, 64 kg), Natalia Hollińska (KS „Skorpion” Szczecin, 69 kg) i Lidia Fidura (GUKS „Carbo” Gliwice, 75 kg).

Zawodniczkami rezerwowymi, gotowymi na dodatkowe powołanie są: Martyna Letkiewicz (GUKS „Carbo” Gliwice, 54 kg), Laura Grzyb (BKS Jastrzębie” Jastrzębie Zdrój, 54 kg), Paulina Jakubczyk (KSW Róża Karlino, 60 kg) i Beata Koroniecka (KS „Hetman” Białystok, 64 kg).

- To pierwsze z planowanych przeze mnie czterech zgrupowań szkoleniowych, które mają przygotować dziewczyny do startu w Mistrzostwach Świata – mówi trener Pasiak. – Formę będziemy przygotowywać w dwóch ośrodkach – właśnie w Zakopanem i w Cetniewie – kontynuuje szkoleniowiec kadry.

We wspomnianym gronie z przyczyn formalno-prawnych nadal nie ma byłej siedmiokrotnej mistrzyni Ukrainy, Aleksandry Sidorenko-Rutkowski, z której obecnością w kadrze narodowej liczy się od pewnego czasu trener Paweł Pasiak. Pochodząca z Winnicy pięściarka nadal czeka na przyznanie polskiego obywatelstwa.

Cieszy natomiast debiut Karoliny Koszewskiej (Łukasik) w charakterze trenera współpracującego z kadrą narodową. Nasza znakomita zawodniczka, była mistrzyni Europy w boksie olimpijskim i mistrzyni świata w boksie zawodowym, powinna być cennym nabytkiem sztabu szkoleniowego reprezentacji. Dotąd w charakterze trenera współpracowała z występującą w lidze WSB drużyną Rafako Hussars Poland i KS Fenix Warszawa.

- Bardzo się cieszę ze współpracy z Karoliną. Jestem przekonany, że będzie idealnym uzupełnieniem naszego sztabu szkoleniowego. Jest nie tylko utytułowaną zawodniczką, mającą za sobą bogatą karierę sportową, ale nadal pełnowartościowym sportowcem, o czym kadrowiczki przekonają się podczas treningów i sparingów. Myślę, że dla dziewczyn będzie wzorem profesjonalizmu i zaangażowania oraz pewnego rodzaju przewodnikiem po świecie wielkiego międzynarodowego boksu – zakończył polski szkoleniowiec.

BYŁA MISTRZYNI UKRAINY WZMOCNI KADRĘ PAWŁA PASIAKA?

sidorenko_stamm

Ubiegłoroczna mistrzyni Ukrainy wagi lekkiej (60 kg), Alexandra Sydorenko-Rutkowski, wystąpiła do Kancelarii Prezydenta RP o nadanie w trybie przyspieszonym polskiego obywatelstwa. Wszystko to w związku ze zmianą stanu cywilnego (poślubiła Polaka i od roku mieszka w Warszawie).

W staraniach o przyznanie polskiego paszportu zawodniczkę wspierają m.in. prezes Polskiego Związku Bokserskiego Zbigniew Górski  i trener Paweł Pasiak, licząc, że wzmocni ona w niedalekiej przyszłości rywalizację w kadrze narodowej seniorek, będąc wartościową konkurentką dla Karoliny Michalczuk, Karoliny Graczyk, Anety Rygielskiej, czy Pauliny Jakubczyk, marzących o udziale w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro (2016).

O klasie Alexandry polscy kibice mogli się przekonać choćby w ubiegłym roku podczas jubileuszowego 30. Międzynarodowego Turnieju Bokserskiego im. Feliksa Stamma. Wówczas to Ukrainka zwyciężyła w rywalizacji w wadze lekkiej (patrz fotografia), pokonując w ćwierćfinale wicemistrzynię świata Magdalenę Wichrowską, która najprawdopodobniej zakończyła już sportową karierę, a w walce półfinałowej wyeliminowała doskonałą Angielkę Natashę Jonas.

Dodajmy, że pochodząca z Winnicy Alexandra w barwach Ukrainy uczestniczyła m.in. w Mistrzostwach Świata w Podolsku (2005), New Delhi (2006), Ningbo (2008), Bridgetown (2010) i Qinhuangdao (2012) oraz Mistrzostwach Europy w Tonsbergu (2005), Vejle (2007), Nikołajewie (2009 – zdobyła brązowy medal) i Rotterdamie (2011).