Tag Archives: Grzegorz Proksa

SZPILKA PUNKTUJE W KRAKOWIE ADAMKA. ROZBICI PROKSA I CHUDECKI. NA TARCZY KOSTECKI I KACZOR

adamek_szpilka

W głównej walce wieczoru Polsat Boxing Night III w Krakowie młody wilk – Artur Szpilka (17-1, 12 KO), zaatakował starego wygę, byłego championa dwóch kategorii – Tomasza Adamka (49-4, 29 KO). Pierwsza runda typowo rozpoznawcza – „Góral” próbował zachodzić rywala i zagonić go do narożnika, ale „Szpila” stopował go prawym prostym. W drugiej uwidoczniła się nieznaczna przewaga zawodnika z Wieliczki, który trafił lewym krzyżowym, ale i potrafił prawym jabem trzymać przeciwnika z daleka. Tomek natomiast szukał miejsca po dole. Minutę przed końcem trzeciej odsłony Artur trafił bezpośrednim lewym, szybko poprawił akcja prawy-lewy i Tomek poleciał na liny. Odczuł to, ale w swoim zwyczaju szybko starał się odpowiedzieć. W czwartym starciu Adamek starał się wywierać mocny pressing, jednak w ciosach na górę odrobinę szybszy był młodszy rodak, dlatego podopieczny Rogera Bloodwortha konsekwentnie bił prawym na korpus. W piątym w końcu zaczęły dochodzić jego prawe również na głowę. Trafił kilka razy, lecz Artur przyjmował wszystko bez zmrużenia oka. Wyrównany przebieg miały kolejne trzy minuty, a obaj szachowali się trochę nawzajem swoimi przednimi rękoma. W siódmym starciu Artur znów wyłączył przeciwnika prawym prostym, przy okazji bijąc raz na jakiś czas mocnym lewym. Role odwróciły się w rundzie numer osiem. Już na początku szturm przeprowadził Tomek i w długiej serii kilka razy trafił. Szpilka chyba przeżywał kryzys, bo praktycznie do gongu boksował na wstecznym, choć trzeba mu przy tym oddać, że fajnie unikał bomby „Górala” rotacją i unikami. Złapał w przerwie drugi oddech i w dziewiątej rundzie znów toczył wyrównany bój z wielkim rywalem. O wszystkim miały więc zadecydować ostatnie trzy minuty. Najpierw dwa razy swoim lewym trafił Artur, w odpowiedzi lewym sierpem przymierzył Tomek, a gdy zabrzmiał gong, obaj podnieśli ręce w geście zwycięstwa. A sędziowie punktowali 94:96, 92:98 i 94:96 – wszyscy na korzyść Szpilki.

Zamiast zaciętej bitwy skończyło się na krótkiej egzekucji. W starciu dwóch niepokonanych pięściarzy Michał Syrowatka (11-0, 3 KO) znokautował błyskawicznie Michała Chudeckiego (10-1-1, 3 KO). Wydawałoby się w niegroźnej sytuacji w zwarciu Syrowatka zrobił mały krok w tył i huknął prawym sierpowym – wprost na szczękę rywala. Chudecki przewróciłby się, ale zawisł na linach. Zanim Grzegorz Molenda zdążył doskoczyć, podopieczny Andrzeja Gmitruka doskoczył i dobił zranioną ofiarę potwornym prawym hakiem. Bardzo ciężki nokaut i wyrównanie porachunków z czasów boksu olimpijskiego, gdy dwukrotnie przegrywał z „TNT”.

Zamiast świetnej i wyrównanej walki mieliśmy pokaz jednego aktora. Maciej Sulęcki (19-0, 4 KO) całkowicie zdominował Grzegorza Proksę (29-4, 21 KO) i wygrał przez nokaut! Pierwszą rundę świetnie rozpoczął popularny „Striczu”. Wciągnął byłego mistrza Europy dwukrotnie na kontrę bezpośrednim prawym, a raz na krótki lewy sierp. – Rozruszaj go – radził w przerwie Fiodor Łapin. Ale pomiędzy czwartą a szóstą minutą dalej przeważał podopieczny Andrzeja Gmitruka, ustawiając wszystko lewym prostym. Grzesiek trafił raz czysto, ale na tym etapie bezwzględnie przegrywał 18:20. Proksa dużo lepiej radził sobie na początku trzeciego starcia, kiedy trafił bezpośrednim lewym. Ale Sulęcki zrewanżował się mu potem bezpośrednim prawym, a wszystko zaakcentował świetną akcją prawy-lewy sierp. Maćkowi wychodziło wszystko, bo nawet w czwartej rundzie, w której prawdopodobnie nieznacznie lepszy był jego oponent, w ostatnich dziesięciu sekundach „Striczu” dwiema pięknymi akcjami znów przechylił chyba szalę na swoją korzyść. Tak samo widział to Przemek Saleta, który punktował w tym momencie 40:36 dla Maćka. Podrażniony Proksa ruszył niczym taran do ostrego ataku w szóstym starciu, lecz rozluźniony Sulęcki spokojnie kontrolował sytuację i punktował swoim lewym prostym. Na półmetku wątpliwości nie było, dlatego „Super G” atakował jeszcze zacieklej. Problem w tym, że do narożnika schodził po kolejnej przegranej rundzie, w dodatku z lekkim rozcięciem łuku brwiowego. – Nie ma stania. Od dołu do góry – zachęcał go i mobilizował Łapin. Ale to był dzień jednego człowieka. Koniec nastąpił w rundzie numer siedem. Sulęcki po prostu karcił każdy ruch Grześka bezpośrednim prawym krzyżowym. Wchodziło wszystko jak w masło. Proksa szedł coraz bardziej otwarty by odmienić losy jednym ciosem, ale nadział się na prawy sierp Sulęckiego. Klasyczny nokaut i niespodzianka – ale czy naprawdę aż taka?
undercardpbn3
Dawid Kostecki (39-2, 25 KO) wrócił dziś po długiej przerwie, ale spotkanie z Andrzejem Sołdrą (11-1-1, 5 KO) miało być dla niego tylko spacerkiem. Nie było! Zaczęło się sensacyjnie. Podopieczny Piotra Wilczewskiego trafił prawym krzyżowym i lewym sierpem. To jeszcze nic, bo po prawym sierpowym w okolice skroni „Cygan” zatańczył i ledwo co ustał na nogach. W narożniku Fiodor Łapin ostrzegał, ale początek drugiej rundy znów wyraźnie dla Sołdry. I nagle na sekundy przed przerwą Kostecki wystrzelił w akcji prawy na prawy i tym razem to Andrzej był liczony! Trzecia odsłona to prawdziwa wojna na wyniszczenie na środku ringu. Cios za cios, bomba za bombę, ale w ostatnich sekundach to prawy sierpowy Dawida zamroczył Andrzeja, czym zapewne zyskał przychylność sędziów. Czwarte starcie to całkowita dominacja Kosteckiego. No – prawie całkowita, bo po dwóch minutach i pięćdziesięciu sekundach lania porozbijany Sołdra nagle wystrzelił lewym sierpem na szczękę. Dawid ustał. Początek piątej rundy to znów przewaga Kosteckiego i gdy wydawało się, że egzekucja na Sołdrze to tylko kwestia czasu, ten fantastycznym zrywem zepchnął do głębokiej defensywy faworyzowanego przeciwnika. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Runda numer sześć to z kolei całkowita dominacja Sołdry. Wszyscy dookoła przecierali oczy ze zdziwienia! A Andrzej poczuł krew, polując na nokaut. Kolejne trzy minuty to rzeź. Obaj wyniszczeni, zmęczeni, rozkrwawieni, ale żaden nie ustępował. Ostatnią soczystą bombę wyprowadził Kostecki, jednak w przekroju tego odcinka znów lepszy był Sołdra. „Cygan” miał więc ostatnie starcie na odmienienie tej trudnej sytuacji. I nic się nie zmieniło – obustronne bombardowanie do ostatniej sekundy nagrodzone gromkimi brawami. Sędziowie punktowali 75:76, 75:77 i 75:77 – wszyscy na korzyść Sołdry!

W drugiej walce gali faworyzowany Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO) pokonał wyraźnie Michała Żeromińskiego (7-2, 1 KO). Pięściarz z Lublina rozpoczął potyczkę ciosami prostymi, wykorzystując lepsze warunki fizyczne, choć Michał wciągnął go w połowie pierwszej rundy na kontrę z prawej ręki po odchyleniu. Po wyrównanej pierwszej odsłonie, w drugiej przewagę zaczął zyskiwać Maciec, który zasypywał przeciwnika seriami złożonymi z kilku ciosów. Michał chciał uderzyć raz a dobrze, jednak „Gruby” konsekwentnie realizował swoje założenia taktyczne. Z daleka bił na górę, a gdy przechodził do półdystansu, szukał miejsca pod łokciami Żeromińskiego. W czwartym starciu Łukasz swoim nieustannym pressingiem po prostu złamał Michała. Z minuty na minutę dysproporcje między nimi były coraz bardziej widoczne. Oglądaliśmy ruch jednostronny, a jedyną niewiadomą wydawało się pytanie, czy Maciec zdoła dopisać do swojego rekordu szóstą „czasówkę”. W końcu na pół minuty przed końcem szóstej rundy po lewym haku w okolice wątroby Michał musiał przyklęknąć, choć Robert Gortat nie liczył, bo potraktował to jako zbyt niskie uderzenie. – On walczy już tylko o przetrwanie – krzyczała w narożniku swojemu koledze Karolina Michalczuk. I tak to trochę wyglądało. W połowie siódmej rundzie znów ta sama akcja. Tym razem Żeromiński nie był liczony, lecz widać było na jego twarzy grymas bólu. Krańcowo wyczerpany Michał pokazał charakter i dotrwał do ostatniego gongu. Sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem lepszego, punktując wygraną Maćca 79:73 i dwukrotnie 80:72.

W pierwszej walce Polsat Boxing Night Piotr Gudel (2-1, 0 KO) pokonał Rafała Kaczora (2-1, 0 KO), wyrównując porachunki z zeszłego roku. Żądny rewanżu Gudel już pod koniec pierwszej minuty trafił mocnym sierpem, doskoczył do zranionej ofiary zasypał ją serią bomb. Sędzia liczył wałbrzyszanina do ośmiu i choć ten zdołał wyjść z opresji, to krwawił z prawego łuku brwiowego. W drugiej odsłonie Kaczor wrócił do gry, a w końcówce nawet zyskał lekką przewagę. Podobnie było w trzecim starciu, choć obaj zawodnicy poszli już na otwartą bitkę i nokaut bądź przynajmniej nokdaun mógł nadejść w każdym momencie. Rafał zagapił się na początku czwartej rundy, gdy Piotrek w zwarciu zrobił krok w tył i huknął lewym sierpem na szczękę. Rywal znów w odpowiedzi zaakcentował końcówkę. Kolejne sześć minut to typowa wojna na przełamanie. Mocniej bił Piotrek, natomiast Rafał zachował jakby więcej sił o pozostawał aktywniejszy. Trzydzieści sekund przed końcem Kaczor trafił soczystym lewym sierpem na brodę, ale wygranej nie mógł być pewien. Sędziowie punktowali niejednogłośnie 57:56, 55:58 i 58:56 – na korzyść Gudela, któremu udał się rewanż.

źródło: bokser.org

ANDRZEJ GMITRUK WIERZY W ZWYCIĘSTWA SULĘCKIEGO I ADAMKA

gmitruk_andrzej

Andrzej Gmitruk, były trener Tomasza Adamka, szkoleniowiec Macieja Sulęckiego ocenia szanse Tomasza Adamka i Artura Szpilki w sobotniej walce podczas Polsat Boxing Night.

- Jaki przebieg będzie miała walka Tomasz Adamek – Artur Szpilka?
Andrzej Gmitruk: Mam przeczucie, że będzie to twardy i emocjonujący pojedynek. Moim faworytem jest jednak Tomek. Jego poziom sportowy nie wymaga rekomendacji. Nie przyleciał do Polski po to, by przegrać. Niezwykle istotna będzie jego rutyna. Stoczył mnóstwo walk ze świetnymi przeciwnikami i wielokrotnie miał do czynienia z trudnymi ringowymi sytuacjami, których nie poznał Artur. Niewiele zabrakło, a odwróciłby również wynik ostatniej, przegranej walki z Wiaczesławem Głazkowem. W końcówce był bliski wygranej przed czasem.

- Czy najistotniejsze dla wyniku pojedynku będą ostatnie rundy? A może zakończy się on dużo szybciej?
AG: Wszystko zależy od tego, jak Szpilka wytrzyma obciążenie emocjonalne. Jeśli zaś chodzi o Tomka, możemy być pewni, że zachowa zimną głowę. Sądzę, że w ósmej lub dziewiątej rundzie Adamek będzie już bliski odniesienia zwycięstwa. Arturowi nic nie ujmuję. Dawno nie widziałem w polskim boksie tak zdeterminowanego i odważnego boksera. Niezależnie od wyniku walki, należy w niego inwestować.

- Trenuje pan Macieja Sulęckiego, czy pana podopieczny sprawi sensację i pokona Grzegorza Proksę?
AG: Gdybym nie wierzył w jego zwycięstwo, to bym z nim nie pracował. Maciek jest odważny i konsekwentny. Jeśli nie da się zaskoczyć Grzegorzowi w pierwszej fazie walki, będzie dobrze. Poziom przeciwnika nie będzie dla niego szokiem. Ostatni rywale, z którymi walczył, z całą pewnością nie należeli do słabeuszy.

Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl

GRZEGORZ PROKSA: MAMY SAMOZWAŃCZEGO MISTRZA I STAREGO LISA

proksa09

- Emocje opadły, czy nadal chce pan utrzeć nosa Maciejowi Sulęckiemu za nieprzychylne komentarze na temat pana ostatnich walk?
Grzegorz Proksa: Właśnie po to walczymy, bym utarł mu nosa. Jestem człowiekiem pamiętliwym, a apogeum mojej złości nastąpi w sobotę. Nie jestem jednak zdenerwowany. Po prostu chcę go pokonać i tyle.

- Które słowa przeciwnika najbardziej pana zdenerwowały? Prognoza, że po porażce może się pan stać tak zwanym bumem?
GP: Zaczął pan od prowokacji. Niepotrzebnie. Do walki podchodzę ze spokojem. W ringu wykonam swoją pracę. Nie ja będę się wstydził za swoje słowa, tylko przeciwnik. Jest młodym człowiekiem, musi nabrać pokory. I ja go tej pokory nauczę.

- Sulęcki celowo starał się wzbudzić zainteresowanie pojedynkiem, gdy jeszcze nie było wiadomo, że będziecie walczyć?
GP: Wydaje mi się, że nie do końca zdawał sobie sprawę, że ten pojedynek się odbędzie. Chciał sobie wyrobić nazwisko, posługując się moim. Dzięki telewizji Polsat daję mu szansę walki. Zobaczymy, na ile jego słowa przełożą się na czyny. Ja zamierzam mu pokazać, że nie jest tak dobrym pięściarzem, za jakiego się uważa. Nie wykorzysta tej szansy. Przegra.

- Chce pan wygrać w równie efektowny sposób jak trzy lata temu, gdy w Neubrandenburgu nie dał pan szans Sebastianowi Sylvestrowi, odbierając Niemcowi pas mistrza Europy wagi średniej?
GP: Interesuje mnie zwycięstwo i obnażenie słabości Maćka. A jeśli wyjdzie mi to równie dobrze, jak w starciu z Sylvestrem, to będę się cieszył. Tamten pojedynek przejdzie do historii polskiego boksu, jestem z niego dumny. Ciekawie będzie również w sobotę. Mamy samozwańczego mistrza i starego lisa.

- Trener Fiodor Łapin nie miał do pana pretensji, że włączył się pan w wojenkę na słowa z Sulęckim?
GP: Nie rozmawialiśmy o tym. Jeżeli miał zastrzeżenia, to jedynie do postawy Maćka. Trener zna moje podejście do tematu. Wie, że jestem doświadczonym pięściarzem i dorosłym człowiekiem. Nie musi mnie sprowadzać na ziemię, bo twardo po niej stąpam.

- Nadal twierdzi pan, że przeciwnik nie chciał dawać panu „gotowca” i celowo wycofał się z wrześniowej walki, którą miał stoczyć z leworęcznym, podobnie jak pan, pięściarzem? Tak naprawdę nie był kontuzjowany?
GP: Ze strony Sulęckiego walka z mańkutem w tym terminie byłaby głupotą. Nie uwierzyłem w jego kontuzję i zdania nie zmieniam.

- Szykuje się też ciekawa rywalizacja w narożnikach – Fiodor Łapin kontra Andrzej Gmitruk.
GP: Trenerzy nie boksują. Nie oni przyjmują ciosy, nie oni muszą na nie reagować. Szkoleniowiec pomaga zawodnikowi tylko do pewnego momentu. Wszystko zależy od nas.

- Gmitruk twierdzi, że wspólnie ze swoim zawodnikiem dobrze przeanalizował walki, w których rywale odkryli pana słabe punkty.
GP: Jasne, mogli oglądać moją niesłusznie przegraną walkę z Kerrym Hope’em lub potyczkę z Sergio Morą. Obie poprzedzały różne zawirowania. Jestem mężczyzną, nie będę się tłumaczył. Ale teraz jestem w świetnej formie i tyle. Sulęcki bardzo się zdziwi. A trener Gmitruk może się już zastanawiać, jak popracować nad psychiką Maćka po pierwszej rundzie walki.

- Będzie pan świętował podwójne zwycięstwo, razem ze swoim przyjacielem Arturem Szpilką?
GP: Artura stać na zwycięstwo nad Adamkiem. Jest w bardzo dobrej formie. Wszystko rozstrzygnie się w jego głowie. Jeśli dobrze zniesie walkę pod względem mentalnym, to będzie boksował na swoim normalnym poziomie. Znam Tomka, oglądam jego walki i wiem, że pierwsze rundy wygra Artur. Adamek jest jednak cwanym lisem. Pytanie, jak Artur zaprezentuje się w drugiej fazie walki.

Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl
[Fot. studio3df.pl]

GRZEGORZ PROKSA: ZAINTERESOWANIE MOJĄ OSOBĄ JEST DUŻE

proksa01

Grzegorz Proksa ma nadzieję, że wróci na ring jak najszybciej po wygaśnięciu umów z dotychczasowymi promotorami, które obowiązują do 31 sierpnia bieżącego roku.

Dwukrotny mistrz Europy (2011-2012, 2012) i były pretendent do tytułu mistrza świata WBA wagi średniej ostatni pojedynek stoczył równo rok temu, gdy w amerykańskiej Veronie przegrał na punkty z Sergio Morą. Pięściarz z Węgierskiej Górki niebawem zakończy współpracę z dotychczasowymi promotorami – brytyjską grupą Matchroom oraz amerykańską Banner Promotions, a także z agentem sportowym Krzysztofem Zbarskim, który reprezentował jego interesy od debiutu na zawodowym ringu w 2005 roku.

– Trochę pospieszono się z podawaniem informacji, że mam już nowego promotora, bo na dzień dzisiejszy nie podpisałem żadnego kontraktu. Szanuję dotychczasowych promotorów za długą współpracę i nie jest tak, że podejmuję konkretne decyzje za ich plecami. Jestem związany umowami do 31 sierpnia, dlatego istnieje teoretyczna możliwość, że jeszcze otrzymam ciekawą propozycję, choć z drugiej strony obecnie niewiele na to wskazuje. Być może przyjdzie nam jeszcze współpracować, lecz mam już własną wizję swojej sportowej przyszłości – tłumaczy 29-letni Proksa.

– Nie ukrywam, że zainteresowanie moją osobą jest duże. Odbieram sporo telefonów, zarówno z Polski, jak i zagranicy. Analizuję poszczególne opcje i staram się analizować, która może okazać się dla mnie najlepsza. Nazwisk promotorów ani nazw grup nie chcę w tej chwili wymieniać. W tej chwili mocno skupiam się na powrocie do solidnego treningu, bo chcę przygotować podstawę pod formę, która pozwoliłaby mi stoczyć poważny pojedynek – być może w październiku lub nawet wcześniej, we wrześniu. O wszystkich decyzjach poinformuję nie wcześniej niż 1 września, gdyż chcę pozostać fair wobec dotychczasowych promotorów – kontynuuje pięściarz.

W zwycięskiej konfrontacji z Sebastianem Sylvestrem o pas mistrza Europy, która przyniosła Proksie największy rozgłos, jak również w przegranej potyczce o pas mistrza świata WBA z Giennadijem Gołowkinem, w narożniku „Super G” stał trener Fiodor Łapin. Czy współpraca będzie kontynuowana?

– Jesteśmy w jak najlepszych relacjach i to się nie zmieni. Chciałbym dalej trenować pod okiem Fiodora Łapina, chyba że przyszłoby mi wyjechać poza Polskę i ze względu na zobowiązania w kraju trener nie mógłby ze mną przebywać. Jesteśmy w stałym kontakcie. Obecnie spokojnie trenuję w Węgierskiej Górce i czekam na rozwój wypadków. Cieszy mnie to, że nie przybrałem zbyt wiele na wadze, bo nie przekracza ona 80 kilogramów – kończy Proksa.

Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl

GRZEGORZ PROKSA ZABOKSUJE NA WYSPACH. RYWALEM ANGLIK MATTHEW HALL

proksa01

Grzegorz Proksa poznał datę powrotu na ring po ubiegłorocznej porażce na punkty z Sergio Morą. 19 kwietnia dwukrotny mistrz Europy w wadze średniej (do 72,6 kg) wystąpi w Manchesterze, a rękawice skrzyżuje z 29-letnim Matthew Hallem.

- Jestem zadowolony, bo to odpowiedni przeciwnik na powrót. Znowu lecę do jaskini lwa. Będę walczył w Manchesterze, a Hall właśnie stamtąd pochodzi. Lubię to! – cieszy się Proksa, rówieśnik swojego najbliższego rywala. Polak i Anglik dobrze pamiętają walijskiego wojownika Kerryego Hope`a. W marcu 2012 roku Walijczyk sensacyjnie odebrał Proksie tytuł mistrza Europy (wygrał na punkty po 12 rundach). Super G zrewanżował się po czterech miesiącach, zwyciężając przez techniczny nokaut w 8. rundzie. Identycznie wyglądał rezultat potyczki Hope`a z Hallem. Doszło do niej sześć lat temu.

- Jeszcze nie widziałem tej walki, ale Hall rzeczywiście nie jest przypadkowym zawodnikiem. Ma na koncie sukcesy (w 2009 roku był mistrzem Wspólnoty Brytyjskiej wagi junior średniej, rok później walczył o mistrzostwo Europy – przyp. red.), a ostatnio wytrzymał dwanaście rund z Billym Joe Saundersem, olimpijczykiem z Pekinu. Decyzje o przyszłości jeszcze nie zapadły, ale jedno wiem na pewno. Dzięki zwycięstwu powinienem wrócić do gry o poważną stawkę w wadze średniej – ocenia Proksa.

Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl

GRZEGORZ PROKSA: CHCIAŁBYM WRÓCIĆ NA RING W KWIETNIU LUB MAJU

proksa01

W kwietniu lub w maju pierwszą walkę po ubiegłorocznej przegranej na punkty z Sergio Morą (25-3-2, 8 KO) chce stoczyć Grzegorz Proksa (29-3, 21 KO), dwukrotny mistrz Europy wagi średniej w boksie zawodowym. 29-latek przebywa obecnie w rodzinnej Węgierskiej Górce, gdzie regularnie ćwiczy podtrzymując formę. Za kilkanaście dni planuje przyjechać do Warszawy, aby rozpocząć treningi pod okiem Fiodora Łapina.

– Czekam na powrót trenera z USA. Czuję się dobrze, nic mi nie dolega. Na ring chciałbym wyjść w kwietniu lub w maju, ale nie interesuje mnie walka na przetarcie ze słabym rywalem. Możliwe, że w wyjazdowym pojedynku od razu przyjdzie mi się zmierzyć z jednym z lokalnych bohaterów. Po wygraniu takiej walki szybko wróciłbym do gry o wysokie cele w wadze średniej – mówi „Super G”.

Po raz ostatni Proksa wyszedł na ring w czerwcu ubiegłego roku w amerykańskim Jacksonville, gdzie uległ na punkty (94:96, 94:96, 92:98) Sergio Morze. Rok wcześniej w starciu o tytuł mistrza świata WBA nie sprostał rewelacyjnemu Giennadijowi Gołowkinowi.

Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl

ŁUKASZ WAWRZYCZEK: POKONAŁEM MISTRZA OLIMPIJSKIEGO? NIE ŻARTUJ!

Wawrzyczek

Jeden z głównych bohaterów zbliżającej się gali boksu zawodowego w Ełku, Łukasz Wawrzyczek, ma za sobą interesującą karierę amatorską, w trakcie której stoczył ok. 220 pojedynków, przegrywając tylko 23 razy. Co ciekawe nie było mu dane stanąć na najwyższym podium Mistrzostw Polski Seniorów, ale przez lata należał do absolutnej krajowej czołówki zawodników walczących w limicie 69 i 75 kg.

Postanowiłem dzisiaj sprawdzić nieco jego sportową pamięć, kierując wspomnienia na jeden pojedynek z tych ponad dwustu. Pięściarz z Oświęcimia stoczył go dokładnie 26 listopada 2005 roku w Łęcznej podczas meczu Polska-Ukraina.

- Pamiętam tamtą walkę – mówi Łukasz. – To był mecz międzypaństwowy z okazji święta Barbórki w Łęcznej i walczyłem tam z takim młodym, silnym i wysokim Ukraińcem ale nie pamiętam jego nazwiska. Powiem ci, że stoczyłem tam wielką wojnę i wygrałem – kontynuuje Wawrzyczek.

Szybko uzupełniłem Łukaszowi obraz wspomnianej rywalizacji sprzed 8 lat, dodając to, co najważniejsze, czyli nazwisko przeciwnika. Był nim wówczas nikomu w Polsce nieznany 18-latek z Symferopolu, Oleksander Usyk, aktualny mistrz olimpijski wagi ciężkiej! Mierzący 191 cm Ukrainiec rok później został brązowym medalistą wagi średniej Mistrzostw Europy w Płowdiw, po trzech latach wywalczył złoto mistrzostw Starego Kontynentu w Liverpoolu (w limicie 81 kg), po sześciu złoto mistrzostw świata (91 kg) a rok temu stanął na najwyższym stopniu podium w Londynie (91 kg).

- Co tym mówisz?! – pyta zaskoczony Łukasz. – Nie miałem pojęcia, że mam na rozkładzie późniejszego mistrza Igrzysk Olimpijskich a przy okazji mistrza świata i Europy! A w czasie swojej kariery walczyłem i wygrywałem z bardzo dobrymi przeciwnikami – przypomina pięściarz z Oświęcimia.

Istotnie, zaglądając do amatorskiego rekordu Łukasza Wawrzyczka widać sporo nazwisk znanych w kraju zawodników. Jest tu niemal cała krajowa czołówka: Grzegorz Proksa, Damian Jonak, Tariel Zandukeli, Michał Starbała, Krystian Borucki, Artur Bojanowski, Dariusz Sęk, Robert Świerzbiński, Maciej Adamiak czy Włodzimierz Letr.

- Z Grzegorzem Proksą też wygrałeś? – pytam. – Wiem, że w 2004 roku pokonał cię wysoko na punkty w lidze i w tym samym roku oddałeś mu walkowera w finale Mistrzostw Polski…

- Grześka pokonałem bardzo dawno temu na turnieju o Złotą Rękawicę Wisły, a wtedy w finale Mistrzostw Polski w Poznaniu mimo iż od pierwszej walki boksowałem ze złamaną ręką, wygrałem trzy pojedynki. Ale powiem ci szczerze, że Grzesiek wtedy tak był tak znakomicie przygotowany, że nie było z nim szans walczyć tylko jedną ręką – wspomina Łukasz.

Pisząc o ringowym, amatorskim doświadczeniu Wawrzyczka warto wspomnieć, że stoczył twarde, choć przegrane walki z takimi asami światowego boksu jak m.in. Sergej Derewjanczenko (późniejszy mistrz i ikona ligi WSB), Timur Gajdałow (amatorski mistrz świata), czy Francuz Xavier Noel (wicemistrz Europy).

Na koniec krótkiej rozmowy zapytałem bohatera sobotniej gali czy słyszał jak jego najbliższy rywal, Maciej Sulęcki, rzucił publicznie rękawice byłemu zawodowemu mistrzowi Europy i pretendentowi do tytułu zawodowego mistrza świata, Grzegorzowi Proksie…

- Słyszałem o tym. Powiem ci, że Grzesiek by go do czwartej rundy zmiótł z ringu. Niech więc lepiej najpierw spróbuje swoich sił ze mną. Prawda jest taka, że Grzesiek Proksa to jest w szkole a my z Maćkiem dopiero w zerówce. Jestem z innej, słabszej ligi niż Grzegorz i jestem tego świadomy, choć będę robił wszystko, by osiągnąć tyle co on – zakończył Łukasz.