Archiwum: Bez kategorii

KAMIL GARDZIELIK PEWNIE PUNKTUJE ARGENTYŃCZYKA TOMASA REYNOSO

gardzielik2021

W głównym daniu wczorajszej gali bokserskiej Challengers Boxing Night #1 Kamil Gardzielik (12-0, 3 KO) zdecydowanie ograł na punkty Argentyńczyka Tomasa Andresa Reynoso (13-7-1, 3 KO).

Podopieczny Andrzeja Liczika w połowie pierwszej rundy „podłączył” rywala kombinacją prawy krzyżowy-lewy sierp, ale gdy ruszył na zranioną ofiarę, poślizgnął się, przewrócił i zanim walka została wznowiona, minęło przynajmniej dziesięć sekund i Argentyńczyk zdążył opanować kryzys. Po przerwie Gardzielik rozbijał przeciwnika lewym prostym, a gdy wydłużył raz serię do czterech ciosów, tym ostatnim – prawym krzyżowym, znów lekko wstrząsnął Reynoso. W trzecim starciu Argentyńczyk aż tak ranny nie był, wciąż jednak zbierał praktycznie każdy jab Polaka. Gardzielik dodał również do swojego arsenału prawy na dół. W czwartym znów dwie kolejne dwie ładne akcje naszego rodaka – najpierw lewy sierpowy, a pół minuty później kombinacja lewy-prawy prosty. Kolejne minuty mijały pod zdecydowane dyktando Kamila, ale nawet jeśli lewym hakiem na korpus prawie złamał rywala w pół w szóstej rundzie, to ten – pomimo grymasu bólu na twarzy, wciąż stał na nogach i nie dał się przewrócić. Do samego końca trwała demolka, o dziwo nie przyniosła ona skutku. Oczywiście Kamil wygrał zdecydowanie, ale albo brakuje tam „pary”, albo Reynoso jest wyjątkowym twardzielem. Albo trochę tego i trochę tego… Sędziowie nie mogli mieć żadnych wątpliwości i zgodnie punktowali 80:72.

Kamil Bednarek (7-0, 4 KO) stoczył najtrudniejsze trzy rundy w zawodowej karierze, ale ostatecznie złamał fizycznie i mentalnie Giuliano Nataliziego (5-2, 1 KO). Lepiej w ten pojedynek wszedł Włoch, który w akcji lewy na lewy dwukrotnie wyprzedził podopiecznego Piotra Wilczewskiego. Kamil jednak złapał go prawym sierpem, poprawił lewym na dół i przy linach poprawił kilkoma mocnymi ciosami. W drugiej rundzie obaj trafili mocnym lewym sierpowym, różnica była jednak taka, że po Kamilu ten cios spłynął, zaś na przeciwniku zrobił duże wrażenie. Ale wciąż nie było żadnego liczenia. Początek trzeciej odsłony to równa i twarda bitka, ale już w drugiej połowie tego odcinka Bednarek zaczął przełamywać fizycznie oponenta. W ostatnich sekundach trafił przy linach mocnym hakiem na dół, poprawił lewym sierpem, jednak akcję przerwał mu gong. Natalizi zrozumiał wtedy, że więcej już nie ugra i nie wyszedł do czwartego starcia.

Przemysław Zyśk (15-0, 5 KO) efektownie rozprawił się przed czasem z Jose Luisem Castillo (9-5-1, 6 KO). Castillo zaczął ciosami na korpus, z kolei Przemek trafiał prawym krzyżowym przez gardę. W połowie drugiej rundy krótki prawy Przemka w zwarciu sprawił, że rywal przyklęknął. Argentyńczyk sugerował cios w tył głowy, lecz sędzia Gortat policzył go do ośmiu. I powtórki pokazały, że się nie pomylił. W trzecim starciu było po wszystkim. Zyśk przestrzelił co prawda prawym podbródkowym, ale od razu poprawił lewym i prawym bitym z góry. Złapał przeciwnika w tempo w uniku i posłał znów na deski. Tym razem Castillo dał się już wyliczyć do dziesięciu. Nokaut.

Wygraną przed czasem zanotował Jan Czerklewicz (5-1, 2 KO). Polak kontrolował pierwsze dwie rundy, ale nie potrafił dobrać się do szczelnie schowanego Bosko Misicia (20-15, 16 KO). W trzeciej rundzie zaczął w końcu bić po dole, czym „otworzył” sobie rywala na górę. Najpierw trafił lewym sierpowym, poprawił prawym i Chorwat po raz pierwszy zapoznał się z deskami. Po przerwie kolejne dwa nokdauny. Ten drugi w czwartej rundzie, a trzeci w ogóle, po prawym sierpowym na głowę. Misić dał się tym razem wyliczyć do dziesięciu.

Konrad Kaczmarkiewicz (2-0, 1 KO), młodzieżowy wicemistrz Polski wagi ciężkiej, wygrał każdą z czterech rund (3x 40:36) potyczki z Walentynem Zbrożkiem (5-16-1, 2 KO). Debiutujący w gronie zawodowców „półśredni” Aleksander Bereżewski (1-0, 1 KO) pod koniec pierwszej odsłony zgasił Mykolę Seredę (1-5) prawym sierpowym. Do tej pory to Filip Pham Hong (2-1, 2 KO) nokautował innych, ale dziś to Ondrej Schilder (2-1, 2 KO) zastopował jego. Czech trafił w akcji prawy na prawy, posyłając Polaka na deski. Za moment dołożył kilka ciosów przez gardę, Filip nie odpowiadał i sędzia zatrzymał potyczkę.

źródło: bokser.org

gala gia2021

KRZYSZTOF GŁOWACKI PONOWNIE ZAWODOWYM MISTRZEM ŚWIATA!

glowacki_vlasov

Znakomite widowisko stworzyli Krzysztof Głowacki (31-1, 19 KO) i Maksim Własow (42-3, 25 KO) w ćwierćfinale turnieju World Boxing Super Series. Wygrał Polak i odzyskał tytuł mistrza świata WBO kategorii junior ciężkiej, póki co w wersji tymczasowej, lecz prawdopodobnie Aleksander Usyk pójdzie teraz do wagi ciężkiej i Krzysiek zostanie uznany pełnoprawnym championem!

Rosjanin ostro ruszył na naszego rodaka, ale „Główka” skontrował go lewym sierpowym, studząc nieco zapały.  Polak przyjął w pierwszej rundzie długi prawy, odpowiedział jednak znów lewym sierpem, a krótkim prawym wstrząsnął rywalem. Niestety ułamek sekundy po komendzie stop, dlatego nie miał okazji ponowić akcji. W drugiej rundzie Własow wydłużył dystans, operując ciosami prostymi. Krzysiek natomiast polował ciosami na korpus.

Trzecie starcie wyglądało źle, ale na kilkanaście sekund przed końcem krótki prawy Krzyśka w połączeniu ze złym ustawieniem nóg rywala dał Polakowi dodatkowy punkt za nokdaun. Własow nie był ani trochę ranny, ale sędzia liczył. Bo miał prawo… Fajna i wyrównana była czwarta runda. Po tym co wcześniej pokazali Briedis i Gevor, teraz kibice oglądali boks na naprawdę wysokim poziomie. Piąta runda dla Własowa. Co prawda odczuwał wyraźnie haki na korpus, ale wydłużał i ponawiał swoje akcje. Nawet jeśli dwa pierwsze ciosy pruły powietrze, to trzeci dochodził celu. – Poczekaj na niego, on sam do ciebie przyjdzie – mówił w narożniku trener Fiodor Łapin. Ale podobnie wyglądały kolejne trzy minuty, przy czym „Główka” coraz częściej szukał korpusu przeciwnika.

Siódma i ósma runda były wyrównane, może nawet z lekkim wskazaniem na Własowa, jednak w dziewiątej haki po dole ewidentnie kruszyły Rosjanina. Jeśli tylko taki cios wchodził czysto, Maksim od razu się kleił i klinczował. Własow odżył po przerwie. Trafiał częściej, za to Krzysiek wyraźniej.

Kapitalna jedenasta runda. Obaj trafiali mocnymi ciosami. Po zderzeniu głowami pod lewym okiem Polaka pojawiło się głębokie rozcięcie. Z kolei na czole Własowa pojawiła się spora opuchlizna. Przed ostatnim starciem obaj dostali zasłużone brawa od kibiców. Ostatnie trzy minuty – jak cała walka. Widowiskowe, zażarte, prowadzone w wysokim tempie i… trudne do punktowania. Krzysiek kończył pojedynek zakrwawiony, na czole Maksima wyrosła piłeczka tenisowa. Jutro obaj będą cierpieć, ale póki co czekali w napięciu na werdykt. Sędziowie punktowali 118:110, 117:110 i 115:112 – wszyscy na korzyść Polaka! Brawo!

źródło: bokser.org

ZMARŁ MEDALISTA OLIMPIJSKI W BOKSIE HENRYK NIEDŹWIECKI

W miniony piątek (9 lutego 2018 r.) zmarł brązowy medalista olimpijski wagi piórkowej z Melbourne (1956), mistrz Polski wagi lekkopółśredniej (1956) i wicemistrz piórkowej (1953) oraz lekkopółśredniej (1954), złoty medalista Festiwalu Młodzieży i Studentów wagi lekkiej (1955) i srebrny medalista FMiS wagi piórkowej (1953), złoty medalista Spartakiady Armii Zaprzyjaźnionych wagi lekkiej (1958) oraz uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Helsinkach (1952) i Mistrzostw Europy (1955, lekka), Henryk Władysław Niedźwiecki.

Urodził się 6 kwietnia 1933 r. w Niedźwiadach i reprezentował barwy Brdy Bydgoszcz oraz CWKS Legia Warszawa (był zawodowym żołnierzem w randze podpułkownika WP). Kibice zapamiętali go jako boksera o nokautującym uderzeniu z lewej ręki. Był najmłodszym polskim pięściarzem podczas IO w Melbourne (miał 19 lat i 114 dni). Mimo kłopotów z aklimatyzacją i co gorsze z kontuzjowaną jeszcze w kraju ręką, zdobył brązowy medal olimpijski. Na amatorskich ringach stoczył 220 walk, z których 199 wygrał, 4 zremisował i 17 przegrał. Po zakończeniu kariery był trenerem boksu.

Cześć Jego pamięci!

ZMARŁ MISTRZ I WICEMISTRZ OLIMPIJSKI JÓZEF GRUDZIEŃ

grudzien

Z roku na rok topnieje zastęp słynnych bokserskich czempionów, którzy przed laty królowali na światowych ringach, rozsławiając Polskę podczas Igrzysk olimpijskich, Mistrzostw Świata i Europy. Dzisiaj w wieku 78 lat zmarł kolejny z wielkich wychowanków trenera Feliksa Stamma, mistrz olimpijski wagi lekkiej z Tokio (1964) i srebrny medalista olimpijski z Meksyku (1968), Józef Grudzień.

Józef Grudzień (ur. 1 kwietnia 1939 w Piasku Wielkim) boksował w barwach Pafawagu Wrocław i Legii Warszawa, zdobywając w latach 1965, 1967 i 1968 tytuły mistrza Polski. W 1965 r. został w Berlinie wicemistrzem Europy a w 1967 r. w Rzymie stanął na najwyższym podium Mistrzostw Starego Kontynentu. W swojej 13-letniej karierze ringowej stoczył 253 pojedynki z czego 216 wygrał, 10 zremisował i 27 przegrał.

Po zakończeniu kariery był trenerem boksu, konstruktor w  Biurze Głównego Technologa PZO w Warszawie, wiceprezesem PZB, działaczem PKOl. Był również laureatem prestiżowej Nagrody im. Aleksandra Rekszy (1991), odznaczony Krzyżami Kawalerskim i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1998).

Cześć Jego Pamięci!

90-LECIE KUJAWSKO-POMORSKIEGO OKRĘGOWEGO ZWIĄZKU BOKSERSKIEGO CZ. 4

gloves 01

Za nami pierwsza odsłona uroczystości związanych z jubileuszem 90-lecia Kujawsko-Pomorskiego Boksu. Wydarzeniem tym było wydanie książki pt. „Twarze Pomorsko-Kujawskiego Boksu” (autorzy: Kazimierz Kosiński, Sławomir Ciara). Impreza odbyła się w Bydgoszczy, na terenie obiektu sportowego Zawisza. Wśród zaproszonych gości obecny był zastępca dyrektora Wydziału Edukacji i Sportu UM w Bydgoszczy, Tomasz Wierzewski, wiceprezes CWZS Zawisza, Dariusz Bednarek i prezes KRD (opracowanie graficzne książki) Rajmund Karolak.

Sztafeta pokoleń
W kameralnej salce restauracji „Triumf” nie zabrakło tych, który rozsławiali i rozsławiają kujawsko-pomorski boks. Byli ci najstarsi pięściarze, sędziowie i szkoleniowcy: 86-letni Jan Zaskwara, 77-letni Czesław Kujawa, chojniczanin, dziś 70-letni Kazimierz Poteracki, mistrz Polski wagi ciężkiej Andrzej Kolasiński, czy reprezentant kraju, Jerzy Lewandowski – Od wielu już lat mieszkam w Krakowie i z przyjemnością przyjąłem zaproszenie – powiedział Jerzy Lewandowski.
ozb2
W progi restauracji zagościli też ci najmłodsi z 17-letnim wychowankiem Zawiszy, brązowym medalistą mistrzostw świata i wicemistrzem Europy juniorów, Erykiem Apresyanem, wielokrotnym mistrzem Polski, dziś 36-letnim byłym pięściarzem Wdy Świecie, Arturem Bojanowskim na czele. Nie zabrakło również tych, którzy jeszcze pracują na rzecz rodzimego boksu.
ozb6
- To miłe, że spotkaliśmy się w naszym gronie – stwierdził bydgoszczanin Andrzej Lewandowski, prezes BSB Astoria. Obok sternika „Asty” na obiekt Zawiszy między innymi przybyli: Krzysztof Kikowski (były pięściarz Zawiszy, wicemistrz Polski), Waldemar Szychowski (były pięściarz Ruchu Grudziądz, obecnie sędzia), Jan Zubik, Krzysztof Łajdyk (szkoleniowcy Astorii), Paweł Matuszewski (Zawisza, klubowy trener Eryka Apresyana), Mieczysław Mucha (Zawisza, obecnie trener UKS Boks Fordon), szkolący młodzież Ringu Wolnego, torunianin Czesław Dromowicz. Do grodu nad Brdą przyjechał także były pięściarz bydgoskiej Brdy, później Startu Włocławek, Pogoni Szczecin i Stali Gorzów, Jerzy Ziemlewicz.

- Nie spodziewałem się, że trafię jeszcze do Bydgoszczy i z dawnymi kolegami powspominamy o prozie ringowych potyczek – zaznaczył Ziemlewicz, który aktualnie mieszka w Strzelcach Krajeńskich i ciekawostką jest, iż na przełomie wieku, mając 39 lat został najmłodszym w Polsce prezesem Okręgowego Związku Bokserskiego.
ozb5
Książki z rąk Kuźmy
W czasie wręczania książek powrócono do wspomnień, do świetnych lat kujawsko-pomorskiego pięściarstwa. Goście publikację otrzymywali z rąk: mistrza Polski (1981 rok), bydgoskiego króla nokautu, Mirosława Kuźmy oraz wieloletniego trenera Ringu Wolnego Toruń, Czesława Dromowicza.

Monografia „Twarze Pomorsko-Kujawskiego Boksu” ostatecznie liczy 231 stron. Najważniejszym rozdziałem jest pięściarska scena. – Tu na początku znalazło się miejsce dla Feliksa Stamma, trenera – legendy, którego dawno już nie ma wśród nas. Jednak Pan Feliks w sportowym środowisku, zwłaszcza w pięściarskim pozostaje wiecznie żywy. To trener za którego polski  boks święcił największe triumfy z wieloma olimpijskimi medalami na czele – wyjaśnia autor książki Kazimierz Kosiński.
ozb3
Nie zapomniano o tych co odeszli między innymi o Jerzym Adamskim, Ryszardzie Redo, Romanie Szramkowskim, Janie Walczaku z Inowrocławia, grudziądzaninie Leszku Leissie, Alfredzie Palińskim z Chełmży. Znakomitych szkoleniowcach: Edwardzie Rinke, Stanisławie Grzesiu, Waldemarze Soszyńskim, Zygmuncie Zawadzkim. – Niestety, zabrakło wspomnienia o znanym międzynarodowym sędzi Zdzisławie Bańkowskim, który za życia jeszcze nie życzył sobie, by o nim pisać. A my autorzy publikacji szanujemy, dla mnie tę niezrozumiałą, decyzję – zakomunikował Kazimierz Kosiński. I natychmiast dodał: Zdajemy sobie sprawę, iż do wszystkich nie dotarliśmy. Ale powodów jest kilka. Jednym z nich jest brak zgody na umieszczenie na kartach tej książki własnej sylwetki. Szanujemy ich wybór.
ozb4
Wyróżnienia…
Kazimierz Kosiński i jeden ze sponsorów, torunianin Wiesław Nowak wręczyli przedstawicielowi UM w Bydgoszczy, Tomaszowi Wierzewskiemu oraz szefowi KRD, Rajmundowi Karolakowi upominki, ci natomiast zrewanżowali się wręczając nagrody autorom publikacji K. Kosińskiemu, S. Ciarze i M. Kuźmie. Medale otrzymali również członkowie klubu seniora boksu. W imprezie uczestniczyło ponad 70 osób.

Książka do nabycia
Osoby, które są zainteresowane kupnem książki mogą ją nabyć u prezesa P-K KSB, Kazimierza Kosińskiego (tel. 792-140-234) oraz wiceprezesa klubu seniorów boksu, Mirosława Kuźmy (tel. 609-375-295). Koszt 70 złotych.
ozb9
Kolejni mistrzowie
Jubileusz 90-lecia jest pewnym etapem refleksji, jednocześnie podsumowaniem wieloletniej działalności. Dlatego też od kilku już tygodni publikujemy sylwetki najbardziej znanych (mowa o żyjących) pięściarzy, trenerów i sędziów tego regionu.

W poprzednich częściach zamieściliśmy bokserskie kariery: Antoniego Jóźwiaka, Witolda Kaźmierczaka, Kazimierza Kosińskiego, Henryka Niedźwiedzkiego, Jerzego Planutisa i Jana Zaskwary. W dzisiejszej, czołowych pięściarzy lat 50. – Tadeusza Maciukiewicza, Aleksego Ordańskiego, i znanych działaczy drugiej połowy ub. stulecia: Czesława Kujawy i Jerzego Dończyka z Chojnic.
ozb1
Dynamit w rękawicach
Tadeusz Maciukiewicz, zawodnik i trener. Walczył w ringu w latach 50. i 60. ub. stulecia. Stoczył ponad 230 pojedynków, z których 195 wygrał. Waga średnia.
Karierę rozpoczął w 1953 roku w KS Start Brzeg nad Odrą (pierwszy trener: Bernard Linde). W 1956 roku trafił do bydgoskiej Astorii, która w ówczesnym czasie szturmowała bramy I ligi. – Słynął z dużej ambicji i dysponował piorunującym, silnym ciosem – stwierdził jego kolega z drużyny, zarazem bokserski sędzia Zdzisław Ruczyński.

Po sześciu latach Tadeusz Maciukiewicz zmienił klubowe barwy, zasilając lokalną Brdę (trener Alfred Paliński). Był powoływany na zgrupowania kadry narodowej, którymi kierował nieodżałowany legendarny Feliks Stamm. Natomiast w regionie Pomorza i Kujaw przez wiele lat był najlepszym pięściarzem wagi średniej. Największym jednak triumfem było zdobycie mistrzostwa Polski ZS „Start”. Bokserską karierę zakończył w 1967 roku.

Trzy kluby
Po zawieszeniu rękawic na przysłowiowym „kołku” były pięściarz wagi średniej ukończył przy AWF Wrocław kurs instruktorów boksu. I zaczął szkolić zawodników Zawiszy, później Goplanii Inowrocław. Po powrocie do Bydgoszczy nauczał podstaw boksu młodzież Brdy. Poza pięściarską pasją udzielał się w Towarzystwie Polsko-Nigeryjskim. Tadeusz Maciukiewicz aktualnie ma 81 lat i zamieszkuje w Bydgoszczy.

Rywal Węgrzyniaka
Aleksy Ordański; były pięściarz Stali Chełmno, CWKS Warszawa, bydgoskiego Zawiszy. Stoczył ponad 100 walk, z tego 28 przegrał i 2 zremisował. Uprawianie pięściarstwa rozpoczął w 1950 roku w Stali Chełmno pod okiem trenerów: Ignacego Resmera i Jana Tokarskiego. – W tym czasie barw Chełmna bronili: Tadeusz Zawadzki, Andrzej Rohnka, mistrz Polski juniorów Henryk Mądraszewski, czy reprezentant kraju  Zbigniew Lewandowski – wspomina Aleksy Ordański.
Po zdobyciu tytułu mistrza Polski ZS „Start” wcielony został do CWKS Warszawa (później Legia). Występował w rozgrywkach I ligi, spotkaniach międzynarodowych. Po zakończeniu wojskowej służby karierę kontynuował w Zawiszy (trener Witold Kaźmierczak). – Wówczas bydgoszczanie rywalizowali o wejście do pierwszej ligi – podkreśla z dumą. W narodowej kadrze prowadzonej przez Feliksa Stamma uczestniczył w zgrupowaniach i meczach międzypaństwowych. A jego rywalem o miejsce w reprezentacji był jeden z najlepszych, w tamtym okresie, pięściarzy Polski wagi ciężkiej Bogdan Węgrzyniak. Rywalizował również ze srebrnym medalistą mistrzostw Europy Tadeuszem Grzelakiem, jak też  4-krotnym mistrzem Polski kategorii ciężkiej Antonim Gościańskim. Po zakończeniu kariery (lata 60.) zajął się szkoleniem. Pracował w Astorii i Zawiszy. Obecnie emeryt, mieszka w Bydgoszczy.
kujawa
Wpadka w Gadńsku i pełne trybuny
Czesław Kujawa; urodzony w 1938. Bokserską działalnością zajmował się przez ponad półwieku (od drugiej połowy lat 50. ub. stulecia, aż do 2010 roku). Zaczynał w Zawiszy (lata 1957-60) pod okiem trenera Henryka Czajkowskiego. W 1961 roku zdobył uprawnienia instruktora boksu i pomagał w szkoleniu trenerom Edwardowi Rinke i Witoldowi Kaźmierczakowi. W 1967 roku przeniósł się do Astorii, a w 1969 rozpoczął działalność w Okręgowym Związku Bokserskim. Przez wiele lat był  przewodniczącym wydziału młodzieżowego i wiceprezesem.  Uzyskał też uprawnienia instruktora klasy I (Cetniewo, 1984 r.). Do 1995 roku pracował w Wojewódzkiej Federacji Sportu.

Największą jednak popularność Czesławowi Kujawie przyniosło sędziowanie walk. W 1980 roku uzyskał stopień arbitra klasy międzynarodowej EABA (Europejskiej). A miał wówczas, w pomorsko-kujawskim regionie, mocną konkurencję z olimpijczykami: Ryszardem Redo i Romanem Szramkowskim oraz innym sędzią EABA Kazimierzem Kosińskim na czele. – Przebić się było niezwykle trudno – wspomina tamten okres  Kujawa.

Ukoronowaniem dobrej oceny pięściarskich pojedynków było wyróżnienie bydgoszczanina w 1988 roku na najlepszego sędziego Polski. – Nie spodziewałem się takiego sukcesu. Było to w Kielcach na mistrzostwach Polski seniorów. Do pierwszego miejsca kandydatów było kilku, a przewodniczącym jury był znawca boksu  naczelny redaktor miesięcznika „Bokser”Lucjan Olszewski. Kiedy orzeknięto mnie zwycięzcą, sam nie wierzyłem w to co się stało – dodał. Potwierdzeniem znajomości sędziowskiego warsztatu pracy było ponowne wyróżnienie najlepszym arbitrem. Było to w czasie mistrzostw Polski juniorów, które odbyły się w 1992 roku na ringu w Toruniu. – W tym przypadku najlepszego sędziego wybierali szkoleniowcy i to jest dla mnie cenne. Bo trenerzy mają bardzo wyostrzone spojrzenie, zarazem w większości trafne zdanie na ten temat – zaznaczył Kujawa.

Wsparcie Zdzisława Bańkowskiego
Pracę arbitra rozpoczął od 1969 roku. W następnym został sędzią krajowym. – Tu nie ukrywam, że mieliśmy pomoc od nieodżałowanego, nieżyjącego już niestety, Zdzisława Bańkowskiego, który wspierał nas arbitrów. To On właśnie wypromował aż trzech międzynarodowych sędziów, pochodzących z Bydgoszczy: Ryszarda Redo, Kazimierza Kosińskiego i moją osobę – powiedział. Po nominacji na arbitra klasy EABA oceniał wiele międzynarodowych imprez, jak również meczy międzypaństwowych z udziałem narodowej reprezentacji. Prowadził w ringu i na punkty spotkanie (1990 rok) w Londynie, Anglia – Polska czy w 1984 roku w Gdańsku, Polska- RFN.

Bliżej Henryka Średnickiego
Ten ostatni właśnie najbardziej do dziś utkwił w pamięci bydgoskiego arbitra. Otóż w wadze muszej jedyny polski mistrz świata (niestety, zmarł niedawno) Henryk Średnicki zmierzył się z Niemcem Stefanem Gertelem. W tej potyczce Niemiec był nieco lepszym pięściarzem, tymczasem wypunktowano niejednogłośnie (2:1) zwycięstwo Polaka (?).

Po oficjalnym werdykcie gwizdów było co niemiara, a Czesław Kujawa na ustach całego sportowego środowiska. Skandal, sędziowska obłuda – skandowali kibice. W dodatku spotkanie transmitowane było przez Telewizję. Cieszyło się  ogromnym zainteresowaniem i oglądała cała Polska.

Po opadnięciu emocji, po wielu latach Czesław Kujawa tak oto tłumaczy to potknięcie –  Trudno było wypunktować. Starcia były wyrównane. Jednak w końcówce trzeciego Średnicki nieco osłabł, co natychmiastowo wykorzystał Niemiec. Tymczasem cała nasza sympatia była po stronie polskiego mistrza, któremu daliśmy wygraną. I kontynuuje: Teraz po wielu już latach przyznaję się do błędu, ale kto z nas nie zanotował wpadki. Widziałem znacznie większe…

Już w następnych międzynarodowych i krajowych meczach, i turniejach bydgoszczanin był czujny, i miał się na baczności.  Wielokrotnie należał do wybijających się arbitrów. Tak było w 1988 roku w mistrzostwach Polski seniorów, kiedy został triumfatorem wśród panów w bieli (tak potocznie nazywa się sędziów bokserskich). Oceniał walki (ring, punkty) medalistom olimpijskim, mistrzostw świata i Europy m.in. Janowi Szczepańskiemu, Wiesławowi Rudkowskiemu, Januszowi Gortatowi, Kazimierzowi Szczerbie, braciom Pawłowi i Grzegorzowi Skrzeczom, Kazimierzowi Adachowi, Andrzejowi Gołocie, Dariuszowi Michalczewskiemu. W sumie na amatorskim ringu przesędziował 6096 pojedynków (2927 w ringu, 3169 na punkty).
kujawa kuziemski
Po namowach Kuleja
Wraz z rozwojem w naszym kraju zawodowego boksu z początkiem lat 90. ub stulecia Czesław Kujawa zaistniał na profesjonalnym ringu. – Byłem u szczytu sędziowskiej kariery. Na jednym z turniejów spotkałem się z Jurkiem Kulejem (dwukrotnym mistrzem olimpijskim – przyp. SC), którego znałem wcześniej. I to On właśnie namówił mnie, abym spróbował sił w zawodowym boksie. Czesiu spróbuj swych sił, jesteś na fali. Przecież boks amatorski w Polsce chyli się ku upadkowi. To tylko kwestia czasu  – powiedział o kulisach rozmowy Czesław Kujawa. Nasz dwukrotny olimpijski czempion (Tokio 1964, Meksyk 1968) – jak sam kiedyś przyznał – był jednym z animatorów profesjonalnego polskiego pięściarstwa. By być do końca życia (zmarł w lipcu 2012 roku) wierny tej dziedzinie, komentując walki na antenie Polsatu Sport z Andrzejem Kostyrą.

Mógł osiągnąć więcej
Na profesjonalnym ringu bydgoszczanin prowadził pojedynki Przemysławowi Salecie, naszym mistrzyniom świata Iwonie Guzowskiej i Agnieszce Rylik. Łącznie – jako zawodowy arbiter -  oceniał w ringu i na punkty 110 walk (46 ring, 64 punkty). – Trochę żałuję z perspektywy czasu. Nie wyboru, lecz jako zawodowy sędzia mogłem osiągnąć nieco więcej, ale cóż nie wszystko można mieć w garści – podsumował Czesław Kujawa, którego po raz ostatni kibice w ringu widzieli w 2011 roku na bokserskim Show w Chojnicach (sędziował w ringu walkę ostatnich dla polskiego pięściarstwa brązowych medalistów – mistrzostw świata – Aleksego Kuziemskiego i igrzysk olimpijskich  Wojciecha Bartnika). Po zaprzestaniu sędziowania zaangażował się w działalność  Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu (przez wiele lat był wiceprezesem). Był również jednym z inicjatorów powstania w podbydgoskim Fordonie ulicy imienia Feliksa Stamma. Do dzisiaj mieszka w Bydgoszczy i jest na emeryturze.

Był popularny i miał charyzmę
Jerzy Dończyk; wieloletni prezes i trener Chojniczanki Chojnice. Jedna z bardziej znanych postaci w tamtejszym sporcie. Urodzony w 22. 01.1939 roku i jest dokładnie o rok młodszy od wspomnianego bydgoskiego sędziego Czesława Kujawy (ur. 22.01.1938 r). Dziś 77-letni Pan był w przeszłości (lata 1954-69) pięściarzem, broniąc w ringowych potyczkach honoru barw Chojniczanki i bydgoskiego Zawiszy. Ogółem stoczył 175 pojedynków.

W 1971 roku w Chojnicach zajął się szkoleniem pięściarzy, a jednym z podopiecznych Jerzego Dończyka był nieżyjący już niestety, Tadeusz Kiedrowski (pięściarz wagi muszej, w czasie czynnej służby wojskowej reprezentował stołeczną Legię z mistrzem olimpijskim i mistrzem Europy Janem Szczepańskim i dwukrotnym brązowym medalistą olimpijskim Januszem Gortatem na czele). – Tadeusz poszedł w moje ślady. Był później liczącym się trenerem i nauczycielem wychowania fizycznego w jednej z chojnickich szkół – podkreślił Dończyk.

Oprócz pracy trenerskiej Jerzy Dończyk sprawował również funkcję prezesa sekcji bokserskiej. – Wielu pięściarzy z Chojnic zasiliło zamożniejsze kluby. W tej sytuacji nas było jedynie stać na występy w lidze wojewódzkiej – powiedział.

Chojnice gościły Stamma
W 1975 roku Chojnice gościło pięściarską młodzież podczas międzynarodowego turnieju o puchary Gazety Pomorskiej. Walki oglądał twórca polskiego boksu, legendarny Feliks Stamm. Ten zaś w jednym z wywiadów dla lokalnej prasy bardzo pochwalił chojnickich kibiców, którzy należą do  najbardziej obiektywnych i świetnie znających się na pięściarskich walkach. – Mam ogromną satysfakcję, iż pochodzę z tego miasta. W tych latach byłem szkoleniowcem w Chojnicach, a na każdym meczu czy seniorów, czy juniorów trybuny ówczesnego Centrum Sportowego przy ulicy Kościerskiej zawsze były pełne – podkreślił Jerzy Dończyk, który często pojawia się na bokserskich imprezach organizowanych przez chojnickich działaczy.

W następnym odcinku…
… przedstawimy pięściarskie kariery – mistrza Polski, jednego z najtrudniejszych rywali dwukrotnego olimpijskiego czempiona Jerzego Kuleja, później trenera bydgoskiego Zawiszy, Ryszarda Rybskiego oraz wicemistrza Polski seniorów z 1967 roku, następnie szkoleniowca bydgoskiej Brdy, Franciszka Kujawy. 

Opracował: Sławomir Ciara

90-LECIE KUJAWSKO-POMORSKIEGO OKRĘGOWEGO ZWIĄZKU BOKSERSKIEGO CZ. 3

gloves 01

Autograf od mistrza
Kilkanaście dni temu w pubie PRL w Bydgoszczy odbyła się kolejna, już ostatnia promocja publikacji książki pt. „Twarze Pomorsko-Kujawskiego Boksu”. Wzięli w niej udział: Mirosław Kuźma (znany bydgoski pięściarz Zawiszy, mistrz Polski z 1981 roku), Krzysztof Chojnacki (prezes K-P OZB) i redaktor Sławomir Ciara (jeden z autorów książki).

- Świetnie się składa, że publikację chciałbym podarować mojej najbliższej osobie, która interesuje się właśnie pięściarstwem.  Również jestem fanem boksu, a i także bydgoskiego hokeja o którym w naszym mieście można tylko powspominać – zwierzył się nam jeden z uczestników spotkania, pamiętający doskonale czasy świetności Mirosława Kuźmy. Następnie bydgoski król nokautu złożył w publikacji swój autograf. – Dzięki Panie Mirosławie – powiedział fan boksu.
ozb_2
Gościć będą w Grudziądzu
Pół roku później, 15 października w Grudziądzu zaplanowano główne uroczystości jubileuszowe. Najpierw w hali miejscowego Startu (ul. Konarskiego 36) zostanie rozegrany mecz bokserski pomiędzy reprezentacjami Kujawsko-Pomorskiego OZB i szwedzkiego miasta Jonkoping.

- Spotkanie odbędzie się w godzinach przedpołudniowych, a po południu w hotelu Rad zaplanowano akademię – powiadamia Krzysztof Chojnacki. To właśnie tam wręczone zostaną działaczom, szkoleniowcom i zawodnikom odznaczenia państwowe, resortowe oraz nagrody, puchary i medale. – Progi grudziądzkiego hotelu Rad powinno przekroczyć około dwieście osób – liczy Chojnacki.

Złote czasy
Dla kibiców Grudziądz kojarzy się nie tylko ze sportem żużlowym, ale także i z boksem. Jest kolebką tego sportu. To w tym mieście w 1926 roku z inicjatywy Henryka Sadłowskiego i Franciszka Koprowskiego powstał Pomorski Okręgowy Związek Bokserski. Pierwszym prezesem wybrano Kazimierza Andruta. Następnie siedzibę władz POZB przeniesiono do Torunia, a po kilku latach do Bydgoszczy.

- Po wielu latach z Bydgoszczy ponownie siedzibę związku przeniesiono do Grudziądza – zaznacza Kazimierz Kiczyński, były prezes K-P OZB, szefujący obecnie Startowi Grudziądz.

Jednak największe sukcesy pięściarze z Pomorza i Kujaw osiągali w czasach, kiedy bokserskim związkiem kierowali: dr Wacław Kocon i Zdzisław Bańkowski (lata 1954-88 rok). Wtenczas wicemistrzostwo olimpijskie (Rzym, 1960) wywalczył Jerzy Adamski (Astoria Bydgoszcz). Ten sam pięściarz zdobył złoty i brązowy medal mistrzostw Europy (Lucerna 1959, Moskwa 1963). Na igrzyskach olimpijskich w Rzymie na najniższym stopniu podium stanął Brunon Bendig (Zawisza). Tytuł wicemistrza Europy (Berlin, 1965) zdobył Hubert Skrzypczak (Zawisza). Brązowy medal ME (Lucerna, 1959) wywalczył Zygmunt Zawadzki (Zawisza). Do tej zdobyczy należałoby doliczyć brązowy medal ME (Mediolan, 1951) Alfreda Palińskiego (Legia Chełmża). – To naprawdę były spektakularne osiągnięcia. Dziś są tylko w sferze marzeń – uważa Kazimierz Kosiński, prezes Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu, międzynarodowy sędzia w latach 80. ub. stulecia, autor książki „Twarze Pomorsko-Kujawskiego Boksu”.

Pech Kuźmy
W następnym okresie nie było już takich sukcesów. Choć w ringowej rywalizacji dali o sobie znać juniorzy Zawiszy. Podopieczni trenera Zygmunta Zawadzkiego podbili Europę. Z tureckiego Izmiru (1976 rok) z mistrzostw Starego Kontynentu -  Krzysztof Kikowski (waga piórkowa), Krzysztof Kucharzewski (waga lekka) i Mirosław Pabianek (waga lekkopółśrednia) powrócili z brązowymi medalami. Potem nastał czas posuchy. Na kolejne międzynarodowe sukcesy trzeba było długo czekać. Najbliżej podium był Mirosław Kuźma (Zawisza), który w mistrzostwach świata seniorów (Monachium, 1982 rok) i mistrzostwach Europy juniorów (Dublin, 1978) dotarł do ćwierćfinału.

- Miał pecha. W Dublinie po spóźnieniu się na ważenie pięściarzy oddał walkowera Rumunowi Imbru, a w Monachium przegrał nieznacznie 2:3 na punkty z Irlandczykiem Tommem Correm – mówił Lucjan Borys, wiceprezes sekcji bokserskiej Zawiszy.

Dominacja pań
Mijały lata. Aż wreszcie nastąpił przełom. Po powołaniu do działalności kobiecego pięściarstwa Jagoda Karge (Wda Świecie) i Kinga Siwa (Pomorzanin Toruń) w 2006 roku uplasowały się na najniższym stopniu podium seniorskich mistrzostw Europy, a kilka miesięcy później wychowanka trenera Leszka Piotrowskiego

- Jagoda Karge wynik ten powtórzyła w mistrzostwach świata w Delhi. Ponadto, międzynarodowy sukces odniosła pięściarka toruńskiego Pomorzanina Aneta Rygielska, która w mistrzostwach świata juniorek (Albena, 2013) w pięknym stylu zdobyła złoty medal. – Obecnie płeć piękna rehabilituje się za porażki panów i broni honoru rodzimego boksu – zauważa Krzysztof Chojnacki, który niedawno jeszcze pracował w zarządzie PZB w komisji kobiecego pięściarstwa. – Jednak co nas niepokoi? Od 39 lat nie było w najważniejszych imprezach światowych i europejskich medalu wśród juniorów – dodaje.

Tymczasem niedawno do dobrych tradycji pomorsko-kujawskiego boksu nawiązał niespodziewanie junior Zawiszy Eryk Apresyan. Bydgoszczanin powrócił z dwoma medalami. Z mistrzostw świata – brązowym i z mistrzostw Europy ze srebrnym.

- Te „krążki” wywalczył jako jedyny dla barw biało-czerwonych i potwierdził w tej kategorii wiekowej reprezentacyjną przynależność – powiedział klubowy trener Paweł Matuszewski.
ozb_3
Łyk historii boksu
Już od kilku tygodni prezentujemy na naszych łamach pięściarskie kariery najbardziej utytułowanych i znanych pięściarzy, sędziów i trenerów. W poprzednich odcinkach pisaliśmy o Antonim Jóźwiaku, Witoldzie Kaźmierczaku, Kazimierzu Kosińskim i Henryku Niedźwiedzkim. W tym uwagę poświęcimy bydgoszczanom: złotemu medaliście mistrzostw Polski seniorów Jerzemu Planutisowi i jednemu z najlepszych pięściarzy regionu wagi piórkowej Janowi Zaskwarze.

Bolesne ciosy na wątrobę
Jerzy Planutis, dziś 84-letni Pan, emerytowany kolejarz (pracował w ZNTK) największy sukces odniósł w 1955 roku. Wywalczył pierwszy, w powojennych czasach dla Bydgoszczy, złoty medal mistrzostw Polski seniorów. W finale pokonał Edmunda Dampca (CWKS Warszawa).

- W tym czasie miałem niewiele, zaledwie dwadzieścia stoczonych pojedynków – podkreśla.

Czasy, kiedy w ringu występował Jerzy Planutis były świetne dla polskiego boksu. W 1953 roku zespół prowadzony przez legendarny duet trenerski: Feliks Stamm i Paweł Szydło zdobywał najwyższe laury. Wystarczy przypomnieć wspaniałe mistrzostwa Europy w Warszawie. Pięć złotych medali: Henryka Kukiera, Zenona Stefaniuka, Józefa Kruży, Leszka Drogosza, Zygmunta Chychły, dwa srebra: Tadeusza Grzelaka, Bogdana Węgrzyniaka, dwa brązowe: Aleksego Antkiewicza, Zbigniewa Pietrzykowskiego są tego przykładem.

Z tym ostatnim pięściarzem (4-razy był mistrzem Europy) o miejsce w kadrze narodowej rywalizował Jerzy Planutis.

- Pietrzykowski miał niesłychane silny cios, boksował z odwrotnej pozycji, a w półfinale mistrzostw Polski w 1957 roku trafił mnie na wątrobę i zszedłem pokonany z ringu – wspomina pojedynek ze Zbigniewem Pietrzykowskim bydgoski pięściarz wagi średniej.
Dodajmy, że Zbigniew Pietrzykowski był jeszcze trzykrotnym medalistą olimpijskim (srebro, 2-razy brąz), a w historii polskiego boksu – obok Jerzego Kuleja i Leszka Drogosza – zapisał się do najwybitniejszych postaci.

Inne spojrzenie
Kolejnym rozdziałem w karierze Planutisa były walki ze Zbigniewem Piórkowskim.

- Walczyłem z nim dwa razy. Wygrałem i zremisowałem – stwierdził. I dodał: Był to pięściarz o silnej posturze, posiadał nokautujący cios i od pierwszego gongu parł do przodu.
W ligowym meczu z Gwardią Łódź zawodnik Brdy pokonał Piórkowskiego, a na ringu przeciwnika wywalczył remis. – Dziś na boks patrzę zupełnie inaczej i chyba teraz bym nie spróbował sił na ringu. Teraźniejszy boks już nie jest szermierką na pięści, ale stał się bijatyką. Popatrzymy choćby na zawodowe walki – komentuje obecne wydarzenia.

Posłuchał rady Stamma
Nasz bohater trafił do pięściarstwa zupełnie przypadkowo.

- Mieszkałem w Złotowie. Pierwotnie nie byłem zainteresowany tym sportem, ale po założeniu rękawic i wygraniu sparingu przez nokaut ta dyscyplina sportu mnie mocno pociągnęła – mówi o latach swojej młodości Jerzy Planutis.

Następnie zwyciężał (wszystko przed czasem) w barwach A-klasowej Sparty Złotów, aż wreszcie w 1953 roku powołany został na obóz kadry PZB do Zakopanego. – Tu po raz pierwszy miałem przyjemność poznać trenera Stamma – wyznaje.

Podczas zgrupowania Stamm namówił Jerzego Planutisa do przejścia w szranki bydgoskiego Kolejarza (później Brdy). Legendarny trener przecież zaraz w powojennych latach mieszkał w grodzie nad Brdą i doskonale znał się z innym znakomitym szkoleniowcem Edwardem Rinke.

- Tam z takim nauczycielem dużo osiągniesz – powiedział przekonująco Feliks Stamm.

Młody Planutis posłuchał rady Stamma i dzięki ogromnej operatywności działacza Jana Zakrzewskiego bydgoscy kolejarze zaczęli budować niezły skład. W barwach tego klubu występowali reprezentanci Polski: Jerzy Adamski i Jan Walczak.

Lepsi od Zawiszy
Jerzy Planutis przez wiele lat był również szkoleniowcem. Po zakończeniu ringowej kariery pracował w Brdzie, następnie w Astorii. – Rywalizowaliśmy o wejście do II ligi. Finansowo wspierał nas właściciel piekarni Edward Bigoński. Jednak, aby ubiegać się o drugą ligę te środki były niewystarczające –  zaznacza.

W latach 1979-83 ponownie trafił do Brdy. Kolejarze wtenczas walczyli w lidze międzywojewódzkiej, a największym sukcesem tego klubu były zwycięstwa i remis z rezerwami Zawiszy 14:6, 12:8, 10:10. W drużynie rezerw Zawiszy występowali czołowi drugoligowi pięściarze: Stanisław Barański, Adam Ratke, Leszek Lewandowski, Bogdan Susik.

- Nikt nie myślał, że będziemy dla nich równorzędnym partnerem – podkreślił z dumą Jerzy Planutis. W 1983 roku zakończył przygodę z boksem i przeszedł na emeryturę.

Jerzy Planutis, lat: 84, wychowanek Sparty Złotów. Stoczył 204 walki (14 porażek). Trener klasy I: 1963 r. – Brda, 1968-78 r. – Astoria, 1978-83 r. – Brda. Prywatnie: żonaty-żona Teresa, synowie: Krzysztof (biznesmen) i Grzegorz (dr n. medycznych, neurochirurg).
ozb_1
Moim zdaniem. Wskazówki dla młodszych
Jerzy Planutis w barwach Brdy (lata 1978-82) był moim trenerem i uważam go za jednego z najlepszych fachowców drugiej połowy dwudziestego wieku. Kiedy sekundował w narożniku nie mówił za wiele. Zawsze były to konkretne, cenne, precyzyjne uwagi, a co najważniejsze, że trafne. Kierował się rozsądkiem nie tylko w treningowej sali, ale także i w życiu codziennym. Te cechy są drogowskazem i wskaźnikiem dla młodszej generacji nauczycieli boksu.
Sławomir Ciara

Miał ciekawe propozycje
Jan Zaskwara, pięściarz przełomu lat 40. i 50. Karierę w ringu rozpoczął od 16 roku życia.

- Kiedy byłem na Festiwalu Młodzieży w Warszawie, gdzie odbył się mecz pomiędzy miejscową drużyną, a reprezentacją Pomorza tak mi się spodobały walki, że od razu połknąłem bokserskiego bakcyla – powiedział.

Nie minęło długo i młody Jan zaczął treningi w sali bydgoskiej Gwardii. W barwach tego klubu stoczył 25 walk. Kolejnym etapem była Gwardia Bielsko-Biała. Zdobył tam – dwukrotnie – zespołowe mistrzostwo Śląska, a także awans do II ligi. Jego koronnymi wagami były: kogucia i piórkowa. – Miałem wiele ciekawych propozycji do innych klubów, powróciłem jednak do Bydgoszczy – zwierzył się. Zasilił II-ligową Brdę. A ogółem stoczył ponad 150 pojedynków, z których 25 przegrał i 4 zremisował. – Byłem jednym z czołowych pięściarzy Pomorza i Kujaw – kiedyś pochwalił się na spotkaniu Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu (był jednym z założycieli).

Równie dobrze Jan Zaskwara radził sobie w roli szkoleniowca. Najpierw w 1956 roku pod kierunkiem Witolda Majchrzyckiego ukończył kurs instruktorów boksu i zajął się treningami, w miejscowej Brdzie, młodego narybku. Następnie w Jerzym Planutisem prowadzili zajęcia z seniorską drużyną KKS Brda.

W latach 1968-70 ukończył Studium Trenerskie i podjął pracę u rywala zza miedzy – w Astorii. Zajmował się szkoleniem juniorów. Wychował wielu reprezentantów okręgu, medalistów mistrzostw Polski, którzy brali udział w prestiżowych rozgrywkach o Puchar GKKFiT (później GKKFiS).

- Byliśmy jednym z najlepszych zespołów Polski. Był okres, że nie schodziliśmy z podium – podsumowuje Jan Zaskwara. Obecnie na emeryturze i cieszy się zdrowiem. – Bo ono jest najważniejsze – kończy.

W następnym odcinku
Tym razem poznamy bokserskie kariery reprezentantów Polski, czołowych pięściarzy Pomorza z lat 50. ub. stulecia Tadeusza Maciukiewicza, Aleksego Ordańskiego, pierwszego polskiego zawodowego arbitra Czesława Kujawy i znanego szkoleniowca z Chojnic Jerzego Dończyka.
 
Opracował: Sławomir Ciara

90-LECIE KUJAWSKO-POMORSKIEGO OKRĘGOWEGO ZWIĄZKU BOKSERSKIEGO CZ. 2

gloves 01

Bój ze Szwedami
Wracając do teraźniejszości i zbliżających się obchodów 90-lecia K-P OZB. W ramach jubileuszu, 15 października na ringu Startu w Grudziądzu odbędzie się mecz pomiędzy młodzieżowymi drużynami województw kujawsko-pomorskiego z ekipą szwedzkiego Jonkoping, prowadzoną przez byłego pięściarza pochodzącego właśnie z Grudziądza, Henryka Szymkowiaka.

- Po zakończeniu części sportowej planujemy uroczystości, gdzie wręczymy naszym działaczom i szkoleniowcom wyróżnienia, medale, upominki – zapewnia Kazimierz Kiczyński, prezes Startu Grudziądz, jeden z organizatorów jubileuszu. I dodaje: Ponadto, książka „Twarze Pomorsko-Kujawskiego Boksu” jest jednym z wydarzeń, zarazem promocją naszych uroczystości.

Przypomnijmy, że promocja publikacji już trwa (za pośrednictwem lokalnych mediów i portali internetowych: bokser.org i polskiboks.pl).

- W piątek, 15 kwietnia o godzinie 17.00 zaplanowaliśmy uroczystość wydania naszej monografii – zachęca Czytelników Kazimierz Kosiński, jeden z autorów. Dodajmy, że impreza odbędzie się w Bydgoszczy w na obiekcie Zawiszy (ul. Gdańska 163) w restauracji Olimpijska.

Łyk historii boksu
W książce zawarte są biografie ludzi związanych z pomorsko – kujawskim pięściarstwem. W  1 części zaprezentowaliśmy sylwetki najstarszych, żyjących jeszcze pięściarskich nestorów: Antoniego Jóźwiaka i Witolda Kaźmierczaka. W tym, nasz cykl poświęcamy Kazimierzowi Kosińskiemu i Henrykowi Niedźwiedzkiemu.

Radio i urlop
Kazimierz Kosiński (ur. w 1934 roku) jest najstarszym aktywnym pięściarskim działaczem na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. W 1994 roku był jednym z współzałożycieli Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu i  kieruje nim do dziś. – W pierwszych latach nasz klub liczył ponad stu członków z wicemistrzem olimpijskim Jerzym Adamskim, Leszkiem Leissem, Zygmuntem Zawadzkim, Janem Walczakiem na czele – wspomina tamten okres prezes Kazimierz Kosiński. Tymczasem Kazimierza Kosińskiego ci starsi kibice najbardziej pamiętają jako sędziego. I w tej profesji nasz bohater odnosił największe sukcesy.

Szybki refleks
Po zdaniu egzaminu na stopień międzynarodowego arbitra klasy EABA należał do tych, którzy w latach 80. ub. stulecia mieli największe wzięcie. Bardzo często oceniał walki – w ringu i na punkty – podczas imprez za granicą, jak i te prestiżowe w naszym kraju. Z czasów przeszłości najbardziej utkwił mu w pamięci Międzynarodowy Turniej im. Strandżaty w Bułgarii. – Była to silna impreza, w której rywalizowali najlepsi pięściarze globu – powraca z nostalgią. Sędziował też pojedynki w pierwszej lidze, gdzie o tytuł drużynowego, krajowego czempiona ubiegało się kilka zespołów: stołeczne kluby – Legia i Gwardia, Czarni Słupsk, GKS Jastrzębie, Zagłębie Konin, Igloopol Dębica.

Było to dla nas ogromne przeżycie, kiedy przyszło nam prowadzić walki o najwyższe trofea. Zwłaszcza sędziować w ringu, gdzie arbiter musiał w szybki, błyskawiczny wręcz sposób podejmować decyzję – wyjaśnił Kazimierz Kosiński. I natychmiast dodał: Za plecami ciążyła presja publiczności, a tej nigdy nie brakowało na ligowych spotkaniach. Szkoda, że obecnie nie ma ligowych rozgrywek. Tam, jako młody sędzia, zdobyłem najwięcej doświadczenia.

Działacz i pięściarz
Był również w zarządzie Okręgowego Związku Bokserskiego. Siedziba związku mieściła się w Bydgoszczy. Ówczesnymi władzami kierował Zdzisław Bańkowski (sędzia AIBA, członek zarządu PZB). Oprócz Kosińskiego i Bańkowskiego w skład zarządu BOZB wchodzili: międzynarodowi sędziowie – Roman Szramkowski (AIBA), Czesław Kujawa (EABA), a także Stanisław Mikołajczak, Zygmunt Rzyski, Edmund Dąbrowski, trener – koordynator Henryk Czajkowski oraz dr Kazimierz Olszewski i Bogdan Lackner.

- To były czasy. W regionie mieliśmy aż dziewięć seniorskich drużyn. W najwyższej lidze Zawiszę, o wejście do drugiej ligi rywalizowały: Start Włocławek, Pomorzanin Toruń i bydgoska Astoria. W lidze wojewódzkiej: Brda Bydgoszcz, FAM Chełmno, rezerwy Zawiszy, Ruch Grudziądz i Chojniczanka Chojnice (Chojnice należały do województwa bydgoskiego – przyp. SC) – mówi Kosiński.

Była też liga juniorów BOZB. W batalii wojewódzkiej startowało osiem zespołów, a zdecydowany prym wtenczas wiódł Zawisza. Pięściarze tego klubu zdobywali medale w mistrzostwach Europy (1976 rok, Izmir): Krzysztof Kikowski, Krzysztof Kucharzewski i Mirosław Pabianek (brązowe).

W meczach o Puchar GKKFiT reprezentacja woj. bydgoskiego nie schodziła z podium.

- Najbardziej zacięte boje nasi juniorzy toczyli z Warszawą, Katowicami, Wrocławiem i Gdańskiem – kontynuuje bydgoski sędzia.

niedzwiecki2Kazimierz Kosiński nie tylko był arbitrem ,ale również czynnym pięściarzem. Rozpoczynał karierę w 1949 roku. Już w pierwszym kroku zmierzył się z Henrykiem Niedźwiedzkim (późniejszym brązowym medalistą olimpijskim). – Tę potyczkę przegrałem na punkty – stwierdził. Pięściarstwo trenował w miejscowym Zjednoczeniu, dalej w II-ligowym Kolejarzu. W kategorii juniorów zdobył tytuł wicemistrza Pomorza wagi muszej. Walczył też – w okresie zasadniczej służby wojskowej – w  gdyńskiej Flocie. Tam w mistrzostwach marynarki wojennej zdobył złoto w wadze lekkiej. – Za ten wyczyn z rąk dowódcy otrzymałem radio i…. dziesięć dni urlopu – dopowiada o sukcesie z 1955 roku. Po służbie wojskowej powrócił do Bydgoszczy i zakończył karierę pięściarza. – Niezłą miałem w ringu pracę nóg i to mi pozostało w czasach, kiedy sędziowałem pojedynki. Przez to nazywano mnie sarenką – podsumowuje bokserską przygodę Kazimierz Kosiński.

Wynosili węgiel
Henryk Niedźwiedzki należy do jednych z najbardziej uzdolnionych pięściarzy pomorsko-kujawskiego regionu. Choć największe sukcesy odnosił w CWKS Warszawa (obecnie Legia), to jednak do stolicy trafił już jako w pełni ukształtowany i wyszkolony zawodnik.

- Te umiejętności osiągnąłem dzięki pierwszemu mojemu trenerowi Edwardowi Rinke – zwierzył się po latach.

Po wojnie mieszkał na bydgoskim Szwederowie. Zaczął jak większość jego rówieśników od piłki nożnej.

- Za uszycie białych koszulek i czarnych spodenek płaciliśmy krawcowej  węglem, który wynosiliśmy z piwnicy – wspomina Henryk Niedźwiedzki. Wreszcie przypadkowo trafił do bokserskiej sali Gwiazdy, ale tam nie znalazł swojego miejsca. Zdaniem instruktora, prowadzącego zajęcia, był za słaby fizycznie. – Idź podeżryj trochę i zjaw się za rok – ocenił przydatność Niedźwiedzkiego szkoleniowiec Gwiazdy.

Miał jednak przyjaciela Hilusia Rakowskiego, który za wszelką cenę namawiał Pana Henryka, aby dalej popróbować uprawiania boksu. Aż po namowach w końcu znaleźli się w salce Budowlanych, gdzie zajęcia prowadził Józef Amacher.

- Miał on ciekawy wygląd – opowiada Niedźwiedzki. – Fryzura czarna, tłusta od sporej warstwy brylantyny i słownictwo miał też swoiste. Każde zdanie zaczynało się od zwrotu apa, to znaczy Apa przynieś, Apa bij, Apa dość. Co to miało znaczyć wiedział tylko sam Józek Amacher, nazwany przez pięściarzy Apą.

I tak na jednym z treningów Amacher wręcz warknął – Do sparingu przygotuje się Apa Niedźwiedzki !

- Na początku Amacher pokazał mi kilka bokserskich ruchów i później zaczęliśmy sparować. Po kilku minutach pojedynku  swojego nauczyciela trafiłem w twarz i na jego wardze pojawiła się krew – ujawnia Niedźwiedzki.

Gonitwa i spotkanie
Ten moment doprowadził do szału Amachera, który gonił naszego bohatera po sali, a ten bronił się ucieczką, aż znalazł się nad brzegiem rzeki Brdy. Amacher odpuścił.  Nie minęło jednak długo i kilka dni później przypadkowo Pan Henryk spotkał szkoleniowca Budowlanych. Pod Niedźwiedzkim naraz ugięły się nogi i chciał ponownie uciekać. Amacher był jednak w dobrym humorze i z uśmiechem zawołał – Apa zaczekaj, Apa ty masz bums na wagę półciężką. Niedźwiedzki jednak nie wrócił do salki Budowlanych. Znalazł się w salce przy ulicy Jagiellońskiej, w salce Związkowca. Tam opieką otoczył go trener Edward Rinke.

Praca nad sobą
Pod kierunkiem tego wspaniałego szkoleniowca kariera Henryka Niedźwiedzkiego potoczyła się szybko, a zwycięstwa stały się codziennością. – Był to nieprzeciętny talent, który niesamowicie nad sobą pracował – powiedział Edward Rinke.

I tak oto zaczęła się bokserska droga Henryka Niedźwiedzkiego na szczyt. W 1950r roku już w barwach bydgoskiej Brdy zdobył mistrzostwo Pomorza, a w następnym roku zaboksował w meczu drugich reprezentacji Polski z Czechosłowacją, pokonując mistrza Europy Majdlocha. Natychmiast powołany został przez Feliksa Stamma do kadry olimpijskiej, która przygotowywała się do IO w Helsinkach. Tej życiowej szansy nie zmarnował. Wreszcie znalazł się na olimpijskim ringu. W stolicy Finlandii po wygraniu walki ze złotym medalistą Imperim Brytyjskiego Australijczykiem Rolandem Goverem, w drugiej potyczce wagi koguciej przegrał z faworyzowanym, późniejszym mistrzem Finem Hamalainenem.

- Do walki z Finem  byłem źle przygotowany psychicznie. Gdybym do ringu nie wszedł wystraszony to może wynik pojedynku byłby dla mnie korzystny – stwierdził.

niedzwiecki1Niesprawna ręka
Po przeniesieniu się do Warszawy zasilił miejscowy CWKS (później Legię). Wystarczyły cztery lata wyrzeczeń i ciężkich treningów, i z igrzysk olimpijskich z Melbroune powrócił z brązowym medalem. W wadze piórkowej najpierw wygrał z Leischningem (RPA), w ćwierćfinale z Falfaną (Argentyna) i półfinale – walcząc z kontuzją ręki – przegrał z Safronowem (ZSRR). – Urazu nabawiłem się w ćwierćfinale i w następnej potyczce zadawałem ciosy jedną ręką, druga była niestety, niesprawna – mówił Henryk Niedźwiedzki.

Poza brązowym medalem olimpijskim pięściarz CWKS zdobył w 1956 roku mistrzostwo Polski wagi piórkowej oraz 3-razy był wicemistrzem kraju (waga lekka i półśrednia). Był także, w 1953 roku, akademickim wicemistrzem świata.W kadrze narodowej występował 17- krotnie (16 walk wygrał). A zakończył karierę w 1960 roku z bilansem ringowych pojedynków – 220, z tego 199 wygrał. Został następnie trenerem stołecznej Legii, która pod kierunkiem Henryka Niedźwiedzkiego stawała na najwyższym stopniu podium pierwszoligowych rozgrywek. Wielokrotnie sekundował medalistom igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy. Obecnie jest na emeryturze i mieszka w Warszawie. Należy  do grona osób Pomorsko – Kujawskiego Klubu Seniora Boksu.

- Mile się przyjeżdża do Bydgoszczy, gdzie spędziłem najlepsze młodzieńcze lata. Fajno jest pogawędzić z niewielką już niestety, liczbą przyjaciół… – powiedział Henryk Niedźwiedzki.

W następnym odcinku poznamy bokserską karierę pierwszego mistrza Polski seniorów dla Bydgoszczy, Jerzego Planutisa oraz znanego pięściarza Brdy i szkoleniowca Astorii, Jana Zaskwary.

Opracował: Sławomir Ciara

ANDRZEJ KOSTYRA: KTO USUNIE W CIEŃ BARTNIKA?

bartnik_2015

Robię się chyba sentymentalny, bo zacząłem wspominać piękne czasy polskiego boksu i mój olimpijski debiut jako dziennikarza. To były Igrzyska w Barcelonie w 1992 roku, ostatnie „normalne”, kiedy jeszcze można było spacerować po mieście, poruszać się metrem i nie obawiać się zamachów.

Pojechałem na nie jako reporter TVP i katowickiego Sportu. Turniej bokserski komentował wtedy najlepszy w Polsce znawca amatorskiego pięściarstwa, encyklopedia tego sportu red. Lucjan Olszewski. Ja byłem od wywiadów, między innymi udało mi się pogadać z Michaelem Jordanem i George`em Foremanem. Wspaniałe wspomnienia, ale z czasem się zacierają. Pozostają tylko te z Wojtkiem Bartnikiem w roli głównej.

Jeszcze kilkanaście dni przed Igrzyskami Olimpijskimi Bartnik nie był nawet powołany na zgrupowanie do Włoch na którym Wiesław Małyszko i Robert Buda podobno rozbijali rywali, a Darek Snarski też był w „gazie”. Wojtek w tym czasie trenował spokojnie w kraju z Leszkiem Strasburgerem, mając za sparingpartnerów kickboksera Przemka Saletę i jakiegoś zawodnika z taekwondo. I nagle okazało się, że jedzie na Igrzyska jako pierwszy rezerwowy w półciężkiej, chociaż rok wcześniej nie startował ani na Mistrzostwach Europy w Goeteborgu (powołano Cezarego Banasiaka), ani na Mistrzostwach Świata w Sydney.

Co było dalej pozostaje do dzisiaj legendą. Wygrane 6:3 z Alexem Gonzalezem z Puerto Rico i 14:3 z Algierczykiem Mohamedem Bengusemią, sensacyjne zwycięstwo 9:7 nad Kubańczykiem Angelem Espinozą i absolutnie niezasłużona przegrana 6:8 w półfinale z Niemcem Torstenem Mayem (w czym wielki wkład miał hiszpański sędzia o nazwisku Valle, który robił wszystko, żeby Polak nie wygrał). Był brązowy medal Wojtka, chociaż powinien być złoty (gdyby Valle nie zrobił przewału). Jestem na 99,9 procent pewny, że w finale Bartnik pokonałby Rostisława Zaulicznego.

Tym olimpijskim brązem Wojciecha Bartnika żyje polski boks prawie ćwierć wieku. Marzy mi się, że w Rio Tomek Jabłoński stanie na podium dla medalistów i usunie Bartnika w cień (Wojtek nie ma nic przeciwko temu). A może zrobi to Igor Jakubowski (Michał Olaś?), Mateusz Tryc (Arkadiusz Szwedowicz?) czy Dawid Jagodziński, Dawid Michelus, a może Mateusz Polski?

Czytelnikom PolskiegoBoksu.pl życzę w Nowym Roku dużo szczęścia w życiu prywatnym i radości… z polskiego medalu w boksie na IO w Rio de Janeiro.

Andrzej Kostyra

ZAPRASZAMY DO POZNANIA NA IV MISTRZOSTWA POLSKI MŁODZIKÓW IM. PAWŁA SZYDŁY

szydlo15mini

W dniach od 27 do 29 listopada w Poznaniu odbędą się IV Oficjalne Mistrzostwa Polski Młodzików im. Pawła Szydły, na których gośćmi honorowymi będą prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak oraz zawodowy pięściarz Patryk Szymański.

W zawodach będą brali udział zawodnicy urodzeni w 2001 roku i wyłonieni w eliminacjach strefowych (czas walki wynosił 3 rundy po 1,5 minuty), rywalizując w wagach z limitami: 38.5 kg, 40 kg, 41.5 kg, 43 kg, 44.5kg , 46 kg, 48 kg, 50 kg, 52 kg, 54 kg, 56 kg, 59 kg, 62 kg, 65 kg, 68 kg, 72 kg, 76 kg i +76 kg.

Turniej będzie odbywał się w Hali Sportowej przy Szkole Podstawowej nr 7 w Poznaniu przy ul. Galileusza 14.

OFICJALNY PROGRAM ZAWODÓW

27 LISTOPADA 2015 ROKU (piątek)
16:00 – Przyjazd ekip
20:00 – konferencja techniczna

28 LISTOPADA 2015 ROKU (sobota)
11:00 – I seria walk półfinałowych
16:00 – uroczyste otwarcie
16:30 – II seria walk półfinałowych

29 LISTOPADA 2015 ROKU (niedziela)
11:00  – Walki finałowe

szydlo15

TRZY ROSJANKI WYGRAŁY TURNIEJ W BORAS. BELYAKOVA SŁABSZA OD ALEXIUSSON

Za nami pierwszy w tym roku międzynarodowy turniej boksu olimpijskiego pań. W dniach od 9 do 11 stycznia w szwedzkim Boras po raz szósty w historii zawodniczki z kilku krajów europejskich oraz Kanady rywalizowały o Golden Girl Box Cup w kategorii seniorek oraz – nieco symbolicznie z uwagi na obsadę – w gronie młodzieży i juniorek. Seniorki boksowały w siedmiu kategoriach wagowych (od 51 kg do 75 kg), młodzież w trzech (od 54 do 60 kg), zaś juniorki w dwóch (48 kg i 52 kg).

W turnieju seniorek najwięcej złotych medali wywalczyły Rosjanki, spośród których trzy (Sayana Sagatayeva, Elena Saveleva i Tatiana Zrazhevskaya) stanęły na najwyższym stopniu podium. Gospodynie najlepsze były w dwóch najcięższych wagach (Malena Hede i Anna Laurell), zaś po jednym złotym medalu wywalczyły Finka Mira Potkonen (na zdjęciu; znakomity turniej w wykonaniu tej zawodniczki!) oraz Dunka Yvonne B. Rasmussen.

Największą niespodzianką zawodów było zwycięstwo młodziutkiej Szwedki Agnes Alexiusson (60 kg), która zadebiutowała w gronie seniorskim z ubiegłoroczną mistrzynią Europy wagi z limitem 64 kg, Rosjanką Anastasiyą Belyakovą. W półfinale swój start zakończyła także inna młoda Rosjanka, Yaroslava Yakushina (75 kg), ulegając Love Holgersson ze Szwecji. Co ciekawe zarówno Alexiusson, jak i Holgersson nie wygrały w Boras. W finale lepszymi od nich okazały się odpowiednio Potkonen i Laurell.

WYNIKI WALK FINAŁOWYCH SENIOREK

51 KG Sayana Sagatayeva (Rosja) – Juliana Soederstroem (Szwecja) 2-1
54 KG Elena Saveleva (Rosja) – Helena Envall (Szwecja) 3-0
57 KG Tatiana Zrazhevskaya (Rosja) – Malin Hermansson (Szwecja) 3-0
60 KG Mira Potkonen (Finlandia) – Agnes Alexiusson (Szwecja) 3-0
64 KG Yvonne B.Rasmussen (Dania) – Camilla Skov Jensen (Dania) 2-1
69 KG Malena Hede (Szwecja) – Linnea Molin (Szwecja) 2-1
75 KG Anna Laurell     (Szwecja) – Love Holgersson (Szwecja) 2-1

MMASHOP.PL: INNOWACYJNE BANDAŻE TRENINGOWE DLA PIĘŚCIARZY

Dotychczas zawodnicy uderzanych sportów walki ochraniali swoje kostki wkładając pod bandaż kawałki tkaniny. Niestety, technika ta oferuje niewielką ochronę narażonej na kontuzje dłoni. Na szczęście z pomocą przychodzi innowacyjny opatentowany Radius Wrap System, zaprojektowany tak, aby zmniejszyć siły oddziałujące na dłoń poprzez rozproszenie energii. Owijki Radius Wraps zapewniają bezprecedensowy poziom ochrony podczas każdego treningu oraz zawodów.

Dowiedz się więcej o Radius Wraps w sklepie >> MMAshop.pl >>

Wykonane z trwałej tkaniny (mieszanka bawełny i tkaniny syntetycznej) zapewnią najwyższy poziom komfortu. Wkładki Radius Rolls zostały wykonane z wysokiej jakości, antybakteryjnej pianki o zamkniętych komórkach, ich celem jest niwelowanie skutków dużych obciążeń na jakie narażane są dłonie podczas uderzania. Używanie owijek Radius Wraps sprawi, że będziesz mógł wkładać 100% siły i koncentracji w każde uderzenie nie martwiąc się o ryzyko kontuzji, szczególnie przed zbliżającą się walką.

RadiusWraps1
RadiusWraps2

Radius Wraps przeznaczone są zarówno dla amatorów jak i profesjonalistów ceniących sobie bezpieczeństwo podczas treningu i walki w klatce lub na ringu. Założenie Radius Wraps zajmuje tyle samo czasu co zwykłych owijek, więc wybór jest prosty!

BYLI ZAWODOWI MISTRZOWIE ŚWIATA GOŚĆMI NA 3. MEMORIALE IM. BRUNONA BENDIGA W GDYNI

bendig_2014

Coraz mniej czasu pozostało do 3. Memoriału im. Brunona Bendiga, który odbędzie się 6 grudnia w hali gdyńskiego GOSiRU przy ul. Olimpijskiej 5/9. Impreza składać się będzie z dwóch części – w pierwszej (od godz. 14.00) odbędą się walki zawodników polskich klubów, zaś w drugiej (od godz. 17.00) międzynarodowy mecz bokserski, w którym zmierzą się pięściarze gdyńskiego Bombardiera (wzmocnieni zawodnikami pomorskich klubów) z niemieckim PSV Wismar.

Honorowy patronat nad turniejem objęli Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek i Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk, zaś wśród gości honorowych zobaczymy m.in. dwóch byłych zawodowych mistrzów świata – Sebastian Zbik oraz Dariusz Michalczewski. Wstęp wolny!

ZESTAWY PAR POSZCZEGÓLNYCH WALK [na pierwszym miejscu goście]

42 kg: Arian Cakicaj – Mateusz Fergon
54 kg: Tamolan Imamusaew – Jakub Tomczak
60 kg: Howanes Ghukasyan – Jakub Walczuk
64 kg: Noori Ammadullah – Cezary Łagunionek
69 kg: Narek Makaryan – Hubert Benkowski
69 kg: Alex Iljan – Konrad Olszewsk
75 kg: Thor-Gunnar Bratek – Adrian Stepnowski
75 kg: Meriton Rexhepi – Jakub Gitlin
81 kg: Ammar Abduljabbar – Tomasz Domalewski
91 kg: Zlatko Strauch – Mariusz Wesserling

bendig_2014

SZPILKA PUNKTUJE W KRAKOWIE ADAMKA. ROZBICI PROKSA I CHUDECKI. NA TARCZY KOSTECKI I KACZOR

adamek_szpilka

W głównej walce wieczoru Polsat Boxing Night III w Krakowie młody wilk – Artur Szpilka (17-1, 12 KO), zaatakował starego wygę, byłego championa dwóch kategorii – Tomasza Adamka (49-4, 29 KO). Pierwsza runda typowo rozpoznawcza – „Góral” próbował zachodzić rywala i zagonić go do narożnika, ale „Szpila” stopował go prawym prostym. W drugiej uwidoczniła się nieznaczna przewaga zawodnika z Wieliczki, który trafił lewym krzyżowym, ale i potrafił prawym jabem trzymać przeciwnika z daleka. Tomek natomiast szukał miejsca po dole. Minutę przed końcem trzeciej odsłony Artur trafił bezpośrednim lewym, szybko poprawił akcja prawy-lewy i Tomek poleciał na liny. Odczuł to, ale w swoim zwyczaju szybko starał się odpowiedzieć. W czwartym starciu Adamek starał się wywierać mocny pressing, jednak w ciosach na górę odrobinę szybszy był młodszy rodak, dlatego podopieczny Rogera Bloodwortha konsekwentnie bił prawym na korpus. W piątym w końcu zaczęły dochodzić jego prawe również na głowę. Trafił kilka razy, lecz Artur przyjmował wszystko bez zmrużenia oka. Wyrównany przebieg miały kolejne trzy minuty, a obaj szachowali się trochę nawzajem swoimi przednimi rękoma. W siódmym starciu Artur znów wyłączył przeciwnika prawym prostym, przy okazji bijąc raz na jakiś czas mocnym lewym. Role odwróciły się w rundzie numer osiem. Już na początku szturm przeprowadził Tomek i w długiej serii kilka razy trafił. Szpilka chyba przeżywał kryzys, bo praktycznie do gongu boksował na wstecznym, choć trzeba mu przy tym oddać, że fajnie unikał bomby „Górala” rotacją i unikami. Złapał w przerwie drugi oddech i w dziewiątej rundzie znów toczył wyrównany bój z wielkim rywalem. O wszystkim miały więc zadecydować ostatnie trzy minuty. Najpierw dwa razy swoim lewym trafił Artur, w odpowiedzi lewym sierpem przymierzył Tomek, a gdy zabrzmiał gong, obaj podnieśli ręce w geście zwycięstwa. A sędziowie punktowali 94:96, 92:98 i 94:96 – wszyscy na korzyść Szpilki.

Zamiast zaciętej bitwy skończyło się na krótkiej egzekucji. W starciu dwóch niepokonanych pięściarzy Michał Syrowatka (11-0, 3 KO) znokautował błyskawicznie Michała Chudeckiego (10-1-1, 3 KO). Wydawałoby się w niegroźnej sytuacji w zwarciu Syrowatka zrobił mały krok w tył i huknął prawym sierpowym – wprost na szczękę rywala. Chudecki przewróciłby się, ale zawisł na linach. Zanim Grzegorz Molenda zdążył doskoczyć, podopieczny Andrzeja Gmitruka doskoczył i dobił zranioną ofiarę potwornym prawym hakiem. Bardzo ciężki nokaut i wyrównanie porachunków z czasów boksu olimpijskiego, gdy dwukrotnie przegrywał z „TNT”.

Zamiast świetnej i wyrównanej walki mieliśmy pokaz jednego aktora. Maciej Sulęcki (19-0, 4 KO) całkowicie zdominował Grzegorza Proksę (29-4, 21 KO) i wygrał przez nokaut! Pierwszą rundę świetnie rozpoczął popularny „Striczu”. Wciągnął byłego mistrza Europy dwukrotnie na kontrę bezpośrednim prawym, a raz na krótki lewy sierp. – Rozruszaj go – radził w przerwie Fiodor Łapin. Ale pomiędzy czwartą a szóstą minutą dalej przeważał podopieczny Andrzeja Gmitruka, ustawiając wszystko lewym prostym. Grzesiek trafił raz czysto, ale na tym etapie bezwzględnie przegrywał 18:20. Proksa dużo lepiej radził sobie na początku trzeciego starcia, kiedy trafił bezpośrednim lewym. Ale Sulęcki zrewanżował się mu potem bezpośrednim prawym, a wszystko zaakcentował świetną akcją prawy-lewy sierp. Maćkowi wychodziło wszystko, bo nawet w czwartej rundzie, w której prawdopodobnie nieznacznie lepszy był jego oponent, w ostatnich dziesięciu sekundach „Striczu” dwiema pięknymi akcjami znów przechylił chyba szalę na swoją korzyść. Tak samo widział to Przemek Saleta, który punktował w tym momencie 40:36 dla Maćka. Podrażniony Proksa ruszył niczym taran do ostrego ataku w szóstym starciu, lecz rozluźniony Sulęcki spokojnie kontrolował sytuację i punktował swoim lewym prostym. Na półmetku wątpliwości nie było, dlatego „Super G” atakował jeszcze zacieklej. Problem w tym, że do narożnika schodził po kolejnej przegranej rundzie, w dodatku z lekkim rozcięciem łuku brwiowego. – Nie ma stania. Od dołu do góry – zachęcał go i mobilizował Łapin. Ale to był dzień jednego człowieka. Koniec nastąpił w rundzie numer siedem. Sulęcki po prostu karcił każdy ruch Grześka bezpośrednim prawym krzyżowym. Wchodziło wszystko jak w masło. Proksa szedł coraz bardziej otwarty by odmienić losy jednym ciosem, ale nadział się na prawy sierp Sulęckiego. Klasyczny nokaut i niespodzianka – ale czy naprawdę aż taka?
undercardpbn3
Dawid Kostecki (39-2, 25 KO) wrócił dziś po długiej przerwie, ale spotkanie z Andrzejem Sołdrą (11-1-1, 5 KO) miało być dla niego tylko spacerkiem. Nie było! Zaczęło się sensacyjnie. Podopieczny Piotra Wilczewskiego trafił prawym krzyżowym i lewym sierpem. To jeszcze nic, bo po prawym sierpowym w okolice skroni „Cygan” zatańczył i ledwo co ustał na nogach. W narożniku Fiodor Łapin ostrzegał, ale początek drugiej rundy znów wyraźnie dla Sołdry. I nagle na sekundy przed przerwą Kostecki wystrzelił w akcji prawy na prawy i tym razem to Andrzej był liczony! Trzecia odsłona to prawdziwa wojna na wyniszczenie na środku ringu. Cios za cios, bomba za bombę, ale w ostatnich sekundach to prawy sierpowy Dawida zamroczył Andrzeja, czym zapewne zyskał przychylność sędziów. Czwarte starcie to całkowita dominacja Kosteckiego. No – prawie całkowita, bo po dwóch minutach i pięćdziesięciu sekundach lania porozbijany Sołdra nagle wystrzelił lewym sierpem na szczękę. Dawid ustał. Początek piątej rundy to znów przewaga Kosteckiego i gdy wydawało się, że egzekucja na Sołdrze to tylko kwestia czasu, ten fantastycznym zrywem zepchnął do głębokiej defensywy faworyzowanego przeciwnika. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Runda numer sześć to z kolei całkowita dominacja Sołdry. Wszyscy dookoła przecierali oczy ze zdziwienia! A Andrzej poczuł krew, polując na nokaut. Kolejne trzy minuty to rzeź. Obaj wyniszczeni, zmęczeni, rozkrwawieni, ale żaden nie ustępował. Ostatnią soczystą bombę wyprowadził Kostecki, jednak w przekroju tego odcinka znów lepszy był Sołdra. „Cygan” miał więc ostatnie starcie na odmienienie tej trudnej sytuacji. I nic się nie zmieniło – obustronne bombardowanie do ostatniej sekundy nagrodzone gromkimi brawami. Sędziowie punktowali 75:76, 75:77 i 75:77 – wszyscy na korzyść Sołdry!

W drugiej walce gali faworyzowany Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO) pokonał wyraźnie Michała Żeromińskiego (7-2, 1 KO). Pięściarz z Lublina rozpoczął potyczkę ciosami prostymi, wykorzystując lepsze warunki fizyczne, choć Michał wciągnął go w połowie pierwszej rundy na kontrę z prawej ręki po odchyleniu. Po wyrównanej pierwszej odsłonie, w drugiej przewagę zaczął zyskiwać Maciec, który zasypywał przeciwnika seriami złożonymi z kilku ciosów. Michał chciał uderzyć raz a dobrze, jednak „Gruby” konsekwentnie realizował swoje założenia taktyczne. Z daleka bił na górę, a gdy przechodził do półdystansu, szukał miejsca pod łokciami Żeromińskiego. W czwartym starciu Łukasz swoim nieustannym pressingiem po prostu złamał Michała. Z minuty na minutę dysproporcje między nimi były coraz bardziej widoczne. Oglądaliśmy ruch jednostronny, a jedyną niewiadomą wydawało się pytanie, czy Maciec zdoła dopisać do swojego rekordu szóstą „czasówkę”. W końcu na pół minuty przed końcem szóstej rundy po lewym haku w okolice wątroby Michał musiał przyklęknąć, choć Robert Gortat nie liczył, bo potraktował to jako zbyt niskie uderzenie. – On walczy już tylko o przetrwanie – krzyczała w narożniku swojemu koledze Karolina Michalczuk. I tak to trochę wyglądało. W połowie siódmej rundzie znów ta sama akcja. Tym razem Żeromiński nie był liczony, lecz widać było na jego twarzy grymas bólu. Krańcowo wyczerpany Michał pokazał charakter i dotrwał do ostatniego gongu. Sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem lepszego, punktując wygraną Maćca 79:73 i dwukrotnie 80:72.

W pierwszej walce Polsat Boxing Night Piotr Gudel (2-1, 0 KO) pokonał Rafała Kaczora (2-1, 0 KO), wyrównując porachunki z zeszłego roku. Żądny rewanżu Gudel już pod koniec pierwszej minuty trafił mocnym sierpem, doskoczył do zranionej ofiary zasypał ją serią bomb. Sędzia liczył wałbrzyszanina do ośmiu i choć ten zdołał wyjść z opresji, to krwawił z prawego łuku brwiowego. W drugiej odsłonie Kaczor wrócił do gry, a w końcówce nawet zyskał lekką przewagę. Podobnie było w trzecim starciu, choć obaj zawodnicy poszli już na otwartą bitkę i nokaut bądź przynajmniej nokdaun mógł nadejść w każdym momencie. Rafał zagapił się na początku czwartej rundy, gdy Piotrek w zwarciu zrobił krok w tył i huknął lewym sierpem na szczękę. Rywal znów w odpowiedzi zaakcentował końcówkę. Kolejne sześć minut to typowa wojna na przełamanie. Mocniej bił Piotrek, natomiast Rafał zachował jakby więcej sił o pozostawał aktywniejszy. Trzydzieści sekund przed końcem Kaczor trafił soczystym lewym sierpem na brodę, ale wygranej nie mógł być pewien. Sędziowie punktowali niejednogłośnie 57:56, 55:58 i 58:56 – na korzyść Gudela, któremu udał się rewanż.

źródło: bokser.org

24. MME: RINGOWY BANDYTA, KTÓRY POBIŁ MACIEJA DZIURGOTA DOŻYWOTNIO ZDYSKWALIFIKOWANY

gloves 01

Negatywny bohater 24. Młodzieżowych Mistrzostw Europy w Zagrzebiu, 18-letni Chorwat Vido Loncar, który w poniedziałek pobił w ringu polskiego arbitra Macieja Dziurgota został wczoraj ukarany przez swoją macierzystą federację dożywotnią dyskwalifikacją. Loncar kilka godzin po incydencie został zatrzymany przez policję, która przeprowadza czynności dochodzeniowe.

- To najgorsze, co mogło się nam zdarzyć, to wielki wstyd dla Zagrzebia i całej Chorwacji. Zniszczony został wizerunek chorwackiego boksu i cała nasza ciężka praca organizacyjna – napisał w specjalnym oświadczeniu Sekretarz Generalny Federacji Chorwackiego Boksu Olimpijskiego, Marko Marovic, przepraszając AIBA, EUBC i MKOl za bandyckie zachowanie reprezentanta swojego kraju.

Oprócz Loncara kara spotka także dwóch trenerów, którzy znajdowali się w narożniku Chorwata podczas poniedziałkowej walki z Litwinem Algirdasem Baniulisem. Do czasu zakończenia dochodzenia prowadzonego przez policję i federację będą oni zawieszeni w swoich prawach i obowiązkach.

W KIELCACH BEZ KATIE TAYLOR ALE Z SOFIĄ OCHIGAVĄ I ELENĄ SAVELEVĄ

Mimo wcześniejszych zapowiedzi nie dojedzie do Kielc najbardziej utytułowana zawodniczka w historii boksu olimpijskiego kobiet, Katie Taylor (60 kg), która miała być największą gwiazdą 2. Memoriału im. Leszka Drogosza. W związku tym największe zainteresowanie mediów – poza polska ekipą – skierowane będzie w kierunku dwóch znakomitych Rosjanek, Eleny Savelevej (51 kg) i Sofii Ochigavy (60 kg – na zdjęciu), które dwa lata temu reprezentowały swój kraj podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

Przypominamy, że Saveleva ma w swoim dorobku złoty (Bridgeport, 2010), srebrny (Ningbo, 2008) i brązowy (Qinhuangdao, 2012) medale Mistrzostw Świata, a w 2011 roku wywalczyła w Rotterdamie tytuł mistrzyni Europy. Aktualnie Elena, która miała po Igrzyskach dłuższą przerwę w uprawianiu boksu, walczy o pozycję nr 1 w kadrze Wiktora Lisicyna z Sayaną Sagatayevą. Wróciła na ring po urlopie macierzyńskim w styczniu br. i zdołała zakwalifikować się do reprezentacji (w wadze koguciej – 54 kg) na Mistrzostwa Europy w Bukareszcie, gdzie zdobyła brązowy medal. Jako ciekawostkę dodajmy,że to właśnie od pokonania Rosjanki w Usti nad Łabą (2011) rozpoczęła się międzynarodowa kariera Sandry Drabik, którą również zobaczymy na kieleckim ringu. Polka ma szansę poprawić remisowy (1-1) – jak dotąd – bilans walk z Eleną. Najlepiej w finale Memoriału „Czarodzieja Ringu”…

Równie długa przerwę w startach miała Ochigava, która długo nie mogła dojść do siebie po – jej zdaniem niesłusznej – przegranej walce w finale olimpiijskim z Katie Taylor. Dwukrotna mistrzyni świata (Podolsk, 2005 i New Delhi, 2006) oraz trzykrotna złota medalistka Mistrzostw Europy (Tonsberg, 2005; Vejle, 2007 i Nikolayev, 2009) wróciła do międzynarodowej rywalizacji podczas tegorocznych Mistrzostw Europy w Bukareszcie, gdzie – naszym zdaniem – została pokrzywdzona w półfinałowej walce z Francuzką Estelle Mossely, która również przymierzała się do startu w Kielcach.

Trzecią zawodniczką z Rosji podczas Memoriału im. Leszka Drogosza będzie Ekaterina Nadolinskaya (75 kg), która dopiero walczy o miejsce w kadrze narodowej. W ub. roku rywalizowała bez szczęścia podczas mistrzostw swojego kraju, przegrywając przed czasem w 3. starciu w ćwierćfinale z Inną Sagaidakovskayą.

Stawkę uczestniczek zawodów uzupełnią także: najlepsza zawodniczka zakończonych w miniony weekend Międzynarodowych Mistrzostw Śląska, Anna Alimardanova (Azerbejdżan, 51 kg) oraz jej rodaczka Yana Alexeevna (60 kg), młode mistrzynie Węgier – Lily Vary (51 kg), Sara Benke (60 kg) i Petra Szatmari (75 kg), brązowa medalistka mistrzostw Ukrainy Tatyana Krinitska (51 kg) oraz Ormianka Ashken Hovhannisyan (60 kg).

Polskę reprezentować będą trzy podopieczne trenera Pawła Pasiaka – wspomniana Sandra Drabik (51 kg), Sandra Kruk i Kinga Siwa (obie 60 kg). Niestety zabraknie anonsowanej wcześniej wicemistrzyni Europy z Bukaresztu, Eweliny Wicherskiej.

5. MME: RADOSNE CHWILE W ASYŻU. TRZY ZŁOTA DLA POLEK!

assisi kadra

Wielkim sukcesem młodzieżowej reprezentacji Polski zakończyły się Mistrzostwa Europy w Asyżu. W turnieju wystąpiło 14 zawodniczek wyselekcjonowanych przez trenera Tomasza Różańskiego. Z tego grona z medalami powróci aż 11 pięściarek. Złote medale wywalczyły wschodzące gwiazda światowego boksu olimpijskiego, Elżbieta Wójcik (75 kg) w grupie młodzieżowej (Youth) oraz dwie niezwykle zdolne juniorki (dawniej kadetki) Weronika Zakrzewska (60 kg) i Adrianna Jędrzejczyk (63 kg).

Pozostałe krążki zdobyły juniorki: Agata Kawecka (50 kg), Aneta Gojko (70 kg), Weronika Pławecka (75 kg) – srebrne oraz Patrycja Kiwak (80 kg) – brązowy; a także ich starsze koleżanki: Wiktoria Sądej (48 kg) – srebrny oraz Justyna Pietras (60 kg), Justyna Walaś (64 kg) i Gabriela Pawlicka (+81kg) – brązowe.

O szczegółach walk finałowych napiszemy wkrótce, tymczasem składamy WIELKIE GRATULACJE medalistkom, ich trenerom (oprócz Tomasza Różańskiego także Pawłowi Pasiakowi oraz Ludwikowi Buczyńskiemu), a także wszystkim innym osobom, które przyczyniły się do tego wspaniałego sukcesu.

 

5. MME: SIEDEM POLEK W FINAŁACH!

ela_sofia04

W Asyżu o awans do finałów 5. Młodzieżowych Mistrzostw Europy walczyło dzisiaj pięć podopiecznych trenera Tomasza Różańskiego z grupy młodzieżowej (Youth). Ostatecznie swoje walki wygrały dwie z nich – Wiktoria Sądej (48 kg) i Elżbieta Wójcik (75 kg) i tym samym o złote medale Mistrzostw Starego Kontynentu walczyć będzie siedem Biało-Czerwonych (pięć z grupy juniorskiej i dwie z młodzieżowej).

W pierwszej serii oglądaliśmy Wiktorię Sądej (48 kg) i Justynę Pietras (60 kg). Zawodniczka z Jastrzębia-Zdroju świetnie rozpoczęła serię półfinałów pokonując jednogłośnie na punkty ambitną Irlandkę Lauren Hogan. Sędziowie zgodnie ocenili zwycięstwo Polki w rozmiarach 39-37 i w finale zmierzy się ona z Rosjanką Geliusą Galievą. Mniej szczęścia miała Justyna, która rywalizowała z rodaczką Hogan, Cheyenne O’Neill. Najsprawiedliwiej pojedynek ocenili sędziowie z Bułgarii i Azerbejdżanu (38-37). Punktacja arbitra czeskiego (40-34) wyglądała na grube nieporozumienie.

W drugiej serii półfinałów zwycięsko ze swojej próby wyszła Elżbieta Wójcik (75 kg), pokonując stosunkiem głosów 2-1 Rosjankę Darimę Sandakovą. Na korzyść Polki punktowali sędziowie z Belgii oraz Irlandii, przy czym ten ostatni dał jej wygraną przez wskazanie przy remisie 38-38. W drugą stronę rywalizację oceniła sędzina z Bułgarii (39-37). W finale nasza mistrzyni świata skrzyżuje rękawice z Turczynką Semą Caliskan.

Brązowe medale z Włoch przywiozą Justyna Walaś (64 kg) i Gabriela Pawlicka (+81 kg). Tarnowianka nie sprostała dzisiaj Rosjance Elizavecie Nemtsevej, choć ocena arbitra z Irlandii (40-35), niesłusznie sugeruje jednostronny obraz tej walki. Bliżej prawdy zawierały karty sędziny z Węgier i arbitra z Azerbejdżanu (39-37). Gabriela również jednogłośnie na punkty uległa Ukraince Irynie Vynnyk (trzy razy po 40-36).

 

PRZED 9. ME KOBIET: 4 NORWEŻKI W BUKARESZCIE. JOHANSEN PRZED ŻYCIOWĄ SZANSĄ?

Norweskie media informują, że liderka tamtejszej kadry, Camilla Johansen, jest gotowa do swoich pierwszych poważnych międzynarodowych zawodów, jakimi będą Mistrzostwa Europy w Bukareszcie. Jej klubowy trener z BK Raufoss, Erik Dahl, nie wyklucza, że 26-letnia zawodniczka z Brumundal może w stolicy Rumunii sprawić niespodziankę i w olimpijskiej wadze muszej (51 kg) zdobyć medal.

- Kluczowe będzie losowanie i to ono pokaże jak wiele w Mistrzostwach Europy będzie mogła osiągnąć – mówi o szansach swojej podopiecznej norweski szkoleniowiec. – Cokolwiek jednak się stanie, Camilla ma szansę w swoim pierwszym tak ważnym występie osiągnąć życiowy sukces.

Johansen za cel postawiła sobie awans co najmniej do półfinału Mistrzostw Europy w Bukareszcie, ale myślami jest już blisko tegorocznych Mistrzostw Świata w Jeju oraz Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro (2016).

- Wiem, że wszystko zależy ode mnie. Zbliżające się mistrzostwa traktuję jak kolejny etap w zdobywaniu międzynarodowego doświadczenia, które ma zaowocować jeszcze lepszą dyspozycją podczas Mistrzostw Świata w Korei Południowej oraz w kwalifikacjach olimpijskich w 2015 roku – zapewnia zawodniczka.

- Jestem przekonany, że Camilla ma wielkie szanse, by wywalczyć kwalifikację olimpijską – dodaje trener Dahl, którego jednak zabraknie w narożniku Johansen podczas zbliżających się Mistrzostw Europy. Kadrę narodową Norwegii prowadzić będzie troje szkoleniowców, w której kluczową rolę pełnić będzie doskonała niegdyś szwedzka pięściarka, Katrin Enoksson, z którą nie przedłużyła umowy rodzima federacja. Wspierać ją będą Max Mankowitz oraz Rune Skibenes.

Kadrę zawodniczą na ME tworzą cztery reprezentantki: Camilla Johansen (51 kg, Raufoss BK – na zdjęciu), Marielle Hansen (54 kg, Bergen AK), Ingrid Egner (57 kg, Oslo BK) i Fam Elgan (64 kg, BK Örnen).