Tag Archives: Michał Ludwiczak

KRZYSZTOF GŁOWACKI NOKAUTUJE SANTANDERA SILGADO NA GALI W RODZINNYM WAŁCZU

glowacki_gala_walcz

Krzysztof Głowacki (30-1, 19 KO) brutalnie rozprawił się z Santanderem Silgado (28-5, 22 KO) w głównej walce wieczoru KnockOut Boxing Night 1 w Wałczu. Były i miejmy nadzieję przyszły mistrz świata kategorii junior ciężkiej wygrał przez nokaut w pierwszej rundzie! Obaj dysponują potężnym uderzeniem, nie podpalali się więc i czekali na najlepszą okazję. Dwukrotnie zaiskrzyło w półdystansie, ale żaden z nich nie trafił czysto. Trzecie spięcie zakończyło się efektownym nokautem w wykonaniu miejscowego pięściarza. Pod koniec pierwszej rundy „Główka” huknął lewym sierpowym na skroń, ciężko nokautując swojego przeciwnika, który jeszcze przez dobre dwie-trzy minuty leżał półprzytomny na macie ringu.

Paweł Stępień (9-0, 8 KO) i Michał Ludwiczak (15-8, 7 KO) rywalizowali o wakujący tytuł Międzynarodowego Mistrza Polski wagi półciężkiej. Pas do domu zabierze z sobą pięściarz ze Szczecina, który z walki na walkę prezentuje się coraz lepiej. Pierwsze dwie rundy pod dyktando Pawła, który był ruchliwy, zmieniał często pozycję i bił może nie tak mocno, za to z luzu i celnie. Oczywiście Michał ambitnie atakował, lecz większość jego akcji pruło powietrze. W trzecim starciu Stępień po kilku lżejszych sierpach na górę wystrzelił lewym hakiem na wątrobę. Wydawało się, że to już koniec, jednak ambitny Ludwiczak powstał na osiem z grymasem bólu na twarzy. A za moment zabrzmiał gong. Po nim obraz pojedynku się nie zmieniał. Paweł dyktował warunki, znów zmylił rywala i akcję zakończył mocnym hakiem pod prawy łokieć. Tym razem przeciwnik już nie dał rady i został wyliczony do dziesięciu.

Pierwszy tegoroczny pojedynek szybko przed czasem rozstrzygnął Marek Matyja (14-1-1, 6 KO). Naprzeciw pięściarza z Oleśnicy stanął Giorgi Beroszwili (30-24-3, 22 KO). Po pierwszej, trochę rozpoznawczej rundzie, od drugiej rundy podopieczny Fiodora Łapina rozpoczął demolkę. Najpierw naruszył rywal hakiem na korpus, czym otworzył sobie miejsce do sierpów na górę. Po prawym sierpowym przeciwnik przyklęknął po raz drugi. Za moment kolejna seria przy linach i trzeci nokdaun. Do gongu na przerwę pozostawały sekundy, więc walka został wznowiona. Kolejny mocny sierp Marka i czwarty nokdaun. Końcówka odliczania już po gongu na przerwę.

Przemysław Runowski (17-0, 3 KO) miał momentami problemy z Siergiejem Guliakiewiczem (43-10, 17 KO), ale przełamał go fizycznie i wygrał na samym finiszu. Pierwsze dwie rundy dla podopiecznego Fiodora Łapina, który twardym lewym przebijał się przez gardę przeciwnika. Były mistrz Europy wrócił do gry w trzeciej i czwartej odsłonie. Podkręcił tempo, wyprzedzał akcje Polaka, bił często i obraz potyczki wyrównał się na tym etapie. Guliakiewicz nie wytrzymał jednak narzuconego przez siebie stylu i od piątego starcia uchodziło z niego powietrze z każdą kolejną minutą. Największy kryzys przyszedł w siódmej rundzie. Nieustannie klinczował, a nabierający wiatru w żagle Przemek podkręcił jeszcze tempo. Skończyło się na dwóch ostrzeżeniach oraz liczeniu po haku na korpus. Guliakiewicza wyratował gong, ale przecież musiał jeszcze przeboksować ostatnie trzy minuty. Nie dał rady. Był tak zmęczony, że ratował się klinczem. Sędzia Robert Gortat nie wytrzymał i zdyskwalifikował go za powtarzające się faule.

Sporo ciepłych słów słyszeliśmy ostatnio o Fiodorze Czerkaszynie (9-0, 6 KO), ale kiedy chwali promotor zawodnika, zazwyczaj należy to traktować z lekkim przymrużeniem oka. Czekaliśmy więc na jego potyczkę z twardym i niewygodnym Danielem Urbańskim (21-23-3, 5 KO). Tylko… za długo Fiodora nie naoglądaliśmy się w akcji. Ukrainiec zamieszkały u nas i płynnie mówiący po polsku bardzo szybko odprawił Urbańskiego. Zamarkował lewy sierp na górę, zszedł zakrokiem w bok, strzelił potężnym lewym hakiem w okolice wątroby i Daniel z grymasem bólu na twarzy zgiął się w pół niczym scyzoryk. Szybki i efektowny debiut w telewizji publicznej tego prospekta wagi średniej.

Timur Kuzachmedow (5-0-2, 2 KO) przeciętnie rozpoczął przygodę z boksem zawodowym, lecz z walki na walkę robi postępy. Przekonał się o tym Krzysztof Rogowski (10-25, 5 KO). Ukrainiec z grupy Darka Snarskiego, który nie ukrywa, że chciałby się spotkać z Damianem Wrzesińskim, w pierwszym dwóch rundach kontrolował pojedynek dobrą pracą nóg i lewym prostym. W trzecim starciu posłał przeciwnika na deski prawym sierpowym, choć nie był to ciężki nokdaun i Krzysiek szybko przyjął pozycję. Koniec nastąpił w czwartej rundzie. Po prawym podbródku Rogowski zachwiał się i sędzia Gortat bez liczenia zastopował dalszą rywalizację.

Po półtorarocznej przerwie udanie powrócił do gry Konrad Dąbrowski (9-2, 1 KO), który pokonał Tomasza Gołucha (6-12, 4 KO).

GRAFKA LEPSZY OD GŁAŻEWSKIEGO W WIELICZCE. UDANY POWRÓT ZIMNOCHA

zimnoch krzysztof 01

Dla Krzysztofa Zimnocha (18-0-1, 12 KO) był to nie tylko powrót po dwuletniej przerwie spowodowanej kontuzją i długą rehabilitacją. Był to również debiut z nowym trenerem w narożniku. Wszystko wypadło bardzo efektownie, choć wartość Gbengi Oluokuna (19-13, 12 KO) spada ostatnio na łeb na szyję. Krzysztof był dobrze przygotowany do gali boksu zawodowego w Wieliczce, czego na pewno nie można powiedzieć o Nigeryjczyku. Już w pierwszej rundzie przyklęknął po prawym z góry Polaka i dał się doliczyć Leszkowi Jankowiakowi aż do dziewięciu. W drugim starciu Zimnoch uderzył akcją lewy-prawy prosty, poprawił krótkim prawym sierpem na skroń i było po wszystkim. Szybko, łatwo i przyjemnie.

- Jeżeli Paweł zaboksuje tak jak ostatnio, to jako pierwszy powiem mu, żeby zakończył karierę – powtarzał przed walką Tomasz Babiloński, promotor Pawła Głażewskiego (23-5, 5 KO). Pięściarz z Białegostoku niegdyś bardzo łatwo uporał się z Bartłomiejem Grafką (15-18-1, 6 KO), dziś jednak to już nie ci sami zawodnicy. Jeden zrobił spory postęp, drugi zaś wyraźnie spuścił z tonu. Zgodnie z oczekiwaniami Grafka ruszył bardzo ostro, tak by złamać psychicznie faworyzowanego rywala. Kiedy „Głazowi” udawało się utrzymywać walkę w dystansie, kontrolował ją lewym prostym, lecz podopieczny Irosława Butowicza coraz częściej przedzierał się do półdystansu. Paweł zamiast boksować, niepotrzebnie starał się ustrzelić oponenta jakimś mocnym uderzeniem. W końcówce czwartego starcia wystrzelił z całym skrętem ciała lewym sierpowym. Nie trafił, ale włożył w to tyle siły, że aż sam się przewrócił. Zaraz na starcie piątej odsłony doznał natomiast rozcięcia prawej powieki, co tylko jeszcze bardziej rozochociło Grafkę. Na koniec tego odcinka Włodzimierz Kromka odebrał Bartkowi punkt za ataki głową, a „Głaz” w końcu wstrzelił się swoją akcją i trafił lewym sierpem. W szóstej rundzie Głażewski złapał swój rytm i choć o wielkiej przewagi nie zyskał, to przynajmniej nie dawał się już spychać na liny. W ostatnich sześciu minutach Grafka postawił na zdecydowany atak. Między linami zapanował chaos, nad którym nie dali rady zapanować ani zawodnicy, ani trochę bezradny sędzia. A kto wygrał? Punktowi byli niejednogłośni, ale stosunkiem głosów dwa do jednego – 74:79, 78:75 i 75:76, wskazali na Grafkę.

Po niezłym pojedynku wagi półciężkiej Marek Matyja (10-0, 4 KO) wypunktował słabszego fizycznie, za to bardzo ambitnego Michała Ludwiczaka (12-2, 5 KO). Pięściarz z Oleśnicy tuż po starcie narzucił ostry pressing, szukając bardzo mocnych haków po dole z obu rąk. Ale z jego łuku brwiowego w pewnym momencie pociekła krew. – Po ciosie, to było po ciosie – krzyknął Leszek Jankowiak, który był trzecią osobą w ringu. Podrażniony takim obrotem spraw Matyja zaatakował z jeszcze większą pasją po przerwie, uderzając coraz częściej mocnymi sierpami. – Nie śpiesz się – usłyszał od Fiodora Łapina przed trzecią rundą. Ludwiczak trafił nawet ładnym lewym sierpem z doskoku, lecz powiększała się przewaga silniejszego fizycznie Marka. Matyja konsekwentnie obijał korpus, a w piątym starciu trafił również prawym krzyżowym przy linach. Na początku szóstego poprawił dwukrotnie prawym sierpem w okolice ucha, lecz Ludwiczak nie tylko nie dał się złamać, co jeszcze lepiej zaakcentował końcówkę tej odsłony swoimi atakami. Do końca przeważał już faworyt tej konfrontacji. Półtora minuty przed ostatnim gongiem Ludwiczak aż skrzywił się po lewym haku na wątrobę, ale pokazał hart ducha i dotrwał do ostatniej syreny. Sędziowie jednogłośnie opowiedzieli się za Matyją, punktując 78:74, 78:74 i 79:73.

Krzysztof Kopytek (11-0, 2 KO) wypunktował w spotkaniu dwóch niepokonanych rodaków Damiana Mielewczyka (9-1, 7 KO). Pierwsza runda była toczona w spokojnym tempie i żaden z zawodników nie osiągnął przewagi, ale już w drugiej Kopytek kilka razy sięgnął głowy przeciwnika swoją prawą ręką. Mielewczyk nieustannie starał się atakować, jednak wszechstronniejszy rywal łapał go na swoje kontry i Damian w piątym starciu miał już podbite prawe oko. W szóstym wyraźnie cierpiał po kilku hakach na korpus, lecz sklinczował i pomimo kryzysu dotrwał do przerwy. Minuta odpoczynku okazała się zbawienna. W dwóch ostatnich odsłonach Mielewczyk jeszcze starał się odmienić losy potyczki, lecz mądrze boksujący Krzysiek nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 77:75, 77:75 i 80:72 – wszyscy na korzyść Kopytka.

Blisko 48-letni Białorusin Henadzi Daniliuk (17-11, 14 KO) nie miał nawet prawa nawiązać równorzędnej walki. Krzysztof Kosela (4-0, 3 KO) od początku ruszył na przeciwnika. Ten mocno przestraszony schował się za podwójną gardą. Polak więc kilka razy uderzył prawym hakiem na korpus, by w połowie rundy poprawić prawym podbródkowym. Nokaut. Wcześniej boksujący również w wadze ciężkiej Łukasz Różański (1-0, 1 KO) udanie zadebiutował na zawodowych ringach, nokautując w pierwszej rundzie Mateusza Zielińskiego (2-5).

źródło: bokser.org