Tag Archives: Kamil Kuździeń

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MAJ 2023. OD ZĄBEK DO BIAŁEGOSTOKU

szeremeta_diablo

14 MAJA 2023 ROKU [ZĄBKI, BABILON PROMOTIONS]

W Ząbkach Jan Lodzik (8-0, 2 KO) pokonał Konrada Dąbrowskiego (11-4, 1 KO), który w pierwszych trzech rundach postawił się Lodzikowi, boksował z kontry, ale nieustanny pressing rywala sprawił, że w czwartej odsłonie zaczął coraz ciężej oddychać. W piątej Lodzik trafił mocnym prawym sierpowym, podkręcił tempo i pod nawałnicą jego ciosów Dąbrowski dwukrotnie przyklęknął. Przy drugim nokdaunie sędzia zastopował pojedynek.

19 MAJA 2023 ROKU [ZŁOTÓW, TYMEX BOXING NIGHT]

W daniu głównym gali Jewgienij Makarczuk (8-0, 3 KO) ściągnął kolejny skalp z naszego podwórka. Tym razem pokonał Łukasza Maćca (28-7-1, 5 KO). Styl robi walkę, a te style się nie dobrały. Dużo było klinczowania, mało ciekawych akcji, a sędziowie mieli duży rozrzut na swoich kartach po dziesięciu rundach. Jeden z nich wskazał na Maćca 96:94, lecz dwaj pozostali na Makarczuka – 97:93 i 98:92. Przypomnijmy, że urodzony w Białorusi, a mieszkający w Polsce Jewgienij dwa miesiące wcześniej pokonał Tomasza Nowickiego.

Tomasz Nowicki (11-3, 4 KO) przerwał serię trzech kolejnych porażek i zwyciężył mocnego niegdyś Johana Pereza (27-13-2, 16 KO). Nowicki zaczął od lewych na korpus. Na początku drugiej odsłony trafił lewym sierpowym na górę. Minutę później poprawił dla odmiany prawym sierpowym. W trzecim starciu obaj weszli w bardziej otwarte wymiany. W pewnym momencie Tomek wyprowadził kombinację trzech ciosów przy linach, wszystkie weszły i Perez był w tarapatach. Weteran sprytnie wybrnął z opresji, dotrwał do przerwy, mijały kolejne minuty, a on wciąż stał na nogach. I był momentami groźny. W końcówce piątej rundy Nowicki strzelił lewym sierpowym na szczękę i wygrał przez efektowny nokaut!

Wcześniej dobrą walkę w mocnym tempie stoczyli Kamil Kuździeń (9-0, 3 KO) i Artjom Rażnik (1-1-1). Początkowo boksujący z kontry Ukrainiec sprawiał problemy pięściarzowi z Częstochowy, ten jednak zdominował drugą część potyczki i wygrał. Ale sędziowie nie byli jednogłośni – 59:54, 56:58 Rażnik i 58:56. Stosunkiem głosów dwa do jednego wygrał Kuździeń.

Paweł Brach (1-0) nie zawiódł i pokonał innego debiutanta, Karola Siwka. Od początku był to popis jednego aktora. Siwek już w końcówce pierwszej rundy był w tarapatach, ale wyratował go gong. W drugiej jakoś sobie radził, ale pół minuty przed końcem trzeciej po serii ciosów na korpus przyklęknął. Przed przerwą był jeszcze drugi raz liczony. Minutowa przerwa starczyła do złapania drugiego oddechu i uciekając przez ostatnie trzy minuty Karol zdołał przetrwać z Brachem cały dystans, co jest dla niego swego rodzaju sukcesem. Punktacja mogła być tylko jedna – 40:34. Dwóch sędziów tak typowała, a trzeci wypunktował nawet 40:33.

Wcześniej Wasyl Halycz (1-0-1) pokonał Bartosza Kwiatkowskiego (1-2-1, 1 KO). Znany z walk na gołe pięści Halycz był agresorem, ale uparł się na lewy sierp, którym nie trafiał. Boksował schematycznie, lecz pressing i mocniejsze ciosy sprawiły, że wszyscy sędziowie wskazali na niego – 58:56, 59:55 i przesadzone 60:54.

20 MAJA 2023 ROKU [BIAŁYSTOK, KNOCKOUT PROMOTIONS]

Bardzo udany rewanż Kamila Szeremety (24-2-1, 8 KO), który przełamał Nizara Trimecha (10-5-2, 4 KO). Francuz nie wyszedł do czwartej rundy. Już od samego początku spore emocje, okraszone wieloma wymianami. W drugiej odsłonie seria ciosów sierpowych na korpus ze strony Polaka, na koniec prawym bezpośrednim trafił Trimech. Początek trzeciej rundy w miarę spokojny, fajerwerki rozpoczęły się mniej więcej w połowie – Szeremeta skontrował znakomitym lewym sierpowym, po którym Francuz padł na deski. Już do końcowego gongu Szeremeta okładał Trimecha całą gamą ciosów na głowę i korpus, ale ten zdołał przetrwać. Za sprawą narożnika i decyzji trenera Francuz nie wyszedł już jednak do czwartej rundy.

Sylvera Louis (9-9, 4 KO) klinczował, ile mógł, ale Krzysztof Włodarczyk (62-4-1, 42 KO) przełamał go w siódmej rundzie zakończonego przed momentem pojedynku. Już w pierwszej rundzie Diablo trafił Kanadyjczyka mocnym lewym prostym, dokładając do tego sporo lewych sierpowych pod prawą ręką Louisa. Podobny przebieg miały następne dwie odsłony – Polak metodycznie polował lewym prostym i lewymi sierpowymi na korpus, Louis klinczował i pozwalał sobie na pojedyncze zrywy. Kolejne świetne uderzenie Diablo w rundzie czwartej, był to mianowicie lewy sierpowy na korpus, po którym pięściarz przyjezdny nieco się skulił. Więcej ciosów sierpowych w piątej, jak i w szóstej rundzie, ale był to jedynie przedsmak czekających nas emocji. Koniec nastąpił w połowie siódmej odsłony – Diablo złapał Louisa prawym podbródkowym, po którym ten padł na deski. Kanadyjczyk wstał, ale po serii ciosów i kolejnym zabójczym prawym podbródkowym było już po wszystkim.

Mateusz Tryc (14-2, 7 KO) – dwukrotny ćwierćfinalista mistrzostw Europy w boksie olimpijskim, zanotował drugą porażkę z rzędu przed czasem. O ile nokaut z rąk Leonard Carrillo był wliczony w ryzyko, to dziś podopieczny Andrzeja Liczika miał odbudować się kosztem Petro Lakockija (2-2, 2 KO). Od początku jednak Ukrainiec podjął rękawicę i w półdystansie bił się jak równy z równym z Polakiem. Trzeba przyznać, że oglądało się to wybornie, ale kiedyś Mateusz po prostu przejechałby się po takim rywalu. Na początku piątej odsłony Tryc wstrząsnął przeciwnikiem prawym podbródkowym. Kilkadziesiąt sekund później taka sama akcja zakończyła potyczkę, lecz tym razem to Lakockij trafił czystko podbródkiem, poprawił raz jeszcze tym samym ciosem, posyłając naszego rodaka na deski. Mateusz powstał na dziewięć, ale sędzia popatrzył mu w oczy i pomimo protestów zawodnika zastopował potyczkę.

Kolejna szybka robota Rafała Wołczeckiego (9-0, 6 KO), który zastopował Pavla Albrechta (16-21, 13 KO). Pierwsza minuta pod znakiem obopólnych badań, ale już po minucie Polak zranił rywala mocnym prawym sierpowym na korpus. Czterdzieści sekund później pierwszy nokdaun po kombinacji lewy-prawy. Do końca rundy Albrecht był liczony jeszcze dwukrotnie – po kontrującym prawym sierpowym i raz jeszcze po kombinacji lewy-prawy. Druga runda to już odwlekanie egzekucji – czwarty nokdaun po wspaniałej kontrze lewym sierpowym, piąty po ciosach na głowę i korpus, a sam koniec po znakomitym lewym haku na wątrobę Czecha, który aż zawył z bólu. Gratulujemy wrocławianinowi dziewiątego zwycięstwa.

Jan Czerklewicz (10-1, 3 KO) z jubileuszowym zwycięstwem. Jiri Kroupa (5-12-1, 4 KO) zastopowany pod koniec drugiej rundy. Występujący w wadze półciężkiej Polak od początku ostro ruszył na rywala, który skoncentrował się przede wszystkim na defensywie. W pierwszej rundzie obijał jego tułów, na początku drugiej dodał podbródki z obu rąk i powiększył przewagę. Na pół minuty przed końcem drugiego starcia po wydłużonej serii Czerklewicza Czech przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Chciał kontynuować potyczkę, ale z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Kamil Gardzielik (16-0, 4 KO) miał dziś słabszego rywala, jego obowiązkiem było więc podreperowanie statystyki nokautów. I szybko odprawił Vojtecha Majera (4-7, 4 KO). Występujący w wadze średniej Polak już w pierwszej rundzie trafił prawym sierpowym, dopadł rywala przy linach i po wydłużonej serii bez odpowiedzi zmusił arbitra do zastopowania potyczki.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (4-0, 1 KO) pewnie wypunktował Bazargura Jugdera (8-17-2, 3 KO). Na naszych oczach Mateusz z uzdolnionego dzieciaka przeradza się powoli w mężczyznę, jego ciosy mają coraz większą moc, a i on łapie pewność siebie. Dziś ustawiał rywala lewą ręką, a gdy ten próbował zaatakować, Wojtasiński łapał go na ładną kontrę prawym krzyżowym po odejściu. Zdecydowanie najlepszy występ od czasu podpisania kontraktu zawodowego.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: WRZESIEŃ 2022. OD CZĘSTOCHOWY DO ŁOMŻY

gala_nadarzyn

2 WRZEŚNIA 2022 ROKU [CZĘSTOCHOWA, POLSAT BOXING PROMOTIONS 9]

W polsko-polskiej walce wieczoru wagi ciężkiej Marcin Siwy (25-0-1, 12 KO) zremisował z Kamilem Sokołowskim (11-26-1, 4 KO). Pojedynek obfitował w autentyczne emocje od pierwszego do ostatniego gongu. Siwy zaczął w swoim stylu, od razu atakując korpus Sokołowskiego. Mocno pracował także lewym prostym, a Kamil spokojnie przyjmował większość ataków na gardę i co jakiś czas próbował odpowiadać lewą ręką. W drugim starciu Sokołowski trafił dobrą kombinacją lewy-prawy i Siwy odczuł te uderzenia. Sklinczował i stracił w tym fragmencie inicjatywę. Pod koniec drugiego starcia kibice dostali jeszcze efektowną wymianę. Siwy dość ciężko oddychał, a Sokołowski się rozkręcał. Trzecia runda to próby sił w klinczach i próby ataków z obu stron. Sokołowski starał się stopniowo przeć do przodu, ale Siwy trafiał lewym prostym i miał dobre momenty. Pojedynek był bardzo zacięty i wyrównany. W czwartej rundzie Siwy dobrze boksował z defensywy i trafił w głowę Sokołowskiego dwoma mocnymi prawymi z góry, a następnie prawym podbródkowym. Sokołowski odgryzł się prawym za ucho. Natomiast piąta runda to wciąż zacięta rywalizacja, ze zrywami obu zawodników. Siwy trafiał czyściej, ale Sokołowski nie ustawał w presji, choć nie była ona zazwyczaj efektywna. Marcin był w szóstej rundzie już naprawdę zmęczony. Sokołowski również, ale to on zachował na tym odcinku więcej świeżości. Obaj trafiali głównie lewą ręką, ale nieco lepsze wrażenie sprawiał Kamil, szczególnie wtedy, gdy huknął prawym sierpem wychodząc z klinczu. Siódma runda to również odcinek, w którym zaznaczyła sie niewielka przewaga Sokołowskiego, częściej trafiającego i aktywniejszego. W ostatniej rundzie obaj poszli na całość, Sokołowski trafiał krótkimi kombinacjami, a Siwy odpowiadał prawymi na dół i na górę. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 76-76, 77-75 dla Siwego i 77-75 dla Sokołowskiego.

Rywalizujący w wadze cruiser Nikodem Jeżewski (22-2-1, 9 KO) pokonał przed czasem Serge’a Michela (13-3, 9 KO). Obaj od początku mocno pracowali lewymi prostymi, Jeżewski starał się przy tym w swoim stylu kontrować lewy rywala swoim prawym. Walka była wyrównana, aż nagle w drugim starciu Polak nadział się na dobrą kombinację i padł na deski. Pozbierał się i w trzeciej rundzie ruszył do ataku, choć nie zdołał jeszcze uzyskać wyraźnej przewagi. Michel miał niezły fragment w czwartej odsłonie, ale Jeżewski zaczął w końcu szeroko rozwijać skrzydła w ofensywie. Atakował ciekawymi kombinacjami i stopniowo przechylał szalę zwycięstwa na swoją stroną. Niemiec cofał się w piątej i szóstej rundzie na liny i widać było, że jego organizm źle reaguje na uderzenia. W przerwie między szóstą i siódmą rundą okazało się, że oko Niemca jest całkowicie zamknięte po ciosach Polaka. To spowodowało, że Michel do siódmej rundy już nie wyszedł i Nikodem mógł świętować zwycięstwo.

Konrad Kaczmarkiewicz (6-1, 2 KO) pokonał Kristofera Kovacsa (9-4, 7 KO) przez techniczny nokaut w piątej rundzie. Polak, który wniósł na wagę 76,9 kg, na początku miał trochę kłopotów z dokładnym namierzeniem chaotycznego rywala, ostatecznie jednak zaczął coraz wyraźniej górować, aż wreszcie zakończył sprawę przed czasem celnymi uderzeniami w piątej odsłonie.

Wcześniej „półśredni” Kewin Gibas (4-1, 3 KO) został już w pierwszej rundzie ciężko znokautowany mocnym prawym przez Denisa Mądrego (8-7, 3 KO), w wadze junior półśredniej Bartłomiej Przybyła (4-0) wygrał z Alessandro Fersulą (8-3, 1 KO) jednogłośną decyzją sędziów (59-55, 59-55, 58-56), a w wadze super średniej Miłosz Grabowski (4-0, 1 KO) pokonał przez TKO w pierwszej rundzie Adela Kobilicę (3-2, 1 KO).

Dodajmy, że galę rozpoczęły pojedynki polskich nadziei boksu olimpijskiego: Jakub Straszewski pokonał Klemensa Szczepaniaka, Bartłomiej Rośkowicz wygrał z Makarem Vdovitsenko i Artur Proksa pokonał Frantiska Horvatha (trzy zwycięstwa jednogłośną decyzją sędziów), a Mateusz Grejber wygrał z Patrikiem Stefanem przez TKO w trzeciej rundzie.

2 WRZEŚNIA [BIAŁYSTOK, CHORTEN BOXING PROMOTIONS]

W walce wieczoru gali w Białymstoku boksujący w grupie Dariusza Snarskiego w limicie wagi super średniej Przemysław Gorgoń (15-10-1, 6 KO) przegrał stosunkiem głosów dwa do remisu z Gino Kantersem (10-4-2, 4 KO). Przemek ostro szedł do przodu, wywierał pressing, ale celniej bił Holender. To była ciasna walka, Kanters wygrał ją jednak zasłużenie.

Wcześniej Krzysztof Warekso (3-0-1, 1 KO) udanie zrewanżował się Piotrowi Bisowi (6-2-1, 2 KO) za remis z maja. Po sześciu rundach sędziowie punktowali 59:55 i dwukrotnie 58:56. Natomiast debiutant Dawid Czarniawski (1-0, 1 KO) ciężko znokautował w pierwszej odsłonie Andrzeja Nowiczenkę (1-1).

17 WRZEŚNIA 2022 ROKU [RADOMSKO, TYMEX BOXING NIGHT 22]

W walce wieczoru występujący po raz pierwszy w tym roku Robert Parzęczewski (29-2, 17 KO) pokonał jak zwykle twardego Tomasza Gromadzkiego (12-5-1, 3 KO). „Arab” zaczął dobrą pracą nóg, dzięki czemu unikał ciosów atakującego trochę chaotycznie rywala. A jednocześnie kąsał cały czas lewym prostym i pewnie prowadził walkę. Od czwartej rundy zaczęły się jednak „schody”, które trwały do końca ósmej odsłony. W dziewiątej rundzie mocnym prawym zranił przeciwnika i znów złapał luz. Zwycięstwo przypieczętował w ostatnim starciu. Najpierw rzucił „Zadymę” na deski bezpośrednim prawym krzyżowym. Za moment serią ciosów przy linach znów przewrócił Tomka na deski. Na dokończenie roboty zabrakło jednak czasu i gong wyratował Gromadzkiego. Sędziowie byli wyjątkowo zgodni i wszyscy wypunktowali przewagę Parzęczewskiego w stosunku 97:91.

Kamil Kuździeń (8-0, 3 KO) nie potrafił kończyć swoich rywali, ale jak już się odblokował, to wygrał trzecią walkę z rzędu przed czasem. Dziś naprzeciw niego stanął Nikola Vlajkov (11-14-1, 6 KO), który słynie z tego, że przewraca się bardzo rzadko. Ale „Kundzia” łatwo rozmontował jego obronę. Przez trzy rundy wyboksowywał rywala, by w końcówce czwartej przewrócić go bezpośrednim prawym krzyżowym. Wtedy jeszcze pięściarzowi z Częstochowy przeszkodził gong na przerwę, ale po niej dokończył dzieła zniszczenia. Najpierw przy linach wydłużoną serią posłał Serba na deski po raz drugi, a wszystko zakończył prawym sierpowym. Tym razem sędzia wyliczył już Vlajkova do dziesięciu.

Po słabszych ostatnio walkach w końcu dobry boks pokazał Michał Soczyński (6-0, 2 KO). I przerwał serię Adriana Valentina (4-1, 3 KO), który był dotąd katem polskich pięściarzy wagi junior ciężkiej. „Soczek” zaczął bardzo dobrze, boksując lewym prostym i trafiając w kombinacji lewym sierpowym. W drugiej rundzie trafił prawym krzyżowym, poprawił lewym hakiem na szczękę i zrobiło się gorąco. W trzecim starciu nieco spuścił z tonu, ale w czwartym powrócił do lewego prostego. W pewnym momencie zagapił się, przyjął mocny cios i przez moment wydawał się zraniony, szybko jednak wrócił do gry i zaakcentował końcówkę. W dwóch ostatnich rundach do swojego arsenału dodał prawy podbródkowy, znów trafił kilka razy lewą ręką i pewnie dowiózł wygraną. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść pięściarza z Lublina 59:55 i dwukrotnie 60:54.

Napiszmy, że ta walka się odbyła. A jedyny z niej plus jest taki, że Remigiusz Smoliński (5-1, 3 KO) dopisał do rekordu kolejne zwycięstwo. Dwumetrowy i ważący ponad 120 kilogramów pięściarz z Gliwic już wczoraj przestraszył na ważeniu Żeczeslawa Radewskiego (3-5, 2 KO). Bułgar zrobił więc wszystko, żeby nic dziś nie przyjąć i po pierwszym lewym prostym przewrócił się, sygnalizując kontuzję nogi…

Wcześniej debiutujący na zawodowym ringu Damian Cieślik (1-0) pokonał stosunkiem głosów dwa do remisu Bartłomieja Włodarczyka (1-2), zaś inny debiutant – Jan Lauk (0-0-1), zaledwie zremisował z Pawłem Cieciorą (0-2-1).

24 WRZEŚNIA 2022 ROKU [ŁÓDŹ, POLSAT BOXING PROMOTIONS 10]

Osleys Iglesias (7-0, 6 KO) to zawodnik światowej klasy. Cieszmy się z jego walk w Polsce, bo nasz rynek będzie wkrótce dla niego za mały. Pierwotnie rywalem Kubańczyka miał być kto inny, ale zastępstwo też wydawało się solidne. Bo przecież Ezequiel Osvaldo Maderna (27-10, 17 KO) niedawno urwał kilka rund Pawłowi Stępniowie. Wszystko jednak błyskawicznie się skończyło. Iglesias od pierwszej akcji spychał rywala na liny, w pewnym momencie uderzył kombinacją lewy hak na korpus-prawy sierp bity z góry i było po wszystkim. Sędzia Leszek Jankowiak wyliczył Argentyńczyka do dziesięciu, a ten sygnalizował cios w tył głowy. Szybko, łatwo i przyjemnie. Różnica klas.

Aleksander Bereżewski (7-0, 6 KO) po raz pierwszy na pełnym dystansie. Występujący w wadze półśredniej pięściarz ograł Jose Angela Rosales Romero (6-3, 3 KO). Już w pierwszej rundzie Olek trafił mocnym lewym sierpowym, który wstrząsnął rywalem, ale za moment zabrzmiał gong. Potem wciąż on nieznacznie przeważał, wywierał pressing, ale brakowało trochę zmiany tempa. Atakował, zadawał dużo ciosów, jednak Meksykanin zbierał większość z nich na blok. Po sześciu ciekawych rundach sędziowie jednogłośnie wskazali na Bereżewskiego – 59:55 i dwukrotnie 58:56.

Max Suske (4-1, 3 KO) niedawno przejechał się po Remku Runowskim i wydawało się, że może to być kawał zawodnika. Ale Petro Frolov (6-0, 2 KO) udowodnił mu, że rzeczywistość jest zgoła inna. Ukrainiec prawdopodobnie nie bił tak mocno jak Niemiec, ale wyboksowywał go z kontry i z upływem czasu zyskiwał coraz większą przewagę. A dwa nokdauny przypieczętowały jego wygraną – 58:54, 58:54 i 60:52.

W wadze super średniej Miłosz Grabowski (5-0, 2 KO) przez cztery rundy rozbijał Damiana Mielewczyka (12-8, 8 KO), który nie wyszedł do piątej odsłony. Wcześniej Niko Zdunowski (3-0-2) wypunktował na dystansie czterech rund Oskara Gajcowskiego (2-2), a Gracjan Królikowski (3-2-1, 2 KO) już w pierwszej rundzie zastopował Kristiana Dzurnaka (3-4, 1 KO).

30 WRZEŚNIA 2022 ROKU [ŁOMŻA, SUZUKI BOXING NIGHT 17]

Po sześciu latach przerwy wrócił były pretendent do tytułu WBA Regular wagi ciężkiej – Andrzej Wawrzyk (33-2, 19 KO). Na gali Suzuki Boxing Night 17 w Łomży został jednak bardzo ciężko znokautowany przez Michała Bołoza (4-4-2, 4 KO). Bołoz od początku atakował prawą ręką, a Wawrzyk był ostrożny i pasywny. Przyjmował uderzenia rywala na blok, ale dopiero pod koniec pierwszej rundy zaczął pracować ciosami. Nieco lepiej wyglądał do pewnego momentu w rundzie drugiej, trafiając pojedynczymi uderzeniami prostymi i lewym sierpowym. Nagle Bołoz trafił jednak potężnym prawym pod linami i Wawrzyk długo nie podnosił się z maty ringu. Nokaut był bardzo ciężki.

Brązowy medalista mistrzostw Europy, multimedalista mistrzostw Polski Tomasz Niedźwiecki (1-0) udanie zadebiutował w boksie zawodowym na gali Suzuki Boxing Night 17 w Łomży, pokonując w walce wieczoru Krzysztofa Stawiarskiego (2-4, 2 KO). Pojedynek był naprawdę efektowny i ciekawy. Ambitny i silny bytomianin Stawiarski zaczął bardzo ostro, atakując bezpardonowo z obu rąk. Niedźwiecki spokojnie się jednak bronił, a w ostatniej akcji rundy świetnie skontrował akcją złożoną ze czterech celnych ciosów i rywal padł na deski. Zdołał się podnieść i ruszył w drugiej rundzie do ponownych ataków, ale widać już było, że Tomasz ma walkę pod całkowitą kontrolą. Niedźwiecki trafiał coraz częściej – w różnych płaszczyznach i precyzyjnie. Ale Stawiarski nie odpuszczał i walka zamieniła się w małą wojnę, w której Tomasz zdecydowanie przeważał dzięki wyższym umiejętnościom. Co jakiś czas przyjmował mimo wszystko ciosy rywala, który imponował zaciętością. Do końca pojedynku trwała nieustanna akcja. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 59:55 i dwa razy 60:54 – wszyscy dla Niedźwieckiego.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LISTOPAD 2021. OD RUDY ŚLĄSKIEJ DO OSTROŁĘKI

diablo01

5 LISTOPADA 2021 ROKU [SILESIA BOXING SHOW, RUDA ŚLĄSKA]

W Rudzie Śląskiej między linami pokazało się dwóch znanych i naprawdę dobrych polskich pięściarzy – Norbert Dąbrowski (24-9-2, 11 KO) oraz Robert Talarek (25-14-3, 16 KO).

Problem w tym, że sparingi mieli pewnie trudniejsze niż dzisiejszych rywali. Nie mogło się to więc skończyć inaczej. „Noras” pokonał w czwartej rundzie Przemysława Biniendę (2-31, 2 KO), który obchodził swój mały „jubileusz” – trzydziestą porażkę z rzędu! Z kolei najmocniej bijący górnik w naszym kraju (no może obok Pawła Czyżyka…) – Talarek, zastopował w drugiej odsłonie George Aduaszwilego (19-39-2, 8 KO). Seria Gruzina jest mniej okazała – to dopiero jedenasta porażka z rzędu, za to wszystkie jedenaście przegrał przed czasem.

6 LISTOPADA 2021 ROKU [GIA 3, NOWY SĄCZ]

W daniu głównym gali GIA 3 w Nowym Sączu jubileuszowe zwycięstwo zanotował Krzysztof Włodarczyk (60-4-1, 40 KO), który odprawił Maximiliano Jorge Gomeza (29-6, 13 KO).

„Diablo” zrzucił z siebie rdzę w lipcu i dziś od początku ruszył do ataku, z czym różnie bywało w ostatnich walkach. Tuż przed końcem pierwszej rundy po lewym haku na korpus uderzył mocnym lewym sierpowym na górę. To ostudziło zapał Argentyńczyka, który w drugiej odsłonie skoncentrował się tylko na defensywie i ucieczce. W trzeciej były dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej przewrócił rywala krótkim lewym sierpowym w półdystansie. W czwartym starciu Włodarczyk odwrócił kolejność, najpierw postraszył lewym na górę, po czym strzelił lewym hakiem w okolice wątroby. Zapiekło i Gomez musiał przyklęknąć. Argentyńczyk dotrwał jeszcze do gongu, jednak do piątej rundy już nie wyszedł.

Wcześniej miejscowy Łukasz Pławecki (3-0-1, 1 KO) zremisował z Radoslavem Estocinem (8-2-1, 3 KO) ze Słowacji na dystansie sześciu rund.

Kamil Gardzielik (14-0, 3 KO) zakończył walkę z jednym okiem, ale wygrał z Nicolasem Luque Palaciosem (12-9-1, 1 KO). W pierwszej rundzie wydawało się, że Kamil samym lewym prostym uprzykrzy rywalowi życie, ten jednak wrócił do gry w drugiej odsłonie, przebijając się dwa razy przez gardę prawym sierpowym. Potem rundy wygrywał Gardzielik, choć pojedyncze udane akcje Argentyńczyka sprawiły, że prawa powieka zaczęła puchnąć. Podopieczny Andrzeja Liczika podkręcił tempo w siódmym starciu, do swojego arsenału dodał kilka mocnym ciosów na korpus, a musiał się śpieszyć, gdyż prawe oko miał już prawie zamknięte. Sprawa się komplikowała, Palacios radził sobie coraz odważniej i po ostatnim gongu walka okazała się ciasna na kartach punktowych – 98:92 i dwukrotnie 96:94.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (2-0, 1 KO) ograł Mariusa Cola (2-6). Lepiej wyszkolony technicznie wrocławianin przepuszczał sierpy rywala i kontrolował go z dystansu ciosami prostymi, jednak w czwartej rundzie nieco osłabł i do głosu coraz częściej dochodził przeciwnik. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Wojtasińskiego 40:36 i dwukrotnie 39:37.

21 LISTOPADA 2021 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, TORUŃ]

W walce wieczoru gali w Toruniu Ihosvany Garcia (6-0, 5 KO) efektownie rozprawił się z twardym przecież Przemysławem Gorgoniem (14-8-1, 5 KO).

Od początku uwidoczniła się spora przewaga szybkości Kubańczyka, który kąsał lewym prostym i polował prawym sierpowym. W drugiej rundzie dodał do swojego arsenału również prawy hak na korpus. W końcówce czwartej trafił w akcji prawy na prawy w okolice ucha, posyłając Polaka na deski. Przemka wyratował jednak gong na przerwę. W połowie piątego starcia Gorgoń porozbijany i krwawiący spod oka Przemek przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Za moment znów był na macie, tym razem po szybkim lewym prostym. Wszystko skończył czwarty nokdaun – tym razem po prawym haku na żebra.

Marcin Siwy (23-0, 11 KO) efektownie rozpoczął współpracę z grupą Polsat Boxing Promotions, bijąc już w pierwszej rundzie doświadczonego journeymana Marcelo Nascimento (18-21, 16 KO). „Ciężki” z Częstochowy agresywnie wszedł w swojego rywala podwójnym lewym prostym, a gdy już skrócił dystans, bił konsekwentnie prawym na dół, po którym od razu szukał lewego sierpowego. Trafił tak kilka razy, aż w końcówce pierwszej odsłony huknął dla odmiany prawym sierpowym. Ten cios rozciął rywalowi skórę pod okiem i odebrał ochotę do kontynuowania potyczki.

Wcześniej Remigiusz Runowski (2-0-1, 1 KO) dostał przedwczesny prezent mikołajkowy od sędziów w postaci remisu z Jarosławem Petriczenką (1-0-1, 1 KO). Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 39:38, 38:39 i 38:38. Po wszystkim obaj wyrazili chęć rewanżu. Plus jest taki, że 18-letni Runowski takimi walkami może pójść w górę.

Na otwarcie gali Polsat Boxing Promotions w Toruniu solidny niegdyś junior – Konrad Kozłowski (2-0), pokonał debiutującego na zawodowym ringu Denisa Makowskiego. Brązowy medalista ME Juniorów z 2015 kontrolował przeciwnika lewym prostym. W końcówce trzeciej rundy Białorusin miał kryzys i było blisko liczenia, jednak wyratował go gong, a minuta przerwy starczyła na złapanie drugiego oddechu. Po ostatnich gongu wszyscy sędziowie punktowali 40:36 na korzyść Kozłowskiego.

Potem Gracjan Królikowski (1-1-1, 1 KO) zaczął nawet nieźle pierwszą rundę, potem jednak lepiej wyszkolony i mający szerszy wachlarz Siergiej Szwec (3-1, 2 KO) przejął kontrolę nad pojedynkiem, zwyciężając na kartach sędziów 40:36 i dwukrotnie 39:37.

26 LISTOPADA 2021 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT 19, RADOMSKO]

W walce wieczoru Tymex Boxing Night 19 w Radomsku Robert Parzęczewski (28-2, 17 KO) wygrał po trudnej, taktycznej potyczce z Tarasem Gołowiaszczenką (6-5, 3 KO).

„Arab” zaczął z przytupem. Trafił lewym hakiem na wątrobę i na twarzy Ukraińca pojawił się grymas bólu. Robert jednak nie podkręcił tempa, czego mógł potem żałować, bo rywal był do skończenia. Potem walka się uspokoiła. Obie strony czekały na błąd tego drugiego i momentami przypominało to ostrzejszy sparing. W ósmej rundzie Gołowiaszczenko podkręcił tempo, przeprowadził dłuższy atak, jednak Robert zbierał jego ciosy na blok bądź przepuszczał, choć przy swojej bierności tę rundę zapewne przegrał. Do samego końca pojedynek już się nie rozwinął, a sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Po ostatnim gongu punktowali 95:95, 96:94 i 97:93 – stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył Parzęczewski.

Damiana Jonaka (41-1-2, 21 KO) na pewno nie chronią w Polsce ściany. Dziś walczył dobrze i choć miał kryzys kondycyjny, to zrobił nieco więcej niż Andrew Robinson (25-5-2, 7 KO). Sędziowie orzekli jednak remis. Damian mocno wszedł w ten pojedynek, bijąc z obu rąk na dół i górę. W drugiej rundzie lewym hakiem na korpus zranił Anglika, a w trzeciej po prawym podbródkowym miał go już na przysłowiowym widelcu. Niestety przerwał mu gong. Robinson obudził się dopiero w drugiej połowie czwartej rundy. W piątej bardzo mocno przycisnął Damiana, który miał ewidentny kryzys. Wrócił jednak w szóstym starciu do gry. Ostatnie sześć minut to wojna, w której nieznacznie – chyba, lepszy był Polak. Sędziowie punktowali 77:75 Jonak, ale dwaj pozostali sędziowie mieli remis 76:76.

Tomasz Nowicki (11-0, 3 KO) efektownie wszedł w drugą dziesiątkę walk. Pięściarz z Obornik Wielkopolskich ciężko znokautował Tomasa Reynoso (13-9-1, 3 KO). Tomek od początku przejął kontrolę nad pojedynkiem, choć jeszcze w pierwszej rundzie nie podkręcał tempa. W połowie drugiej rzucił rywala na deski, ten jednak powstał na osiem. Kilka sekund przed zakończeniem drugiego starcia Nowicki zranił przeciwnika lewym sierpowym, a równo z gongiem – gdy poprawił lewym sierpem, ciężko znokautował Argentyńczyka, który przez dobrą minutę leżał jeszcze nieprzytomny na macie ringu.

Po zaledwie remisie w zawodowym debiucie, dziś Patryk Tołkaczewski (1-0-1, 1 KO), finalista turnieju GROMDA, efektownie rozprawił się z kolejnym rywalem. Ważący 104 kilogramy „Gleba” już w pierwszej akcji trafił prawym nad lewą ręką. Potem dodał kilka ciosów na korpus, by w końcówce pierwszej rundy ściąć Pawła Sowika (3-9, 1 KO) z nóg akcją lewy-prawy na górę. Nokaut. Potem między linami zameldował się Kamil Kuździeń (7-0, 2 KO), któremu w ostatniej chwili zmienił się rywal. Sprowadzony Beka Murjikneli (6-19-1, 4 KO) skoncentrował się wyłącznie na obronie. W piątej odsłonie przyklęknął po lewym haku na wątrobę pięściarza z Częstochowy, ale wyratował go jeszcze gong. W szóstej rundzie Kuździeń dokończył jednak dzieła zniszczenia, wygrywając przez TKO.

Dużo nie brakowało, by debiut Karola Łapawy (1-0) został popsuty przez jak zawsze twardego Wołodymira Juszyna (0-4). W pierwszej rundzie Karol dał się złapać na kontrę i był liczony, choć prawda jest też taka, że źle stał na nogach. Potem odrabiał straty, wygrał trzy pozostałe starcia, zwyciężając na kartach arbitrów 38:37. Wcześniej Aleksander Jasiewicz (3-1) wygrał u wszystkich sędziów trzy do jednego w rundach z debiutantem Igorem Prygą, zaś Oskar Wierzejski (5-0-1) męczył się niespodziewanie z „gromdziarzem” Łukaszem Załuską (0-2). Wszyscy sędziowie punktowali 58:56 – dwóch na korzyść Oskara, jeden dla Łukasza.

27 LISTOPADA 2021 ROKU [KNOCKOUT BOXING NIGHT 19, OSTROŁĘKA]

W walce wieczoru gali KnockOut Boxing Night 19 Przemysław Zyśk (18-0, 6 KO) na oczach swoich kumpli i rodziny w Ostrołęce pokonał Juana Ruiza (27-6, 19 KO).

Miejscowy bohater rozpoczął walkę od kilku lewych prostych, ale pod koniec drugiej minuty „El Nino” przepuścił ten lewy i po odchyleniu mocno skontrował prawą ręką. W drugiej rundzie to Przemek trafił mocnym lewym sierpem, ale rywal zaraz odpowiedział i oddalił od siebie zagrożenie. W trzeciej jeden próbował narzucić swój styl drugiemu, panowie wymienili kilka soczystych lewych „dyszli”, a pojedynek nabierał rumieńców. Podobny przebieg miała kolejna runda, choć ostatni atak należał do podopiecznego Łukasza Malinowskiego. Mijały kolejne minuty, a żaden z nich nie był w stanie uzyskać większej przewagi. Gdy jeden miał lepszy moment, za moment drugi wracał do gry i odpowiadał swoją akcją. W sprawę zaangażował się sam Andrzej Wasilewski, zajmując miejsce w narożniku swojego zawodnika i na zmianę z trenerem Malinowskim podpowiadając Przemkowi. Niestety dobrą siódmą rundę w wykonaniu naszego reprezentanta lepiej zaakcentował Wenezuelczyk, który tuż przed przerwą dwa razy złapał naszego rodaka bezpośrednim prawym. W dziewiątym starciu Zyśk wydłużył swoje ataki do serii trzech-czterech ciosów, czym trochę „zaszachował” przeciwnika. Obaj podkręcili tempo w ostatnich trzech minutach, ale to Przemek zaakcentował lepiej samą końcówkę, za co został nagrodzony gromkimi brawami przez swoich krajanów z Ostrołęki. Parę rund było trudnych do oceny, ale sędziowie wątpliwości nie mieli – stosunkiem 97:93, 98:92 i 98:92 zwyciężył Zyśk.

Niektórzy twierdzą, że po walce z Giennadijem Gołowkinem zawodnik już nigdy nie jest ten sam.  Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków, ale… Kamil Szeremeta (21-2-1, 5 KO) zaledwie zremisował z bardzo solidnym Nizarem Trimechem (9-2-1, 4 KO). Wszystko zaczęło się zgodnie ze scenariuszem, były mistrz Europy dyktował warunki, ale  końcówce pierwszej rundy nadział się na mocny prawy podbródkowy. Podrażniony pięściarz z Białegostoku w drugiej rundzie ruszył do ataku, lecz znów zagapił się na moment, pół minuty przed gongiem zainkasował lewy sierp na skroń i aż „uciekła” mu jedna noga. Nie było nokdaunu, choć na sędziach zrobiło to na pewno wrażenie. Kamil na szczęście złapał swój rytm i wrócił do gry dobrą trzecią odsłoną. Francuz wyczuł swoją szansę i w czwartym starciu przyjął wymiany w półdystansie. Walka mogła podobać się kibicom, ale my z pewnością liczyliśmy na wyraźniejszą przewagę niedawnego pretendenta do pasa IBF wagi średniej. Szeremeta polował przede wszystkim na ciosy na górę, rywal natomiast mieszał takie akcje z długim prawym na korpus. W szóstym starciu podopieczny Andrzeja Liczika poszedł na przełamanie, brakowało jednak w jego atakach trochę dynamiki. W siódmej rundzie Polak złapał drugi oddech, natomiast jego przeciwnik miał chyba w tym okresie kryzys kondycyjny. Kamil władował sporo ciosów na korpus, trafił też mocnym prawym sierpem oraz podbródkiem. Ostatnie trzy minuty jak cały pojedynek – zażarte i bliskie remisu. Obaj byli już wyczerpani, ale dawali z siebie wszystko. Po ostatnim gongu jeden sędzia punktował 77:75 Szeremeta, lecz dwaj pozostali mieli na swojej karcie 76:76. A więc remis.

Paweł Stępień (16-0-1, 12 KO) wrócił udanie po półrocznej przerwie i pewnie pokonał na pełnym dystansie Hernana Davida Pereza (8-5, 3 KO). Paweł kontrolował od początku sporo niższego rywala lewym prostym, szukając miejsca na zadanie mocnego prawego na górę bądź na korpus. W drugiej odsłonie dał przeciwnikowi trochę luzu, oparł się o liny i pozwolił mu pobić w gardę lub powietrze. Potem wrócił do swojego boksu, choć wydawało się, że wciąż pozwala przeciwnikowi na więc niż by mógł. Miał oczywiście wszystko pod kontrolą, ale momentami niepotrzebnie oddawał pola. I tak mijały kolejne minuty. Z jedne strony fajnie było oglądać luz Stępnia, z drugiej jednak powtarzają się „grzechy” z pierwszej walki z Matyją, gdy Paweł – dużo lepszy boksersko, trochę koło tamtej walki „przeszedł”. W ostatnim starciu Stępień zmienił pozycję na mańkuta i poczęstował Argentyńczyka podwójnym lewym hakiem na żebra. Ta akcja pokazuje potencjał Pawła, ale po niej znów oddał miejsce i nie ponowił ataku. Sędziowie punktowali 79:73 i dwukrotnie 78:74, choć wydaje się, że Paweł spokojnie mógł z tego wyciągnąć 80:72, o ile nie wygrać przed czasem.

Rafał Wołczecki (4-0, 3 KO) wrócił po kontuzji ręki i w niecałe pięć minut rozprawił się efektownie z Olegiem Lebiedińskim (3-2, 1 KO). Rafał od początku szukał ciosów na korpus i już w końcówce pierwszej rundy lewym hakiem w okolice wątroby posłał rywala na deski. Gdy ten wstał, poprawił równo z gongiem mocnym lewym sierpowym, jednak Ukrainiec dostał minutę przerwy. Po niej nawet starał się przejść do ataku, lecz wrocławianin pozbierał te ciosy na blok i znów lewym hakiem pod prawy łokieć po raz drugi zmusił przeciwnika do przyklęknięcia. Kiedy po lewym haku na żebra poprawił za moment prawym podbródkiem i Ukrainiec po raz trzeci przyklęknął, pojedynek został zastopowany w połowie drugiej rundy.

źródło: bokser.org

PARZĘCZEWSKI ZASTOPOWAŁ W OBORNIKACH AYBAYA. REMIS SIDORENKO

plakat

W walce wieczoru Tymex Boxing Night 18 w Obornikach Wielkopolskich Robert Parzęczewski (27-2, 17 KO) wraca na właściwe tory. Częstochowski „Arab” pokonał przed czasem niezwyciężonego dotąd Sahana Aybaya (10-1, 8 KO). Niemiec był wolniejszy, niższy, dlatego starał się wziąć cios na blok i odpowiedzieć swoją kontrą. Szczególnie polował na lewy sierpowy, lecz dziś podopieczny Grzegorza Krawczyka trzymał cały czas prawą rękawicę przy brodzie i punktował lewym prostym. W trzeciej rundzie Robert posłał rywala na deski lewym hakiem na wątrobę, ten jednak dotrwał do gongu i po przerwie znów starał się odpowiedzieć mocną kontrą. Pojedynek zakończył się na sekundę przed końcem piątego starcia. Najpierw Parzęczewski przewrócił go lewym sierpowym, potem lewym prostym, a po trzecim nokdaunie w tej rundzie, w czwartym w ogóle, sędzia Grzegorz Molenda zastopował nierówny bój.

Tomasz Nowicki (9-0, 2 KO) zanotował najcenniejsze zwycięstwo w karierze, punktując byłego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi junior średniej, Joela Julio (39-8, 33 KO). Tempo dyktował Polak, co było błędem Kolumbijczyka. Tomek boksował zrywami i kilkoma akcjami na rundę urywał kolejne punkty. „Otwierał” sobie przeciwnika hakami na korpus, a potem bił na górę. Kiedy tylko Julio wydłużył serię, od razu wyglądało to dla niego lepiej, lecz robił to zbyt rzadko. Julio w szóstej rundzie zachwiał Nowickim krótkim prawym sierpem na skroń, ale miejscowy pięściarz szybko wyszedł z kryzysu. Po gongu kończącym ósmą odsłonę sędziowie jednogłośnie wskazali na Tomka – 78:74, 79:73 i 78:74.

Wciąż bezkrólewie w wadze lekkiej w Europie. W starciu o wakujący tytuł mistrzyni Europy Aleksandra „Sasza” Sidorenko (9-0-1, 1 KO) zremisowała z Jeleną Janicijević (3-1-1, 2 KO). Pierwsza połowa dobra w wykonaniu „Saszy”. Co prawda widać było, że to rywalka bije mocniej, ale podopieczna trenera Andrzeja Liczika fajnie pracowała nogami, przepuszczała przeciwniczkę i łapała czasem na kontrę. W szóstej rundzie jednak zainkasowała mocny prawy sierpowy, po którym musiała sklinczować.  Od szóstej odsłony ciężko oddychała, a podrażniona Janicijević nacierała coraz ostrzej. I widać było, że szczególnie jej haki na korpus robią na „Saszy” wrażenie. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 96:94 Sidorenko, 96:94 Janicijević i 95:95. A więc remis!

Wcześniej debiutujący w kategorii cruiser Mateusz Rzadkosz (12-0-1, 3 KO) pokonał po walce toczonej w wolnym tempie Iwana Juchtę (3-4-1, 2 KO). Sędziowie punktowali po ostatnim gongu 78:74, 77:75 i 78:74.

Remigiusz Smoliński (3-1, 1 KO) wrócił po ponad sześciu latach i pokonał – chyba jednak dość niespodziewanie, Kamila Bodziocha (7-2-1, 2 KO). Już początek pokazał, że ważący 125 kilogramów Remek jest znacznie silniejszy i przełamywał gardę pięściarza z Jeleniej Góry. Po dwóch rundach w wysokim tempie w trzeciej nieco spuścił z tonu i do głosu zaczął dochodzić Bodzioch. Po krótkim odpoczynku Smoliński zerwał atak w czwartej odsłonie, trafił znów mocnym prawym na górę, a wszystko zakończył lewym hakiem w okolice wątroby. Nokaut!

Czasówkę zanotował również Kamil Kuździeń (6-0, 1 KO), który w czwartej rundzie zastopował Jose Luisa Castillo (9-7-1, 6 KO).

Michał Bołoz (2-2-2, 2 KO) przywitał Patryka Tołkaczewskiego (0-0-1) na zawodowym ringu i pokazał mu, że łatwo z takimi olbrzymami jak on nie będzie. Pierwsze minuty wyraźnie dla „Gleby”, który był bardziej ruchliwy, szybszy, składał akcje w dłuższe kombinacje. Ale w trzeciej rundzie bezpośredni prawy Michała odmienił losy pojedynku. Teraz to on dyktował warunki. Wygrał trzecią i czwartą odsłonę, a w samej końcówce miał jeszcze rywala na deskach. Sędzia ringowy – z tylko sobie znanych powodów, nie liczył, więc punktowi musieli wytypował remis – 3x 38:38. Oni zrobili swoją robotę, bo w rundach było dwa do dwóch, sprawę pokpił jednak ringowy.

Wcześniej Maksymilian Gibadło (5-0) pokonał Wołodimira Juszina (0-3). Po czterech rundach sędziowie punktowali 40:36 i dwukrotnie 39:37.

źródło: bokser.org

WRZESIŃSKI POKONAŁ BARRAZĘ W WALCE WIECZORU GALI W DZIERŻONIOWIE

wrzesinski_barraza

W głównym daniu gali Tymex Boxing Night 16 naprzeciw siebie stanęli Damian Wrzesiński (22-1-2, 6 KO) oraz Julio Barraza (19-3-1, 13 KO). Po naprawdę dobrych dziesięciu rundach wygrał zawodnik promowany przez Mariusza Grabowskiego.

Lepiej w ten pojedynek wszedł Meksykanin, który w pierwszej rundzie dwa razy wciągnął naszego rodaka na bezpośredni prawy krzyżowy. Po przerwie jednak „Wrzos” zaczął boksować na zwodach, zmieniał pozycję na mańkuta, a dużo „przyruchów” myliło przeciwnika i przewagę zyskał Polak. Od piątego starcia rozgorzała jednak zażarta bitwa. Obaj nie tylko boksowali na charakterze, lecz również pokazywali sztuczki techniczne. Oglądało się to naprawdę dobrze. Obaj rozpoczynali akcję lewym prostym, polując prawym sierpowym bądź lewym hakiem w okolice wątroby. W końcówce równej rundy dziewiątej Damian trafił prawym krzyżowym, poprawił lewym sierpowym na szczękę i przechylił szalę na swoją korzyść. Ostatnie trzy minuty jak cała walka – dobre tempo, w miarę równa walka, ale jednak z lekką przewagą Wrzesińskiego. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 97:93, 97:93 i 98:92 – wszyscy na korzyść „Wrzosa”.

Michał Leśniak (15-1-1, 3 KO) powstał z desek i dowiózł wygraną, choć gdyby to ręka Rodrigo Labre (6-5, 2 KO) powędrowała w górę, nikt nie mógłby mieć żadnych pretensji. Od pierwszego gongu obaj poszli na wymiany w półdystansie. Początkowo było trochę za dużo chaosu w poczynaniach „Szczupaka”, ale już w końcówce drugiej poukładał sobie nieco ten boks i zaczął boksować zamiast bić się z silnym fizycznie rywalem. – Luźne ciosy, boksuj – słychać było z narożnika Polaka. Wszystko zaczynało się układać, aż minutę przed końcem piątego starcia Ekwadorczyk z hiszpańskim paszportem hakiem na korpus posłał Michała – po raz pierwszy w jego karierze, na deski. Leśniak cierpiał, lecz dotrwał do przerwy. A minuta odpoczynku pozwoliła mu złapać drugi oddech. Do końca toczyła się zażarta walka. W półdystansie lepszy był Labre, za to kiedy Leśniak wydłużał dystans i boksował ciosami prostymi, szala przechylała się na jego stronę. Gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj w napięciu czekali na werdykt. Sędziowie punktowali 76:75, 77:74 i 76:75 – wszyscy na korzyść Michała.

Ewa Brodnicka (20-1, 2 KO) udanie wróciła po utracie pasa WBO i boksując w wyższej wadze – lekkiej, wypunktowała Milenę Kolevą (10-12-1, 4 KO). „Kleo” pokazała to, z czego ją znamy – dobry „brudny boks” w półdystansie i lewy prosty. Znów brakowało prawej ręki, co momentami wykorzystywała Bułgarka. W ostatniej, ósmej rundzie, Koleva nawet podkręciła tempo, ale było za późno by odrabiać straty. Sędziowie mieli na swoich kartach przewagę Brodnickiej w takim samym stosunku – 79:73.

Stanisław Gibadło (6-0, 0 KO) w dobry stylu ograł Melvina Wassinga (7-6-4, 2 KO), a Łukasz Maciec (27-3-1, 5 KO) musiał naprawdę się napracować, by odprawić Pablo Mendozę (9-8, 9 KO). Staszek od początku wydłużył serie do trzech-czterech ciosów. Kombinacje kończył albo hakiem na korpus, albo prawym podbródkiem. Na początku drugiej rundy zainkasował lewy sierp, ale ten cios nie zrobił na nim większego wrażenia. Za moment odpowiedział zresztą bezpośrednim prawym. – On jest już naruszony – krzyczał w trzecim starciu Gus Curren. W piątej odsłonie Gibadło miał podłączonego przeciwnika, lecz za moment sędzia wkroczył do akcji i ukarał go odjęciem punktu za rzekomy cios poniżej pasa. Staszek kontrolował potyczkę, ale jeden z sędziów bardzo przychylnie patrzył na poczynania holenderskiego gościa. Po ostatnim gongu werdykt brzmiał 59:54, 59:54 i zaskakująco blisko 57:56.

Łukasz swój pojedynek zaczął dobrze. Prawym overhandem rzucił nawet rywala na deski w pierwszej rundzie. W drugiej wciąż wyglądało to dobrze, jednak w trzeciej jakby stanął. Ograniczony technicznie, za to silny jak tur oponent przeszedł do ofensywy. „Gruby” dał mu rozwinąć skrzydła i potem męczył się bardzo, tocząc niepotrzebną wojnę w półdystansie. W piątym starciu wyglądało to naprawdę źle, na szczęście Maciec opanował nieco kryzys i wrócił do gry na finiszu. Walkę oglądało się naprawdę dobrze, niestety Łukasz sprawił – trochę na własne życzenie, że była to ciężka ringowa wojna. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 76:75, 77:74 i 77:74 – wszyscy na korzyść Polaka.

W pojedynku wagi średniej Kamil Kuździeń (5-0) pokonał Damiana Stanisławskiego (4-2, 1 KO). Stanisławski bił mocniej i za wszelką cenę dążył do półdystansu. Pięściarz z Częstochowy kontrolował jednak pojedynek lewym prostym i dobrą pracą nóg. W drugiej połowie, pomimo rozcięcia łuku brwiowego, Kuździeń powiększył przewagę, celując ładnie lewym hakiem pod prawy łokieć. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 60:54 i dwukrotnie 59:55.

Wcześniej, w potyczce dwóch niepokonanych zawodników, Lukas Dekys (4-0, 2 KO) pokonał na kartach wszystkich sędziów 39:37 Aleksandra Jasiewicza (2-1). Czech wygrał pierwsze dwie rundy, wyprzedzając akcje Polaka, ten wrócił dobrą trzecią odsłoną, więc na finiszu mógł wyciągnąć remis. Obaj trafili mocnym lewym sierpowym, ale to sierp Dekysa zrobił większe wrażenie i sędziowie wskazali na niego.

źródło: bokser.org

dzierzoniow_2021

LAURA GRZYB PUNKTUJE DE LEON W WALCE WIECZORU NA GALI W PIONKACH

pionki2020

W głównym daniu gali bokserskiej Tymex Boxing Night 15 w Pionkach po raz pierwszy boksująca na tak długim dystansie Laura Grzyb (5-0, 3 KO) po dobrej walce pokonała Enerolisę de Leon (6-4-2, 2 KO).

Pierwsza runda typowo na rozpoznanie. Na początku drugiej rywalka ostrzej zaatakowała, jednak Laura skontrowała ją lewym sierpowym na odejściu i posłała na deski. Nie był to może ciężki nokdaun, za to ostudził na jakiś czas zapał zawodniczki z Dominikany. Polka podążając za radą swojego trenera Piotra Wilczewskiego wydłużała dystans lewym prostym, a dzięki dobrej pracy nóg nie dawała się zagonić na liny. Ale nawet gdy tak się stało, nie panikowała i – co jest rzadkością w boksie kobiecym, po zebraniu ciosu na gardę natychmiast kontrowała tą samą ręką krótkim sierpem. Pod koniec piątej rundy pogubiła się trochę w defensywie, przyjęła prawy sierp, na szczęście bez większych konsekwencji. Grzyb ma jeszcze jedną umiejętność – przynajmniej w pustej hali, bez kibiców. Potrafi wyłapać wskazówki z narożnika i na bieżąco wcielać je w walkę. De Leon, która miała już przeboksowaną „dziesiątkę”, podkręcała tempo, nieustannie atakowała, licząc chyba na to, że Polka opadnie w końcówce z sił. Laura popełniła kilka błędów w defensywie, generalnie jednak boksowała naprawdę solidnie. Na minutę przed końcem spóźniła się w akcji prawy na prawy, ale dobrze finiszowała. Sędziowie punktowali ciaśniej niż widzieliśmy to my sprzed telewizora – 96:94 i dwukrotnie 97:92. Dobra lekcja i nauka na przyszłość.

Marcin Siwy (22-0, 10 KO) szybko i efektownie rozprawił się z Morganem Dessaux (6-9, 5 KO). „Ciężki” z Częstochowy w pierwszej rundzie zranił przeciwnika lewym sierpowym na szczękę przy linach, ale dużo wyższy Francuz dwa razy sięgnął go długim prawym. Mimo wszystko 10:9 dla Marcina. Tuż po przerwie Siwy zanurkował zwodem pod rękę rywala, znów strzelił lewym na szczękę, ale tym razem już nie wypuścił zranionej ofiary z opresji. Marcin poszedł za ciosem, wydłużył kombinację, aż w końcu po prawym sierpie w okolice ucha Dessaux przyklęknął. Po liczeniu do ośmiu Siwy nie odpuszczał. Nacierał, bił na zmianę na dół i górę, co zaowocowało drugim nokdaunem. Za moment poprawił kilkoma bombami i z narożnika Francuza poleciał ręcznik na znak poddania.

Kolejne zwycięstwo zanotował występujący w kategorii junior średniej Tomasz Nowicki (6-0, 2 KO). Octavian Gratii (5-10-1, 3 KO) rzucił się do szturmu tuż po gongu, ale Tomek pół minuty pozbierał wszystko na gardę i zaczął celnie kontrować. W końcówce pierwszej rundy trafił najpierw na wątrobę, poprawił znów lewą ręką – tym razem w okolice żołądka i Gratii był do liczenia. Udało mu się jednak oszukać sędziego Molendę, który uznał ten cios za zbyt niski i dał mu odpocząć. W drugim starciu Polak przepuszczał chaotyczne próby przeciwnika i po odchyleniu łapał go na kontry – najczęściej lewym sierpowym. Potem Tomek trochę spuścił z tonu, choć cały czas kontrolował chaotycznie nacierającego przeciwnika. Pół minuty przed końcem piątej odsłony zrobił krok w tył, strzelił lewym podbródkowym i Gratii znów był przez moment w tarapatach. Ostatnia runda także dla Polaka i pewne zwycięstwo – 59:55 oraz dwukrotnie 60:54.

Kamil Kuździeń (4-0) zakończył pierwszy rok zawodowej kariery czwartym zwycięstwem. Dziś naprzeciw niego stanął Bartosz Głowacki (4-5, 3 KO). Pierwsza runda jeszcze równa, ale od drugiej lepiej wyszkolony technicznie pięściarz z Częstochowy złapał swój rytm, wciągał rywala na kontry, sam polował hakami na korpus i kontrolował potyczkę zbyt rzadko używanym lewym prostym. To wszystko starczyło do punktowego zwycięstwa – 39:37 i dwukrotnie 40:36.

Potem między linami zaprezentował się olimpijczyk z Pekinu (2008) w reprezentacji Ukrainy – Aleksander Strecki (12-1-2, 5 KO). W pierwszej rundzie Aleks polował na Pablo Mendozę (9-7, 9 KO) lewym hakiem pod prawy łokieć. W drugiej rywal zaczął atakować bardziej ochoczo, nadział się jednak na kontrę lewym sierpowym na pół minuty przed przerwą i przez moment był lekko podłączony. Strecki kontrolował pojedynek w kolejnych minutach, choć źle czuł się w bliskim półdystansie i próbował trzymać przeciwnika jak najdalej od siebie. Nie lśnił jednak jak na zawodnika z takim CV w boksie olimpijskim… Sędziowie punktowali wyjątkowo przyjaźnie dla przybysza z Nikaragui, bo o mały włos wywiózłby z Pionek remis – 57:57 i dwukrotnie 58:56. Strecki był lepszy, remis byłby wygłupem.

Zaciąg Kubańczyków na polskie ringi wygląda póki co bardzo średnio. Tydzień temu z trójki zawodników tylko jeden pokazał poważny boks, dziś natomiast na gali innego promotora – Mariusza Grabowskiego, kolejny uciekinier z „Gorącej Wyspy” zaboksował poniżej oczekiwań. Teoretycznie mający solidne podstawy z boksu olimpijskiego Yuriet Prades wyglądał dużo lepiej technicznie niż Taras Gołowiaszczenko (4-4, 3 KO), jednak Ukrainiec wszedł w niego swoją siłą fizyczną, trafił kilka razy obszernym lewym sierpowym, w trzeciej rundzie poprawił też prawym krzyżowym i popsuł debiut Kubańczyka. Choć jeden z sędziów wyciągnął mu remis – 38:38, 39:37 i 40:36.

Wcześniej występujący w kategorii cruiser debiutant Piotr Kuberski (1-0) pokonał po średnio interesującej walce Huberta Krasuskiego (1-3-1, 1 KO). Po jednostajnych czterech rundach wszyscy sędziowie punktowali 40:36.

źródło: bokser.org

PARZĘCZEWSKI I ŚLUSARCZYK NIESPODZIEWANIE POKONANI NA GALI W CZĘSTOCHOWIE!

tymex_czestochowa2020

W walce wieczoru gali boksu zawodowego TBN 13 w Częstochowie Sherzod Khusanov (22-1-1, 10 KO) potężnym lewym sierpowym odebrał Robertowi Parzęczewskiemu (25-2, 16 KO) szansę na 26. zwycięstwo w karierze. Cios idealnie w punkt, tak można by było określić lewy sierpowy jakim pod koniec 2. rundy poczęstował „Araba” Khusanov.

Na początku nic nie zwiastowało porażki Roberta, zwłaszcza w taki sposób. Robert dobrze wszedł w pojedynek. Balansował tułowiem, był dynamiczny i celnie trafiał pojedyńczymi ciosami. Do czasu feralnego uniku. „Arab” przepięknym unikiem rotacyjnym przepuścił potężny prawy sierpowy rywala. Natychmiast po uniku chciał odpowiedzieć rywalowi prawym hakiem. Niestety nad ręką przygotowaną do zadania ciosu Uzbek ulokował bardzo silny lewy sierp prosto w szczękę Parzęczewskiego. Częstochowianin próbował wstać, ale sędzia Gortat nie miał wyjścia, musiał przerwać walkę. Po walce „Arab” zdradził, że czuje się dobrze i pierwsze czego by teraz chciał to chwila odpoczynku i rewanż za tę dotkliwą porażkę.

Co-Main Event gali dostarczył kibicom ogromnych emocji. Po prawdziwej wojnie Paweł Czyżyk (6-1, 1 KO) zwyciężył na punkty z faworyzowanym Sebastianem Ślusarczykiem (8-1, 5 KO). Walka przebiegała według dewizy „cios za cios” od pierwszej do ostatniej sekundy, jednak to „Furia” z tej konfrontacji wyszedł zwycięsko sprawiając nie lada niespodziankę. Sebastan Ślusarczyk na początku chciał prowadzić walkę metodą podjazdową. Starał się doskakiwać do rywala, ostrzelać go kombinacją ciosów, po czym uciec. Paweł Czyżyk początkowo nawet na to pozwalał, jednak w miarę upływu czasu jego wewnętrzna „Furia” wzięła górę i z walki bokserskiej zrobiła nam się prawdziwa wojna. Kilka mocniejszych ciosów ze strony Ślusarczyka wystarczyło, aby Czyżyk, zamiast czekać na kolejny atak swojego rywala zaczął sam na niego nacierać, wtedy też „SebSlu” częściej ulegał pokusie wchodzenia w niebezpieczne wymiany. Czyżyk natomiast gdy wiedział, że zrobił wystarczająco, aby wygrać rundę, oszczędzał ciosy, a tym samym tlen co okazało się doskonałą taktyką.

W poprzedzającym tę walkę pojedynku pań Laura Grzyb (4-0, 3 KO) pokonała pewnie na punkty Monicę Gentili (6-12, 1 KO)

Michał Leśniak (13-1-1, 3 KO) pewnie wypunktował Czecha Miroslava Serbana (12-5, 6 KO), od początku walki konsekwentnie realizując swój plan taktyczny. Niemal każdy atak Polaka kończył się sierpem (lub kilkoma) na korpus, a ciosy te z reguły dosięgały celu.
Serban w czasie tych 8 rund zdecydował się na kilka zrywów, jednak czujny „Szczupak” nie nabrał się na żadną sztuczkę swojego przeciwnika i cała walka przebiegła w niemal 100% pod jego dyktando. Nie licząc wyżej wymienionych pojedynczych akcji Czecha raczej unikał on walki, co poskutkowało dosyć oczywistym jednogłośnym zwycięstwem podopiecznego trenera Piotra Wilczewskiego.

‚W Częstochowie upadłem i w Częstochowie się podniosę’ – Tymi słowami podczas jednej z zapowiedzi przed walką Łukasz Wierzbicki (19-1, 7 KO) zwrócił się do widzów i słowa dotrzymał. Wierzbicki, który ostatnią walkę stoczył w październiku 2019 (porażka przed czasem z Louisem Greene) nie dał żadnych szans Octavianowi Grattiemu (5-8, 3 KO). „Pretty Boy” od pierwszej rundy zaczął boksować w sposób, który Mołdawianinowi bardzo nie odpowiadał. Szybka praca na nogach, balans ciałem, szybkie ciosy i natychmiastowy odskok spowodowały, że Gratti nie mógł znaleźć na „Pretty Boya” żadnej recepty. Reprezentantowi Mołdawii natomiast i tak należy się szacunek, mimo ewidentnej przewagi Wierzbickiego wciąż szukał swojej szansy i mimo, że nie miał możliwości rozkręcić się w takim stopniu jak miało to miejsce w walkach z Leśniakiem czy Żeromińskim to nie ustawał w próbach ataku i ustrzelenia zawodnika Tymexu, którymś z ciosów.

Kamil Kuździeń (3-0, 0 KO) i Kacper Salabura (2-1, 0 KO) zdecydowanie rozgrzali publiczność na miejscu i widzów przed telewizorami. To było uosobienie tego, co kibice w boksie kochają najbardziej. Ogromna liczba ciosów, potężne wymiany i wojna charakterów, z których żaden ani myśli o jakimkolwiek oszczędzaniu sił. Początkowo bardziej aktywny był Kamil Kuździeń, który zasypywał schowanego za podwójną gardą rywala kapitalnymi kombinacjami wymierzonymi zarówno w głowę, jak i korpus. Salabura nie pozostawał jednak długo w defensywie. Gdy tylko Kuździeń pokazywał oznaki zmęczenia Salabura przystępował do kontrataku. Po chwili spędzonej za szczelnym blokiem strzelał potężnymi sierpowymi. Końcówka niemal każdej rundy wyglądała tak jakby była to ostatnia runda walki o duże trofeum. Panowie bezkompromisowo ruszali na siebie nie szczędząc sobie ciosów bitych z największą mocą defensywę odkładając na drugi plan. Finalnie jednak to presja i częstotliwość ciosów Kuździenia okazała się dla sędziów ważniejsza niż boks z kontry Salabury i to właśnie on pozostaje pięściarzem niepokonanym dopisując 3. zwycięstwo do zawodowego rekordu.

W drugim pojedynku głównej karty walk Krzysztof Twardowski (9-2, 6 KO) po 8 rundach wypunktował Piotra Podłuckiego (6-5, 2 KO). Początkowo to Podłucki zdawał się mieć w ringu większą kontrolę. Bez żadnej obawy przed ciosami rywala parł do przodu i starał się naruszyć go pojedynczym mocnym uderzeniem. To nawet udało się w drugiej rundzie po lewym sierpowym kiedy to Twardowski zmuszony był do klinczu pod linami ringu. Dalsze odsłony pojedynku to już widowisko bez większych emocji. Podłucki atakował zdecydowanie rzadziej, co dawało okazję Twardowskiemu do rozkręcenia się. „Twardy” jednak nie podejmował ryzyka i nie decydował się na otwartą wojnę ze swoim rywalem. Konsekwentnie trzymał dystans kąsając głównie lewym prostym.

W pierwszym pojedynku TBN 13 Aleksander Jasiewicz po twardej walce pokonał na punkty Denisa Mądrego.

źródło: bokser.org.