Tag Archives: Kacper Salabura

GALE ZAWODOWE W POLSCE: GRUDZIEŃ 2021. OD WARSZAWY DO RADOMIA

mateusz_tryc_02

10 GRUDNIA 2021 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, WARSZAWA]

Po pierwszej dziesiątce pod koniec sierpnia dziś Radomir Obruśniak (5-0, 2 KO) spotkał teoretycznie najtrudniejszego rywala w karierze. Ale doświadczony Caril Herrera (41-6, 25 KO) nie postawił się tak mocno, jak chyba wszyscy zakładaliśmy. Obaj panowie szybko wzięli się do pracy, ale to Radomir kończył wymiany celnym ciosem, najczęściej długim lewym krzyżowym. W drugiej połowie trafił akcją prawy-lewy i rywal powinien być liczony, gdyż podparł się rękawicą. Nie zauważył tego jednak sędzia Grzegorz Molenda, który stał akurat za plecami zawodników. W trzecim starciu Obruśniak rozwinął swoje akcje w dłuższe kombinacje i zaczął zyskiwać coraz większą przewagę. W czwartym po konsultacji z lekarzem pojedynek został zastopowany, a sędzia ogłosił wygraną Radomira przez TKO.

Niespełna dwie minuty trwała kolejna walka Marcina Siwego (24-0, 12 KO). Nasz czołowy zawodnik wagi ciężkiej szybko przejechał się po Adnanie Deronji (7-3, 5 KO). Już w 20. sekundzie pięściarz z Częstochowy trafił mocnym lewym sierpowym. Potem kąsał Bośniaka lewym prostym, aż w końcu wystrzelił po tym lewym prawym sierpowym na szczękę i było po wszystkim. Co prawda Deronja powstał na osiem, ale wciąż był zamroczony i sędzia Krzysztof Bubak zatrzymał dalszą potyczkę.

Wcześniej Osleys Iglesias (4-0, 4 KO) – kolejny Kubańczyk na naszym rynku, w 72 sekundy pokonał przestraszonego i słabego Rafaela Sosę Pintosa (61-17, 24 KO).

Kewin Gibas (3-0, 2 KO) odprawił przed czasem Ondreja Schildera (2-2, 2 KO), ale to Czech lepiej wszedł w walkę i zepchnął młodego Polaka do odwrotu. – Nie może dać mu się rozpędzić, kiedy to on się cofa, wygląda dużo gorzej – mówił w narożniku Grzegorz Proksa. – On bije jak c*pa – „uspokajał” trenera Gibas. – No to mi to teraz pokaż – odpowiedział Proksa. No i pokazał. Kewin na początku drugiej rundy mocnym prawym sierpowym posłał przeciwnika na deski, a w zasadzie na liny. Po liczeniu do ośmiu dodał jeszcze jedno mocne uderzenie i zamroczonego Schildera poddał sędzia Grzegorz Molenda.

Na początek imprezy Gracjan Królikowski (2-1-1, 1 KO) wygrał na kartach wszystkich sędziów 40:35 z debiutantem Damianem Uspińskim, a Miłosz Grabowski (1-0) pokonał niejednogłośnym werdyktem Marcina Latochę (0-1) – 39:37, 37:39, 39:37.

10 GRUDNIA 2021 ROKU [KAPEO ROCKY BOXING NIGHT, ŻUKOWO]

Evander Rivera (5-0-1, 2 KO) zremisował po sześciu rundach z Kacprem Salaburą (3-1-1) w pojedynku wieczoru gali Rocky Boxing Night w Żukowie. Wcześniej swoje walki wygrali między innymi Adam Szczypior (9-0, 3 KO), Max Miszczenko (8-2, 3 KO) oraz Damian Tymosz (6-1-1, 3 KO). Początek walki wieczoru należał do Kubańczyka, ale z czasem Salabura szedł coraz bardziej do przodu, wbijał się w półdystans i tam sprawiał kłopoty Riverze. Kubańczyk nie potrafił w pełni ustawiać Polaka lewym prostym, ale jego ciosy były celniejsze, szczególnie te na tułów. Rivera był szybszy, bardziej dynamiczny i celniejszy. Salabura z kolei skracając dystans realizował swoją taktykę. Stojący w narożniku Salabury Jerzy Galara chciał ciągłej ofensywy ze strony swojego podopiecznego, domagał się większej aktywności. Tę aktywność bardzo mocno Salabura pokazał w trzeciej oraz czwartej odsłonie. W piątej rundzie Salabura nadal napierał na przeciwnika, ale nadziewał się na kolejne celne uderzenia ze strony kubańskiego pięściarza. Rivera nie pokazał się ze świetnej strony, oddawał pole Salaburze, chętnie czekał na ciosy w półdystansie – był oczywiście lepszy, precyzyjniejszy, szybszy, ale nie pokazał w pełni swoich umiejętności, był chwilami zbyt pasywny. Ostatecznie pojedynek zakończył się remsiem – dwaj sędziowie wypunktowali 57-57, jeden 58-56 na korzyść Kubańczyka. Ta ostatnia punktacja była chyba najbliższa prawdy, nieco lepszym pięściarzem był w ringu Rivera.

Rezultaty walk:
Waga super półśrednia, 6 rund: Evander Rivera (5-0-1, 2 KO) DRAW 6 Kacper Salabura (3-1-1)
Waga średnia, 8 rund: Adrian Szczypior (9-0, 3 KO) UD 8 Sandro Jajanidze (10-24-2, 8 KO)
Waga super lekka, 6 rund: Damian Tymosz (6-1-1, 3 KO) MD 6 Tornike Kandelaki (8-9, 6 KO)
Waga półciężka, 6 rund: Max Miszczenko (8-2, 3 KO) UD 6 Damian Smagieł (1-3) jednogłośną decyzją sędziów
Waga lekka, 6 rund: Dominik Harwankowski (7-0, 2 KO) UD 6 Irakli Shariashvili (7-10-1, 2 KO)
Waga ciężka, 4 rundy: Artur Bizewski (2-0) UD 4 Piotr Balcerzak (0-2)
Waga super średnia, 4 rundy: Mykoła Nomerowskij (4-0, 2 KO) KO 1 Kornel Cendrowski (0-4)
Waga uper lekka, 4 rundy: Carlos Bori (1-0, 1 KO) TKO 4 Pavlosa Paisiosa (2-2, 2 KO)
Waga super kogucia, 6 rund: Angelika Krysztoforska (3-0, 1 KO) TKO 3 Tetiana Pereventseva (0-4)
Waga półciężka, 4 rundy: Cristian Lopez (1-0) UD 4 Przemysław Binienda (2-32)
Waga ciężka, 6 rund: Kacper Meyna (7-1, 2 KO) TKO 2 Tamaz Zadisvili (7-21-1, 3 KO)

17 GRUDNIA 2021 ROKU [CHALLENGER`S BOXING NIGHT BY KNOCKOUT, WYSZKÓW]

W pojedynku wieczoru gali Challenger’s Boxing Night by KnockOut w Wyszkowie Mateusz Tryc (13-0, 7 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Javiera Francisco Maciela (33-15, 23 KO). Polski pięściarz od początku do końca kontrolował walkę, ale jego rywal z Argentyny nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Scenariusz tej walki był bardzo łatwy do rozczytania. Maciel postawił na defensywę i unikanie mocnych ciosów. Sporo uderzeń było niecelnych. Tryc w ostatnich rundach zmieniał pozycję na odwrotną, szukał różnych rozwiązań, aby wygrać z Macielem przed czasem, ale Argentyńczyk sprytnie unikał inkasowania mocniejszych uderzeń. Podopieczny Huberta Migaczewa chciał lewym prostym ustawiać swojego przeciwnika, dokładał do tego prawy sierpowy. Narożnik Argentyńczyka doradzał swojemu zawodnikowi wyprzedzanie Tryca. Jak słusznie zauważył współkomentujący galę Knockoutu Janusz Pindera, dla Maciela podczas walk w Polsce kluczem jest to, aby nie zaliczyć większego uszczerbku na zdrowiu i nie zostać zbity. Dlatego szuka w nich sprytu, uników, klinczu, pochyleń – wszystko po to, aby nie zostać zraniony. Brakuje jednak ofensywnych działań ze strony Argentyńczyka. U polskiego pięściarza zabrakło postawienia kropki na i na tle wyraźnie zmęczonego Maciela. W ostatniej dziesiątej rundzie Tryc podkręcił tempo, zadał akcje rozpoczynającą się podwójnym prawym prostym, kończąc lewym na korpus, szukał jeszcze szansy na zranienie argentyńskiego przeciwnika i wygranie przed czasem. Ostatecznie Mateuszowi nie udało się zrobić „czasówki”, ale sędziowie byli zgodni i wszyscy trzej wypunktowali zwycięstwo polskiego pieściarza (2x 100-90, 99-91).

Początek niezły, szybki nokdaun, ale od czwartej rundy czegoś zdecydowanie zabrakło. Maciej Sulęcki (30-2, 11 KO) pokonał Fouada El Massoudiego (17-16-1, 2 KO) i wrócił między liny po prawie szesnastu miesiącach przerwy. Do poprawy jest jednak naprawdę wiele. Ostatni pojedynek „Striczu” stoczył w sierpniu 2020 r. w Suwałkach. Dzisiejsza walka wyszła bardzo spontanicznie, wypadł z powodu kontuzji Krzysztof Głowacki, przeniesiono w konsekwencji galę do Wyszkowa, zorganizowano Mateuszowi Trycowi starcie wieczoru, a do karty walk dokooptowano duże polskie nazwisko, czyli Sulęckiego. „Striczu” początek miał niezły, zwycięstwo nie było zagrożone, ale Sulęcki był ospały, brakowało szybkości i nawet posłanie na deski Francuza nie zmieniło średniego obrazu walki i postawy byłego pretendenta do tytułu mistrza świata WBO wagi średniej. Na kartach punktowych nie było wcale widać dużej przewagi Sulęckiego, choć trzej sędziowie jednogłośnie wskazali na Macieja Sulęckiego (2x 77-74, 78-73). Plusy tej walki dla Maćka? Powrót między liny po 16 miesiącach, powrót do boxrecowego rankingu w wadze średniej i być może duże oferty na stole w 2022 roku. Z tym ostatnim jednak chyba warto się wstrzymać i stoczyć dodatkowo minimum jedną walkę wczesną wiosną nad Wisłą. Czas wrócić do większej aktywności.

Adam Balski (16-1, 9 KO) pokonał Wadyma Nowopaszyna (6-4, 2 KO) w pojedynku wagi junior ciężkiej. Była to pierwsza walka Balskiego od czasu porażki z Mateuszem Masternakiem w maju tego roku. Balski ostro zaczął, trafił kilkoma mocnymi kombinacjami, a następnie soczystym prawym prostym, po którym Nowopaszyn padł na deski. Zdołał wstać, po czym Polak zasypał go kolejnymi uderzeniami. Gonił Ukraińca od narożnika do narożnika i ładował w niego ile wlezie. Trochę za bardzo na siłę, bo można było skończyć ten pojedynek na chłodno już w pierwszym starciu. Nowopaszyn próbował w drugiej rundzie wywierać presję za podwójną gardą i lewym prostym, ale to była woda na młyn dla Balskiego, który ciekawymi seriami uderzeń regularnie trafiał przeciwnika w różnych płaszczyznach. Pokazał kilka efektownych i skutecznych manewrów na nogach, ale miał też momenty przestoju. W trzecim starciu Balski podwajał i potrajał lewy prosty, co podobało się trenerowi Andrzejowi Liczikowi. Po chwili rozluźnienia Polak wystrzelił potężnym lewym sierpowym – Nowopaszyn był ponownie zraniony, ale wciąż się trzymał i atakował. W czwartej rundzie przyjął mocny, bezpośredni lewy sierpowy, a potem kolejny prawy. Balski boksował swobodnie i chwilami bawił się w ringu, choć w jego poczynania czasami wkradał się chaos. Pod koniec rundy zerwał się i trafił serią kilkunastu mocnych ciosów, ale Nowopaszyn nie padł, a sędzia Arkadiusz Małek nie przerwał walki. Runda numer pięć była przez półtorej minuty spokojna, po czym Balski przyjął kilka ciosów rywala na gardę i mocno odpowiedział. Trzeba przyznać, że Ukrainiec imponował twardością i wolą walki, choć był deklasowany. Polak punktował w szóstej odsłonie lewym prostym i demonstrował przyśpieszenia, które mogły się podobać. Niespodziewanie Nowopaszyn zdołał wdać się z Polakiem w kilka wymian i trafił nawet prawym w półdystansie w rundzie siódmej, chociaż Balski nadal miał nad walką całkowitą kontrolę. W ostatniej odsłonie Polak jeszcze kilka razy próbował skończyć pojedynek przed czasem i ranił Ukraińca. Nie udało się jednak dokończyć roboty, mimo że werdykt mógł być tylko jeden. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 80-70 i dwa razy 80-71 – wszyscy dla Balskiego.

Rywalizujący w wadze średniej Rafał Wołczecki (5-0, 4 KO) na gali Challenger’s Boxing Night by KnockOut w Wyszkowie pokonał przed czasem Białorusina Siergieja Huliakiewicza (43-15-2, 17 KO). Przewaga siły Wołczeckiego była od początku bardzo widoczna i białoruski weteran czuł niemal wszystkie ciosy Polaka. Po jednym z uderzeń na korpus był wyraźnie zraniony, ale zdołał przetrwać pierwszą rundę. W drugiej Huliakiewicz pokazał kilka starych trików i zdołał dwukrotnie trafić Rafała prawą ręką. W końcu Polak trafił jednak lewym na wątrobę, a Białorusin przyklęknął i został wyliczony. Bombardier z Wrocława idzie więc nadal jak burza i pora chyba zacząć przymierzać się do poważniejszych wyzwań.

17 GRUDNIA 2021 ROKU [BABILON BOXING SHOW, RADOM]

Paskudna kontuzja Daniela Rutkowskiego (2-2) po uderzeniach głową Damiana Kiwiora (8-3-1, 1 KO) nie uchroniła pięściarza z Tarnowa przed porażką z zawodnikiem KSW na gali Babilon Boxing Show w Radomiu. Na przestrzeni sześciu rund pięściarz z Radomia był zdecydowanie lepszym pięściarzem od Kiwiora i zasłużenie został uznany za zwycięzcę. Kiwior nie miał pomysłu na pokonanie Rutkowskiego. W jednej z akcji wpadł „z byka” w zapaśnika i zawodnika MMA, w konsekwencji pojawiło się rozcięcie pod okiem Daniela. W szóstej rundzie doszło do kolejnego rozcięcia po uderzeniu głową i sędzia Gortat po reakcji i analizie lekarza przerwał pojedynek. Dwaj sędziowie punktowi do czasu przerwania mieli na swoich kartach zwycięstwo Rutkowskiego, jeden wypunktował remis. Kiwior idzie niestety drogą Michała Syrowatki i powinien poważnie zastanowić się nad bokserską przyszłością. Z kolei Rutkowski znajdzie teraz czas na odpoczynek, aby wiosną prawdopodobnie zmierzyć się w drugim pojedynku dla organizacji KSW. Czy potem dojdzie do jego kolejnych starć w boksie? Po dzisiejszym zwycięstwie prawdopodobnie tak. Kto będzie jego kolejnym, bokserskim rywalem? Może Adam Szczypior od Krystiana Każyszki?

Michał Syrowatka (23-6, 8 KO) został rozbity i przegrał boleśnie przed czasem z Lukasem Dekysem (6-0, 3 KO). To zdecydowanie powinien być ostatni pojedynek w karierze pięściarza z Ełku. Rozbicie Michała widzieliśmy już w jego poprzednich walkach. Dziś w Radomiu formalności zostały dopełnione – Czech był stroną dominującą od początku, był zdecydowanie szybszy. Wprawdzie Syrowatka w pierwszych minutach trzymał wysoko gardę, ale nie nadążał za sprytnym Dekysem. Pod koniec pierwszej rundy Michał przyjął kilka ciosów sierpowych, z tym najbardziej widocznym zadanym z lewej ręki. W drugiej odsłonie Dekys jeszcze bardziej przyspieszył, zadawał więcej ciosów, po prawym sierpowym Syrowatka zaliczył pierwsze deski. Drugie zanotował w trzeciej odsłonie, po drugim nokdaunie Polak wstał, ale szybko stracił kontrolę nad ruchami i sędzia ringowy Robert Gortat bardzo słusznie przerwał pojedynek. Michał poważnie powinien zastanowić się nad zakończeniem kariery.

Wyniki pozostałych walk:
Wiktoria Sądej (2-1, 1 KO) TKO 3 Nino Gviniashvili (1-7, 1 KO)
Maksim Hardzeika (11-0, 4 KO) MD 8 Patrik Balaz (4-2, 1 KO) (2x 77-75, 76-76)

źródło: bokser.org

UDANE POWROTY ROBERTA PARZĘCZEWSKIEGO I PATRYKA SZYMAŃSKIEGO

gala_szklarska2021

W głównym daniu wczorajszej gali MB Boxing Night 9 wracający po ciężkim nokaucie Robert Parzęczewski (26-2, 16 KO) pokonał solidnego Facundo Nicolasa Galovara (10-6-2, 7 KO). Argentyńczyk naoglądał się ostatniej walki „Araba” i od początku polował lewym sierpowym bitym z całym skrętem. Robert natomiast dobrze pracował nogami i lewym prostym punktował. Gdy rywal wydłużał kombinację, czasem coś przeszło, generalnie jednak podopieczny Grzegorza Krawczyka dobrą defensywą przepuszczał bądź blokował ciosy rywala. Sam natomiast polował, by wejść w tempo akcją prawy na prawy. Celował też lewym hakiem pod prawy łokieć.

Na półmetku wszystko pod kontrolą, choć Galovar pozostawał groźny, polując jakimś mocnym uderzeniem, którym mógłby obrócić losy potyczki. W piątym starciu Parzęczewski bił albo prawym na dół, albo kombinacją lewy na dół-prawy sierp na górę. Na początku kolejnej odsłony zagapił się i Argentyńczyk trafił długim prawym, ale ten cios nie zrobił na Robercie większego wrażenia. Zaraz zresztą uderzył lewym pod prawy łokieć, poprawił prawym sierpowym i rywal był w tarapatach. Zabrakło czasu. Ale po przerwie Galovar już odważnie wchodził w wymiany w półdystansie. Do końca atakował i starał się przechylić szalę na swoją korzyść. Robert natomiast boksował dziś konsekwentnie, nie podpalał się i wyboksował oponenta. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 78:74 i dwukrotnie 80:72 – wszyscy na korzyść „Araba”.

Po czterech porażkach w pięciu walkach wielu wysyłało już Patryka Szymańskiego (21-4, 11 KO) na sportową emeryturę. On jednak się nie poddaje i zadał Danielowi Bociańskiemu (10-1, 2 KO) pierwszą porażkę w karierze. Patryk wyprzedzał rywala w pierwszej rundzie. Drugą zaczął od akcji prawy krzyżowy-lewy sierp. Weszło. Od razu poprawił tą samą kombinacją. Był jeszcze prawy podbródkowy. Ale tuż przed gongiem sam zainkasował mocny prawy podbródek i wydawał się, że gong go trochę uratował. Po przerwie tempo nieco spadło, co było Szymańskiemu na rękę. W takim kontrolowanym boksie górę brały jego większe umiejętności techniczne. A poza tym wszyscy znamy jego problemy z kondycją. „Bocian” nie podkręcał tempa również w czwartym starciu. Przegrał więc i ten odcinek. W połowie piątej rundy Szymański ustawił sobie przeciwnika lewym prostym, uderzył prawym podbródkowym, trafił idealnie na szczękę i było po wszystkim. Co prawda Bociański się nie przewrócił, ale mocno „zatańczył” i sędzia Małek wkroczył do akcji. Bo Patryk mógł zaraz dobić Daniela i ciężko znokautować.

Kamil Bodzioch (7-1-1, 2 KO) zremisował z Jakubem Sosińskim (3-2-1, 1 KO). Kuba zaczął spokojniej. Wywierał pressing, ale celował. Nie tracił niepotrzebnie energii. A 40 sekund przed końcem pierwszej rundy zranił Kamila prawym sierpowym na szczękę. Obyło się bez nokdaunu, ale mocne 10:9. Drugie starcie również dla Sosińskiego, który bił optycznie mocniej. W trzeciej jednak pojedynek zaczął się robić „ciasny”. I znów rozgrzał salę, tak jak kilka miesięcy wcześniej. Tuż przed przerwą pięściarz z Jeleniej Góry trafił lewym sierpowym i niemal równo z gongiem poprawił prawym. Udana końcówka sprawiła, że po przerwie Bodzioch rozluźnił się, boksował z dystansu ciosami, przepuszczał sierpy rywala, a raz mocno strzelił lewym hakiem pod prawy łokieć. W piątej rundzie Kamil ustawiał już sobie przeciwnika lewym prostym, polując na mocny prawy. I dwa razy takim prawym trafił. Ale Sosiński zebrał się w sobie, złapał drugi oddech i w szóstej rundzie znów ostrzej zaatakował. Poziom światowy to nie był, ale oglądało się to dobrze. A takie starcia też są fajne dla kibiców… Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 58:56 Sosiński i dwa razy 57:57 – a więc remis!

Kamil Młodziński (14-5-4, 7 KO) w dobrym stylu odprawił niepokonanego Bartłomieja Wańczyka (15-1, 7 KO). Już w pierwszej rundzie zranił rywala prawym krzyżowym. W drugiej był mocny prawy podbródek. W trzeciej kilka haków w okolice wątroby i ostrzeżenie dla przeciwnika za klinczowanie. Młodziński zakończył jednostronny bój w czwartym starciu. Wańczyk wstał po pierwszym nokdaunie, ale za moment kolejne ciosy Kamila zmusiły sędziego Jankowiaka do zatrzymania potyczki.

Po twardych sześciu rundach Tomasz Nowicki (8-0, 2 KO) pokonał niejednogłośnym werdyktem Dmytro Szczerbina (9-1-1, 2 KO). Sędziowie punktowali 58:56, 56:58 i 58:56. Nie był to przekręt, ale na neutralnym terenie Tomek tej walki by nie wygrał…

Kacper Salabura (3-1) pokonał Marcina Piegońskiego (1-2). Salabura dobrze wszedł w pojedynek, skracając dystans i bijąc celnie hakami oraz sierpami. W drugiej rundzie niby dalej wywierał pressing, lecz przestał zadawać ciosy. Po sześciu minutach 19:19. – Bliżej niego – krzyczał trener Galara. W połowie trzeciej odsłony Piegoński już ciężko oddychał, a czujący jego kryzys Kacper podkręcił jeszcze bardziej tempo. Celował hakami na korpus na osłabionego przeciwnika. Po przerwie Salabura ruszył po nokaut. Łamał Marcina każdym kolejnym ciosem, choć brakowało w nich trochę mocy. Obijanie rywala – momentami trochę bezmyślne, w końcówce piątej rundy zmęczyło również Slaburę. Ostatnie trzy minuty także dla Kacpra, który wygrał na kartach sędziów 58:56 (???) i dwukrotnie 59:55.

Wcześniej występujący w kategorii cruiser Oskar Gryckiewicz (1-0, 1 KO) udanie zadebiutował w gronie zawodowców, stopując Łukasza Bordewicza (1-1, 1 KO) w drugiej rundzie. W pierwszej kilka razy trafił prawym na górę, na początku drugiej prawy – tym razem na dół, dał pierwszy nokdaun. Po liczeniu Oskar poprawił prawym sierpowym na górę i było po wszystkim.

Boks olimpijski:
Artur Proksa PKT (30:27) Almos Lantos
Alexas Kubicki PKT (30:27) Martyna Bruch

źródło: bokser.org

szklarska2021

PARZĘCZEWSKI I ŚLUSARCZYK NIESPODZIEWANIE POKONANI NA GALI W CZĘSTOCHOWIE!

tymex_czestochowa2020

W walce wieczoru gali boksu zawodowego TBN 13 w Częstochowie Sherzod Khusanov (22-1-1, 10 KO) potężnym lewym sierpowym odebrał Robertowi Parzęczewskiemu (25-2, 16 KO) szansę na 26. zwycięstwo w karierze. Cios idealnie w punkt, tak można by było określić lewy sierpowy jakim pod koniec 2. rundy poczęstował „Araba” Khusanov.

Na początku nic nie zwiastowało porażki Roberta, zwłaszcza w taki sposób. Robert dobrze wszedł w pojedynek. Balansował tułowiem, był dynamiczny i celnie trafiał pojedyńczymi ciosami. Do czasu feralnego uniku. „Arab” przepięknym unikiem rotacyjnym przepuścił potężny prawy sierpowy rywala. Natychmiast po uniku chciał odpowiedzieć rywalowi prawym hakiem. Niestety nad ręką przygotowaną do zadania ciosu Uzbek ulokował bardzo silny lewy sierp prosto w szczękę Parzęczewskiego. Częstochowianin próbował wstać, ale sędzia Gortat nie miał wyjścia, musiał przerwać walkę. Po walce „Arab” zdradził, że czuje się dobrze i pierwsze czego by teraz chciał to chwila odpoczynku i rewanż za tę dotkliwą porażkę.

Co-Main Event gali dostarczył kibicom ogromnych emocji. Po prawdziwej wojnie Paweł Czyżyk (6-1, 1 KO) zwyciężył na punkty z faworyzowanym Sebastianem Ślusarczykiem (8-1, 5 KO). Walka przebiegała według dewizy „cios za cios” od pierwszej do ostatniej sekundy, jednak to „Furia” z tej konfrontacji wyszedł zwycięsko sprawiając nie lada niespodziankę. Sebastan Ślusarczyk na początku chciał prowadzić walkę metodą podjazdową. Starał się doskakiwać do rywala, ostrzelać go kombinacją ciosów, po czym uciec. Paweł Czyżyk początkowo nawet na to pozwalał, jednak w miarę upływu czasu jego wewnętrzna „Furia” wzięła górę i z walki bokserskiej zrobiła nam się prawdziwa wojna. Kilka mocniejszych ciosów ze strony Ślusarczyka wystarczyło, aby Czyżyk, zamiast czekać na kolejny atak swojego rywala zaczął sam na niego nacierać, wtedy też „SebSlu” częściej ulegał pokusie wchodzenia w niebezpieczne wymiany. Czyżyk natomiast gdy wiedział, że zrobił wystarczająco, aby wygrać rundę, oszczędzał ciosy, a tym samym tlen co okazało się doskonałą taktyką.

W poprzedzającym tę walkę pojedynku pań Laura Grzyb (4-0, 3 KO) pokonała pewnie na punkty Monicę Gentili (6-12, 1 KO)

Michał Leśniak (13-1-1, 3 KO) pewnie wypunktował Czecha Miroslava Serbana (12-5, 6 KO), od początku walki konsekwentnie realizując swój plan taktyczny. Niemal każdy atak Polaka kończył się sierpem (lub kilkoma) na korpus, a ciosy te z reguły dosięgały celu.
Serban w czasie tych 8 rund zdecydował się na kilka zrywów, jednak czujny „Szczupak” nie nabrał się na żadną sztuczkę swojego przeciwnika i cała walka przebiegła w niemal 100% pod jego dyktando. Nie licząc wyżej wymienionych pojedynczych akcji Czecha raczej unikał on walki, co poskutkowało dosyć oczywistym jednogłośnym zwycięstwem podopiecznego trenera Piotra Wilczewskiego.

‚W Częstochowie upadłem i w Częstochowie się podniosę’ – Tymi słowami podczas jednej z zapowiedzi przed walką Łukasz Wierzbicki (19-1, 7 KO) zwrócił się do widzów i słowa dotrzymał. Wierzbicki, który ostatnią walkę stoczył w październiku 2019 (porażka przed czasem z Louisem Greene) nie dał żadnych szans Octavianowi Grattiemu (5-8, 3 KO). „Pretty Boy” od pierwszej rundy zaczął boksować w sposób, który Mołdawianinowi bardzo nie odpowiadał. Szybka praca na nogach, balans ciałem, szybkie ciosy i natychmiastowy odskok spowodowały, że Gratti nie mógł znaleźć na „Pretty Boya” żadnej recepty. Reprezentantowi Mołdawii natomiast i tak należy się szacunek, mimo ewidentnej przewagi Wierzbickiego wciąż szukał swojej szansy i mimo, że nie miał możliwości rozkręcić się w takim stopniu jak miało to miejsce w walkach z Leśniakiem czy Żeromińskim to nie ustawał w próbach ataku i ustrzelenia zawodnika Tymexu, którymś z ciosów.

Kamil Kuździeń (3-0, 0 KO) i Kacper Salabura (2-1, 0 KO) zdecydowanie rozgrzali publiczność na miejscu i widzów przed telewizorami. To było uosobienie tego, co kibice w boksie kochają najbardziej. Ogromna liczba ciosów, potężne wymiany i wojna charakterów, z których żaden ani myśli o jakimkolwiek oszczędzaniu sił. Początkowo bardziej aktywny był Kamil Kuździeń, który zasypywał schowanego za podwójną gardą rywala kapitalnymi kombinacjami wymierzonymi zarówno w głowę, jak i korpus. Salabura nie pozostawał jednak długo w defensywie. Gdy tylko Kuździeń pokazywał oznaki zmęczenia Salabura przystępował do kontrataku. Po chwili spędzonej za szczelnym blokiem strzelał potężnymi sierpowymi. Końcówka niemal każdej rundy wyglądała tak jakby była to ostatnia runda walki o duże trofeum. Panowie bezkompromisowo ruszali na siebie nie szczędząc sobie ciosów bitych z największą mocą defensywę odkładając na drugi plan. Finalnie jednak to presja i częstotliwość ciosów Kuździenia okazała się dla sędziów ważniejsza niż boks z kontry Salabury i to właśnie on pozostaje pięściarzem niepokonanym dopisując 3. zwycięstwo do zawodowego rekordu.

W drugim pojedynku głównej karty walk Krzysztof Twardowski (9-2, 6 KO) po 8 rundach wypunktował Piotra Podłuckiego (6-5, 2 KO). Początkowo to Podłucki zdawał się mieć w ringu większą kontrolę. Bez żadnej obawy przed ciosami rywala parł do przodu i starał się naruszyć go pojedynczym mocnym uderzeniem. To nawet udało się w drugiej rundzie po lewym sierpowym kiedy to Twardowski zmuszony był do klinczu pod linami ringu. Dalsze odsłony pojedynku to już widowisko bez większych emocji. Podłucki atakował zdecydowanie rzadziej, co dawało okazję Twardowskiemu do rozkręcenia się. „Twardy” jednak nie podejmował ryzyka i nie decydował się na otwartą wojnę ze swoim rywalem. Konsekwentnie trzymał dystans kąsając głównie lewym prostym.

W pierwszym pojedynku TBN 13 Aleksander Jasiewicz po twardej walce pokonał na punkty Denisa Mądrego.

źródło: bokser.org.

PARZĘCZEWSKI PUNKTUJE JANJANINA W ARŁAMOWIE. ŚWIETNA POSTAWA ŁASZCZYKA I GORGONIA

arlamow2020

W walce wieczoru gali boksu zawodowego w Arłamowie Robert Parzęczewski (25-1, 16 KO) aż pięciokrotnie przewracał Sladana Janjanina (27-6, 21 KO), jednak wygrał „tylko” na punkty.

Już pierwszy lewy hak Roberta w okolice wątroby zgiął rywala i widać było, że boli… Schowany za podwójną gardą 20 sekund przed końcem rundy wystrzelił obszernym prawym, a Polak przepuścił go i natychmiast skontrował krótkim lewym. Pierwsze liczenie. Za moment jednak zabrzmiał gong na przerwę. W połowie drugiego starcia Parzęczewski ściął przeciwnika z nóg prawym podbródkowym. Po liczeniu ruszył jeszcze ostrzej i lewym hakiem znów przewrócił oponenta. Ale i tym razem udało się dotrwać do przerwy. Początek trzeciej rundy to akcja lewy-prawy i czwarte liczenie. „Arab” czuł się tak mocny, że pozwalał sobie nawet na zmiany pozycji na mańkuta. Bośniak panicznie uciekał, a podopieczny Grzegorza Krawczyka nigdzie się nie śpieszył, tak oto doszło do czwartej odsłony. A potem piątej. Scenariusz się oczywiście nie zmieniał – pełna dominacja pięściarza z Częstochowy. Wydawało się wręcz, że mógł skończyć walkę w każdym momencie, lecz chciał trochę dłużej poboksować. Po dwudziestu sekundach piątej rundy krótki prawy hak na górę dał kolejny nokdaun. Ale że charakteru nie można było odmówić Bośniakowi, to i tym razem dotrwał do przerwy. W szóstej nawet się nie przewrócił. I tak wyglądało to do końca. Ruch jednostronny i wielki sukces Bośniaka. Bo porażka na punkty to jego wielki sukces… Werdykt mógł być jeden – trzy razy 80:67.

Świetnie dysponowany Kamil Łaszczyk (28-0, 10 KO). Dzielny Piotr Gudel (10-5-1, 1 KO) walczył bardzo charakternie, ale przewaga klas była ogromna i pojedynek został zastopowany w piątym starciu. Od początku uwidoczniła się przewaga szybkości Kamila. Trafił fajną kombinacją lewy podbródkowy-prawy sierp, poprawił prawym podbródkiem i Piotrek lekko się zachwiał. Wrocławianin pierwszą rundę zakończył jeszcze świetną kontrą z prawej ręki po odchyleniu. Po przerwie ciąg dalszy dominacji – lewy prosty pracujący z automatu i parę naprawdę mocnych lewych haków pod prawy łokieć. Trzecie starcie to coraz dłuższe i ciekawsze kombinacje Kamila i powiększająca się przewaga. Coraz częściej dochodził też prawy sierp. Gudel musiał coś szybko zmienić, kiedy jednak tylko chciał sam zaatakować, od razu nadziewał się na jakąś kontrę. Pod koniec czwartej rundy lewy podbródek w końcu złamał Gudela i zmusił do przyklęknięcia. Zanim sędzia Gortat doliczył do ośmiu, do przerwy pozostało już tylko kilka sekund. Łaszczyk demolował swojego kumpla w piątej rundzie i po dwóch kolejnych nokdaunach nierówny pojedynek został zatrzymany.

- Nie kończcie mi kariery – mówił przed galą Patryk Szymański (20-4, 10 KO). Ale chyba pora kończyć, skoro przegrał dziś z Przemysławem Gorgoniem (11-6-1, 5 KO). W pierwszej rundzie Patryk wykorzystując lepsze warunki fizyczne ustawiał sobie rywala jabem i dwukrotnie trafił prawym krzyżowym. Na początku drugiej odsłony Gorgoń trafił prawym sierpowym, poprawił lewym sierpem i Patryk sklinczował. Oddał inicjatywę, lecz niemal równo z gongiem ładnie skontrował swoim prawym. Po przerwie Szymański niby kontrolował potyczkę lewym prostym, jednak boksował zbyt zachowawczo, a gdy walka przechodziła w półdystans, panikował i jak najszybciej chciał sklinczować. Rundy szły na jego korzyść, ale to wciąż nie był ten sam zawodnik, na jakiego się zapowiadał pięć-sześć lat temu… Niby wszystkie argumenty miał w ręku Patryk, lecz runda numer cztery była naprawdę równa. Piątą dobrze zaczął faworyt, ale w połowie jakby odcięło go od prądu i Gorgoń zaczął go znów spychać. Dużo pracy miał też Robert Gortat, który co chwilę musiał rozrywać klincz. Gorszy technicznie, za to twardszy Przemek nacierał nieustannie i na samym finiszu po krótkim prawym sprawił, że Szymański przyklęknął. A pan Gortat jak najbardziej zasłużenie liczył. Po ostatnim gongu obaj w napięciu czekali na werdykt sędziów. A ci punktowali 58:55 Gorgoń, 57:56 Szymański i 58:55 – stosunkiem głosów dwa do jednego zwyciężył skazywany na porażkę Przemek!

Sprowadzony niemal w ostatniej chwili w zastępstwie Paweł Martyniuk (1-5, 1 KO) pokazał charakter i choć zakrwawiony, to przeboksował na pełnym dystansie z Sebastianem Ślusarczykiem (8-0, 5 KO). Podopieczny Adama Jabłońskiego chyba zlekceważył rywala i w pierwszej rundzie zainkasował kilka niepotrzebnych ciosów. Po przerwie Polak trafił mocnym prawym hakiem na korpus. To uderzenie zrobiło wrażenie na Ukraińcu mieszkającym w naszym kraju. Od tego czasu Sebastian zyskał przewagę. Trzecia runda już naprawdę fajna. Ślusarczyk dwukrotnie zranił Martyniuka prawym krzyżowym. Ukraińcowi nie można jednak odmówić ambicji i choć był lekko wstrząśnięty, to nie zamierzał kapitulować. W czwartej odsłonie Sebastian rozbijał przeciwnika lewym prostym, bił coraz częściej hakami na dół i systematycznie przełamywał. Podobny przebieg miała runda piąta. W szóstej Sebastian bawił się już i totalnie zaszachował oponenta swoim lewym prostym, którego trochę brakowało w poprzednich walkach. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie punktowali przewagę Polaka w stosunku 60:54.

To musiało się tak skończyć. Po jedenastu miesiącach przerwy Łukasz Różański (12-0, 11 KO) zastopował w drugiej rundzie Eriksa Kalasnikovsa (10-9-1, 8 KO). Pod koniec pierwszej minuty Łukasz fajną kombinacją lewy podbródkowy-prawy sierp rzucił Łotysza na deski po raz pierwszy. Kilkadziesiąt sekund później po prawym sierpowym w okolice ucha drugi nokdaun, ale rywal dotrwał do przerwy. Po niej Różański wziął się mocniej do pracy, uderzył kilka razy po dole, a walkę zakończył krótkim prawym na brodę.

W pojedynku wagi junior średniej Tomasz Nowicki (5-0, 2 KO) pokonał Bartosza Głowackiego (4-2, 3 KO). Nowickiego zżarły chyba nerwy. Pierwsze cztery minuty do śmieci. Był nerwowy, chaotyczny, skakał na nogach… Wyglądało to źle. W połowie drugiej rundy w końcu poukładał swój boks i od razu zaczął odrabiać straty. Na początku trzeciej rundy Tomek dwa razy trafił akcją prawy-lewy. – Jest dobrze – usłyszał potem w narożniku. Tomek miał chyba lekki kryzys w czwartym starciu, spuścił nieco z tonu, ale i tak był dużo aktywniejszy i po dwunastu minutach na karcie BOKSER.ORG wygrywał 39:37. Głowacki wziął się do pracy w piątej odsłonie. Brakował w jego akcjach polotu, wydawał się za to świeższy. A Nowicki coraz częściej klinczował. Ostatnie minuty zażarte, ale i nieco chaotyczne. Plus był taki, że z tego chaosu wyszło kilka celnych ciosów po obu stronach. Gdy zabrzmiał ostatni gong, wszyscy sędziowie mieli na swoich kartach przewagę 58:56 Nowickiego. I tak było też u nas – runda pierwsza i piąta dla Głowackiego, reszta dla Tomka.

Na otwarcie imprezy w Arłamowie w konfrontacji dwóch niepokonanych, młodych i zdolnych Polaków Kacper Salabura (2-0) pokonał faworyzowanego chyba Oskara Kapczyńskiego (3-1, 2 KO). Pierwszą rundę lepiej zaczął Oskar, choć odkrył się i zainkasował dwa prawe sierpy Kacpra. W drugiej Kapczyński niepotrzebnie zmieniał pozycję na mańkuta, co ewidentnie nie wychodziło mu na zdrowie. Pozostawał odkryty i kiedy tylko rywal wydłużał swoje akcje, od razu trafiał. Po sześciu minutach 19:19. Trzecia odsłona równa, ale to Salabura zaakcentował ją w samej końcówce dwoma bezpośrednimi prawymi. Salabura zachował więcej sił i pogonił w czwartej rundzie Kapczyńskiego. Ten równo z gongiem huknął lewym sierpowym. To był najmocniejszy cios w tej walce, ale finiszował zdecydowanie za późno. I znalazło to odzwierciedlenie na kartach sędziów. 40:36, 39:37 i 38:38 – stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył Kacper.

źródło: bokser.org