Tag Archives: Eryk Ciesłowski

PAWEŁ AUGUSTYNIK ZASTOPOWAŁ MAKSA MISZCZENKO NA GALI W GNIEWIE

augustynik_gniew2021

W pojedynku wieczoru gali na zamku w Gniewie Paweł Augustynik (13-0, 6 KO) skrzyżował rękawice z Maksem Miszczenką (7-2, 3 KO). Walka została zakontraktowana na dziesięć rund, a w jej stawce znalazł się należący do Polaka mieszkającego na Wyspach Brytyjskich pas WBC International Silver.

Pojedynek od pierwszych chwil oglądało się bardzo dobrze. Obaj pięściarze narzucili wysokie tempo, Augustynik trzymał się środka ringu, Miszczenko walczył bliżej lin, dużo poruszał się po ringu, szukał kontrataków i miejsca na ulokowanie swoich ciosów. Największym argumentem Augustynika były jednak jego celne ciosy na korpus, które na pewno Ukrainiec odczuwał podczas pojedynku. Miszczenko, który promowany jest przez Krystiana Każyszkę, walczył dzielnie i nastawił się na kontry. Zgubiła go jednak prawdopodobnie zbyt duża częstotliwość walki przy linach, kiedy za bardzo otwierał się przed rywalem. W szóstej rundzie Augustynik ustrzelił Miszczenkę. Mieszkający na stałe w Wielkiej Brytanii 25-letni pięściarz najpierw wystrzelił bezpośredni lewy sierpowy, który doszedł celu, by potem już w półdystansie wyprowadzić mocny cios z lewej ręki na korpus. Ukrainiec padł na deski, został wyliczony, a sędzia Zbigniew Łagosz po chwili zakończył pojedynek.  Augustynik obronił pas WBC International Silver, więc prawdopodobnie awansuje o kilka oczek w nadchodzącym rankingu WBC wagi półciężkiej.

Michał Soczyński (2-0, 1 KO) kontynuuje swoją karierę na zawodowych ringach. Podczas gali Queensberry Polska na zamku w Gniewie były reprezentant Polski w boksie olimpijskim przejechał się po Michale Czykielu (2-3, 2 KO). Od pierwszych akcji było widać dużą dysproporcję w sile ciosu oraz umiejętnościach. Ciosy z prawej ręki autorstwa Soczyńskiego robiły największe wrażenie na przeciwniku, który w efekcie trzykrotnie leżał na deskach już w pierwszej rundzie. Pierwsze deski zaliczył po prawym sierpowym na dół oraz na górę. Kolejne liczenia to efekt totalnej dominacji. Po trzecim sędzia zdecydował się na przerwanie pojedynku.

Wygrał, ale nie zachwycił. Kamil Mroczkowski (2-0, 1 KO) dopisał do swojego zawodowego rekordu kolejne zwycięstwo, pokonując jednogłośnie na punkty Artsioma Czarniakiewicza (3-30, 3 KO). Do poprawy jest jeszcze naprawdę wiele. Białorusin to niewątpliwie twardy facet, ale jeśli były medalista mistrzostw Europy juniorów w wadze super ciężkiej chce się w przyszłości wyróżniać na ringach zawodowych, musi pokazywać zdecydowanie lepszy boks, również pod względem fizycznym i kondycyjnym. Dziś w pewnym momencie Czarniakiewicz był tak zmęczony, że zakończenie tej walki przed czasem to powinien być fundament dla Kamila. Tak się jednak nie stało i walka potrwała do ostatniego gongu. Ringowy odjął jeszcze punkt Białorusinowi, a wszyscy trzej sędziowie ostatecznie punktowali jednomyślnie 40-35 na rzecz Kamila Mroczkowskiego. Pamiatkowy puchar po tym pojedynku wręczył Mroczkowskiemu były pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej Mariusz Wach, który wspierał swojego młodszego kolegę spod ringu.

Ihosvany Garcia (2-0, 1 KO) jest jednym z tych kubańskich pięściarzy, którzy w ubiegłym roku pojawili się w naszym kraju i zaczęli występować na tutejszych galach boksu zawodowego. Podczas gali na zamku w Gniewie 25-letni pięściarz pokonał wysoko na punkty doświadczonego Rusłana Rodziwicza (15-32, 14 KO). Garcia kontrolował pojedynek, bił dużo ciosów na korpus, obijał Białorusina, sporo jabował – starał się rozpoczynać swoje kombinacje od ciosów prostych. Rodziwicz to doświadczony zawodnik i przed ich starciem można było się spodziewać, że ani Rodziwicz się w ringu nie przewróci, ani nie zrobi większej krzywdy Kubańczykowi. Wszyscy trzej sędziowie wypunktowali pojedynek Kubańczyka z Białorusinem jednomyślnie (60-54) na korzyść tego pierwszego. To jego druga walka w Polsce i drugie zwycięstwo.

Kolejna parę stanowili Krzysztof Stawiarski (2-4,2 KO) i Karol Długosz (2-0). Pierwszy jest zawodnikiem Silesii Boxing Irosława Butowicza, trenera, który był obecny w narożniku Krzysztofa. Jego przeciwnik kilkanaście lat temu wyleciał do Irlandii Północnej i tam szlifował swój boks. Podpisał w ubiegłym roku kontrakt z duetem Krawczyński-Warren i dalej trenuje na Wyspach. Stawiarski walczył ambitnie, ale Długosz zamęczał rywala, bił sporo na dół. Chwilami jednak za bardzo się podpalał i opuszczał swoje ręce, przez co zawodnik Silesii Boxing mógł mieć szanse na kontratak, do czego namawiał jego trener. – Dołóż prawy sierp, dwa sierpy, tak! Dawaj Krzysiek, walczymy, do końca! – krzyczał z narożnika Butowicz. Ostatecznie po czterech rundach wszyscy trzej sędziowie wypunktowali 40-36 na korzyść Karola Długosza.

Wiktor Szadkowski (2-0, 1 KO) od początku widział luki w boksie Eryka Ciesłowskiego (3-7, 1 KO). Szczególnie po wyprowadzeniu lewego prostego, gdy lewa ręka nie wracała do brody i było dużo miejsca. Pierwsza runda była pod dyktando Wiktora, ale bez fajerwerków. W drugiej odsłonie Szadkowski wyczuł odpowiedni moment, zadał lewy prosty i skutecznym sierpowym rzucił na deski Ciesłowskiego. Ten został wyliczony przez sędziego, ale był wyraźnie zamroczony i sędzia ostatecznie zdecydował się przerwać pojedynek.

Kolejne zwycięstwo na zawodowych ringach zanotował Radomir Obruśniak (3-0, 2 KO). W pojedynku zakontraktowanym na sześć rund polski pięściarz nie dał żadnych szans Islamowi Mayrasultanovi (0-2).

źródło: bokser.org

gala_gniew_2021

KOLEJNY PAS EWY BRODNICKIEJ. PIERWSZY ROBERTA PARZĘCZEWSKIEGO

budweld_czestochowa

Ewa Brodnicka (13-0, 2 KO) po zdobyciu mistrzostwa Europy wagi lekkiej, pokonując wczoraj Irmę Adler (16-8, 8 KO) do swojej kolekcji dorzuciła również tytuł mistrzyni świata federacji WBO kategorii super piórkowej. Póki co w wersji tymczasowej, ale teraz pełnoprawna mistrzyni będzie już musiała podjąć rękawicę, na co wcześniej nie miała ochoty.

Pojedynek w zasadzie bez większej historii, bo agresywna Polka spychała przeciwniczkę do defensywy od pierwszego gongu. Szczególnie mocny lewy prosty narzucał obraz tej walki. Były też ciekawe kombinacje rozpoczynane ciosami na korpus, a kończone sierpami na górę. Bośniaczka polowała na kontrę bezpośrednim prawym, lecz nie potrafiła wejść w tempo i czysto trafić. A nawet kiedy trafiała, Ewa natychmiast ponawiała atak, nie dając rywalce rozwinąć skrzydeł. Po ostatniej, dziesiątej rundzie, punktacja mogła być tylko jedna – trzy razy 100:90.

Robert Parzęczewski (16-1, 9 KO) osiągnął największy sukces w karierze. Pokonując Zurę Mekereshvilego (20-9, 16 KO) sięgnął po wakujący, młodzieżowy pas mistrzowski federacji WBO w wadze półciężkiej. Niski, za to krępy i silny fizycznie Gruzin, początkowo próbował przyjąć cios Polaka na blok i odpowiedzieć swoim. To nie zdało rezultatu, więc zmienił taktykę i wchodził w tempo – cios na cios. Szybszy był podopieczny Grzegorza Krawczyka, do tego ładnie pracował nogami, przepuszczając większość obszernych sierpów przeciwnika. Ale gdy tylko popełnił choćby mały błąd, rywal potrafił go za to skarcić, szczególnie przy linach. Napór oponenta z czasem narastał, a zmęczony już trochę Robert miał momenty przestoju. Mimo wszystko kontrolował cały czas to, co dzieje się między linami. Wydłużał kombinacje swoich uderzeń. Nie były to już mocne bomby, ale stopujące skutecznie zapędy Gruzina. W ostatniej rundzie Parzęczewski nie podejmował już walki, przetańczył ją, wiedząc doskonale, że z koniem nie ma się co kopać, a na punkty wygrywa. I była to dobra taktyka. Bo gdy zabrzmiał ostatni gong, na kartach sędziów wynik brzmiał 96:94, 97:93 i 98:92 – wszyscy na korzyść częstochowianina.

Tak jak można było się spodziewać, wielokrotni mistrzowie naszego kraju, doświadczeni w bojach zawodowych – Michał Żeromiński (13-2-1, 1 KO) i Krzysztof Szot (20-22-2, 5 KO), dali pokaz znakomitego boksu. Początek to przede wszystkim lewy prosty „Żeromy” i dobry półdystans „Rzeźnika”. Tak wyglądały pierwsze trzy rundy. Od czwartej między linami wywiązała się już prawdziwa wojna, którą trudno było oceniać punktowym. Dopiero w piątym starciu wyraźniejszą przewagę zyskał Michał. Na tym odcinku wychodziło mu niemal wszystko, jednak doświadczony Szot wrócił do gry w kolejnych minutach. O wszystkim miała zadecydować ostatnia odsłona. Nie było oszczędzania się, a kibice oglądali końcówkę już na stojąco. Gdy zabrzmiał ostatni gong, sędziowie stosunkiem głosów dwa do remisu wskazali na Żeromińskiego – 76:76, 77:76 i 78:74. Należy przy tym dodać, że Krzysiek od około połowy dystansu boksował z kontuzjowaną lewą ręką. Tym większe więc brawa dla tego weterana. Rewanż? Zapewne wszyscy chętnie by to obejrzeli…

Marcin Siwy (17-0, 6 KO) dopisał do swojego rekordu kolejne zwycięstwo, choć na tle 140-kilogramowego Tornike Puritchamiashvilego (9-5, 5 KO) trudno było mu pokazać efektowny boks. Miejscowy pięściarz z Częstochowy był szybszy od Gruzina, lecz jego ciosy na górę nie robiły na zwalistym przeciwniku najmniejszego wrażenia. Jedynie haki na korpus stanowiły zagrożenie. W drugiej połowie potyczki oponent coraz śmielej przechodził do kontrofensywy i jego uderzenia miały już zdecydowanie większą wymowę. Na szczęście na tle Siwego był po prostu za wolny. Marcin zaznaczył końcówkę lewym sierpowym. A na kartach punktowych wynik brzmiał 59:55, 59:55 i 60:54 – oczywiście na korzyść Polaka.

Tomasz Gromadzki (4-0-1, 1 KO) pokonał stosunkiem głosów dwa do remisu Eryka Ciesłowskiego (2-5). Od początku pressing narzucił „Zadyma”, ale zostawiał nogi i spora część jego akcji pruła powietrze. Mimo wszystko rywal był nastawiony tak defensywnie, że poza kilkoma niezbyt mocnymi prawymi podbródkami nie robił nic. Od czwartej rundy Ciesłowski w końcu zaczął boksować odważniej i po przepuszczeniu akcji przeciwnika kontrował, Od razu obraz potyczki się zmienił, a szóstą odsłonę spokojnie należałoby przypisać Erykowi. Po ostatnim gongu jeden sędzia typował remis 57:57, lecz dwaj pozostali wskazali na Tomka – 58:56 i przesadzone 60:54. Gromadzki walczył poniżej oczekiwań, zaś Ciesłowski może sobie pluć w brodę, że odważył się na bardziej otwarty boks dopiero od półmetku.

źródło: bokser.org