Tag Archives: Daniel Bociański

UDANE POWROTY ROBERTA PARZĘCZEWSKIEGO I PATRYKA SZYMAŃSKIEGO

gala_szklarska2021

W głównym daniu wczorajszej gali MB Boxing Night 9 wracający po ciężkim nokaucie Robert Parzęczewski (26-2, 16 KO) pokonał solidnego Facundo Nicolasa Galovara (10-6-2, 7 KO). Argentyńczyk naoglądał się ostatniej walki „Araba” i od początku polował lewym sierpowym bitym z całym skrętem. Robert natomiast dobrze pracował nogami i lewym prostym punktował. Gdy rywal wydłużał kombinację, czasem coś przeszło, generalnie jednak podopieczny Grzegorza Krawczyka dobrą defensywą przepuszczał bądź blokował ciosy rywala. Sam natomiast polował, by wejść w tempo akcją prawy na prawy. Celował też lewym hakiem pod prawy łokieć.

Na półmetku wszystko pod kontrolą, choć Galovar pozostawał groźny, polując jakimś mocnym uderzeniem, którym mógłby obrócić losy potyczki. W piątym starciu Parzęczewski bił albo prawym na dół, albo kombinacją lewy na dół-prawy sierp na górę. Na początku kolejnej odsłony zagapił się i Argentyńczyk trafił długim prawym, ale ten cios nie zrobił na Robercie większego wrażenia. Zaraz zresztą uderzył lewym pod prawy łokieć, poprawił prawym sierpowym i rywal był w tarapatach. Zabrakło czasu. Ale po przerwie Galovar już odważnie wchodził w wymiany w półdystansie. Do końca atakował i starał się przechylić szalę na swoją korzyść. Robert natomiast boksował dziś konsekwentnie, nie podpalał się i wyboksował oponenta. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 78:74 i dwukrotnie 80:72 – wszyscy na korzyść „Araba”.

Po czterech porażkach w pięciu walkach wielu wysyłało już Patryka Szymańskiego (21-4, 11 KO) na sportową emeryturę. On jednak się nie poddaje i zadał Danielowi Bociańskiemu (10-1, 2 KO) pierwszą porażkę w karierze. Patryk wyprzedzał rywala w pierwszej rundzie. Drugą zaczął od akcji prawy krzyżowy-lewy sierp. Weszło. Od razu poprawił tą samą kombinacją. Był jeszcze prawy podbródkowy. Ale tuż przed gongiem sam zainkasował mocny prawy podbródek i wydawał się, że gong go trochę uratował. Po przerwie tempo nieco spadło, co było Szymańskiemu na rękę. W takim kontrolowanym boksie górę brały jego większe umiejętności techniczne. A poza tym wszyscy znamy jego problemy z kondycją. „Bocian” nie podkręcał tempa również w czwartym starciu. Przegrał więc i ten odcinek. W połowie piątej rundy Szymański ustawił sobie przeciwnika lewym prostym, uderzył prawym podbródkowym, trafił idealnie na szczękę i było po wszystkim. Co prawda Bociański się nie przewrócił, ale mocno „zatańczył” i sędzia Małek wkroczył do akcji. Bo Patryk mógł zaraz dobić Daniela i ciężko znokautować.

Kamil Bodzioch (7-1-1, 2 KO) zremisował z Jakubem Sosińskim (3-2-1, 1 KO). Kuba zaczął spokojniej. Wywierał pressing, ale celował. Nie tracił niepotrzebnie energii. A 40 sekund przed końcem pierwszej rundy zranił Kamila prawym sierpowym na szczękę. Obyło się bez nokdaunu, ale mocne 10:9. Drugie starcie również dla Sosińskiego, który bił optycznie mocniej. W trzeciej jednak pojedynek zaczął się robić „ciasny”. I znów rozgrzał salę, tak jak kilka miesięcy wcześniej. Tuż przed przerwą pięściarz z Jeleniej Góry trafił lewym sierpowym i niemal równo z gongiem poprawił prawym. Udana końcówka sprawiła, że po przerwie Bodzioch rozluźnił się, boksował z dystansu ciosami, przepuszczał sierpy rywala, a raz mocno strzelił lewym hakiem pod prawy łokieć. W piątej rundzie Kamil ustawiał już sobie przeciwnika lewym prostym, polując na mocny prawy. I dwa razy takim prawym trafił. Ale Sosiński zebrał się w sobie, złapał drugi oddech i w szóstej rundzie znów ostrzej zaatakował. Poziom światowy to nie był, ale oglądało się to dobrze. A takie starcia też są fajne dla kibiców… Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 58:56 Sosiński i dwa razy 57:57 – a więc remis!

Kamil Młodziński (14-5-4, 7 KO) w dobrym stylu odprawił niepokonanego Bartłomieja Wańczyka (15-1, 7 KO). Już w pierwszej rundzie zranił rywala prawym krzyżowym. W drugiej był mocny prawy podbródek. W trzeciej kilka haków w okolice wątroby i ostrzeżenie dla przeciwnika za klinczowanie. Młodziński zakończył jednostronny bój w czwartym starciu. Wańczyk wstał po pierwszym nokdaunie, ale za moment kolejne ciosy Kamila zmusiły sędziego Jankowiaka do zatrzymania potyczki.

Po twardych sześciu rundach Tomasz Nowicki (8-0, 2 KO) pokonał niejednogłośnym werdyktem Dmytro Szczerbina (9-1-1, 2 KO). Sędziowie punktowali 58:56, 56:58 i 58:56. Nie był to przekręt, ale na neutralnym terenie Tomek tej walki by nie wygrał…

Kacper Salabura (3-1) pokonał Marcina Piegońskiego (1-2). Salabura dobrze wszedł w pojedynek, skracając dystans i bijąc celnie hakami oraz sierpami. W drugiej rundzie niby dalej wywierał pressing, lecz przestał zadawać ciosy. Po sześciu minutach 19:19. – Bliżej niego – krzyczał trener Galara. W połowie trzeciej odsłony Piegoński już ciężko oddychał, a czujący jego kryzys Kacper podkręcił jeszcze bardziej tempo. Celował hakami na korpus na osłabionego przeciwnika. Po przerwie Salabura ruszył po nokaut. Łamał Marcina każdym kolejnym ciosem, choć brakowało w nich trochę mocy. Obijanie rywala – momentami trochę bezmyślne, w końcówce piątej rundy zmęczyło również Slaburę. Ostatnie trzy minuty także dla Kacpra, który wygrał na kartach sędziów 58:56 (???) i dwukrotnie 59:55.

Wcześniej występujący w kategorii cruiser Oskar Gryckiewicz (1-0, 1 KO) udanie zadebiutował w gronie zawodowców, stopując Łukasza Bordewicza (1-1, 1 KO) w drugiej rundzie. W pierwszej kilka razy trafił prawym na górę, na początku drugiej prawy – tym razem na dół, dał pierwszy nokdaun. Po liczeniu Oskar poprawił prawym sierpowym na górę i było po wszystkim.

Boks olimpijski:
Artur Proksa PKT (30:27) Almos Lantos
Alexas Kubicki PKT (30:27) Martyna Bruch

źródło: bokser.org

szklarska2021

KULIŃSKI Z DĄBROWSKIM ZNOWU NA REMIS NA GALI W NOWYM DWORZE MAZOWIECKIM

gala_ndm17

W miniony piątek w Nowym Dworze Mazowieckim, dziewiętnaście miesięcy po pierwszej, remisowej walce, po raz drugi naprzeciw siebie stanęli Norbert Dąbrowski (21-7-2, 9 KO) i Jordan Kuliński (5-0-2, 1 KO). I znów nie rozstrzygnęli, który z nich jest lepszy.

Do ataku od początku ruszył Jordan, lecz „Noras” dwukrotnie wciągnął go na kontrę lewą ręką, podbijając mu lekko prawe oko. Na początku drugiego starcia Kuliński zaskoczył przeciwnika przy linach dłuższą akcją, ten jednak odpowiedział mocnym lewym sierpem, po którym ochraniacz na szczękę Jordana wyleciał poza ring. Mimo wszystko ten odcinek nieznacznie dla niego. W trzeciej odsłonie Kuliński kilka razy zmienił pozycję, czym zaskoczył przeciwnika. Po odchyleniu trafił też mocnym lewym sierpem. Na początku czwartej rundy Kuliński dalej naciskał, składał akcje w dłuższe kombinacje i zaczynał dyktować warunki. Norbert cofnął się na liny i przeżywał trudny moment. Po przerwie Dąbrowski próbował się odgryzać, jednak po wyrównane pierwszej połowie, w drugiej znów do głosu wyraźnie doszedł podopieczny Andrzeja Liczika. Do swojego arsenału dodał haki i lewy podbródek. Na półmetku na punkty na pewno wygrywał Jordan. Kolejne trzy minuty również pod jego dyktando. Co prawda „Noras” trafił raz mocną kontrą z lewej ręki, ale dużo aktywniejszy i częściej trafiający był Kuliński.Dąbrowski odżył wreszcie w siódmej rundzie. Polował na mocne uderzenie z pozycji mańkuta, natomiast Jordan uruchomił trochę bardziej nogi, próbując wydłużyć nieco dystans. Tuż przed przerwą podopieczny Krzysztofa Drzazgowskiego zaakcentował lepszy dla siebie fragment odczepnym prawym sierpem. W połowie ósmego starcia Dąbrowski trafił bardzo mocnym lewym sierpowym. Ten cios po raz pierwszy zrobił wrażenie na Kulińskim. Tak więc po kryzysie Norberta w piątej i szóstej rundzie, w siódmej oraz ósmej to jego rywal walczył z własnymi słabościami. Wszystko wyrównało się w przedostatniej, dziewiątej rundzie. Kuliński bił i trafiał częściej, za to Dąbrowski uderzał jakby mocniej. Ostatnie trzy minuty – jak i cała walka, zażarte i naprawdę ciekawe dla oka. Sędziowie punktowali 97:93 Dąbrowski i dwukrotnie 95:95, a więc znów remis! Będzie trylogia?

Kamil Gardzielik (5-0, 2 KO) przeszedł najtrudniejszy jak dotąd test na ringach zawodowych, pokonując Artioma Karpeca (21-6, 6 KO). Teraz króciutki odpoczynek i za osiem dni start w Wieliczce. Już w pierwszej rundzie były mistrz Polski seniorów pokazał kilka ciekawych akcji, ale też dwukrotnie dał się złapać prawym krzyżowym. W drugim starciu pięściarz z Konina kontrolował sytuację lewym prostym, trafił też mocnym prawym podbródkowym. Dla odmiany w połowie trzeciej odsłony to Ukrainiec trafił Polaka prawym podbródkiem. Cały czas jednak to Kamil dyktował warunki gry. Po przerwie wrócił do lewego prostego, do których dodał kilka ciosów na korpus. Ostatnie dwie rundy były zażarte i efektowne. Optycznie mocniej bił Gardzielik, lecz widać u niego jeszcze spore luki w obronie, szczególnie na prawy krzyżowy z drugiej strony. Wątpliwości co do werdyktu oczywiście być nie mogło i po ostatnim gongu sędziowie punktowali zgodnie 59:55 na korzyść Kamila.

Czwarta walka i czwarta „czasówka” – oto dorobek Mateusza Tryca (4-0, 4 KO). Tym razem nie sprostał mu Ruslan Rodivich (14-24, 14 KO). Dwukrotny ćwierćfinalista Mistrzostw Europy w swoim stylu od początku narzucił pressing, spychał rywala, a równo z gongiem kończącym pierwszą rundę trafił też prawym krzyżowym na głowę. Na początku drugiej hakami z obu rąk na korpus posłał Białorusina na deski. Po liczeniu do ośmiu Mateusz ponowił akcję, doprowadzając oponenta do drugiego nokdaunu. Trzecie liczenie było po prawym sierpowym, a wszystko zakończył dla odmiany lewy sierp na szczękę.

Kolejne zwycięstwo do swojego rekordu dopisał Daniel Bociański (8-0, 2 KO), który pokonał Przemysława Biniendę (2-13, 2 KO). W połowie pierwszej rundy podopieczny Jerzego Galary trafił długim prawym, wykorzystując świetne warunki fizyczne. W drugiej odsłonie Binienda odważniej zaatakował i nieoczekiwanie wyrównał obraz potyczki. Bociański dopiero w końcówce czwartego starcia pokazał ciekawą akcję. Wygrał również piąte, lecz w szóstej znów dał się kilka razy głupio trafić skazywanemu na porażkę rywalowi. Po ostatnim gongu sędziowie stosunkiem głosów dwa do remisu wskazali na Daniela – 57:57, 59:55 i zdecydowanie przesadzone 60:54.

Wcześniej boksujący w kategorii cruiser Krzysztof Twardowski (3-0, 2 KO) pokonał doświadczonego Jakuba Wójcika (9-21-2, 5 KO). Wszyscy sędziowie typowali na korzyść młodego pięściarza z Nowego Sącza 39:37, ale trzeba dodać, że jego przeciwnik w ostatniej, czwartej rundzie, zerwał biceps i nie mógł uderzać swoją mocniejszą, lewą ręką.

źródło: bokser.org

ZWYCIĘSKIE POŻEGNANIE SOSNOWSKIEGO. GARGULA LEPSZY OD SOŁDRY

sosnowski

Wracający po blisko dwuletniej przerwie i być może żegnający się na dobre z ringiem Albert Sosnowski (49-7-2, 30 KO) pokonał w Żyrardowie przed czasem Andrasa Csomora (14-10-1, 12 KO). „Dragon” w swoim stylu ostro ruszył do ataku. Doszło do kilku spięć w półdystansie, ale nie było celnych ciosów. Polak jednak jak na doświadczonego zawodnika przystało wyciągnął szybko wnioski, zrobił rok w tył i zaczął bić bezpośrednim prawym. Cios doszedł kilka razy do celu i Węgra przed liczeniem w końcówce pierwszej rundy wyratował tak naprawdę gong. Pod koniec pierwszej minuty drugiego starcia Albert skosił przeciwnika akcją lewy-prawy. Po liczeniu do ośmiu wiadomo już było, że czasówka jest już tylko kwestią czasu. Sosnowski wstrząsnął kilkadziesiąt sekund później Csomora lewym sierpowym, ale drugi nokdaun był następstwem prawego podbródkowego. Węgier powstał na osiem, do przerwy pozostało jeszcze tylko kilka sekund, jednak sędzia Grzegorz Molenda zastopował dalszą rywalizację.

Tomasz Gargula (18-1-1, 5 KO) pokonał stosunkiem głosów dwa do jednego lekko faworyzowanego Andrzeja Sołdrę (12-3-1, 5 KO). Pierwsza runda typowo rozpoznawcza. Od drugiej do czwartej zamiast ringowych szachów było już więcej boksu, ale też trochę chaosu. Nieznacznie aktywniejszy wydawał się Sołdra, choć nie wiadomo po co pchał się w półdystans zamiast boksować z daleka lewym prostym. Z czasem coraz więcej pracy miał ringowy Robert Gortat, bo momentami między linami panował chaos. – Punktowanie tego pojedynku do łatwych na pewno nie należy, bo mało jest tu celnych ciosów – mówił w połowie szóstego starcia komentujący walkę Andrzej Gmitruk. I rzeczywiście trudno było wskazać stronę dominującą… Walkę niezłym lewym sierpowym zakończył Sołdra, ale takich czystych ciosów było jak na lekarstwo. Sędziowie znów nie mieli łatwego zadania, ostatecznie jednak wskazali niejednogłośnie na Gargulę – 75:77, 77:76 i 75:77.

Po jednym z lepszych pojedynków ostatnich miesięcy na naszym krajowym podwórku Norbert Dąbrowski (18-4-1, 7 KO) zremisował po sześciu rundach z Jordanem Kulińskim (1-0-1, 1 KO). Rozpoczynający dopiero na poważnie zawodową karierę Jordan wszedł w pojedynek ostrym tempem, a nauczony przykrą wpadką z Muraszkinem „Noras” podjął wyzwanie i boksował na równie wysokim poziomie. Szybko po przypadkowym zderzeniu głowami Kulińskiemu pękł prawy łuk brwiowy. Pierwsza runda równa, choć raczej z nieznaczną przewagą Norberta. Druga również ciekawa, choć tym razem z lekką inicjatywą celniejszego Jordana. Kuliński podkręcił jeszcze bardziej tempo, dominując nad doświadczonym rywalem niepodzielnie w trzeciej odsłonie. – On już pływa – motywował Norberta w narożniku Paweł Kłak. I rzeczywiście po przerwie Kulińskiego dopadł lekki kryzys i tym razem to Dąbrowski doszedł do głosu. Różnicował siłę uderzeń, wyprowadzał więcej ciosów i prawdopodobnie odrobił straty na 38:38. Równe i zażarte było starcie numer pięć i na dobrą sprawę o wszystkim miały zadecydować ostatnie trzy minuty. Początek dla Kulińskiego, który chyba zranił przeciwnika krótkim sierpem. Końcówkę natomiast lepiej zaakcentował Dąbrowski i wydawało się, że nieznacznie powinien wygrać. Obaj zakończyli walkę zakrwawieni, za to nagrodzeni licznymi brawami. Sędziowie mieli trudne zadanie, punktując ostatecznie 58:56 Kuliński, 57:58 Dąbrowski i 57:57. Remis, który chyba dla obu był najlepszym rozwiązaniem. Również dla nas, bo szkoda by było, gdyby jeden z nich dziś przegrał…

Przemysław Runowski (11-0, 2 KO) w tegorocznym debiucie pokonał po fajnej i emocjonującej walce Carela Sandona (19-2, 6 KO). „Kosiarz” dobrze rozpoczął ten pojedynek. Pierwszą rundę zaakcentował dwoma fajnymi lewymi hakami pod prawy łokieć w okolice wątroby. Drugą z kolei dwoma mocnymi prawymi krzyżowymi na górę. Pięściarz z Kongo reprezentujący Włochy bardzo agresywnie natarł w trzecim starciu, spychają Polaka do odwrotu. Po słabiutkiej rundzie numer trzy, w czwartej Przemek opanował już sytuację i choć nadal agresorem pozostawał przeciwnik, to czyściej kontrował nasz rodak. Po w miarę jeszcze wyrównanej piątej odsłonie, w szóstej i siódmej znów dominował mądrze boksujący Runowski. Ambitny Sandon poderwał się jeszcze w ostatnich trzech minutach, lecz nie zdołał zrobić większej krzywdy dobrze dysponowanemu Przemkowi. Sędziowie punktowali 78:75, 79:73 i 78:74 – wszyscy na korzyść Runowskiego.

Z dobrej strony pokazał się Daniel Bociański (5-0, 2 KO), który przed czasem odprawił Vitalijsa Parsinsa (4-7, 4 KO). Dysponujący znakomitymi jak na standardy wagi super średniej warunkami Polak od początku kontrolował przeciwnika z dystansu i już pod koniec pierwszej rundy uderzeniem na korpus doprowadził go do liczenia. W drugiej najpierw prawym sierpowym, potem prawym na dół, dodał dwa kolejne nokdauny. Koniec nastąpił w trzeciej odsłonie po lewym sierpowym.

Wcześniej Tomasz Piątek (1-0-1) gładko wypunktował twardego Łukasza Janika (16-19-1, 9 KO). Podopieczny Adama Jabłońskiego wykorzystał odwrotną pozycję i dobrą pracę na nogach, obtańcowując swojego rywala przez cztery rundy. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie punktowali na jego korzyść 40:36.

źródło: bokser.org