Tag Archives: Damian Jonak

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LISTOPAD 2022. LUBIN I PUŁAWY

jonak_damian_02

1 LISTOPADA 2022 ROKU [LUBIN, POLSAT BOXING PROMOTIONS]

Na spory skok w rankingach może liczyć Paweł Czyżyk (10-1, 2 KO), który napracował się, wygrywając przed momentem z Draganem Lepeiem (21-6-2, 10 KO). W ręce Polaka wpadły pasy WBA Continental i IBO International kategorii półciężkiej. Zaczęło się od całkiem precyzyjnych ataków miejscowego pięściarza, który karał rywala krótkimi prawymi bezpośrednimi, w końcówce Włoch trafił dwoma uderzeniami, ale była to runda Polaka. Także i drugą rundę Czyżyk zaakcentował stałą presję i nawet jeśli jego skuteczność spadła, to przeważał nad Lepeiem aktywnością. Chwile grozy w rundzie trzeciej – „Furia” napierała zza obszernych sierpowych, zaś Lepei polował na kontrę. Włoch doczekał się szansy w ostatnich sekundach szansy, kilkukrotnie trafiając czysto Polaka i zagarniając odsłonę dla siebie. Od tego momentu zaczęło nam się robić w ringu spokojniej, wszystko za sprawą zmienionej taktyki Czyżyka, który wydłużał dystans, punktując rywala lewym prostym. W rundzie piątej Włoch trafił kontrującym lewym sierpowym, a już w szóstej to Czyżyk odwdzięczył się kombinacją przy linach. Polak zwodził przeciwnika, wyprzedzając jego ataki lewym prostym, często schodząc z linii ciosu Lepeia. I znów – gdy w dziewiątej rundzie Włoch zaskoczył reprezentanta Lubina, trafiając dwoma lewymi sierpowymi na górę i prawym na dół, to już na sam koniec Czyżyk zaakcentował swoje zwycięstwo kombinacją lewy-prawy-lewy. Po ostatnim gongu mogliśmy być dość spokojni o werdykt i faktycznie – cała trójka sędziów widziała zwycięstwo Polaka, przyznając mu osiem rund, dwie przypadły Lepeiowi. Bardzo cenne zwycięstwo „Furii”, który zaczyna już myśleć o walkach wyjazdowych.

Siódme zwycięstwo Konrada Kozłowskiego (7-0, 2 KO) podczas dwunastej gali z cyklu Polsat Boxing Promotions. Tym razem ofiarą koszalinianina był twardy Bartosz Głowacki (5-11-1, 4 KO). Zaczęło się dość wyrównanie, gdy obaj częstowali się ciosami prostymi. Kozłowski polował na prawą rękę, nie brakowało wymian i chaosu, a pod koniec odsłony Kozłowski próbował wydłużać kombinacje. W następnych rundach przebieg walki był niemal identyczny – Kozłowski atakował, polował na doły i te ciosy raniły rywala. Pod koniec trzeciej rundy śmielej zaatakował Głowacki, ale nie zrobiło to wrażenia na oponencie, który za chwilę sam skontrował. Na początku kolejnej odsłony Głowacki powędrował na deski, wydawało się, że był to efekt ciosu Kozłowskiego, inaczej widział to sędzia ringowy, mówiąc o poślizgnięciu. Już do samego końca Kozłowski atakował sporą ilością ciosów, choć były to uderzenia w większości niecelne, a już na pewno nierobiące większego wrażenia na reprezentancie Chrzanowa, który próbował się odgryzać. Jeszcze trochę wymian na sam koniec i przyszło nam wysłuchać werdyktu sędziów punktowych, którzy byli jednogłośni – 60:54, 60:54 i 59:55 na korzyść pięściarza z Koszalina.

Wcześniej mieliśmy okazję być świadkami dwóch naprawdę ciekawych dla oka czasówek – udanie po porażce z rąk Petro Frołowa wrócił Max Suske (5-1, 4 KO), który pod przewodnictwem Georga Bramowskiego szybko rozprawił się z Patrikiem Fialą (5-3-1, 1 KO), zaś Konrad Czajkowski (2-0-1, 1 KO) rozbijał, rozbijał, aż w końcu rozbił Jakuba Świderskiego (0-1), nokautując go w drugiej odsłonie.

18 LISTOPADA 2022 ROKU [PUŁAWY, TYMEX BOXING NIGHT]

Nokaut roku? Na pewno na polskim ringu. Bardzo brutalnie ze swoim rywalem obszedł się przed momentem w Puławach Damian Jonak (43-1-2, 22 KO). Nestor David Campos (6-4, 4 KO) nie będzie dobrze wspominał wizyty w Polsce. Argentyńczyk już w pierwszej rundzie był naruszony lewym sierpowym, ale na początku drugiej wydłużył serie i zaczął sobie radzić coraz lepiej. Chyba trochę za bardzo w siebie uwierzył, „otworzył się” w swoim ataku, a Jonak wszedł mu w tempo prawym sierpowym. Campos padł ciężko na matę, a sędzia nawet nie zaczynał liczyć. półprzytomnego Argentyńczyka znoszono z ringu na noszach. Zdrowia…

Lukas Dekys (8-0, 3 KO) pozostaje katem polskich pięściarzy. Pobił między innymi Syrowatkę i Kiwiora, a teraz do tej listy dopisał Michała Leśniaka (17-2-1, 5 KO). Zaczęło się dobrze. Pojedynek był prowadzony w spokojnym tempie i na lewe proste. I w tej dziedzinie „Szczupak” radził sobie całkiem dobrze. W drugiej rundzie Michał trafił dwukrotnie lewym sierpowym i nabraliśmy nadziei. Wszystko jednak zmieniło się od czwartej rundy. Czech przejął kontrolę nad pojedynkiem. Boksował na luzie, kontrował, a gdy trafił, od razu podkręcał tempo. W siódmym starciu Michał był liczony. Rywal przepchnął go w zwarciu, ale trzeba oddać, że wcześniej trafił czystym ciosem i to Michał dążył do klinczu. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali jednogłośnie na korzyść Dekysa – 97:92, 98:91 i 97:92.

Galę w Puławach reklamowaną hasłem czas weryfikacji. I taki test z pewnością zdał Stanisław Gibadło (9-0, 1 KO). A wszystko kosztem Tomasza Nowickiego (10-2, 3 KO). To była rywalizacja wewnątrz grupy Tymex Boxing Promotion. Obaj mieli coś do udowodnienia. Gibadło boksował trochę poniżej oczekiwań w niektórych walkach, natomiast Nowicki wracał po porażce. W ringu pełną kontrolę od początku przejął jednak Staszek. Najpierw zaczął boksować lewym prostym, potem sprytnie spychał rywala na liny i nie dawał mu rozwinąć skrzydeł. Przewaga wzrastała, a kumulacja nastąpiła w rundzie piątej. Gibadło zasypał Nowickiego nawałnicą ciosów, niekoniecznie mocnych, ale było ich tak dużo, że w końcu nierówny pojedynek przerwał sędzia.

Michał Soczyński (5-0, 2 KO) dopisał do swojego rekordu kolejne zwycięstwo. Tym razem przed czasem. Naprzeciw „Soczka” stanął Alessandro Jandejsek (4-2, 4 KO), który straszył rekordem, ale w ringu po przyjęciu pierwszego lewego prostego szybko cofnął się na liny i próbował przetrwać. Ale nie przetrwał. Już pod koniec drugiej rundy po bezpośrednim prawym pięściarza z Lublina było po wszystkim. Dodajmy, że Michał zmienił niedawno sztab szkoleniowy.

Wcześniej Aleksandra „Sasza” Sidorenko (10-1-1, 1 KO) wypunktowała pewnie na dystansie sześciu starć Aleksandrę Vujović (5-22-2, 2 KO).

Występujący w wadze półciężkiej Sebastian Wiktorzak (2-0, 1 KO) pokonał Jurisa Zundovskisa (5-3, 4 KO). Pięściarz ze Szczecina od początku ustawiał sobie rywala ciosami prostymi, zmieniając pozycję z normalnej na mańkuta praktycznie po każdej akcji. Łotysz próbował atakować, ale jego chaotyczne próby podopieczny Karola Chabrosa albo przepuszczał, albo kontrował. W trzeciej rundzie Łotysz podkręcił tempo i przy pasywnej postawie Sebastiana być może nawet zapisał ten odcinek na swoją korzyść, kosztowało go to jednak sporo sił i w czwartej wszystko wróciło do normy. Wiktorzak ładnie próbował wejść w tempo prawym podbródkowym, brakowało jednak trochę precyzji w tej akcji. Polak do końca kontrolował pojedynek i po ostatnim gongu wygrał jednogłośną decyzją sędziów – 59:55, 59:55 i 58:56 (???).

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: KWIECIEŃ 2022. BYTOM I WAŁCZ

jonak_damian_02

22 KWIETNIA 2022 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT, BYTOM]

Do trzech razy sztuka. Damian Jonak (42-1-2, 21 KO) zakończył trylogię z Andrew Robinsonem (26-6-2, 7 KO) wygraną! Już w pierwszej rundzie obaj poszli na całość, brakowało jednak czystych ciosów. W drugiej jednak Damian po przestrzelonym prawym natychmiast poprawił lewym sierpem, trafił na szczękę i Brytyjczyk ciężko padł na matę, Nie pierwszy raz pokazał charakter, wstał i dotrwał do przerwy. Po niej nadal warunki dyktował Polak, który dwukrotnie prawym sierpowym „zamroził” na moment przeciwnika. Kolejne trzy minuty już bardziej wyrównane, choć wrażenie robiły haki Jonaka na korpus. Wcześniej tego brakowało. Na półmetku wszystko wyglądało bardzo dobrze, niestety piąte starcie to najlepszy dotąd okres Robinsona. Anglik bił lżej, z luzu, ale prawa ręka coraz częściej dochodziła do głowy miejscowego bohatera. Lepiej wyglądała kolejna odsłona, w której Damian wrócił do lewego prostego. Po chwilowym dołku Jonak wrócił bardzo dobrą siódmą rundą. W połowie trafił bezpośrednim prawym krzyżowym i do przerwy poprawił jeszcze kilka razy w wymianach w półdystansie. Ostatnie trzy minuty to ringowa wojna. Co najważniejsze wciąż pod lekkie dyktando naszego reprezentanta. Kiedy więc zabrzmiał ostatni gong, Damian podniósł ręce na znak zwycięstwa. Sędziowie typowali wygraną Jonaka 78:73, 78:73 i 77:74.

Trudne walki i tym cenniejsze zwycięstwa zanotowali Stanisław Gibadło (8-0) oraz Kamil Młodziński (15-5-4, 7 KO). „Camilo” spotkał się z twardym, choć sprowadzanym w ostatniej chwili Miroslavem Serbanem (13-11, 7 KO). Po sześciu rundach sędziowie wskazali na miejscowego pięściarza – 58:56, 58:56 i 59:55. Gibadło był liczony w piątej rundzie po prawym na korpus Mateo Verona (29-29-3, 8 KO). Pojedynek był rwany, momentami chaotyczny, a Staszek, który w boksie olimpijskim pracował nogami i ładnie kontrował, niepotrzebnie wchodził w półdystans, mając mało argumentów w pięściach. Po ośmiu starciach wygrał 76:75, 77:76 i 76:75, ale na tle Rafała Wołczeckiego wypadł w walce z Argentyńczykiem słabiej.

Tomasz Gromadzki (12-4-1, 3 KO) założył rękawice na dłonie i zamiast walk na gołe pięści znów zaboksował na ringu zawodowym. Podczas trwającej gali w Bytomiu pewnie ograł Adama Koprowskiego (4-4-2). „Zadyma” rozpoczął – i skończył, w swoim stylu. Od początku ruszył ostrym pressingiem i momentami chaotycznymi atakami spychał rywala na liny. Doświadczony Koprowski w drugiej rundzie odpowiedział ładnym prawym sierpem, ale nie ponowił akcji. Gromadzki z każdą minutą zyskiwał coraz wyraźniejszą przewagę, choć w piątej rundzie – znów po kontrze prawym sierpowym, przyklęknął i był liczony do ośmiu. Szybko jednak powstał i dalej nacierał. Adam w końcówce szóstej odsłony walczył z rywalem i kryzysem, jednak zdołał dotrwać do końca. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Gromadzkiego 57:56, 59:55 i 59:55.

Trwa dobra seria Remigiusza Smolińskiego (4-1, 2 KO). Dwumetrowy olbrzym po czasówce na Kamilu Bodziochu teraz jeszcze szybciej uporał się z Borną Grcicciem (1-1, 1 KO). Walka bez większej historii. Sporo niższy Chorwat starał się skrócić dystans i przejść do półdystansu. W połowie pierwszej rundy Remek zrobił krok w tył, skontrował prawym krzyżowym i posłał przeciwnika na deski. Grcić jeszcze się podniósł, ale po kilku kolejnych ciosach znów zapoznał się z matą ringu i nierówny bój zastopował sędzia.

Czwarte zwycięstwo do swojego rekordu dopisał były wicemistrz Polski, Wiktor Szadkowski (4-0, 2 KO). Występujący w wadze półciężkiej „Wicio” od początku zdominował Damiana Szewczyka (1-2), w drugiej rundzie podłączył go prawym krzyżowym, nie zdołał jednak skończyć ambitnego rywala przed czasem. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie punktowali na jego korzyść w stosunku 40:36. Wcześniej wracający po długiej przerwie Martin Gottschall (4-0, 1 KO) wypunktował Pawła Strykowskiego (3-16), a Aleksander Jasiewicz (4-1) ograł w krwawej potyczce Bazargura Jugdera (3-4-1, 2 KO).

30 KWIETNIA 2022 ROKU [KNOCKOUT PROMOTIONS, WAŁCZ]

Aż trzy i pół roku czekał Krzysztof Głowacki (32-3, 20 KO), by powrócić na zwycięską ścieżkę. Dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej w swoim Wałczu odbudował się po porażkach z Briedisem i Okolie, pokonując przed czasem Francisco Ruiza (16-4, 5 KO). „Główka” już pierwszym ciosem – lewym krzyżowym, przestawił grubiutkiego rywala na liny i tam go zostawił aż do końca rundy. W międzyczasie posłał go dwukrotnie na deski lewym hakiem na korpus, pod prawy łokieć. W końcówce wręcz go oszczędzał, żeby dać sobie i kibicom parę minut więcej. W drugim starciu Krzysiek zrobił sobie „pracę na worku”. Obijał bezlitośnie przeciwnika, ale bił z luzu, nie z pełną mocą, bawiąc się boksem i długo wyczekiwanym powrotem. W końcówce trzeciej odsłony „Główka” podkręcił tempo i kilka razy trafił sierpem z prawej i lewej ręki. Meksykanin cierpiał po dołach, ale głowę ma twardą. W czwartej rundzie lewy sierpowy Polaka po raz trzeci przewrócił Ruiz, a po liczeniu do ośmiu Krzysiek dopełnił dzieła zniszczenia krótkim prawym sierpem.

Mateusz Tryc (14-0, 7 KO) – po raz pierwszy z Andrzejem Liczikiem w narożniku, pokonał Omara Garcię (17-7, 14 KO). W pierwszej rundzie zapachniało niespodzianką – prawy sierp pięściarza z Wenezueli wylądował w okolicach ucha i Mateusz „zatańczył”. W drugiej jednak to on wyprzedził przeciwnika w akcji prawy na prawy, odzyskując kontrolę nad pojedynkiem. W trzeciej pięściarz z Wyszkowa dodał do swojego arsenału mocne haki na korpus. Na półmetku pojedynku Mateuszowi ewidentnie przeszkadzało rozcięcie prawej powieki po przypadkowym zderzeniu głowami. Kontrolował walkę, widać jednak było, że odczuwa pewien dyskomfort. Tryc przyjął prawy podbródek na początku piątego starcia, ten cios jednak nie zrobił na nim większego wrażenia i z kolejnymi minutami tylko podkręcał tempo. Ale trzeba przyznać Garcii, że prawym podbródkiem bije dobrze, bo w siódmej odsłonie znów złapał nim Tryca. Ten zrewanżował się mu natomiast tuż przed przerwą prawym sierpowym. W ostatniej, ósmej rundzie, Mateusz pogonił wymęczonego rywala i gdyby miał jeszcze dziewiątą, zapewne wygrałby przed czasem. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 80:72 (?), 78:74 i 78:74.

Chwalony mocno, czasem może trochę na wyrost, Kamil Bednarek (11-0, 6 KO) pokonał zasłużenie solidnego Iago Kizirię (5-4, 3 KO), ale na pewno nie zaboksował dobrze. Gruzin ruszył od razu pressingiem. Lepszy na nogach Kamil kontrolował jego ataki, ale w pierwszej rundzie zainkasował mocny prawy, a w drugiej lewy sierpowy. I widać było, że te ciosy mają swoją wymowę. W trzecim starciu podopieczny Piotra Wilczewskiego złapał w końcu rytm, łapał w tempo przeciwnika na kontrę i jedną z nich rozciął mu prawy łuk brwiowy. Kolejne minuty miały podobny scenariusz – Kiziria boksował dwoma-trzema zrywami na rundę, a Kamil przepuszczał najczęściej chaotyczne ataki dobrą pracą nóg i wyboksowywał twardego oponenta prawym jabem. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, ale na starcie siódmej rundy Kiziria przeprowadził minutowy, huraganowy atak. Bednarek pogubił się, przyjął kilka niepotrzebnych ciosów i gdyby mierzył się z kimś z mocniejszym uderzeniem, mógłby słono zapłacić z te luki w obronie. W końcówce znów się pogubił. Zamiast stanąć mocno na nogach, trochę panicznie uciekał. Bez mocnej kontry. Ostatnie trzy minuty już lepsze, ale Bednarek i jego trener wiedzą nad czym trzeba popracować. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali niejednogłośnie – 78:74, 75:77 i 77:75.

W wieku siedemnastu lat udanie na ringu zawodowym zadebiutował mistrz Polski w gronie młodzików i kadetów, na pewno perspektywiczny Tobiasz Zarzeczny (1-0, 1 KO). Zadanie teoretycznie łatwe, bo naprzeciw niego stanął Kamil Zychiewicz (0-4), ale dla tak młodego chłopaka telewizja, inne rękawice – to wszystko ma znaczenie. Tobiasz już po 30 sekundach sięgnął rywala długim prawym krzyżowym. Za moment trafił prawym sierpowym, poprawił prawym podbródkiem, w wszystko zakończył lewym hakiem na wątrobę. Debiut trwał łącznie 75 sekund.

Po chwili do ringu wyszedł inny debiutant – Kamil Urbański (1-0, 1 KO). A w jego narożniku jeszcze inny debiutant – Mateusz Masternak, który tym razem wcielił się w rolę trenera. Rywalem wrocławianina był Goga Kewliszwili (5-10-1, 1 KO). Dwukrotny medalista Mistrzostw Polski w wadze średniej w końcówce pierwszej rundy rozbijał rywala lewym prostym i zmusił do przyklęknięcia. Po przerwie rzucił go na deski prawym sierpowym, za moment znów prawy sierp przewrócił Gruzina i było po wszystkim po czterech minutach.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LISTOPAD 2021. OD RUDY ŚLĄSKIEJ DO OSTROŁĘKI

diablo01

5 LISTOPADA 2021 ROKU [SILESIA BOXING SHOW, RUDA ŚLĄSKA]

W Rudzie Śląskiej między linami pokazało się dwóch znanych i naprawdę dobrych polskich pięściarzy – Norbert Dąbrowski (24-9-2, 11 KO) oraz Robert Talarek (25-14-3, 16 KO).

Problem w tym, że sparingi mieli pewnie trudniejsze niż dzisiejszych rywali. Nie mogło się to więc skończyć inaczej. „Noras” pokonał w czwartej rundzie Przemysława Biniendę (2-31, 2 KO), który obchodził swój mały „jubileusz” – trzydziestą porażkę z rzędu! Z kolei najmocniej bijący górnik w naszym kraju (no może obok Pawła Czyżyka…) – Talarek, zastopował w drugiej odsłonie George Aduaszwilego (19-39-2, 8 KO). Seria Gruzina jest mniej okazała – to dopiero jedenasta porażka z rzędu, za to wszystkie jedenaście przegrał przed czasem.

6 LISTOPADA 2021 ROKU [GIA 3, NOWY SĄCZ]

W daniu głównym gali GIA 3 w Nowym Sączu jubileuszowe zwycięstwo zanotował Krzysztof Włodarczyk (60-4-1, 40 KO), który odprawił Maximiliano Jorge Gomeza (29-6, 13 KO).

„Diablo” zrzucił z siebie rdzę w lipcu i dziś od początku ruszył do ataku, z czym różnie bywało w ostatnich walkach. Tuż przed końcem pierwszej rundy po lewym haku na korpus uderzył mocnym lewym sierpowym na górę. To ostudziło zapał Argentyńczyka, który w drugiej odsłonie skoncentrował się tylko na defensywie i ucieczce. W trzeciej były dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej przewrócił rywala krótkim lewym sierpowym w półdystansie. W czwartym starciu Włodarczyk odwrócił kolejność, najpierw postraszył lewym na górę, po czym strzelił lewym hakiem w okolice wątroby. Zapiekło i Gomez musiał przyklęknąć. Argentyńczyk dotrwał jeszcze do gongu, jednak do piątej rundy już nie wyszedł.

Wcześniej miejscowy Łukasz Pławecki (3-0-1, 1 KO) zremisował z Radoslavem Estocinem (8-2-1, 3 KO) ze Słowacji na dystansie sześciu rund.

Kamil Gardzielik (14-0, 3 KO) zakończył walkę z jednym okiem, ale wygrał z Nicolasem Luque Palaciosem (12-9-1, 1 KO). W pierwszej rundzie wydawało się, że Kamil samym lewym prostym uprzykrzy rywalowi życie, ten jednak wrócił do gry w drugiej odsłonie, przebijając się dwa razy przez gardę prawym sierpowym. Potem rundy wygrywał Gardzielik, choć pojedyncze udane akcje Argentyńczyka sprawiły, że prawa powieka zaczęła puchnąć. Podopieczny Andrzeja Liczika podkręcił tempo w siódmym starciu, do swojego arsenału dodał kilka mocnym ciosów na korpus, a musiał się śpieszyć, gdyż prawe oko miał już prawie zamknięte. Sprawa się komplikowała, Palacios radził sobie coraz odważniej i po ostatnim gongu walka okazała się ciasna na kartach punktowych – 98:92 i dwukrotnie 96:94.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (2-0, 1 KO) ograł Mariusa Cola (2-6). Lepiej wyszkolony technicznie wrocławianin przepuszczał sierpy rywala i kontrolował go z dystansu ciosami prostymi, jednak w czwartej rundzie nieco osłabł i do głosu coraz częściej dochodził przeciwnik. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Wojtasińskiego 40:36 i dwukrotnie 39:37.

21 LISTOPADA 2021 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, TORUŃ]

W walce wieczoru gali w Toruniu Ihosvany Garcia (6-0, 5 KO) efektownie rozprawił się z twardym przecież Przemysławem Gorgoniem (14-8-1, 5 KO).

Od początku uwidoczniła się spora przewaga szybkości Kubańczyka, który kąsał lewym prostym i polował prawym sierpowym. W drugiej rundzie dodał do swojego arsenału również prawy hak na korpus. W końcówce czwartej trafił w akcji prawy na prawy w okolice ucha, posyłając Polaka na deski. Przemka wyratował jednak gong na przerwę. W połowie piątego starcia Gorgoń porozbijany i krwawiący spod oka Przemek przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Za moment znów był na macie, tym razem po szybkim lewym prostym. Wszystko skończył czwarty nokdaun – tym razem po prawym haku na żebra.

Marcin Siwy (23-0, 11 KO) efektownie rozpoczął współpracę z grupą Polsat Boxing Promotions, bijąc już w pierwszej rundzie doświadczonego journeymana Marcelo Nascimento (18-21, 16 KO). „Ciężki” z Częstochowy agresywnie wszedł w swojego rywala podwójnym lewym prostym, a gdy już skrócił dystans, bił konsekwentnie prawym na dół, po którym od razu szukał lewego sierpowego. Trafił tak kilka razy, aż w końcówce pierwszej odsłony huknął dla odmiany prawym sierpowym. Ten cios rozciął rywalowi skórę pod okiem i odebrał ochotę do kontynuowania potyczki.

Wcześniej Remigiusz Runowski (2-0-1, 1 KO) dostał przedwczesny prezent mikołajkowy od sędziów w postaci remisu z Jarosławem Petriczenką (1-0-1, 1 KO). Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 39:38, 38:39 i 38:38. Po wszystkim obaj wyrazili chęć rewanżu. Plus jest taki, że 18-letni Runowski takimi walkami może pójść w górę.

Na otwarcie gali Polsat Boxing Promotions w Toruniu solidny niegdyś junior – Konrad Kozłowski (2-0), pokonał debiutującego na zawodowym ringu Denisa Makowskiego. Brązowy medalista ME Juniorów z 2015 kontrolował przeciwnika lewym prostym. W końcówce trzeciej rundy Białorusin miał kryzys i było blisko liczenia, jednak wyratował go gong, a minuta przerwy starczyła na złapanie drugiego oddechu. Po ostatnich gongu wszyscy sędziowie punktowali 40:36 na korzyść Kozłowskiego.

Potem Gracjan Królikowski (1-1-1, 1 KO) zaczął nawet nieźle pierwszą rundę, potem jednak lepiej wyszkolony i mający szerszy wachlarz Siergiej Szwec (3-1, 2 KO) przejął kontrolę nad pojedynkiem, zwyciężając na kartach sędziów 40:36 i dwukrotnie 39:37.

26 LISTOPADA 2021 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT 19, RADOMSKO]

W walce wieczoru Tymex Boxing Night 19 w Radomsku Robert Parzęczewski (28-2, 17 KO) wygrał po trudnej, taktycznej potyczce z Tarasem Gołowiaszczenką (6-5, 3 KO).

„Arab” zaczął z przytupem. Trafił lewym hakiem na wątrobę i na twarzy Ukraińca pojawił się grymas bólu. Robert jednak nie podkręcił tempa, czego mógł potem żałować, bo rywal był do skończenia. Potem walka się uspokoiła. Obie strony czekały na błąd tego drugiego i momentami przypominało to ostrzejszy sparing. W ósmej rundzie Gołowiaszczenko podkręcił tempo, przeprowadził dłuższy atak, jednak Robert zbierał jego ciosy na blok bądź przepuszczał, choć przy swojej bierności tę rundę zapewne przegrał. Do samego końca pojedynek już się nie rozwinął, a sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Po ostatnim gongu punktowali 95:95, 96:94 i 97:93 – stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył Parzęczewski.

Damiana Jonaka (41-1-2, 21 KO) na pewno nie chronią w Polsce ściany. Dziś walczył dobrze i choć miał kryzys kondycyjny, to zrobił nieco więcej niż Andrew Robinson (25-5-2, 7 KO). Sędziowie orzekli jednak remis. Damian mocno wszedł w ten pojedynek, bijąc z obu rąk na dół i górę. W drugiej rundzie lewym hakiem na korpus zranił Anglika, a w trzeciej po prawym podbródkowym miał go już na przysłowiowym widelcu. Niestety przerwał mu gong. Robinson obudził się dopiero w drugiej połowie czwartej rundy. W piątej bardzo mocno przycisnął Damiana, który miał ewidentny kryzys. Wrócił jednak w szóstym starciu do gry. Ostatnie sześć minut to wojna, w której nieznacznie – chyba, lepszy był Polak. Sędziowie punktowali 77:75 Jonak, ale dwaj pozostali sędziowie mieli remis 76:76.

Tomasz Nowicki (11-0, 3 KO) efektownie wszedł w drugą dziesiątkę walk. Pięściarz z Obornik Wielkopolskich ciężko znokautował Tomasa Reynoso (13-9-1, 3 KO). Tomek od początku przejął kontrolę nad pojedynkiem, choć jeszcze w pierwszej rundzie nie podkręcał tempa. W połowie drugiej rzucił rywala na deski, ten jednak powstał na osiem. Kilka sekund przed zakończeniem drugiego starcia Nowicki zranił przeciwnika lewym sierpowym, a równo z gongiem – gdy poprawił lewym sierpem, ciężko znokautował Argentyńczyka, który przez dobrą minutę leżał jeszcze nieprzytomny na macie ringu.

Po zaledwie remisie w zawodowym debiucie, dziś Patryk Tołkaczewski (1-0-1, 1 KO), finalista turnieju GROMDA, efektownie rozprawił się z kolejnym rywalem. Ważący 104 kilogramy „Gleba” już w pierwszej akcji trafił prawym nad lewą ręką. Potem dodał kilka ciosów na korpus, by w końcówce pierwszej rundy ściąć Pawła Sowika (3-9, 1 KO) z nóg akcją lewy-prawy na górę. Nokaut. Potem między linami zameldował się Kamil Kuździeń (7-0, 2 KO), któremu w ostatniej chwili zmienił się rywal. Sprowadzony Beka Murjikneli (6-19-1, 4 KO) skoncentrował się wyłącznie na obronie. W piątej odsłonie przyklęknął po lewym haku na wątrobę pięściarza z Częstochowy, ale wyratował go jeszcze gong. W szóstej rundzie Kuździeń dokończył jednak dzieła zniszczenia, wygrywając przez TKO.

Dużo nie brakowało, by debiut Karola Łapawy (1-0) został popsuty przez jak zawsze twardego Wołodymira Juszyna (0-4). W pierwszej rundzie Karol dał się złapać na kontrę i był liczony, choć prawda jest też taka, że źle stał na nogach. Potem odrabiał straty, wygrał trzy pozostałe starcia, zwyciężając na kartach arbitrów 38:37. Wcześniej Aleksander Jasiewicz (3-1) wygrał u wszystkich sędziów trzy do jednego w rundach z debiutantem Igorem Prygą, zaś Oskar Wierzejski (5-0-1) męczył się niespodziewanie z „gromdziarzem” Łukaszem Załuską (0-2). Wszyscy sędziowie punktowali 58:56 – dwóch na korzyść Oskara, jeden dla Łukasza.

27 LISTOPADA 2021 ROKU [KNOCKOUT BOXING NIGHT 19, OSTROŁĘKA]

W walce wieczoru gali KnockOut Boxing Night 19 Przemysław Zyśk (18-0, 6 KO) na oczach swoich kumpli i rodziny w Ostrołęce pokonał Juana Ruiza (27-6, 19 KO).

Miejscowy bohater rozpoczął walkę od kilku lewych prostych, ale pod koniec drugiej minuty „El Nino” przepuścił ten lewy i po odchyleniu mocno skontrował prawą ręką. W drugiej rundzie to Przemek trafił mocnym lewym sierpem, ale rywal zaraz odpowiedział i oddalił od siebie zagrożenie. W trzeciej jeden próbował narzucić swój styl drugiemu, panowie wymienili kilka soczystych lewych „dyszli”, a pojedynek nabierał rumieńców. Podobny przebieg miała kolejna runda, choć ostatni atak należał do podopiecznego Łukasza Malinowskiego. Mijały kolejne minuty, a żaden z nich nie był w stanie uzyskać większej przewagi. Gdy jeden miał lepszy moment, za moment drugi wracał do gry i odpowiadał swoją akcją. W sprawę zaangażował się sam Andrzej Wasilewski, zajmując miejsce w narożniku swojego zawodnika i na zmianę z trenerem Malinowskim podpowiadając Przemkowi. Niestety dobrą siódmą rundę w wykonaniu naszego reprezentanta lepiej zaakcentował Wenezuelczyk, który tuż przed przerwą dwa razy złapał naszego rodaka bezpośrednim prawym. W dziewiątym starciu Zyśk wydłużył swoje ataki do serii trzech-czterech ciosów, czym trochę „zaszachował” przeciwnika. Obaj podkręcili tempo w ostatnich trzech minutach, ale to Przemek zaakcentował lepiej samą końcówkę, za co został nagrodzony gromkimi brawami przez swoich krajanów z Ostrołęki. Parę rund było trudnych do oceny, ale sędziowie wątpliwości nie mieli – stosunkiem 97:93, 98:92 i 98:92 zwyciężył Zyśk.

Niektórzy twierdzą, że po walce z Giennadijem Gołowkinem zawodnik już nigdy nie jest ten sam.  Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków, ale… Kamil Szeremeta (21-2-1, 5 KO) zaledwie zremisował z bardzo solidnym Nizarem Trimechem (9-2-1, 4 KO). Wszystko zaczęło się zgodnie ze scenariuszem, były mistrz Europy dyktował warunki, ale  końcówce pierwszej rundy nadział się na mocny prawy podbródkowy. Podrażniony pięściarz z Białegostoku w drugiej rundzie ruszył do ataku, lecz znów zagapił się na moment, pół minuty przed gongiem zainkasował lewy sierp na skroń i aż „uciekła” mu jedna noga. Nie było nokdaunu, choć na sędziach zrobiło to na pewno wrażenie. Kamil na szczęście złapał swój rytm i wrócił do gry dobrą trzecią odsłoną. Francuz wyczuł swoją szansę i w czwartym starciu przyjął wymiany w półdystansie. Walka mogła podobać się kibicom, ale my z pewnością liczyliśmy na wyraźniejszą przewagę niedawnego pretendenta do pasa IBF wagi średniej. Szeremeta polował przede wszystkim na ciosy na górę, rywal natomiast mieszał takie akcje z długim prawym na korpus. W szóstym starciu podopieczny Andrzeja Liczika poszedł na przełamanie, brakowało jednak w jego atakach trochę dynamiki. W siódmej rundzie Polak złapał drugi oddech, natomiast jego przeciwnik miał chyba w tym okresie kryzys kondycyjny. Kamil władował sporo ciosów na korpus, trafił też mocnym prawym sierpem oraz podbródkiem. Ostatnie trzy minuty jak cały pojedynek – zażarte i bliskie remisu. Obaj byli już wyczerpani, ale dawali z siebie wszystko. Po ostatnim gongu jeden sędzia punktował 77:75 Szeremeta, lecz dwaj pozostali mieli na swojej karcie 76:76. A więc remis.

Paweł Stępień (16-0-1, 12 KO) wrócił udanie po półrocznej przerwie i pewnie pokonał na pełnym dystansie Hernana Davida Pereza (8-5, 3 KO). Paweł kontrolował od początku sporo niższego rywala lewym prostym, szukając miejsca na zadanie mocnego prawego na górę bądź na korpus. W drugiej odsłonie dał przeciwnikowi trochę luzu, oparł się o liny i pozwolił mu pobić w gardę lub powietrze. Potem wrócił do swojego boksu, choć wydawało się, że wciąż pozwala przeciwnikowi na więc niż by mógł. Miał oczywiście wszystko pod kontrolą, ale momentami niepotrzebnie oddawał pola. I tak mijały kolejne minuty. Z jedne strony fajnie było oglądać luz Stępnia, z drugiej jednak powtarzają się „grzechy” z pierwszej walki z Matyją, gdy Paweł – dużo lepszy boksersko, trochę koło tamtej walki „przeszedł”. W ostatnim starciu Stępień zmienił pozycję na mańkuta i poczęstował Argentyńczyka podwójnym lewym hakiem na żebra. Ta akcja pokazuje potencjał Pawła, ale po niej znów oddał miejsce i nie ponowił ataku. Sędziowie punktowali 79:73 i dwukrotnie 78:74, choć wydaje się, że Paweł spokojnie mógł z tego wyciągnąć 80:72, o ile nie wygrać przed czasem.

Rafał Wołczecki (4-0, 3 KO) wrócił po kontuzji ręki i w niecałe pięć minut rozprawił się efektownie z Olegiem Lebiedińskim (3-2, 1 KO). Rafał od początku szukał ciosów na korpus i już w końcówce pierwszej rundy lewym hakiem w okolice wątroby posłał rywala na deski. Gdy ten wstał, poprawił równo z gongiem mocnym lewym sierpowym, jednak Ukrainiec dostał minutę przerwy. Po niej nawet starał się przejść do ataku, lecz wrocławianin pozbierał te ciosy na blok i znów lewym hakiem pod prawy łokieć po raz drugi zmusił przeciwnika do przyklęknięcia. Kiedy po lewym haku na żebra poprawił za moment prawym podbródkiem i Ukrainiec po raz trzeci przyklęknął, pojedynek został zastopowany w połowie drugiej rundy.

źródło: bokser.org

CENNE ZWYCIĘSTWO PARZĘCZEWSKIEGO. „OSTATNI TANIEC” SZYMAŃSKIEGO I WETERANÓW?

parzeczewski

Robert Parzęczewski (23-1, 16 KO) twierdzi, że jego praca to nokautowanie. I dzisiejszego wieczoru w katowickim Spodku wykonał swoją pracę wzorowo, nokautując już w drugiej rundzie znakomitego niegdyś Dmitrija Czudinowa (21-5-2, 13 KO) i sięgając po pas międzynarodowego mistrza Polski w wadze superśredniej.

Arab zaliczył dobre otwarcie pojedynku, wykorzystując przewagę warunków fizycznych i celnie stopując ataki szukającego walki w dystansie rywala ciosami kontrującymi, z których szczególnie mógł podobać się lewy sierpowy. Widać było wyraźnie, że Czudinow najlepsze lata ma już za sobą, ale dysponuje ogromnym doświadczeniem. Chyba nikt nie spodziewał się, że koniec nastąpi tak szybko. W drugiej rundzie Parzęczewski trafił prawym, po którym Rosjanin padł na deski i choć wstał na „8”, był wyraźnie podłączony do prądu. „Arab” ruszył do przodu, starając się dokończyć dzieła zniszczenia, jednak Czudinow swojemu doświadczeniu zawdzięczał przetrwanie bombardowania pod linami. Nie na długo jednak. Gdy udało mu się przenieść walkę na środek ringu, Polak przepuścił jego atak i potężnym prawym sierpowym bitym na skroń skosił z nóg. Choć Czudinow z trudem pozbierał się z desek, sędzia Arkadiusz Małek nie miał wątpliwości i słusznie zakończył walkę. Triumfujący „Arab” w rozmowie z Mateuszem Borkiem po walce zapowiedział zmianę ringowego przydomka na „Mr KO”. I choć odrzucił niedawno ofertę walki z mistrzem WBA Callumem Smithem, który szuka rywala na galę w nowojorskiej Madison Square Garden na 1 czerwca, stwierdził jednocześnie, że kolejne zwycięstwo przez nokaut nad doświadczonym rywalem zbliża go do walki na szczycie kategorii superśredniej. I tak z niedocenianego do niedawna pięściarza wyrósł nam kolejny polski prospekt.

Damian Jonak (41-1-1, 21 KO) niesiony dopingiem śląskiej publiczności nie poradził sobie z Andrew Robinsonem (23-4-1, 6 KO), notując pierwszą w karierze porażkę, trochę na własne życzenie. Jonak nie najlepiej wszedł w walkę. Koncentrował się na obszernie bitych sierpowych, ale nie czuł dystansu i przestrzeliwał te ciosy, sam inkasując celne kontry Brytyjczyka. Dopiero pod koniec rundy złapał rywala w narożniku, ale nawałnicę jego ciosów przerwał gong. Niestety Jonak nie wyciągnął wniosków z obrazu pierwszej rundy i kolejne starcie przebiegało w bardzo podobnym stylu – agresywne ataki Polaka, prującego nieskutecznie powietrze i celne kontry Robinsona. Dopiero w trzeciej rundzie Jonak zaczął częściej trafiać i to starcie sędziowie mogli zapisać na jego konto bez wątpliwości. Jednak w kolejnej odsłonie Robinson wprowadził do swojego arsenału ciosy podbródkowe, które okazały się zabójczo skuteczne i już do końca celnie raził nimi Jonaka. W czwartej rundzie rywalizacja nieco wyrównała się, gdyż Jonak zaczął częściej atakować korpus oraz używać ciosów prostych, czego domagał się od niego w narożniku trener Gus Curren. Powoli jednak boksujący spokojnie i uważnie Brytyjczyk zaczął ponownie dochodzić do głosu i stopniowo dominować nad Polakiem. Szósta runda to była już niemal zupełna deklasacja Jonaka, który przyjmował bez odpowiedzi kolejne kombinacje ciosów. Polak odpowiadał pojedynczymi atakami, w których obszernymi sierpami próbował urwać głowę rywala, niestety ciągle przestrzeliwując. Robinson konsekwentnie realizował wskazówki przekazywane w narożniku, nie podpalał się i celnie kontrował szarżującego bezradnie rywala. Ten opanowany styl znalazł uznanie w oczach dwóch sędziów, którzy ostatecznie punktowali 78:74 i 77:75 dla Robinsona, tylko sędzia Grzegorz Molenda nieco zbyt optymistycznie i gospodarsko ocenił tę walkę stosunkiem 77:75 dla Jonaka i w efekcie miejscowy faworyt po raz pierwszy poczuł gorzki smak porażki, choć w wywiadzie po walce nie uznał wyższości rywala, oceniając werdykt sędziowski jako niesprawiedliwy. W opinii piszącego te słowa kontrowersji jednak nie było i Damian Jonak niestety tej walki nie wygrał.

Mariusz Wach (33-5, 17 KO) zapowiadał przed walką „koniec opierdzielania się” i choć na ringu w katowickim Spodku zobaczyliśmy Wikinga chwilami aktywniejszego niż w większości jego ostatnich walk, jednak było to stanowczo za mało na Martina Bakole Ilungę (12-1, 9 KO), który zastopował naszego pięściarza w ósmej rundzie. Przez większą część pierwszego starcia Polak boksował skutecznie w defensywie, stopując celnymi kontrami lewym prostym nacierającego z animuszem Kongijczyka. Jednak jego aktywność pod koniec tej rundy zmalała, co pozwoliło w ostatnich sekundach skutecznie zaatakować Ilundze. To był zwiastun tego, co nastąpiło w kolejnych czterech starciach, które upłynęły pod znakiem zdecydowanej dominacji Kongijczyka, który zasypywał bezradnego momentami Wacha kombinacjami ciosów. Zaskakująco łatwo jego lewe proste przebijały się przez podwójną gardę Polaka. Aktywność Wacha spadła do minimum, co wykorzystywał jego rywal, bezkarnie przechodząc do półdystansu i ładując cios za ciosem w głowę Wikinga. Jedyne co mogło imponować, to niemal nadludzka odporność Wacha na te uderzenia. Zdesperowany Piotr Wilczewski krzyczał do swego podopiecznego w narożniku: Sparowałeś z Joshuą, sparowałeś z Furym, musisz sobie poradzić, musisz to wytrzymać! Chyba udało mu się nieco zmotywować Wacha, który wrócił udaną szóstą rundą, w której był chyba najbardziej aktywny w przekroju całej walki. Zawdzięczał to jednak spokojniejszej postawie rywala, który być może postanowił nieco odpocząć po niezwykle dynamicznych poprzednich starciach i także mógł imponować odpornością na celne ciosy Polaka, który przecież ma czym uderzyć. Niestety pary Wachowi starczyło tylko na trzy minuty. W siódmej rundzie Ilunga ponowił ataki i Polak znów znalazł się pod gradem ciosów, na które nie znajdował odpowiedzi. Koniec nastąpił w ósmym starciu, gdy po 12 (!!!) ciosach sierpowych na głowę Wacha bez odpowiedzi z jego strony, sędzia Robert Gortat wkroczył przerywając słusznie egzekucję i ratując być może trochę zdrowia naszemu pięściarzowi. Ilunga początkowo wygwizdany przez kibiców, zebrał później owację, gdy zaczął pozdrawiać publiczność odbierając trofeum zwycięzcy z rąk Adama Kownackiego i dziękować za szansę, którą otrzymał. Poprosił Mateusza Borka o kolejną i otrzymał zapewnienie, że ją dostanie.

Dla Patryka Szymańskiego (19-2, 10 KO) walka w katowickim Spodku okazała się naprawdę ostatnim tańcem. W wywiadach przed pojedynkiem zapowiadał, że w przypadku porażki z Robertem Talarkiem (24-13-2, 16 KO) zakończy karierę. I to rzeczywiście było niestety ostatnie tango Szymańskiego w Katowicach. Ale jego walkę z Talarkiem zapamiętamy na długie lata, przejdzie do historii polskiego boksu. W całym pojedynku obaj rywale znaleźli się łącznie na deskach 10 razy! Szymański zaczął pierwszą rundę od trzęsienia ziemi. Zaatakował od pierwszego gongu i już w pierwszej minucie klasyczną akcją prawy na prawy posadził Talarka na deskach! Dzielny górnik pozbierał się, jednak chwilę później znów zaliczył nokdaun po prawym bitym nad lewą ręką. Wydawało się, że sensacyjne zwycięstwo przed czasem wisiało na włosku, jednak Talarek dotrwał do gongu. W drugim starciu nieoczekiwanie to właśnie Talarek w ataku trafił prawym na górę, wykorzystując opuszczone ręce rywala, poprawił tym samym ciosem i Szymański znalazł się na deskach! Gdy wydawało się, że teraz losy starcia obrócą się na korzyść miejscowego faworyta, pięściarz z Wielkopolski wrócił do gry dwoma nokdaunami, kontrując skutecznie nacierającego Talarka prawym sierpowym i po drugim z tych nokdaunów wydawało się, że to już naprawdę koniec. Ambitnego Ślązaka uratował jednak ponownie gong. W trzeciej rundzie Talarek przeżywał trudne chwile, gdy Szymański dwukrotnie posyłał go na deski i porażka Ślązaka przed czasem wisiała w powietrzu. Jednak Talarek pokazał wielki hart ducha i twardy charakter górnika, który pozwolił mu przetrwać trudne chwile. Ta walka to był jednak prawdziwy rollercoaster! Coraz bardziej widoczne było zmęczenie Szymańskiego, który nie nacierał już tak skutecznie jak w poprzednim starciu i po ciosie Talarka z prawej na korpus znalazł się po raz drugi w tym pojedynku na deskach. Teraz to on walczył o przetrwanie, zaliczając kolejny nokdaun przed gongiem kończącym tę rundę. I choć dotrwał do przerwy było jasne, że jego koniec jest bliski. Wrzawa na trybunach sięgała zenitu! Szymański był jednak ciągle groźny i w czwartym starciu kilka razy celnie skontrował nacierającego gwałtownie Talarka. Jednak nie miał już siły, a jego ciosy były pozbawione dynamiki, więc nie mogły już wyrządzić rywalowi takiej szkody, jak w pierwszych rundach. Kolejne ciosy na korpus rozbijały go i doprowadziły do dwóch nokdaunów, które chyba tylko on sam wie, jak przetrwał do gongu na koniec starcia. Dał radę nawet wstrząsnąć Talarkiem w ostatnich sekundach prawym z kontry, ale nie miał już sił, aby odwrócić losy pojedynku. W końcu w piątej rundzie kumulacja uderzeń, którymi Talarek już bezkarnie rozbijał skrajnie wyczerpanego Szymańskiego doprowadziła do dziesiątego w tej walce, a szóstego dla Patryka nokdaunu, po którym Wielkopolanin pozbierał się z ogromnym trudem na „8”, jednak sędzia Robert Gortat słusznie nie dopuścił go już do dalszej walki. Zbyt dużo zdrowia obaj pięściarze zostawili tego dnia w ringu. Po ogłoszeniu werdyktu w rozmowie z promotorem i organizatorem katwickiej gali Mateuszem Borkiem pokonany Patryk Szymański potwierdził, że kończy karierę bokserską, a jego szczere słowa na temat sportowej ambicji wywołały owację na stojąco zebranej w Spodku publiczności. Jeśli młody pięściarz z Wielkopolski rzeczywiście wytrwa w swoim postanowieniu i nie wróci już na ring, to z pewnością tym thrillerem ze Spodka zapisze się trwale w pamięci kibiców.

Nikodem Jeżewski (17-0-1, 9 KO) miał trudną przeprawę z trochę niedocenianym Shawndellem Terellem Wintersem (11-2, 10 KO). Po ośmiu rundach sędziowie wskazali na niego w stosunku dwa do remisu. Amerykanin próbował zaskoczyć naszego rodaka na samym początku, ten jednak nie dał się niczym trafić, choć nieco za bardzo oddał inicjatywę. W drugiej rundzie podkręcił nieco tempo, trafił dwa razy prawym krzyżowym, ale i tak dostał w narożniku uwagę, że jest za mało aktywny. W połowie trzeciej odsłony Jeżewski dostał po komendzie stop mocny cios na korpus.  Sędzia Grzegorz Molenda dał mi czas na dojście do siebie, ale Polak ewidentnie stanął po tamtej akcji i obudził się dopiero w połowie czwartej rundy, gdy zainkasował lewy sierpowy. Wtedy odpowiedział ładnie swoim prawym sierpem. Wszystko jednak oscylowało w granicach remisu. Po przerwie Jeżewski uderzył najpierw mocnym lewym hakiem w okolice wątroby, zrobił krok do tyłu i poprawił prawym na splot. I te akcje zrobiły na moment wrażenie na przeciwniku. Szósta runda wyrównana. Obaj mieli swoje momenty i trudno było wskazać lepszego na tym etapie walki. W siódmym starciu Jeżewski zaczął bić swój prawy nie w linii, tylko z góry w dół, dzięki czemu zaczął trafiać schodzącego unikiem w prawo do dołu rywala. Nie potrafił go jednak zranić. W ostatnich trzech minutach obaj panowie trochę ostrzej i odważniej ruszyli na siebie i oglądaliśmy kilka spięć w półdystansie. Nikt nie zadał natomiast czystej bomby, która mogłaby zrobić wrażenie na sędziach. A ci po ostatnim gongu punktowali dwa do remisu – 76:76 oraz 78:75 i 76:75 Jeżewski. W rekordzie kolejna wygrana, ale i dobry materiał poglądowy na przyszłe walki.

Damian Wrzesiński (17-1-2, 5 KO) pokonał Kamila Młodzińskiego (11-3-4, 6 KO) i obronił tytuł mistrza Polski kategorii junior półśredniej (63,5kg). Pierwsze dwie rundy bardzo dobre. Młodziński sięgał głowę rywala długim prawym, natomiast Wrzesiński odpowiadał mu ładnym lewym sierpowym z defensywy po zakroku. W trzeciej „Wrzos” zaczął obijać korpus przeciwnika mocnymi hakami, a w czwartej skosił go z nóg prawym sierpem w wymianie i zdobył dodatkowy punkt za nokdaun. Oczywiście nie było to mocne uderzenie, a liczenie wynikało ze złego ustawienia nóg Kamila, jednak liczenie jak najbardziej słuszne i zgodne z zasadami. Piąte starcie było w miarę równe, lecz Damian trafił w wymianie w półdystansie czysto mocnym lewym sierpowym i przechylił szalę na swoją korzyść. Przez dwie minuty szóstej odsłony Młodziński radził sobie lepiej, lecz nagle stanął w miejscu. Dopadł go wyraźny kryzys, a widząc to obrońca tytułu podkręcił jeszcze bardziej tempo. Młodziński walczył nie tylko z rywalem, ale i swoimi słabościami. Był naprawdę dzielny i wciąż groźny, trafiając nawet kilka razy prawą ręką, jednak więcej zdrowia miał „Wrzos” i to on wygrywał nieznacznie kolejne rundy. Przy dobrej woli tą dziewiątą można było nawet przyznać ambitnemu Młodzińskiemu. W dziesiątej rozochocony złapał drugi oddech i dwukrotnie trafił prawą ręką. Przegrał, ale zaimponował serduchem do walki. Sędziowie po ostatnim gongu punktowali niejednogłośnie. Pan Małek wygłupił się punktacją 96:93 dla Młodzińskiego, na szczęście dwaj pozostali wyspali się przed galą i typowali 97:93 oraz 96:93 dla Damiana.

To była ich trzecia walka w gronie zawodowców, a piąta w ogóle. I za każdym razem było ciekawie. Na otwarcie gali Mateusz Rzadkosz (10-0-1, 3 KO) pokonał po twardej potyczce Tomasza Gromadzkiego (9-2-1, 3 KO). Początek zgodny ze scenariuszem. Do ataku ruszył „Zadyma”, natomiast lepiej wyszkolony Mateusz stopował jego chaotyczne szturmy swoim lewym prostym, dobrze pracując też nogami. Ale wszystko zaczęło się zmieniać w końcówce drugiej rundy, gdy Tomek zaczął sięgać obszernym prawym sierpowym. Potem zaś Rzadkosz niepotrzebnie zaczął wdawać się z nim w wymiany, zamiast boksować z daleka. W trzeciej odsłonie pod jego prawym okiem pojawiło się rozcięcie, lecz krew spływała po policzku i nie przeszkadzała w kontynuowaniu potyczki. Na półmetku pojedynek był w okolicach remisu, ale walka toczyła się na warunkach Gromadzkiego – w bliskim półdystansie. I to jego ciosy miały większą wymowę. Rzadkosz równo z gongiem kończącym piąte starcie skontrował fajnie bezpośrednim prawym krzyżowym. Mateusz z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że zamiast boksować, lepiej jest z Gromadzkim się bić i poszedł z nim na wojnę w szóstej rundzie. Kibice pewnie byli zadowoleni, ale taktycznie nie było to najlepsze rozwiązanie. W połowie siódmej wydłużył serię i złapał go ładną akcją, wciąż jednak brakowało jabu. Tuż przed przerwą doszło do spięcia w półdystansie, w której w końcu lepszy był Mateusz. Ostatnie trzy minuty jak cała walka – zażarta i zacięta. Po ostatnim gongu obaj z niepokojem czekali więc na werdykt. A sędziowie punktowali stosunkiem głosów dwa do remisu na korzyść Rzadkosza – 76:76, 78:74 i 78:75.
źródło: bokser.org

PO WIELKICH EMOCJACH DAMIAN JONAK ZWYCIĘSKI NA GALI W JASTRZĘBIU-ZDROJU

jastrzebie2018

Po bardzo ciężkiej i emocjonującej walce Damian Jonak (41-0-1, 21 KO) dopisuje 41. zwycięstwo do swojego dorobku pokonując Sherzoda Khusanova (21-1,1, 9 KO). Organizatorzy (jak i sam Damian wybierając tak wymagającego rywala) zrobili świetną robotę podczas matchmakingu na walkę wieczoru gali w JSW Boxing Night, emocje sięgały zenitu od pierwszej do ostatniej sekundy walki.

Damian zaczął walkę bardzo mocno. Skracał dystans, bo to po stronie rywala była przewaga zasięgu i składał bardzo silne kombinacje. Rywal na początku wydawał się niewzruszony i równie mocno odpowiadał. W drugiej rundzie Jonak przeżywał pierwszy kryzys, zebrał kilka naprawdę mocnych ciosów i na domiar wszystkiego jeszcze wdał się w ostrą wymianę, wtedy kibice Polaka na pewno zamarli, doświadczenie i charakter pozwoliły mu jednak przetrwać, za takie postępowanie dostał też reprymendę od trenera. W późniejszej fazie walki Khusanov coraz mocniej odczuwał ciosy Jonaka, co poskutkowało też rozcięciem łuku brwiowego, duma nie pozwoliła mu jednak zwolnić tempa i w dalszym ciągu odpowiadał i atakował naszego rodaka często korzystając ze swojej przewagi zasięgu. Ostatnie rundy to już wojna na wyniszczenie, panowie ruszyli na siebie nie kalkulując kompletnie niczego, na hali wśród kibiców zapanowała wrzawa. W ringu nieustanna wymiana niczym w walce Chisora – Takam, w której panowie nie szczędzili sobie prawdziwych bomb. Do ostatniej sekundy bez cienia przesady miało się wrażenie, że jeszcze któryś z nich może zapoznać się z deskami. Tak się jednak nie stało, obaj bardzo zmęczeni zakończyli walkę i zmuszeni byli do oddania werdyktu w ręce sędziów, ci punktowali zgodnie na korzyść Włoszczowianina.

Michał Leśniak (9-1-1, 2 KO) co prawda pewnie zwyciężył na punkty byłego rywala mistrza świata dwóch wag Ricky’ego Burnsa, ale wydawało się, że mógł wygrać znacznie szybciej. Michał od początku walki przeważał nad Ivanem Njegacem (10-7, 3 KO), zarówno pod względem ilości zadawanych ciosów, precyzji jak i siły fizycznej, jednak nie potrafił wykorzystać przewagi. „Szczupak” różnicował w kombinacjach płaszczyzny uderzeń i prowadził walkę w dosyć szybkim tempie. Dosyć szybko też dało się zauważyć, że ciosy na korpus robią bardzo duże wrażenie na Njegacu, i właściwie od pierwszej rundy można było przypuszczać, że ta walka musi skończyć się przed czasem. Leśniak jednak dramatycznie zwolnił swoje tempo w późniejszych rundach, można było odnieść wrażenie jakby zlekceważył rywala i wyszedł z założenia, że niezależnie od tempa i tak wygra walkę. Njegac jednak kilka razy trafił Wałbrzyszanina, co w połączeniu z uwagami Piotra Wilczewskiego w narożniku, obudziło w końcowych rundach zawodnika Tymex Boxing Promotion, wtedy mocno trafił swojego rywala i rzucił się do ataku licząc na nokaut, Njegac jednak szybko wszedł w klincz i nie pozwolił się skończyć. Tak dotrwaliśmy do końca zakontraktowanego dystansu walki i tym samym Michał Leśniak dopisuje 9. zwycięstwo do swojego zawodowego rekordu.

Damian Wrzesiński (15-1-2, 5 KO), który narzucił sobie wysokie tempo, jeśli chodzi o toczenie walk (przypomnijmy, że już w listopadzie rewanż za remisowe starcie z Michałem Chudeckim) wypunktował po ciężkiej walce Andreasa Maiera (7-3, 5 KO). Damian starcie rozpoczął od pracy lewym prostym i konsekwentnie bijąc bezpośredni lewy sierpowy. Na początku Maier wiele z tych ciosów zbierał i zdawało się, że właśnie ten bity w tempo lewy sierpowy może być kluczem do zwycięstwa. Po chwili doszło do przypadkowego zderzenia głowami w konsekwencji którego „Maestro” doznał rozcięcia łuku brwiowego, to zadziałało na Niemca jak płachta na byka, rozpoczął zdecydowany atak i złapał Damiana mocnym prawym prostym na szczękę jednak Wrzesiński mądrze wszedł do klinczu i przetrwał drobny kryzys, klincz jednak pozostał stałym elementem tego pojedynku, a Maier starał się odpowiadać na akcję i dotrzymać tempa Wrzesińskiemu do samego końca walki. Na przestrzeni całej walki, zgadzając się z komentującymi galę Robertem Małolepszym i Grzegorzem Proksą, można było stwierdzić, że chociaż Wrzesiński trafiał częściej i „czyściej” to jednak ciosy Maiera robiły większe wrażenie na Polaku niż odwrotnie. W 4. z 8 zakontraktowanych rund można było odnieść wrażenie, że walka zaczyna się wyrównywać natomiast celne uwagi z narożnika Polaka z powrotem spowodowały, że „Wrzos” podkręcił tempo i szala zaczęła się przechylać na jego korzyść. Finalnie Damian Wrzesiński odniósł jednogłośne zwycięstwo na punkty dopisując 15. zwycięstwo do swojego rekordu.

Marcin Siwy (18-0, 7 KO) bardzo udanie wrócił na zawodowy ring po półtorarocznej przerwie. Naprzeciw Polaka stanął były rywal m.in. Alberta Sosnowskiego czy Derecka Chisory, Andreas Csomor (18-21, 14 KO) . O samej walce nie sposób rozpisać się na całą stronę, Siwy po prostu w moment zmusił sędziego Jankowiaka do zakończenia egzekucji, jaką przeprowadzał na Węgrze. Siwy zaczął od pracy lewym prostym, ze strony rywala nie było praktycznie żadnego zagrożenia, finalnie napór Polaka doprowadził Csomora pod same liny i zmusił do schowania za podwójną gardą, wtedy Marcinowi pozostało tylko rozpuścić ręce, trafił czystym mocnym prawym sierpowym, po którym oczy Csomora powędrowały w kierunku trybun. Marcin kontynuował atak i kolejne czysto spadające ciosy zmusiły sędziego do przerwania walki, przy okazji ratując część zdrowia mieszkańcowi Budapesztu.

Tomasz „Zadyma” Gromadzki (8-1-1, 2 KO) po raz kolejny zrobił w ringu prawdziwą zadymę, rywal z Ukrainy położyć się jednak nie dał. Uladzimir Charkiewicz (3-15, 3 KO) nie wyszedł do ringu po wypłatę jak to niejednokrotnie miało miejsce na polskich galach. Ukrainiec postawił trudne warunki mimo konsekwentnie otrzymywanych mocnych ciosów Tomka. Od pierwszej sekundy walki Gromadzki starał się mocno skracać dystans i bić bardzo mocne kombinacje na różnych płaszczyznach, niejednokrotnie trafiały one rywala, co poskutkowało mocnym krwawieniem z nosa w późniejszych rundach. Charkiewicz nie pokazał się w ringu jedynie jako wytrzymały worek treningowy, pracował dużo akcją lewy prawy prosty i odpowiadał mocno rzucanymi sierpowymi na kombinację Tomka, z których część również dosięgnęła Polaka i można było odnieść wrażenie, że nawet kilka razy go podłączył. Niebywale szybkie tempo walki i siła wkładana w każde uderzenie przez obydwu zawodników spowodowała w ostatnich rundach opadnięcie z sił zarówno Gromadzkiego jak i Charkiewicza, charakter nie pozwolił jednak ani jednemu ani drugiemu paść na deski i finalnie walka zakończyła się jednogłośnym zwycięstwem „Zadymy”. Wszyscy sędziowie punktowali 60-54.

Podopieczny Pawła Kłaka swój debiut może zdecydowanie zaliczyć do udanych. Kamil Bodzioch (1-0, 1 KO) znokautował swojego rywala Hrvoje Bozinovica (2-17, 0 KO) w 3 rundzie. Na pewno było widać nerwowość w boksie Kamila, nie ma jednak co się dziwić, w końcu debiut na zawodowym ringu niesie za sobą potężny ładunek emocji. Kamil mądrze dostrzegał luki w obronie przeciwnika i uderzał tam, gdzie miał na to miejsce, brakowało jednak czucia dystansu i dokładniejszych uderzeń, jednak uważnie słuchał uwag narożnika co pozwoliło mu odnieść efektowne zwycięstwo przez nokaut po uprzednim 3 krotnym położeniu Bozinovica na deski. Rywal nie był z najwyższej półki, ale to jest logiczne, bardzo słaby technicznie i kiepsko przygotowany kondycyjnie, już w 3 rundzie dopadł go kryzys tlenowy, co wykorzystał Kamil mocno atakując i dopisując pierwsze zwycięstwo i pierwszy nokaut do swojego rekordu.

źródło: bokser.org

CENNE ZWYCIĘSTWA PODCZAS GALI PBN W CZĘSTOCHOWIE. ADAMEK, MASTERNAK, BALSKI…

pbn_2018

Tomasz Adamek (53-5, 31 KO), były mistrz świata dwóch kategorii, po wielkim spektaklu zastopował w walce wieczoru gali Polsat Boxing Night w Częstochowie, groźnego i silnego jak tur Joeya Abella (34-10, 32 KO). O dziwo Amerykanin nie zaatakował od początku, tylko polował i wciągał „Górala” na jakąś kontrę. Tomek był jednak szybki i w pierwszej rundzie bił tylko na korpus. W drugim starciu obaj poszli na otwarte wymiany. W pewnym momencie obaj wyszli z lewym sierpem. Trafił Tomek, ale rywal nie zmrużył nawet oka. Wydawało się, że przewaga fizyczna będzie ogromna, ale kiedy Adamek kilkanaście sekund później huknął prawym krzyżowym, Abell padł na deski. Był ranny, lecz w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, ruszył na Tomka. Runda 10:8. W trzeciej Abell odzyskał siły i zaczął spychać „Górala” na liny, polując tam strasznymi sierpami. Adamek oddał inicjatywę, lecz w samej końcówce trafił prawym hakiem na szczękę i było znów blisko liczenia. Obaj chodzili po polu minowym i jeden z nich musiał prędzej czy później zostać wysadzonym przy takim stylu. Wojownik z Gilowic niemal całą czwartą rundę punktował osiłka z Minnesoty, lecz w samej końcówce zagapił się i był lekko naruszony po jednym z sierpów oponenta. Runda piąta kapitalna! Poderwała całą salę w Częstochowie na równe nogi. Obaj ładowali w siebie bombami. Na jeden strzał Abella, Adamek odpowiadał pięcioma-sześcioma swoimi. Obaj byli na skraju, choć w większych tarapatach, przynajmniej trzy razy, był Amerykanin. W szóstym starciu trwał popis Adamka. Najpierw wyprowadził długą serię na górę, na twardą jak skała głowę przeciwnika, a gdy ten podniósł ręce, strzelił prawym na splot, po raz drugi posyłając Abella na matę ringu. Joey powstał na dziewięć, zebrał jeszcze sporo na górę, ale dotrwał do zbawiennej przerwy. Po niej trwał napór „Górala”. Polak złapał przeciwnika przy linach, tam zasypał ciosami i Abell znów był liczony. Demolka trwała, ładował w Abella jak w worek treningowy, aż w końcu – pół minuty przed końcem siódmej odsłony, złamał w końcu tego kolosa. Gdy Amerykanin padł znów na deski, tym razem sędzia już nawet nie liczył i od razu zastopował walkę.

Zemsta jest słodka! Mateusz Masternak (41-4, 28 KO) aż cztery lata musiał czekać na rewanż z Youri Kalengą (23-5, 16 KO) za porażkę niejednogłośnie na punkty. Dziś wrocławianin dał popis, zrewanżował się Francuzowi i zdobył przy okazji pas WBO European kategorii junior ciężkiej. „Byk” w swoim stylu szukał obszernych, za to bardzo mocnych sierpów. Mateusz zbierał je jednak na blok bądź przepuszczał, samemu kontrolując walkę lewym prostym. W drugiej rundzie dwukrotnie trafił lewym hakiem na szczękę. Kalenga ostrzej zaatakował w trzecim starciu, ale „Master” ostudził jego zapały świetnym prawym krzyżowym na szczękę. Niemal każdy by padł po takiej bombie, ale nie „El Toro”. Bardziej cierpiał chwilę potem, gdy Mateusz zamarkował cios na górę, by strzelić lewym hakiem pod prawy łokieć. Masternak dał popisową rundę piątą. Najpierw uśpił czujność rywala kilkunastoma lewymi prostymi, by nagle zdzielić go prawym sierpem. Za moment powtórka z rozrywki, tylko tym razem po lewym prostym poszedł potężny prawy krzyżowy. Kalenga „zatańczył”, ale Mateusz tego chyba nie zauważył. Inna sprawa, że do przerwy jeszcze kilka razy głowa Francuza odbiła się od pleców. To były najlepsze trzy minuty Masternaka od kilku lat. Coraz bardziej porozbijany Kalenga w szóstym starciu rzucał co jakiś czas rozpaczliwe sierpy, które jednak mijały cel o kilkadziesiąt centymetrów. A Mateusz rozbijał go konsekwentnie bitym jabem. Gdy zabrzmiał gong na siódmą rundę, Kalenga pozostał w narożniku, a Mateusz wpadł w objęcia Zygmunta Gosiewskiego, Piotra Wilczewskiego i Piotra Wojnowskiego. Można? Można! Master is back!

Adam Balski (12-0, 8 KO) zdał najtrudniejszy test w karierze, pokonując cenionego w świecie boksu Denisa Graczewa (16-7-1, 9 KO). Przez większą część pierwszej rundy działo się mało, ale pół minuty przed końcem przyspieszył, wydłużył kombinację i na pewno wygrał ten odcinek 10:9. Adam był dynamiczny, szybko bił, choć doświadczony Rosjanin sprytnie się bronił, a momentami próbował przejąć inicjatywę. Druga odsłona również dla Adama. Wrażenie robiła jego szybkość, choć brakowało czystych ciosów. W końcówce trzeciego starcia Polak trafił mocnym prawym sierpowym, poprawił od razu lewym, lecz na twardym Rosjaninie nie zrobiło to większego wrażenia. Schowany Graczew na starcie czwartej rundy zaskoczył pięściarza z Kalisza dwoma prawymi sierpami. Zaczął wywierać pressing i coraz częściej spychał Balskiego na liny. Nasz rodak odżył w piątej rundzie. Punktował lewym, a w końcówce w krótkim zwarciu to jego cios doszedł do celu. Rozochocony podkręcił tempo po przerwie, trafił kilkoma bombami lecz ktoś taki jak Graczew już nie takie ciosy przyjmował w przeszłości. Nie panikował więc i konsekwentnie robił swoje. W siódmej rundzie Adama złapał chyba lekki kryzys, bo przechodził praktycznie trzy minuty, za to od początku ósmej nacierał ostro na Rosjanina i złapał go kilkoma efektownymi uderzeniami z obu rąk. Na finiszu Balski postawił sobie za cel przełamanie rywala. Władował w niego wszystko co ma, ale nie złamał. Wygrał za to na kartach sędziów – 97:93, 97:93 i 99:91. Zdany test.

Po blisko trzyletniej przerwie Damian Jonak (40-0-1, 21 KO) pokonał Marcosa Jesusa Cornejo (19-2, 18 KO). Damian już pod koniec pierwszej minuty trafił mocnym lewym sierpowym, ale nie wyczuwał jeszcze trochę dystansu i większość jego ciosów pruło powietrze. Z każdą minutą jednak łapał swój rytm i w kocówce drugiego starcia dwukrotnie przewrócił przeciwnika – najpierw lewym hakiem na czoło, a potem prawym sierpowym przy linach. Gdy sędzia Gortat kończył drugie liczenie, zabrzmiał zbawienny gong dla Argentyńczyka. W trzeciej rundzie Damian skoncentrował się na ciosach po dole, za to w czwartej znów polował na głowę przeciwnika. Trafił fajnym prawym podbródkiem, ale nie ponowił akcji i dał rywalowi wyjść z opresji. Trochę nieskoordynowany, momentami chaotyczny Argentyńczyk, w ataku nie był groźny, ale pozostawał nieustannie w ruchu i był trudnym punktem do trafienia. Na początku ostatnie, ósmej odsłony, Damian trafił prawym sierpowym, ale zamiast ponowić akcję, z grymasem bólu cofnął się, a potem boksował już lewą ręką. Po ostatnim gongu sędziowie nie mogli mieć wątpliwości i zgodnie wskazali na Jonaka w stosunku 80:70.

Ewa Brodnicka (15-0, 2 KO) pokonała Sarah Pucek (8-3-1, 1 KO) i po raz pierwszy obroniła tytuł mistrzyni świata federacji WBO kategorii super piórkowej, czy też jak kto woli junior lekkiej. Polka od początku narzuciła swój styl i pressingiem spychała rywalkę na liny. Pretendentka była nieźle wyszkolona, czasami ładnie skontrowała, ale przegrała ten pojedynek mentalnie. Miała dobrą czwartą rundę, lecz pozostałe należały już do Polki. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Brodnickiej 100:90, 97:93 i 99:91.

Robert Parzęczewski (20-1, 13 KO) nie przegrywa u siebie w Częstochowie. Dziś o sile jego ciosów na własnej skórze przekonał się Tim Cronin (11-2-1, 2 KO). „Arab” rozpoczął walkę mocnym prawym na korpus i lewym prostym. W połowie pierwszej rundy strzelił w tempo lewym prostym na punkt i nawet takim ciosem naruszył przeciwnikiem, który przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Nie był to jednak ciężki nokdaun i mistrz Kanady szybko się otrząsnął. Na początku drugiej odsłony miejscowy pięściarz trochę stracił rytm, ale w drugiej połowie wszystko wróciło do normy. Jeszcze przed przerwą strzelił mocnym lewym sierpowym, po którym przeciwnik aż poleciał na liny. Drugi nokdaun nastąpił pół minuty przed końcem trzeciego starcia. Robert wyczekał odpowiedni moment i huknął lewym sierpowym. Zanim jednak sędzia doliczył do ośmiu, do gongu pozostało już niewiele czasu i nie udało się dobić zranionej ofiary. Kolejne trzy minuty to dalsze męczarnie Kanadyjczyka, choć trzeba przyznać, że dzielnie zbierał cięgi i dalej próbował czymś odpowiedzieć. W piątej rundzie tempo nieco spadło, ale Robert cały czas miał wszystko pod kontrolą. Pół minuty przed końcem sędzia Jankowiak zatrzymał potyczkę. Robert wstrząsnął rywalem lewym sierpowym, potem przebił jego gardę prawym i Cronin po raz trzeci wylądował na deskach. I choć do końca pozostawało już niewiele czasu, Kanadyjczyk nie miał ochoty na kontynuowanie pojedynku.

Porozbijany, zakrwawiony Łukasz Wierzbicki (16-0, 6 KO) po raz drugi pokonał Michała Żeromińskiego (13-4-1, 1 KO) i obronił tytuł Mistrza Polski w wadze półśredniej. Lepiej zaczął Łukasz, który najpierw zahaczył czoło rywala krótkim prawym sierpem, a potem poprawił lewym krzyżowym. Michał nacierał, lecz dynamiczny Wierzbicki bił z kontry i studził jego zapały. W drugiej rundzie Wierzbicki bił mocniej, ale Żeromiński ambitnie starał się cały czas odpowiadać. Rozgorzała wojna. Łukasz schodził do narożnika obficie krwawiąc z obu łuków brwiowych. A Michał poczuł tą krew i od początku trzeciego starcia jeszcze bardziej podkręcił tempo. „Maska krwi” – krzyczał rozemocjonowany Grzegorz Proksa, komentujący ten krwawy bój. W narożniku Tomasz Skarżyński robił co mógł, ale krew lała się strumieniami. W kolejnych minutach trwała wojna na wyniszczenie. Padały ciężkie ciosy, ale żaden z nich nie robił kroku w tył. Piąta runda to jedna z najlepszych rund na polskim ringu zawodowym. Początkowo Michał trafiał prawym krzyżowym, w końcówce Łukasz strzelił sierpem. Pod Żeromińskim ugięły się nogi, ale już dwie sekundy później znów nacierał. Cóż za wojna… Szóste i siódme starcie równe, ale z nieznaczną przewagą Michała. W ósmej swój rytm odnalazł znów Łukasz i tym prawym jabem kontrolował poczynania w ringu. Ostatnie sześć minut to polowanie Żeromińskiego na mocny cios, którym mógłby odwrócić losy meczu, jednak Wierzbicki świetnie pracował nogami. Na minutę przed końcem Łukasz skontrował krótkim prawym sierpowym na brodę. Pod Michałem ugięły się nogi, ale oczywiście po kilkusekundowym kryzysie znów nacierał. Gdy zabrzmiał ostatni gong obaj pięściarze otrzymali zasłużone, gromkie brawa od publiczności zgromadzonej w częstochowskiej hali. Sędziowie byli jednomyślni, punktując 96:94, 96:94 i 98:92 – wszyscy na korzyść Wierzbickiego.

W pierwszej walce gali, po bardzo dobrym spektaklu, Michał Chudecki (11-2-2, 3 KO) i Damian Wrzesiński (13-1-2, 5 KO) zaboksowali na remis. I dobrze, bo obaj zostawili dziś między linami sporo serca i zdrowia. Od początku obaj „koledzy” z Poznania ostro na siebie ruszyli. Momentami walka była chaotyczna, ale niezwykle zażarta i obfitująca w nieustanne wymiany. Pierwsze dwie rundy równe, z nieznaczna chyba przewagą lepiej poukładanego „TNT”. W trzeciej do głosu doszedł „Wrzos”, trafiając dwukrotnie lewym sierpowym. W czwartej odsłonie przez ponad dwie minuty Michał ogrywał przeciwnika nogami, ale Damian zrewanżował się mu znów dwoma, tym razem naprawdę mocnymi lewymi sierpami. W połowie piątego starcia po przypadkowym zderzeniu głowami obaj zaczęli mocno krwawić. W samej końcówce Chudecki zranił przeciwnika lewym krzyżowym na szczękę. Kolejne trzy minuty niezwykle zażarte i trudno było wskazać na tym odcinku lepszego zawodnika. Kondycja miała być atutem Wrzesińskiego, ale to Chudecki był aktywniejszy w siódmej rundzie. W ostatniej Damian wziął się na sposób. Zamiast bić lewym, markował tylko ten cios, przepuszczał atak rywala i wciągał go na bezpośredni prawy. Szkoda, że tak późno, bo ten cios wchodził. Gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj podnieśli ręce na znak zwycięstwa. A jak widzieli to sędziowie? Byli niejednomyślni, punktując 77:76 Wrzesiński, 77:75 Chudecki i 76:76. A więc remis!

źródło: bokser.org

pbn_big

KTO W GÓRĘ, A KTO W DÓŁ? POLACY W RANKINGACH ZAWODOWYCH FEDERACJI

Dawno nie zaglądaliśmy do światowych rankingów. Oczywiście tradycyjnie najwięcej polskich nazwisk odnajdziemy w szerokim zestawieniu federacji WBC, która co miesiąc klasyfikuje po 40 zawodników w każdej z kategorii wagowych. W wadze ciężkiej swoje pozycje utrzymali siódmy Artur Szpilka (20-1, 15 KO) oraz jedenasty Mariusz Wach (31-1, 17 KO). Na samej górze widnieje nazwisko Alexandra Povetkina (29-1, 21 KO), z którym Wach spotka się 4 listopada w Kazaniu. Skok o trzy oczka zanotował Andrzej Wawrzyk (31-1, 17 KO), który zamyka drugą dziesiątkę. Do zestawienia po wielu miesiącach powrócił dwudziesty trzeci aktualnie Tomasz Adamek (50-4, 30 KO).

W kategorii junior ciężkiej Krzysztof Włodarczyk (49-3-1, 35 KO) spadł z piątego na szóste miejsce, zaś Mateusz Masternak (36-3, 26 KO) awansował z siedemnastego na piętnaste. Trzeci w wadze półciężkiej nadal jest Andrzej Fonfara (27-3, 16 KO), lecz jeśli w piątkową noc pokona Nathana Cleverly’ego, będzie pewniakiem do walki o mistrzostwo świata. Skok zanotował Dariusz Sęk (24-2-1, 8 KO), który otwiera czwartą dziesiątkę, zaś Maciej Miszkiń (18-3, 5 KO) znajduje się dwa oczka niżej (33).

Choć Maciej Sulęcki (21-0, 6 KO) boksuje w wadze średniej, to włodarze WBC uparcie klasyfikują go w super średniej – we wrześniu na dwudziestej siódmej pozycji. W dywizji junior średniej boksujący bardzo rzadko Damian Jonak (39-0-1, 21 KO) jest dwudziesty ósmy. W kategorii półśredniej Przemysław Runowski (9-0, 2 KO) zajmuje trzydziestą ósmą lokatę, a w junior półśredniej naszym jedynakiem pozostaje dwudziesty pierwszy Michał Syrowatka (13-0, 4 KO). To także ostatni polski pięściarz w tym rankingu.

Tylko czterech Polaków znajduje się w najnowszym rankingu federacji IBF. W wadze ciężkiej Artur Szpilka jest siódmy, zaś Mariusz Wach – trzynasty. Co ciekawe ten drugi sparuje obecnie w Zakopanem z Wiaczesławem Głazkowem (21-0-1, 13 KO), aktualną jedynką w zestawieniu. Drugą dziesiątkę w kategorii cruiser otwiera Mateusz Masternak, przy czym dwie pierwsze lokaty w tym limicie pozostają nieobsadzone. W dywizji półciężkiej piątą lokatę utrzymał Andrzej Fonfara.

Tak jak w zeszłym miesiącu, również i w tym zaledwie dwa nazwiska polskich pięściarzy znajdziemy w rankingu federacji WBA. W kategorii junior ciężkiej Mateusz Masternak awansował z dziewiątego na siódme miejsce. Bez zmian natomiast u Andrzeja Fonfary, który utrzymał drugą lokatę.

W INOWROCŁAWIU STARY-DOBRY JONAK I WPADKA „SKORPIONA”

inowrocław

W głównej walce wieczoru gali Tymex Boxing Promotion w Inowrocławiu wracający na wysokie obroty Damian Jonak (39-0-1, 21 KO) wypunktował Ayouba Nefziego (23-5-1, 4 KO). Między linami sprawdziło się wszystko to, o czym mówiono przed walką.

Pomimo iż już w pierwszej rundzie po przypadkowym zderzeniu głowami z łuku brwiowego Tunezyjczyka poleciała krew, to w kolejnych minutach ładnie pracował na nogach i z defensywy kąsał bezpośrednim prawym krzyżowym. W drugim starciu „wytańczył” Jonaka, ale Polak w trzecim swoje akcje wydłużył i starał się kończyć każdą wymianę swoim ciosem. Ciężko było podejść pod rywala, lecz gdy to już się udawało Damianowi, to dobierał się mu do skóry. Na początku czwartej odsłony Jonak huknął prawym sierpowym ponad lewą ręką przeciwnika, posyłając go na deski. Nefzi wstawał ciężko, jednak dzięki sprytowi i dobrej pracy nóg zażegnał kryzys. Odczuł na pewno jeszcze prawy hak na korpus, lecz dzielnie dotrwał do przerwy. Po niej utrzymywała się przewaga pięściarza z Górnego Śląska, który sprytnie różnicował uderzenia na korpus i górę. Nefzi natomiast polował na mocną kontrę długim prawym. W szóstym starciu to Damian wydłużył dystans udowadniając tym samym, że i on potrafi zrobić użytek ze swojej pracy nóg. Lepiej dystansował, konsekwentnie obijał doły, a w defensywie popisywał się ładnymi unikami rotacyjnymi. Ta defensywa była też aktywna i choć cofał się, to nadal utrzymywał przewagę. W siódmej oraz ósmej rundzie wszystko się wyrównało, a kolejne zderzenie głowami spowodowało drugie rozcięcie na twarzy Tunezyjczyka. Ostatnie minuty nie dostarczyły już takich emocji, choć pojedynek był rozgrywany na wysokim poziomie technicznym. Po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie wskazali na Damiana – 97:93, 99:91 i 97:92

Trudną przeprawę miała Ewa Brodnicka (8-0, 2 KO), ale pokonała Monicę Gentili (4-3, 1 KO) i zrobiła kolejny krok w kierunku potencjalnej walki na Polsat Boxing Night pod koniec września. Po pierwszej, typowo rozpoznawczej rundzie, od drugiej Włoszka przeszła do chaotycznego, agresywnego ataku, z którym Polka nie potrafiła sobie początkowo poradzić. Dopiero w okolicach czwartej odsłony Ewa poukładała sobie ten pojedynek i coraz częściej jej prawy krzyżowy zaczynał dochodzić celu. Z czasem Gentili trochę też spuchła kondycyjnie i nie była już w stanie wywierać takiej presji jak na początku. W ostatniej odsłonie znów zaatakowała, ale Brodnicka wiedziała już na co ma uważać i nie dała sobie zrobić większej krzywdy. Po gongu kończącym walkę wszyscy sędziowie opowiedzieli się za naszą rodaczką, choć rozpiętość była spora – 80:73, 77:76 i 78:75.

Michał Żeromiński (8-2, 1 KO) po trochę słabszych ostatnich występach pokazał dziś naprawdę ciekawy i skuteczny boks, odprawiając na punkty Ivo Gogosevicia (10-10-1, 5 KO). Od początku uwidoczniła się przewaga dobrze poukładanego technicznie Polaka. Musiał jednak mieć się na baczności wobec bardzo chaotycznego, za to agresywnego stylu Chorwata. Początkowo w tym chaosie była nawet metoda, lecz tak doświadczony pięściarz jak Michał z każdą minutą układał to sobie po swojemu i systematycznie powiększał przewagę. W czwartej rundzie Gogosević był już bezradny, a radomianin konsekwentnie robił swoje. W piątej Żeromiński dwukrotnie zaskoczył przeciwnika prawym podbródkiem, kontrolował go swoim lewym prostym i kilka razy poprawił prawym krzyżowym bądź sierpem. Chorwat wszystko przyjmował bez zmrużenia oka, a na początku ostatniej odsłony sam przeprowadził krótki szturm. Michał oczywiście wszystko przyjął ze spokojem na szczelny blok i zaakcentował na koniec swoją przewagę. Rywal nie był najwyższej klasy, był wręcz słaby, ale i tak patrząc dziś na boks Michała można było odnieść wrażenie, że był w najlepszej formie od przynajmniej roku. Sędziowie punktowali na jego korzyść wyjątkowo zgodnie – trzy razy 60:54.

W pierwszym tegorocznym występie Nikodem Jeżewski (10-0-1, 5 KO) pokonał na punkty Tomislava Rudana (3-4-1). Na samym początku Chorwat uciekał po całym ringu, a Polak niepotrzebnie się spinał i próbował go upolować nokautującym ciosem. W drugiej sam wpuścił przeciwnika do ataku i skontrował świetnym prawym podbródkiem. Trafił też bezpośrednim prawym krzyżowym. To dodało mu pewności siebie, w trzecim starciu boksował już rozluźniony i zaczął konsekwentnie rozbijać przeciwnika. Rudan krwawił z nosa i ust, ale przewrócić się nie chciał. Jeżewski w czwartej rundzie znów huknął prawym podbródkiem, jednak Chorwat dzielnie wszystko przyjmował. Przewaga Nikodema nie podlegała co prawda dyskusji, natomiast brakowało zmiany tempa i różnicowania siły ciosów. Na plus na pewno fajna akcja z prawym podbródkiem po odchyleniu, lecz na zawodnika większej klasy to może być zdecydowanie zbyt mało. I gdy wydawało się, że nic wielkiego już nie zobaczymy, czterdzieści sekund przed końcem Jeżewski w końcu uderzył lewym hakiem na korpus, krusząc dzielnego oponenta. Chorwat z grymasem bólu na twarzy dotrwał do końca, a sędziowie zgodnie punktowali wygraną Nikodema w rozmiarze 60:53. Zabrakło minuty…

Udanie swoją współpracę z nowym promotorem rozpoczął Marcin Siwy (11-0, 5 KO), który już w drugiej rundzie odprawił Vjekoslava Bajicia (9-11, 3 KO). Już w pierwszej rundzie Polak – dodajmy z sukcesami w boksie młodzieżowym, trafił mocno lewym sierpowym, lecz nie był w stanie ponowić akcji i rywal wyszedł szybko z opresji. Ale w drugiej było już po wszystkim. Siwy trafił najpierw prawym krzyżowym, kilka sekund później poprawił w akcji lewy na lewy mocnym sierpowym i posłał Chorwata na deski. Ten dzielnie powstał, jednak za moment zainkasował lewy hak, po raz drugi znalazł się na macie, w dodatku pękła mu powieka i z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Krzysztof Cieślak (22-6, 7 KO) wrócił ze sportowej emerytury, niestety wrócił mocno zardzewiały. Do tego miał trochę pecha, bo gdy zaczynał w końcu łapać swój rytm, pojedynek przerwano. Początkowo „Skorpion” nie mógł znaleźć swojego tempa. – Krzysiu, trochę więcej inicjatywy – mówił w narożniku po pierwszej odsłonie trener Jarosław Soroko. I Polak ruszył do ataku, lecz był to atak oparty na wojnie na wyniszczenie. Trafił nawet mocnym lewym sierpowym, ale jego narożnik chciał trochę innego boksu. Brakowało lewego prostego. Powietrze pruły bardzo mocne sierpy, a w trzeciej rundzie sam przyjął mocny prawy sierp Rumuna. Po słabym trzecim starciu, w czwartym Cieślak znów wrócił do gry, uruchomił prawą ręką i zaczął trafią, choć nadal pojedynczymi akcjami, a nie dłuższymi kombinacjami. W piątej rundzie zranił Fiko swoim krótkim lewym sierpowym, lecz nie było ponowienia. Na początku szóstej zawodnicy zderzyli się przypadkowo głowami, nad okiem Rumuna powstało głębokie rozcięcie i Grzegorz Molenda po konsultacji z lekarzem przerwał potyczkę, nakazując kolegom podliczenie swoich kart. A na nich wyszedł wynik 58:57, 57:58 i 57:59. Tak oto niedoceniany trochę Oszkar Fiko (12-11, 9 KO) zanotował pierwsze wyjazdowe zwycięstwo. Krwi stracił sporo, ale to z pewnością jego największy jak dotąd sukces. A Krzysiek? Zawsze był wielkim wojownikiem, być może jednak rzeczywiście powinien odpocząć? A może po prostu przerwa była zbyt długa? Na te pytania będzie musiał już sobie odpowiedzieć szczerze sam. My na pewno zapamiętamy go jako wielkiego wojownika…

Michał Leśniak (2-0, 1 KO) udanie póki co kroczy przez ringi zawodowe. Dzisiaj zastopował szybko Janosa Vassa (7-16-1, 6 KO). Już po pół minuty lewy hak po prawy łokieć posłał Węgra na deski. Ten jednak powstał na osiem i dotrwał do przerwy, pomimo iż zainkasował jeszcze kilka innych uderzeń po dole oraz mocnym prawy sierp na głowę. Od początku drugiej rundy podopieczny Piotra Wilczewskiego podkręcił tempo, szukał mocnego uderzenia na górę, ale Vass padł dopiero po kolejnym lewym w okolice wątroby. Za moment był liczony po raz trzeci, a wszystko zakończył lewy sierpowy na szczękę. Co prawda zamroczony powstał po raz czwarty, jednak Włodzimierz Kromka widział z bliska jego błędne oczy i na kilka sekund przed końcem drugiej odsłony zastopował potyczkę.

źródło: bokser.org

plakat-jonak

POLACY W ZAWODOWYCH RANKINGACH. NAJWYŻEJ GŁOWACKI, ŁASZCZYK, FONFARA I WŁODARCZYK

laszczyk027

Krzysztof Głowacki (24-0, 15 KO) i Kamil Łaszczyk (20-0, 8 KO) są najwyżej sklasyfikowanymi Polakami w światowych rankingach zawodowych federacji bokserskich. W kwietniowym zestawieniu WBO, zawodnik z Wałcza otwiera listę najlepszych „cruiserów” i czeka na termin walki z mistrzem – Marco Huckiem, zaś Kamil właśnie awansował na 2. miejsce w limicie wagi piórkowej. „Głowę” docenia także organizacja IBF stawiając go na 6. miejscu i WBA, gdzie Polak jest dziewiąty, analogicznie jak Łaszczyk na liście WBC.

Bardzo dobre notowania ma również „półciężki” Andrzej Fonfara (26-3, 15 KO), przygotowujący się do walki z byłem mistrzem świata, Julio Cesarem Chavezem Jr. Pięściarz z Chicago jest klasyfikowany na 4. miejscu w rankingach federacji WBA i WBC, WBO widzi naszego rodaka na 8. miejscu swojego zestawienia, zaś wg. IBF zamyka pierwszą dziesiątkę. Z kolei potencjał Krzysztofa Włodarczyka (49-3-1, 35 KO) od lat docenia federacja WBC. Były posiadacz zielonego pasa mistrzowskiego jest aktualnie na 4. miejscu w jej rankingu.

W pierwszych dziesiątkach światowych rankingów widzimy również nazwiska Mateusza Masternaka (34-2, 24 KO) i Artura Szpilki (17-1, 12 KO). „Master zajmuje 5. miejsce w zestawieniu federacji WBA i 7. lokatę w rankingu WBO, zaś „Szpila” zamyka dziesiątkę najlepszych zawodników wagi ciężkiej wg. federacji IBF i WBO. Nazwiska obu Polaków znajdujemy także w zestawieniu WBC, gdzie wrocławianin jest 12, zaś pochodzący z Wieliczki Artur – 11.

Prawa pretendenta do tytułu mistrzowskiego w wadze jr. ciężkiej ma także Łukasz Janik (28-2, 15 KO), który jest 12. w rankingu WBA.

W drugiej połowie rankingowej „30″ federacji WBC znajdujemy nazwiska kolejnych sześciu Polaków. W kategorii junior średniej 16. miejsce zajmuje Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO), a dwudzieste pierwsze Damian Jonak (38-0-1, 21 KO). Dwudziesty ósmy w wadze ciężkiej jest Mariusz Wach (30-1, 16 KO), trzydziesty trzeci w tej samej dywizji Marcin Rekowski (15-1, 12 KO), dwudzieste szóste miejsce w super średniej zajmuje Przemysław Opalach (16-2, 14 KO), zaś trzydzieste drugie w tejże wadze Maciej Sulęcki (19-0, 4 KO).

Ogółem w światowych rankingach mamy więc aktualnie 13 pięściarzy (siedmiu w czołowych „15″). Najwięcej (11) w zestawieniach WBC. Federacja WBO doceniła 5 Polaków, zaś IBF i WBA – 4.

TRZYNASTU POLAKÓW W RANKINGU WBC. AWANS ARTURA SZPILKI

W grudniowych rankingach federacji WBC znalazło się trzynastu polskich pięściarzy, w tym sześciu w czołowych piętnastkach. Najwyższą lokatę zajmuje Andrzej Fonfara (26-3, 15 KO), który jest czwarty w wadze półciężkiej.

„Polski Książę” ustępuje tylko Eleiderowi Alvarezowi, Isaacowi Chilembie i Umberto Savigne. Za 27-latkiem jest m.in. Dmitrij Suchocki, który nadchodzącej nocy zaboksuje o pas z Adonisem Stevensonem. W dywizji średniej sklasyfikowani są dwaj Polacy – Przemysław Opalach (28) i Maciej Sulęcki (31).

Wciąż wysoko w rankingu jest Krzysztof Włodarczyk (49-3-1, 35 KO). „Diablo” zajmuje piątą lokatę w kategorii junior ciężkiej, której jeszcze niedawno był czempionem. Włodarczyk nie jest w doborowym towarzystwie sam. W sumie w pierwszej piętnastce kategorii cruiser znajduje się aż czterech Polaków – są to jeszcze Mateusz Masternak (34-2, 24 KO), który jest dwunasty, plasujący się tuż za nim Łukasz Janik (28-2, 15 KO), a także czternasty Krzysztof Głowacki (23-0, 15 KO).

Po pokonaniu Tomasza Adamka do pierwszej dziesiątki wagi ciężkiej coraz głośniej puka Artur Szpilka (17-1, 12 KO). Pięściarz z Wieliczki jest już jedenasty i wyprzedza m.in. Carlosa Takama, Chrisa Arreolę i Derecka Chisorę. Na bardziej odległych miejscach znajdują się Mariusz Wach (29), Andrzej Wawrzyk (33) i Marcin Rekowski (37).

W junior średniej do piętnastki zbliża się natomiast Damian Jonak (38-0-1, 21 KO). W kategorii, której mistrzem jest Floyd Mayweather Jr, Polak jest siedemnasty. Jedyny polski akcent w niższych wagach to Kamil Łaszczyk (19-0, 7 KO), który w rankingu dywizji piórkowej jest 32.

źródło: bokser.org

WACH NOKAUTUJE WALKERA, UDANY POWRÓT JONAKA I ZWYCIĘSTWA FAWORYTÓW

wach_haters

W pojedynku wieczoru gali Windoor Boxing Night w Radomiu Mariusz Wach (28-1, 15 KO) miał stanąć przed bardzo ważnym sprawdzianem od czasu walki z Władimirem Kliczko, po której przez dwa lata nie wychodził do ringu. Starcie z Travisem Walkerem (39-12-1, 31 KO) miało choć w małym stopniu pokazać, czy popularny „Viking” ma szansę, by znów się liczyć w wadze ciężkiej i być w czołówce. Pierwsza runda była spokojna. Nie padło wiele ciosów, ale dało się zauważyć coś o czym mówił przed walką szkoleniowiec Amerykanina, czyli wywieranie presji i to, że szanse na trafianie Wacha ciosami na górę są większe niż w np. starciu Walkera z Tomaszem Adamkiem. Wach zgodnie z planem próbował boksować na dystans, operując lewym prostym, jednak pierwsza i druga odsłona pokazały, że 35-letni amerykański „ciężki” nie przyleciał tylko po wypłatę. Walker był jeszcze pewny swego, zaczął opuszczać ręce i prowokować Polaka. Próbował wchodzić w półdystans, bić długi lewy jab, narzucił szybkie jak na siebie tempo. Wach zauważył wzmożoną częstotliwość ciosów Amerykanina i przyśpieszył. Na uwagę zasługuje celny prawy sierpowy „Vikinga”, na który nadziewał się rywal. Z rundy na rundę Walker sprawiał wrażenie coraz bardziej zmęczonego, nie przestał uderzać prostymi.  Szósta runda była jednak ostatnią. Wach coraz częściej bił prawy sierpowy – raz z kombinacją po lewym prostym, raz bezpośrednią. Po jednej z tych klasycznych akcji Walker był liczony… na stojąco. Po chwili „Viking” dopadł rywala i sędzia zdecydował się przerwać pojedynek.

Damian Jonak (38-0-1, 21 KO) walką z Bradleyem Prycem (35-19, 19 KO) miał wrócić na zawodowe ringi po ponad rocznej przerwie od boksu. Udało się. Od początku Jonak narzucił swoje tempo boksując tak jak zawsze – skuteczne obijanie rywala lewym prostym i prawy sierpowy nad opuszczoną lewą ręka Pryce’a. Warto nadmienić, że Brytyjczyk nie nastawił się na obronę i często wchodził w wymiany, kilkakrotnie jednak nadziewając się na celne uderzenia bite z prawej ręki Jonaka. W boksie naszego pięściarza nie widać było rdzy, wręcz przeciwnie, wyglądał naprawdę dobrze. W piątej rundzie byliśmy świadkami pierwszego liczenia. Pryce po uderzeniach naszego boksera zachwiał się  i sędzia Mirosław Brózio wyliczył do ośmiu. Przewaga Jonaka była już naprawdę spora i choć ciosy Brytyjczyka od czasu do czasu dochodziły celu, nie sprawiły one kłopotów Polakowi. Ostatnie rundy to wdanie się w małą wojenkę obu pięściarzy, stąd dość nieznaczne zwycięstwo polskiego pięściarza na punkty (77-75, 76-75, 76-75).

Jedną z najciekawiej zapowiadających się walk, a już na pewno najbardziej wyrównanych miało być starcie Nikodema Jeżewskiego (9-0-1, 5 KO) ze starym wygą, niezwykle doświadczonym Łukaszem Zygmuntem (1-2). Walka w kilku fragmentach była rzeczywiście równa, lecz zabrakło emocji. Pięściarz Tymexu od pierwszych chwil pojedynku próbował prowadzić walkę pod własne dyktando, boksując na środku ringu, czym sukcesywnie wywierał pressing na Zygmuncie. W drugiej rundzie zaczęła rysować się już nieznaczna przewaga Jeżewskiego. Starszy o kilka dobrych lat Zygmunt zadawał mało ciosów i rzadko decydował się na kontrowanie uderzeń Nikodema, który również nie imponował ringową efektywnością. Czwarta odsłona była jednak już bardziej wyrównana. Lewy prosty Zygmunta doszedł celu i przez moment widniała dla niego szansa na zmianę scenariusza. Po sześciu nudnych rundach sędziowie orzekli jednogłośne zwycięstwo Nikodema Jeżewskiego (58-57 i dwukrotnie 58-56).

Kamil Łaszczyk (19-0, 7 KO) bez żadnych problemów zwyciężył Antonio Horvaticia (6-12, 4 KO) i dopisał do swojego bilansu kolejną wygraną. „Szczurek” mimo zmiany przeciwnika w ostatniej chwili i walki zakontraktowanej na krótki dystans zaprezentował się całkiem dobrze. Polak przeważał nad Chorwatem w każdej z rund i nawet na moment nie oddał inicjatywy. W piątej odsłonie po serii ciosów Łaszczyka Horvatic padł na deski, ale dotrwał do kończącego gongu. W szóstej, ostatniej rundzie, „Szczurek” przyśpieszył i dalej obijał zmęczonego już i przyjmującego co raz to więcej uderzeń Chorwata. Po jednej z kolejnych akcji rywal Łaszczyka po raz drugi zaliczył deski, ale – podobnie jak w rundzie piątej – nie udało mu się zakończyć walki przed czasem. W efekcie czego reprezentujący grupę Global Boxing zwyciężył wysoko na punkty jednogłośną decyzją sędziów.

Ewa Brodnicka (6-0, 2 KO) pokonała jednogłośnie na punkty twardą Galinę Gumliiską (10-35, 1 KO). Z przebiegu walki wywnioskować można, że każda z rund była pod dyktando naszej pięściarki, choć występ w Radomiu był dla niej na pewno kilkakrotnie trudniejszy od jej niektórych wcześniejszych walk, które kończyła szybko przed czasem. Dzisiaj Brodnicka dobrze operowała lewym prostym, polując przy tym na prawy sierpowy nad opuszczoną lewa ręką bardzo doświadczonej Bułgarki. Po sześciu dość jednostronnych rundach sędziowie orzekli zwycięstwo Polki.

Kolejne zwycięstwo do swojego bilansu dopisał niepokonany Michał Gerlecki (9-0, 5 KO). Zawodnik Tymex Boxing pokonał przed czasem w szóstej rundzie Jewgienisa Belitcenkę (6-8-1, 6 KO). Pod względem widowiska walka w pierwszych odsłonach była spokojniejsza od wcześniejszego starcia Parzęczewskiego. I kiedy wydawało się, że punktujący starcie Gerlecki nie zakończy pojedynku przed czasem, w szóstej, ostatniej rundzie polski pięściarz soczystym uderzeniem z prawej ręki posłał rywala na deski, z których Białorusin już nie wstał.

W inauguracyjnym pojedynku gali z bardzo dobrej strony pokazał się Robert Parzęczewski (7-0, 4 KO), który wypunktował Andreja Salachudzinau (15-5, 5 KO). Już w pierwszych sekundach walki polski pięściarz prawym sierpowym posłał na deski Białorusina, chwilę później ponowił atak i Salachudzinau ponownie leżał. I kiedy wydawało się, że starcie szybko się zakończy, rywal Polaka dotrwał do gongu. Trzy kolejne odsłony były zdecydowanie spokojniejsze od tej pierwszej. Parzęczewski nieznacznie zwolnił tempo, a Białorusin nie ustępował i wcale nie był dłużny nowemu nabytkowi Tymexu. Ostatecznie sędziowie byli jednomyślni, wskazując Parzęczewskiego jako zwycięzcę.

źródło: bokser.org

[Fot. Global Boxing]

UBYWA POLSKICH NAZWISK W CZOŁÓWKACH ZAWODOWYCH RANKINGÓW

diablo01

Coraz mniej polskich zawodowców odnajdujemy w rankingach światowych federacji. W najnowszym zestawieniu WBA widnieją nazwiska czterech Polaków, w rankingu WBO – trzech, zaś zdaniem WBC na pierwszą „15″ zasługuje tylko czterech pięściarzy znad Wisły.

W rankingu WBA na 8. miejscu pojawiło się nazwisko Pawła Głażewskiego (23-2, 5 KO), który podpisał kontrakt na walkę o tytuł mistrza świata tej federacji z czempionem WBA Juergenem Braehmerem. Wyżej od „Głaza” sklasyfikowani są Mateusz Masternak (33-2, 24 KO) i Krzysztof Głowacki (23-0, 15 KO) – zajmujący miejsca nr 6 i 7 w kategorii junior ciężkiej. Ostatni Polak w rankingu to dziesiąty w „cruiser” Paweł Kołodziej (33-1, 18 KO).

Federacja WBO najwyraźniej uwzględniła porażkę Tomasza Adamka (49-3, 29 KO) z Arturem Szpilką (17-1, 12 KO). „Góral”, który dotąd zajmował 13. miejsce w wadze ciężkiej, wypadł z „15″ a w jego miejsce w czołówce zameldował się „Szpila”, którego nazwisko odnajdujemy na miejscu nr 14. Najlepsze notowania ma Krzysztof Głowacki, który nadal otwiera ranking pretendentów w wadze junior ciężkiej. Znakomita pozycje wyjściowa do walki o tytuł Kamil Łaszczyk (18-0, 7 KO), który awansował na 4. miejsce w limicie wagi piórkowej.

Nowy ranking federacji WBC jest nieco bogatszy w polskie nazwiska ale tylko czterech naszych rodaków znajdziemy w pierwszych „15″. Nieznaczny spadek zanotowali zarówno Tomasz Adamek jak i Artur Szpilka, ale ich niedawna rywalizacja nie została jeszcze uwzględniona w zestawieniu. Na razie więc „Góral” spadł na 15. miejsce, a „Szpila” jest dwudziesty drugi w wadze ciężkiej. Inny polski „ciężki”, Andrzej Wawrzyk (29-1, 15 KO) spadł na pozycję nr 28. Były mistrz świata wagi junior ciężkiej, Krzysztof Włodarczyk (49-3-1, 35 KO) zajmuje aktualnie 5. miejsce. W tym samym limicie nieznaczny awans na 15. miejsce zaliczył Krzysztof Głowacki. W zestawieniu jest jeszcze dwóch polskich „cruiserów” - Łukasz Janik (27-2, 14 KO) na 19. miejscu i oczko niżej Mateusz Masternak. Poprawił swoje notowania Andrzej Fonfara (26-3, 15 KO) – piąty w wadze półciężkiej. W wadze super średniej czwartą dziesiątkę otwiera Przemysław Opalach (15-2, 13 KO), zaś nieaktywny od blisko roku Damian Jonak (37-0-1, 21 KO) spadł na lokatę nr 12 w kategorii junior średniej. Ostatnim Polakiem w rankingu WBC jest trzydziesty piąty w wadze piórkowej Kamil Łaszczyk.

DZIEWIĘCIU POLAKÓW WE WRZEŚNIOWYM RANKINGU WBC, ALE TYLKO TRZECH W „15″

fonfara_andrzej12

Federacja World Boxing Council (WBC) opublikowała wrześniowy ranking, w którym odnajdujemy nazwiska dziewięciu Polaków. Najwyższą lokatę – szóstą w wadze półciężkiej – zajmuje mający znakomitą markę w USA, Andrzej Fonfara (25-3, 15 KO).

W wadze ciężkiej czternasty jest Tomasz Adamek (49-3, 29 KO), jego najbliższy rywal, Artur Szpilka (16-1, 12 KO), awansował na siedemnastą lokatę, zaś na 26. miejsce wspiął się Andrzej Wawrzyk (29-1, 15 KO), który przechodzi rehabilitację po wypadku samochodowym. W kategorii jr. ciężkiej, w której od lat mistrzem WBC jest Krzysztof Włodarczyk (49-2-1, 35 KO), na liście rankingowej najwyższe miejsce z naszych zawodników zajmuje szesnasty Krzysztof Głowacki (22-0, 14 KO). Trzy oczka niżej sklasyfikowano Łukasza Janika (27-2, 14 KO).

Dwudziesty dziewiąty w kategorii super średniej jest Przemysław Opalach (15-2, 13 KO), a jedenasty w junior średniej Damian Jonak (37-0-1, 21 KO), którego nie widzieliśmy w ringu od wielu miesięcy. Ostatnim naszym przedstawicielem na liście rankingowej WBC jest trzydziesty dziewiąty w limicie wagi piórkowej Kamil Łaszczyk (17-0, 7 KO).

WBC DOCENIA POLSKICH PIĘŚCIARZY. 11 RODAKÓW W NAJNOWSZYM RANKINGU

Federacja WBC uaktualniła swój ranking za lipiec, a na tej liście znalazło się sporo nazwisk polskich bokserów. Niektórzy zanotowali spadek, inni awansowali, ale o wszystkim poniżej.

W wadze ciężkiej na 14. miejscu umieszczono Tomasza Adamka (49-3, 29 KO), zaś na 19. Artura Szpilkę (16-1, 12 KO), który wciąż ma nadzieję, że to właśnie on 8 listopada w Krakowie skrzyżuje rękawice z „Góralem” z Gilowic. Chętny jednak jest również nieaktywny od ponad półtora roku Mariusz Wach, ale jego w tym zestawieniu nie ma. Czwartą dziesiątkę otwiera kontuzjowany po wypadku samochodowym Andrzej Wawrzyk (29-1, 15 KO).

W kategorii cruiser, gdzie na tronie od dawna zasiada Krzysztof Włodarczyk (49-2-1, 35 KO), 17. jest Krzysztof Głowacki (22-0, 14 KO), 22. Paweł Kołodziej (33-0, 18 KO), a 28. Łukasz Janik (27-2, 14 KO).

W dywizji półciężkiej 5. lokatę w porównaniu z poprzednim miesiącem utrzymał Andrzej Fonfara (25-3, 15 KO), który pod koniec maja o mały włos nie sprawił sensacji w walce mistrzowskiej.

W wadze super średniej minimalny spadek na 29. miejsce zanotował Przemysław Opalach (15-2, 13 KO). Z kolei w średniej mały awans stał się udziałem 35. obecnie Przemysława Majewskiego (21-3, 13 KO).

W kategorii junior średniej na 12. miejscu pozostaje Damian Jonak (37-0-1, 21 KO), a ostatnim naszym przedstawicielem na liście pretendentów WBC jest 39. w limicie dywizji piórkowej Kamil Łaszczyk (17-0, 7 KO).

źródło: bokser.org

TAKŻE W ŚWIATOWYM RANKINGU IBF TYLKO CZTERY POLSKIE NAZWISKA

Niedawno nowy ranking ogłosiła federacja WBA, a teraz nadszedł czas na zestawienie organizacji IBF. Jak zwykle na liście pretendentów widnieje kilka nazwisk polskich pięściarzy. W wadze ciężkiej pierwszą dziesiątkę zamyka Tomasz Adamek (49-3, 29 KO), szykowany na listopadową galę Polsat Boxing Night w Krakowie.

W kategorii junior ciężkiej szósty jest Krzysztof Głowacki (22-0, 14 KO), a dziesiąty Paweł Kołodziej (33-0, 18 KO), przy czym należy dodać, że dwie pierwsze lokaty pozostają nieobstawione, więc w rzeczywistości „Główka” jest czwarty, a „Harnaś” ósmy. Ostatnim naszym rodakiem w tym rankingu okazał się czwarty w dywizji junior średniej Damian Jonak (37-0-1, 21 KO).

SPADEK MATEUSZA MASTERNAKA I PAWŁA KOŁODZIEJA W RANKINGU WBA

Federacja WBA „ukarała” Pawła Kołodzieja (33-0, 18 KO), zrzucając go w swoim najnowszym rankingu za czerwiec aż o dziesięć pozycji – z pierwszej na jedenastą. To wynik opieszałości jego oraz promotora, bo jak wiadomo panowie nie mogą dojść do porozumienia i koło nos przeszło im kilka walk.

W tym samym limicie, czyli w kategorii junior ciężkiej, siódma lokata przypadła Mateuszowi Masternakowi (32-2, 23 KO), który 21 czerwca przegrał niejednogłośnie na punkty pojedynek z Yourim Kalengą o tytuł mistrzowski w wersji tymczasowej. Tuż za plecami wrocławianina widnieje nazwisko Krzysztofa Głowackiego (22-0, 14 KO). Czwartym, a zarazem ostatnim Polakiem w tym rankingu WBA jest czternasty w dywizji junior średniej Damian Jonak (37-0-1, 21 KO).

źródło: bokser.org

DAMIAN JONAK ZNALAZŁ ZA OCEANEM NOWEGO TRENERA

jonak_damian_02

Osiem lat po debiucie na zawodowym ringu Damian Jonak wciąż nie stoczył pojedynku, który zweryfikowałby jego sportowe możliwości. 31-letni pięściarz wagi junior średniej liczy na to, że ten stan rzeczy wreszcie ulegnie zmianie. Po 38 pojedynkach (37 zwycięstw, 1 remis) Jonak zamierza związać się umową z nowym promotorem i kontynuować karierę w USA, a do pojedynków o najwyższą stawkę ma go doprowadzić amerykański szkoleniowiec Javan „Sugar” Hill.

Amerykanin jest siostrzeńcem zmarłego dwa lata temu Emanuela Stewarda, u boku którego przez wiele lat uczył się trenerskiego rzemiosła w owianym legendą Kronk Gym w Detroit. Dziś Hill pracuje na własny rachunek. Jego najbardziej znanym podopiecznym jest Adonis Stevenson, który miesiąc temu po raz trzeci obronił tytuł mistrza świata WBC wagi półciężkiej w starciu z Andrzejem Fonfarą. Jonak odbył już pod jego okiem Hilla kilka treningów, gdy ten w Niemczech przygotowywał Kanadyjczyka do starcia z polskim pretendentem.

– Początkowo do tematu podchodziłem sceptycznie, bo nie do końca wierzyłem, że będę mógł pracować z trenerem takiego formatu. Mam już jednak zapewnienie, że Javan poświęci mi swój czas. Wiele wskazuje na to, że najczęściej będziemy trenować w Niemczech – w Düsseldorfie lub Hamburgu. Liczę na to, że pierwszy obóz rozpoczniemy w sierpniu, a jesienią stoczę pojedynek w USA – opowiada Jonak.

Pięściarz ze Śląska wciąż nie podpisał nowego kontraktu promotorskiego.

– Opcje są dwie. W najbliższym czasie sprawa powinna zostać zamknięta, bo jak najszybciej chciałbym poznać przybliżony termin walki – mówi Jonak. Ponoć najbardziej realne jest nawiązanie współpracy z bardzo wpływowym menedżerem Alem Haymonem, która w dłuższej perspektywie mogłaby umożliwić Polakowi walkę transmitowaną w USA przez stację Showtime. Drugi kierunek, w tym momencie mniej prawdopodobny, to grupa Top Rank. Stoi za nią telewizja HBO.

– Chcę się wreszcie sprawdzić i postawić wszystko na jedną kartę. Albo dokonam czegoś znaczącego, albo zakończę karierę. Jesienią nie stoczę jeszcze wielkiej walki. Na największe wyzwania będę gotowy w przyszłym roku. Javan najpierw chce spokojnie popracować ze mną podczas obozu, ustawić mnie pod kątem przyszłych walk. W moim stylu boksowania nie będzie rewolucji, ale Javan chce wprowadzić pewne korekty, mam na myśli szczególnie pracę nóg. Wierzę, że może wprowadzić mnie na wyższy poziom sportowy – ocenia pięściarz.

Jonak twierdzi, że nie ma już żadnych zobowiązań wobec dotychczasowych promotorów, Andrzeja Wasilewskiego i Piotra Wernera. Według pierwszego z nich, sprawa nie jest jeszcze zakończona.

– Damiana obowiązuje umowa z Piotrem Wernerem do 31 grudnia bieżącego roku i nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek sąd stwierdził, że jest ona nieważna. Możemy się zastanawiać, czy po ewentualnej walce Damiana w USA nie wystąpić do określonej komisji stanowej w z wnioskiem o odjęcie z gaży zawodnika prowizji menedżerskiej. Czy Piotr skorzysta z takiej możliwości? Tego jeszcze nie wiemy – mówi Wasilewski.

– Jestem wolnym zawodnikiem i podpisuję się pod tym obiema rękami. Nie jest to tylko moje zdanie, ale kancelarii prawnych, które w pełni zweryfikowały przedstawione dokumenty – przekonuje Jonak. Wypada mieć nadzieję, że kwestie prawne nie spowodują kolejnej przerwy w karierze niemłodego już przecież pięściarza.

RANKING WBO: GŁOWACKI I FONFARA NA CZELE

Federacja WBO uaktualniła swój ranking za miesiąc kwiecień, a w nim jak zwykle znalazło się kilka nazwisk naszych pięściarzy. W wadze ciężkiej nie mamy swojego przedstawiciela, ale już w junior ciężkiej na pozycji numer jeden znajdziemy nazwisko Krzysztofa Głowackiego (21-0, 14 KO). Pięć oczek niżej sklasyfikowano natomiast Pawła Kołodzieja (33-0, 18 KO), któremu w ostatnich miesiącach uciekły dwie szanse mistrzowskie sprzed nosa.

Również na samym szczycie, tylko w dywizji półciężkiej, prowadzenie utrzymuje Andrzej Fonfara (25-2, 15 KO). Polak wybrał jednak inną drogę i 24 maja w Montrealu zaatakuje tron organizacji WBC i zasiadającego na nim Adonisa Stevensona (23-1, 20 KO). Dziewiąty w kategorii junior średniej jest Damian Jonak (37-0-1, 21 KO), a na najniższym stopniu podium w wadze piórkowej pozostał Kamil Łaszczyk (16-0, 7 KO). On też jest ostatnim naszym rodakiem w tym zestawieniu.

źródło: bokser.org

KRZYSZTOF GŁOWACKI BLISKO WALKI Z MARCO HUCKIEM

Krzysztof Głowacki (21-0, 14 KO) awansował z trzeciego na pierwsze miejsce w rankingu wagi junior ciężkiej federacji WBO, zbliżając się znacznie do walki z panującym czempionem, Marco Huckiem. Również liderem lutowego rankingu jest „półciężki” Andrzej Fonfara (25-2, 15 KO), szykujący sie jednakże do walki o pas mistrza świata federacji WBC.

Tradycyjnie wysoko stoją akcje Polaków w wadze junior ciężkiej. Poza Głowackim w czołowej „15″ jest jeszcze dwóch naszych rodaków. Na szóstej pozycji sklasyfikowano Pawła Kołodzieja (33-0, 18 KO), jednakże „Harnaś” czeka już na 29 marca, kiedy to stoczy pojedynek o pas IBF. Wrócił do zestawienia Mateusz Masternak (31-1, 23 KO), który po ostatnim zwycięstwie jest dwunasty. Wysokie pozycje rankingowe utrzymali także dwaj inni Polacy. Trzeci w limicie wagi piórkowej jest Kamil Łaszczyk (16-0, 7 KO), zaś ósmy w junior średniej Damian Jonak (37-0-1, 21 KO).

JUŻ TYLKO CZTERECH POLAKÓW W RANKINGU WBA

Tradycyjnie surowszym okiem niż np. WBC na postępy polskich pięściarzy zawodowych spogląda federacja WBA. W styczniowym rankingu było ich sześciu, lecz po zaledwie 30 dniach pozostało czterech. Z zestawienia wykreślono nazwiska Artura Szpilki (16-1, 12 KO) i Andrzeja Fonfary (25-2, 15 KO), którzy dotąd zajmowali piętnaste lokaty, przy czym ten ostatni przygotowuje się do walki o tytuł mistrzowski federacji WBC.

W gronie junior ciężkiej na czele stawki nadal znajduje się Paweł Kołodziej (33-0, 18 KO), lecz i jego najpewniej zabraknie w kolejnym rankingu WBA, gdyż 29 marca w Berlinie zaatakuje mistrza świata IBF, Yoana Pablo Hernandeza. W gronie „cruiserów” z ósmego na siódme miejsce awansował Krzysztof Głowacki (21-0, 14 KO). RównieŻ o jedno oczko wzrosły notowania Mateusza Masternaka (31-1, 23 KO), który jest ósmy. Ostatnim Polakiem w lutowym rankingu WBA jest Damian Jonak (37-0-1, 21 KO) – nadal dziewiąty w wadze junior średniej.

FONFARA, JONAK I ADAMEK NAJWYŻEJ W RANKINGU WBC. SPADEK „SZPILI”

adamek_mike

W konsekwencji niedawnej porażki z Bryantem Jenningsem znaczny spadek w lutowym rankingu federacji WBC zaliczył Artur Szpilka (16-1, 12 KO), który z piętnastego miejsca obsunął się na 21. lokatę. W pierwszej „15″ wagi ciężkiej pozostał w zestawieniu tylko jeden Polak, „niezniszczalny” Tomasz Adamek (49-2, 29 KO), który utrzymał pozycję nr 9.

W kategorii junior ciężkiej, której czempionem jest Krzysztof Włodarczyk (49-2-1, 35 KO), nadal na dwunastym miejscu znajduje się Mateusz Masternak (31-1, 23 KO). Swoją rankingowa pozycję utrzymał również Łukasz Janik (26-2, 14 KO), który jest dwudziesty. Poza pierwszą „15″ nadal znajduje się Krzysztof Głowacki (21-0, 14 KO). Pięściarz z Wałcza w ub. miesiącu zajmował siedemnaste miejsce, a w obecnym zestawieniu jest osiemnasty.

Krok po kroku w górę stawki najlepszych „półciężkich” podąża Andrzej Fonfara (25-2, 15 KO). Polak rodem z Białobrzegów 24 maja zaatakuje w Montrealu mistrza świata Adonisa Stevensona i być może jako drugi nasz rodak stanie się właścicielem zielonego pasa WBC.

W odwrotnym kierunku – przynajmniej na razie – podąża kariery Przemysława Majewskiego (21-3, 13 KO). „The Machine” z 28. lokaty w wadze średniej, jaką zajmował miesiąc temu, spadł o osiem oczek w dół.

Nadal czekamy na zwrot w ewentualnej amerykańskiej karierze Damiana Jonaka (37-0-1, 21 KO). W rankingu kategorii junior średniej zajmuje on nadal siódme miejsce, które może być kluczem do atrakcyjnej sportowo i finansowo walki.

W RANKINGU WBC NAJWYŻEJ FONFARA. 25 MAJA POWALCZY O MISTRZOSTWO ŚWIATA?

Ogarnięta żałobą po śmierci wieloletniego swojego prezydenta Jose Sulaimana WBC jako ostatnia z prestiżowych światowych federacji opublikowała pierwszy tegoroczny ranking. Z grona polskich pięściarzy najwyżej oceniono ringowy poziom Andrzeja Fonfary (25-2, 15 KO), który awansował z miejsca czwartego na trzecie i najprawdopodobniej 24 maja w Montrealu skrzyżuje rękawice z mistrzem WBC wagi półciężkiej, Adonisem Stevensonem (23-1, 20 KO).

W wadze ciężkiej dziewiąte miejsce utrzymał Tomasz Adamek (49-2, 29 KO), który od miesięcy czeka na decydujący o jakości jego dalszej kariery bój z Wiaczesławem Głazkowem (16-0-1, 11 KO), który jest trzynasty. Zapewne po raz ostatni – przynajmniej w ciągu najbliższych miesięcy – w czołowej „15″ sklasyfikowano Artura Szpilkę (16-1, 12 KO), który w grudniu był czternasty, a w styczniu o „oczko” niżej.

Waga junior ciężka, w której panuje pewnie Krzysztof Włodarczyk (49-2-1, 35 KO) nie wydaje się tak mocna, jak przed 2-3 laty, ale nadal w jej czołówce wg. WBC znajduje się trzech Polaków. Dwunaste miejsce utrzymał Mateusz Masternak (30-1, 22 KO), na siedemnastą lokatę z trzynastej spadły akcje Krzysztofa Głowackiego (21-0, 14 KO), zaś na dziewiętnaste miejsce z dwudziestego awansował Łukasz Janik (26-2, 14 KO).

Coraz niżej stoją akcje ambitnego Przemysława Majewskiego (21-3, 13 KO), który z 23. miejsca w wadze średniej spadł na 28. ale to zapewne nie koniec jego spadku, gdyż w miniony weekend „poległ” błyskawicznie w walce z Curtisem Stevensem (26-4, 19 KO). Stabilnie za to wygląda sytuacja Damiana Jonaka (37-0-1, 21 KO), który jest siódmy w limicie wagi junior średniej (w ub. rankingu zajmował szóste miejsce).

MARSZ POLAKÓW W GÓRĘ RANKINGU WBO. TRZECH Z NICH BLISKO WALKI O TYTUŁ

Fonfara146

Trwa marsz Polaków w górę rankingu federacji WBO. W styczniowym zestawieniu najwyżej sklasyfikowany jest Andrzej Fonfara (25-2, 15 KO), który znajduje się na czele kategorii półciężkiej. Aż na trzecie miejsca awansowali Krzysztof Głowacki (21-0, 14 KO) w wadze junior ciężkiej i Kamil Łaszczyk (15-0, 7 KO) w limicie kategorii piórkowej. Pierwszy z nich zaliczył awans o jedno oczko, zaś drugi w poprzednim rankingu zajmował 5. lokatę.

Na krótki czas poprawił swoje notowania inny „cruiser”, Paweł Kołodziej (33-0, 18 KO) który w styczniowym zestawieniu jest na 7. miejscu , jednak w związku z planowanym na 8 marca pojedynku o pas IBF wypadnie z kolejnego rankingu WBO. O trzy miejsca w górę awansował także ostatni z Polaków, Damian Jonak (37-0-1, 21 KO), boksujący w limicie wagi junior średniej.

IBF DOCENIA POLSKICH PROFI. KOŁODZIEJ PRETENDENTEM DLA HERNANDEZA

kolodziej1

Grupa Sauerland Event potwierdziła, że Paweł Kołodziej (33-0, 18 KO) będzie kolejnym pretendentem do tytułu mistrza świata IBF wagi junior ciężkiej. „Harnaś”, który w najnowszym rankingu ww. federacji zajmuje 2. miejsce (przy czym pierwsza lokata jest nieobsadzona) 8 marca w Berlinie skrzyżuje rękawice z Yoanem Pablo Hernandezem (28-1, 14 KO). Dla Kubańczyka będzie to czwarta obrona tytułu, który wywalczył pokonując Amerykanina Steve’a Cunninghama.

Dodajmy, że na czele nowego rankingu IBF znajduje się również dwóch innych polskich pięściarzy. Andrzej Fonfara (25-2, 15 KO) od 5 miesięcy jest oficjalnym pretendentem do tytułu International Boxing Federation wagi półciężkiej, zaś Damian Jonak (37-0-1, 21 KO)
sklasyfikowany jest wprawdzie na 3. miejscu w limicie wagi junior średniej, jakkolwiek miejsca nr 1 i 2 są nieobsadzone.

IBF wysoko ceni także klasę Tomasza Adamka (49-2, 29 KO), który jest czwarty w wadze ciężkiej, Krzysztofa Głowackiego (21-0, 14 KO) – szósty w junior ciężkiej i Mateusza Masternaka (30-1, 22 KO) – dziewiąty w junior ciężkiej.

PAWEŁ KOŁODZIEJ WRACA DO NAJNOWSZEGO RANKINGU IBF

Wycofanie się z walki z Ilungą Makabu mogło mieć poważne konsekwencje dla Pawła Kołodzieja, bowiem wcześniej został zdjęty z rankingu federacji IBF. Miało to oczywiście związek z tym, że z Makabu miał toczyć walkę o pas innej organizacji – WBA.

Jak już wiadomo do tej potyczki nie dojdzie, więc „Harnasiowi” mogła uciec sprzed nosa możliwość toczenia boju o poważne cele na dwóch frontach. Wobec zaistniałej sytuacji, promujący pięściarza z Krynicy Andrzej Wasilewski szybko interweniował, dzięki czemu Kołodziej został przywrócony na drugie miejsce w rankingu. Pierwsze po walce Hernandez vs Aleksiejew pozostaje nieobsadzone, więc teoretycznie Paweł przewodzi stawce ewentualnych pretendentów do tytułu.

W uzupełnieniu dodajmy, że w rankingu IBF notowanych jest obecnie jeszcze pięciu polskich pięściarzy. W kategorii półciężkiej pierwszy jest Andrzej Fonfara, w junior ciężkiej siódmy Krzysztof Głowacki a dziewiąty Mateusz Masternak. W dywizji ciężkiej czwarty jest Tomasz Adamek, a w junior średniej na trzeciej pozycji sklasyfikowano Damiana Jonaka.

źródło: bokser.org

NIEWIELKIE ZMIANY MIEJSC POLAKÓW W RANKINGU FEDERACJI WBC

Federacja WBC opublikowała swój ranking na miesiąc grudzień, a w nim znalazło się standardowo sporo polskich nazwisk. W wadze ciężkiej nadal dziewiąty jest Tomasz Adamek, zaś z trzynastego na czternaste miejsce obsunął się Artur Szpilka.

W kategorii cruiser nie uwzględniono jeszcze sobotniego zwycięstwa Krzysztofa Włodarczyka, bo pokonany przez niego Giacobbe Fragomeni wciąż otwiera ranking. „Diablo” pozostał mistrzem świata, a wśród pretendentów dwunasty jest Mateusz Masternak (poprzednio zajmował dziewiąte miejsce), trzynasty Krzysztof Głowacki (spadek z miejsca dwunastego), a dwudziesty Łukasz Janik (utrzymał pozycję z poprzedniego miesiąca).

W dywizji półciężkiej awans z piątego na czwarte miejsce zaliczył Andrzej Fonfara, który zapewne będzie polował na pas IBF, gdzie od sierpnia pozostaje na czele listy. W wadze średniej nadal osamotniony jest 23. w klasyfikacji Przemysław Majewski, którego 24 stycznia czeka bardzo trudna przeprawa z Curtisem Stevensem. Ostatnim naszym przedstawicielem w rankingu WBC pozostaje szósty w kategorii junior średniej Damian Jonak, który awansował o jedno oczko.

JONAK I KOŁODZIEJ ZWYCIĘSCY W JASTRZĘBIU-ZDROJU

jonak_jastrzebie_news

Udanie po ośmiu miesiącach przerwy powrócił na ring Damian Jonak (37-0-1, 21 KO), który w walce wieczoru gali w Jastrzębiu-Zdrój pokonał twardego Krisa Carslawa (18-5, 4 KO). Szkot okazał się niewygodnym rywalem dla Damiana. Boksował często na wstecznym, ładnie chodził na nogach i z defensywy kontrował ciosami prostymi. Polak oczywiście dążył do półdystansu i próbował wciągnąć przeciwnika w wymiany, lecz ten konsekwentnie robił swoje. Cały czas nieznaczną przewagę posiadał Damian, znacznie aktywniejszy, ale z drugiej strony dużo jego ciosów pruło powietrze. Prawy sierp był wyjątkowo nieskuteczny, przynajmniej lewy sierp czasem wchodził w jakiejś dłuższej kombinacji. W pewnym momencie Damian skoncentrował się na ciosach na korpus, ale ciężko mu było dojść na tyle blisko Krisa, by przycelować trochę mocniej. W szóstym starciu trafił chyba najmocniej – znów lewym sierpowym na szczękę. Carslaw okazał się jednak typem twardziela i bez zmrużenia oka przyjął ten cios, by za moment samemu odpowiedzieć. Szkot przyjął otwartą wymianę w pierwszej połowie dziewiątej rundy i zdecydowanie był to najefektowniejszy moment tej potyczki. Niezła i wyrównana była też ostatnia runda – dziesiąta. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 98:93, 99:91 oraz 100:90 na korzyść Polaka.

Niemal dokładnie trzy lata temu Prince Anthony Ikeji (14-8-1, 10 KO) posłał na deski Łukasza Janika. Dziś w końcówce pierwszej rundy po jego mocnym prawym na deski padł również Paweł Kołodziej (33-0, 18 KO). Popularny „Harnaś” zdołał powstać na osiem, a zaraz zabrzmiał gong na przerwę. Po niej Polak przystąpił do ofensywy i trafił dwoma mocnymi prawymi krzyżowymi. Jego przewaga w trzeciej odsłonie wzrosła jeszcze bardziej i niemal równo z gongiem urodzony w Nigerii pięściarz wisiał już bezradnie na linach. Tym razem to więc jego uratował sygnał na przerwę. W czwartym starciu Kołodziej kontrolował wydarzenia w ringu, choć Fiodor Łapin miał do niego pretensje o to, że zbyt rzadko używa lewego prostego. Końcówka piątej rundy to wręcz kopia trzeciej – półprzytomny Ikeji uratowany przez gong, chwiejąc się na nogach z trudem doszedł do narożnika. Obraz długo się nie zmieniał, aż w końcu w połowie siódmego starcia prawy krzyżowy Kołodzieja posłał rywala na deski. Po liczeniu do ośmiu Mirosław Brózio puścił jeszcze walkę, lecz po kilku kolejnych bombach zastopował pojedynek w obawie przed ciężkim nokautem.

Tak się kończy sztuczne „dmuchanie” rekordów… Maciej Miszkiń (15-1, 4 KO) po serii wygranych nad słabszymi rywalami dziś został sprowadzony na ziemię przez Vincenta Feigenbutza (9-1, 8 KO). Polak zaczął dobrze lewym prostym, którym kontrolował przeciwnika. W połowie drugiej rundy już przyjął kilka ciosów Niemca, ale świetnie zaczął tą trzecią. Trafił mocnym prawym podbródkowym, zamroczył przeciwnika i był blisko wygranej przed czasem. Tylko że kilkadziesiąt sekund później sam zainkasował prawy podbródek, Feigenbutz poprawił lewym sierpem i Miszkiń wylądował na deskach. Po liczeniu do ośmiu i kolejnym lewym sierpowym Maciek po raz drugi padł na matę ringu. Wstał dosyć szybko, jednak z narożnika Fiodor Łapin rzucił ręcznik na znak poddania. Przykra wpadka. Miejmy nadzieję, że Maciek wyciągnie z niej wnioski.

Nieskażony rekord podtrzymał Krzysztof Kopytek (7-0, 2 KO), który po ciężkim boju wypunktował Łukasza Janika II (9-3-1, 4 KO). Początek niespodziewanie należał do Łukasza, który co prawda chaotycznym, ale nieustannym atakiem spychał rywala na liny. Serie złożone z kilku ciosów w większości Krzysiek zbierał na gardę, lecz pojedyncze uderzenia dochodziły do jego głowy. W połowie drugiego starcia Kopytek znalazł w końcu receptę, kontrując bezpośrednim prawym krzyżowym bądź krótkim lewym sierpem po odchyleniu. W trzeciej rundzie zrobił zajstep w prawo i trafił serią prawy-lewy-prawy sierp. Czwarta, piąta i szósta odsłona miała podobny przebieg. Pierwsza minuta należała do agresywniejszego Janika, a gdy siły go opuszczały, do głosu dobrym finiszem dochodził Kopytek, lepiej finiszując. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 58:56 i dwukrotnie 59:55 na korzyść Kopytka.

Przemysław Runowski (4-0, 1 KO) nie miał większych problemów z pokonaniem bardziej doświadczonego Patryka Litkiewicza (11-3, 5 KO). Po sześciu dobrych rundach „Kosiarz” wygrał jednogłośnie na punkty. W pierwszej minucie pięściarze badali się lewym prostym zza szczelnej gardy. W połowie rundy uwidoczniła się przewaga siły fizycznej Runowskiego. „Lita” nie mógł utrzymać nacierającego rywala na dystans i dał sobie narzucić jego styl w ringu. Dobrze dysponowany zawodnik Ulrich Knockout Promotions parę razy trafił mocno na korpus, co wyraźnie zrobiło wrażenie na pięściarzu z Tczewa, a w pewnym momencie zepchnął go do głębokiej defensywy. Litkiewicz przebudził się w czwartej odsłonie, w której często odgryzał się rywalowi i wreszcie zaczął boksować na dystans. W ostatnich dwóch rundach tempo nieco spadło. Runowski nadal dominował, ale Litkiewicz do samego końca ambitnie starał się odmienić obraz pojedynku.

Niewiele ponad pół minuty trwał debiut Marka Matyji (2-0, 1 KO) pod szyldem grupy Ulrich KnockOut Promotions. Tegoroczny mistrz Polski wagi półciężkiej nawet nie zdążył się spocić, a już było po wszystkim. Matyja dwukrotnie uderzył prawym hakiem w okolice żeber Rolanda Dempeha, odbierając mu ochotę do kontynuowania potyczki.

źródło: bokser.org

Jonak_Jastrzebie

ŁASZCZYK I GŁOWACKI CORAZ WYŻEJ W RANKINGU WBO

Trwa systematyczny marsz Kamila Łaszczyka (14-0, 6 KO) w górę rankingu wagi piórkowej federacji WBO. W ubiegłym miesiącu wrocławianin zanotował awans z 8. na 5. lokatę, a w najnowszym – listopadowym – zestawieniu WBO jest już trzeci!

Młody pięściarz grupy Global Boxing nie jest jednak najwyżej sklasyfikowanym przez wspomnianą federację Polakiem, gdyż drugą pozycję w wadze półciężkiej utrzymał Andrzej Fonfara (24-2, 14 KO), którego już 6 grudnia czeka w Chicago kolejny pojedynek.

Podobnie jak Łaszczyk, o dwa oczka awansował „junior ciężki” Krzysztof Głowacki (20-0, 13 KO), który zajmuje 4.lokatę. Awans z 9. na 12. miejsce zanotował także Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO), mimo iż ostatnią walkę stoczył 5 miesięcy temu. Rankingowy spadek zaliczył z kolei Damian Jonak (36-0-1, 21 KO), który w kategorii junior średniej sklasyfikowany był dotąd na 8. miejscu. W nowym rankingu pieściarz z Bytomia jest jedenasty.

SZEŚCIU POLAKÓW Z PRAWEM WALKI O PAS WBC. DEBIUT SZPILKI.

World Boxing Council, jedna z czterech najważniejszych federacji bokserskich (obok WBA, WBO i IBF), od 50 lat kreująca zawodowych mistrzów świata, jest w tej chwili najbardziej rozpoznawalna w naszym kraju. Zielony pas WBC wagi junior ciężkiej jest bowiem od lat w posiadaniu Krzysztofa Włodarczyka, który aktualnie przygotowuje się do kolejnej obrony z Włochem Giacobbe Fragomenim.

W najnowszym zestawieniu WBC sklasyfikowano tym razem dziewięciu Polaków, z czego aż 6 w pierwszej „15″ dającej prawo rywalizacji o tytuł światowy.

Najwyżej stoją akcje Andrzeja Fonfary, który w wadze półciężkiej sklasyfikowany został na 5. miejscu. W wadze junior średniej siódmy jest Damian Jonak, zaś o dwa oczka niżej w limicie wagi ciężkiej odnajdujemy nazwisko Tomasza Adamka. Również dziewiąty w junior ciężkiej jest Mateusz Masternak, który po utracie tytułu zawodowego mistrza Europy spadł boleśnie aż z drugiego miejsca. W tej samej dywizji dwunastą lokatę zajmuje Krzysztof Głowacki (powrót do czołówki; debiutował w rankingu WBC w czerwcu), zaś na miejscu nr 13 w zestawieniu „ciężkich” zadebiutował Artur Szpilka (poprzednio nr 22 w rankingu).

W poczekalni do pierwszej „15″ znajdują się ponadto: Paweł Kołodziej (17 w limicie wagi junior ciężkiej – jeszcze we wrześniu zajmował miejsce nr 14), Łukasz Janik (20 w junior ciężkiej) i Przemysław Majewski (23 w średniej).

SZPILKA ZADEBIUTOWAŁ WE WRZEŚNIOWYM RANKINGU WBA

We wrześniowym rankingu federacji WBA zadebiutował 24-letni polski „ciężki” Artur Szpilka (16-0, 12 KO). Pięściarz z Wieliczki został sklasyfikowany na 14. pozycji, tuż przed Markiem DeMorim.

Oprócz Szpilki w rankingu WBA znalazło się jeszcze miejsce dla czterech Polaków – drugi w wadze junior ciężkiej jest Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO), zaś jedenastą lokatę w tej samej dywizji zajmuje były mistrz Europy, Mateusz Masternak (30-1, 22 KO). Czwartym naszym zawodnikiem w zestawieniu jest nr 8 w wadze junior średniej, Damian Jonak (36-0-1, 21 KO).

KOCHANE SPEKULACJE – PAŹDZIERNIK 2013

diablo01

„Spekulacja to próba przewidywania przyszłości, biorąc pod uwagę to, że… nic się nie wie i bazę przewidywań stanowi obecna znajomość rzeczy” – napisał francuski ekonomista Jean-Marie Harribey, wykładowca Uniwersytetu Montesquieu – Bordeaux.

W sporcie, podobnie jak i w gospodarce, również bardzo często mamy do czynienia z rozmaitego rodzaju spekulacjami. To szczególnego rodzaju „sztuka” uprawiana przez działaczy, specjalistów od PR, czy dziennikarzy, mająca na celu podkręcenie sportowo-biznesowej koniunktury. Z drugiej strony ludzie uwielbiają gdybać, spekulować, prowadzić akademickie dyskusje, udzielać się na forum… Skoro jednak w plotce jest też miejsce na przysłowiowe ziarenko prawdy, z którego w przyszłości wyrosnąć może faktyczne wydarzenie, przyjrzyjmy się temu co aktualnie w bokserskiej trawie piszczy…

Wczoraj wspominaliśmy o ewentualnej walce zawodowego mistrza Europy wagi ciężkiej, Derecka Chisory (18-4, 12 KO), z Mariuszem Wachem (27-1, 15 KO). Mogłoby do niej dojść 30 listopada w Londynie, gdyby Polak przyjął warunki postawione przez Brytyjczyków. Po kilkunastu godzinach spekulacje we wspomnianym temacie uciął promotor „Wikinga”, Mariusz Kołodziej, przypominając, że federacja EBU nie zezwoli na rywalizację o pas europejski pięściarzowi, który przegrał swoją ostatnią walkę. Teoretycznie Mariusz mógłby zaboksować ze słabym rywalem za kilka dni (26 października), podczas gali boksu zawodowego w Dzierżoniowie. Podobnie przecież zrobił rok temu Grzegorz Proksa, by stanąć do rewanżowej walki z Kerry Hope`em… Jeśli wspominamy o Wachu i wątku „londyńskim”, dodajmy, że kilka dni temu przez kilkadziesiąt godzin krążyła w medialnej sieci informacja o możliwości startu Polaka w kolejnej edycji turnieju Prizefighter, która odbędzie się 16 listopada w mieście nad Tamizą.

Jedyny polski zawodowy mistrz świata, Krzysztof Włodarczyk (48-2-1, 34 KO) 6 grudnia w Chicago po raz trzeci w karierze – z obowiązku obrony pasa federacji WBC – zmierzy się z Włochem Giacobbe Fragomenim (31-3-2, 12 KO). Tymczasem pojawiły się już informacje jakoby w maju 2014 roku przeciwnikiem „Diablo” miałby być nowy zawodowy mistrz Europy, Grigorij Drozd (37-1, 26 KO), który niedawno w Moskwie zdetronizował Mariusza Masternaka. Walka Włodarczyka z Rosjaninem ma racjonalne uzasadnienie. Po pierwsze zapewne będzie na niej można świetnie zarobić (szczególnie jeśli odbyłaby się w Moskwie), a po wtóre ewentualnym zwycięstwem Krzysztof rozwiałby raz na zawsze temat zasadności jego rywalizacji z Masternakiem. Oczywiście walka Włodarczyk-Drozd położyłaby kres pomysłowi debiutu „Diablo” w wadze ciężkiej, czyli lutowej rywalizacji z Albertem Sosnowskim (47-6-2, 28 KO).

Do kolejnych przeciwników przymierzany jest także niepokonany Krzysztof Głowacki (20-0, 13 KO). W tym temacie na giełdzie spekulacji pojawiły się dwa nazwiska – Garrett Wilson (13-6-1, 7 KO) i Francisco Palacios (21-2, 13 KO). Z pierwszym Polak miałby rywalizować w grudniu, zaś z drugim wiosną 2014 roku. Biorąc pod uwagę aktualnie gorsze od Polaka rankingowe notowania Wilsona, jego minimalną medialność (na polskim rynku wręcz anonimowość) oraz kiepskie warunki fizyczne (światowa czołówka – poza afrykańską sensacją Thabiso Mchunu – to chłopy o ponad głowę wyżsi od mierzącego 175 cm Amerykanina), pomysł ten nie wydaje się być atrakcyjnym. Czym  innym byłby wybór znanego i cenionego w Polsce Palaciosa, który jest w stanie dać w ringu niezłe widowisko.

Na koniec zostawiliśmy miejsce dla innego niepokonanego na zawodowym ringu polskiego pięściarza, Damiana Jonaka (36-0-1), który od lat czeka na konfrontacje z rywalem z najwyższej półki. Zanim na przełomie marca i kwietnia 2014 roku Ślązak dostąpi zaszczytu walki o pas mistrza świata WBC wagi średniej ze słynnym Argentyńczykiem Sergio Gabrielem Martinezem (51-2-2, 28 KO), będzie musiał 23 listopada w Jastrzębiu-Zdroju odprawić z kwitkiem Rafaela Bejarana (16-2, 8 KO) z Dominikany.

AWANS ŁASZCZYKA W NAJNOWSZYM RANKINGU WBO

laszczyk027

W październikowym rankingu federacji WBO awans z 8. na 5. miejsce w kategorii piórkowej zaliczył Kamil Łaszczyk (14-0, 6 KO) Wyżej od młodego pięściarza grupy Global Boxing sklasyfikowanym Polakiem jest tylko Andrzej Fonfara (24-2, 14 KO), który znajduje się na czele zestawienia najlepszych „półciężkich”.

W kategorii junior ciężkiej na wysokim 6. miejscu znajduje się jeden z bohaterów dzisiejszej gali w Wieliczce,  Krzysztof Głowacki (19-0, 12 KO), który czeka na pojedynek z jamajskim weteranem, Richardem Hallem. W tej samej wadze mamy jeszcze jednego rodaka, Pawła Kołodzieja (32-0, 17 KO), który zajmuje 12. lokatę. Z pierwszej „15″ zestawienia WBO wypadł niestety po porażce z Grigorijem Drozdem były mistrz Europy, Mateusz Masternak (30-1, 22 KO), który przed miesiącem zajmował 7. lokatę. Ostatnim Polakiem w rankingu jest niepokonany na zawodowych ringach, Damian Jonak (36-0-1, 21 KO), który utrzymał ósmą pozycję w kategorii junior średniej

FONFARA, KOŁODZIEJ I JONAK NAJWYŻEJ W RANKINGU IBF

W najnowszym rankingu federacji IBF znalazło się sześciu polskich pięściarzy. Podobnie jak w ubiegłym miesiącu najwyższe notowania ma boksujący na co dzień za Oceanem Andrzej Fonfara (24-2, 14 KO), który znajduje się na czele listy najlepszych „półciężkich”.

W dywizji junior ciężkiej drugą lokatę z ubiegłego miesiąca utrzymał Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO). Niestety spadek z 3. na 8. miejsce zanotował Mateusz Masternak (30-1, 22 KO), który po porażce z Grigorijem Drozdem stracił pas zawodowego mistrza Europy. Tuż za nim, na 9. miejscu sklasyfikowano Krzysztofa Głowackiego (19-0, 12 KO), który awansował o 2 oczka.

Na wysokim 3. miejscu w zestawieniu zawodników wagi junior średniej znajduje się Damian Jonak (36-0-1, 21 KO), który w prawdzie zaliczył spadek o jedną pozycję, jakkolwiek dwie pierwsze lokaty w rankingu jego dywizji nie są obsadzone.

Szóstym Polakiem w rankingu IBF jest, podobnie jak przed miesiącem, „ciężki” Tomasz Adamek (49-2, 29 KO), którego czeka jednak za dwa miesiące ewentualny awans o trzy oczka – o ile pokona nie znającego goryczy porażki Wiaczesława Głazkowa.

ANDRZEJ FONFARA WYSOKO NOTOWANY TAKŻE PRZEZ WBO

Podobnie jak w najnowszym rankingu federacji IBF, również we wrześniowym zestawieniu WBO, najwyżej sklasyfikowanym polskim pięściarzem jest Andrzej Fonfara (24-2, 14 KO), który w wadze półciężkiej zajmuje drugie miejsce. Oprócz „Polskiego Księcia” z Chicago w rankingu znalazło się miejsce dla pięciu naszych pięściarzy.

Trzech z nich widzimy w zestawieniu najlepszych zawodników wagi junior ciężkiej – na wysokim 6. miejscu znajduje się tam Krzysztof Głowacki (19-0, 12 KO), wyprzedzając o „oczko” Mateusza Masternaka (30-0, 22 KO), zaś 13. miejsce w rankingu zajmuje Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO).  Na 8. miejscu w kategoriach junior średniej oraz piórkowej sklasyfikowano odpowiednio Damiana Jonaka (36-0-1, 21 KO) i Kamila Łaszczyka (14-0, 6 KO).

POLACY WYSOKO WE WRZEŚNIOWYM RANKINGU IBF

Coraz bliżej walki o tytuł mistrza świata federacji IBF wagi półciężkiej jest Andrzej Fonfara (24-2, 14 KO), który w najnowszym rankingu International Boxing Federation znajduje się na pierwszym miejscu. Wszystko to dzięki sierpniowemu zwycięstwu nad byłym czempionem, Gabrielem Campillo.

Niemal równie wysokie notowania w IBF ma w wadze junior średniej Damian Jonak (36-0-1, 21 KO), który mimo iż znajduje się o „oczko” niżej, to również wydaje się bliski walki o mistrzowski pas z uwagi na to, że na tronie IBF zasiadł właśnie dotychczasowy nr 1 w zestawieniu, Carlos Molina.

Również drugi w rankingu najlepszych „cruiserów” jest Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO), za którym na kolejnym miejscu znajduje się zawodowy mistrz Europy, Mateusz Masternak (30-0, 22 KO). W pierwszej „15″ zestawienia widnieje jeszcze nazwisko trzeciego Polaka, Krzysztofa Głowackiego (19-0, 12 KO), który jest dwunasty.

Szóstym Polakiem we wrześniowym rankingu IBF jest „ciężki” Tomasz Adamek (49-2, 29 KO). Zajmującego 5. miejsce Polaka czeka jednak za dwa miesiące ewentualny awans o trzy oczka – o ile pokona nie znającego goryczy porażki Wiaczesława Głazkowa.

DZIEWIĘCIU POLAKÓW WE WRZEŚNIOWYM RANKINGU WBC

Dziewięciu polskich pięściarzy znalazło się we wrześniowym rankingu prestiżowej federacji WBC. W „królewskiej” wadze ciężkiej pozycję z sierpnia utrzymał były zawodowy mistrz świata wag półciężkiej i junior ciężkiej, Tomasz Adamek (49-2, 29 KO). „Góral” swoją piątą lokatę może poprawić już za dwa miesiące, o ile pokona nie znającego jeszcze goryczy porażki Ukraińca Wiaczesława Głazkowa. Nadal poza pierwszą „15″ znajduje się Artur Szpilka (16-0, 12 KO), który utrzymał pozycję nr 22.

W zestawieniu „cruiserów”, w cieniu mistrza świata World Boxing Council, Krzysztofa Włodarczyka (48-2-1, 34 KO), znajdują się Mateusz Masternak (30-0, 22 KO), sklasyfikowany na drugim miejscu oraz czternasty w rankingu Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO). Do czołowej „15″ dobijają się Łukasz Janik (26-1, 14 KO) oraz Krzysztof Głowacki (19-0, 12 KO) – zajmujący odpowiednio pozycję nr 18 i 19.

Pomimo pokonania po heroicznym boju Hiszpana Gabriela Campillo, awansu w rankingu WBC nie doświadczył Andrzej Fonfara (24-2, 14 KO). Mieszkający i trenujący w Chicago Polak nadal piastuje siódme miejsce w gronie najlepszych „półciężkich” wg. WBC. Z kolei ostatni – przegrany w Danii – pojedynek wyrzucił z najlepszej „15″ Przemka Majewskiego (21-2, 13 KO), który w wadze średniej zajmuje teraz 23 miejsce. Ostatnim naszym pięściarzem w zestawieniu jest szósty w limicie wagi junior średniej Damian Jonaka (36-0-1, 21 KO), którego notowania obniżyły się o jedną pozycję.