Tag Archives: Artur Gierczak

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MARZEC 2022. OD STĘŻYCY DO BĘDZINA

polski2016

19 MARCA 2022 ROKU [ROCKY BOXING NIGHT, STĘŻYCA]

Kajetan Kalinowski (3-0, 3 KO) wyrasta na nową ciekawą twarz polskiej kategorii cruiser. Pięściarz z Lublina wygrał 8-osobowy turniej, zarobił 50 tysięcy złotych i zagwarantował sobie kontrakt z grupą Krystiana Każyszki. Kalinowski błysnął już w półfinale, gdy bardzo szybko odprawił przed czasem faworyzowanego Igora Jakubowskiego. Dziś naprzeciw niego stanął niepokonany Rafał Rzeźnik (2-1). Ale również poległ w pierwszej rundzie. Kajetan najpierw ściął go z nóg prawym krzyżowym bitym z góry w tempo na unik rywala. Po liczeniu do ośmiu Kalinowski poprawił prawym sierpowym na szczękę i było po wszystkim.

Efektownie wypadł zawodowy debiut Mateusza Polskiego (1-0, 1 KO). Medalista Mistrzostw Europy oraz Igrzysk Europejskich szybko rozprawił się z Tornikem Kandelakim (8-10, 6 KO). Mateusz rozpoczął od kilku mocnych haków na korpus, a gdy rywal próbował odpowiedzieć sierpem, zbierał jego cios na rękawice i szybko odpowiadał z bloku tą samą ręką. W pierwszej akcji drugiej rundy Polski hakiem w okolice wątroby zgiął Gruzina w pół, choć jeszcze wtedy bez liczenia. Pół minuty później ta sama akcja i pierwszy nokdaun. Po liczeniu do ośmiu przeciwnik chronił korpus, więc Mateusz strzelił prawym sierpowym na górę i było po wszystkim.

Wcześniej występujący w wadze ciężkiej Artur Bizewski (3-0, 1 KO) lewym hakiem na wątrobę pod koniec pierwszej rundy znokautował Pawła Sowika (3-10, 1 KO).

Kacper Meyna (8-1, 4 KO) zawodowym mistrzem Rzeczpospolitej Polskiej wagi ciężkiej. Ale nie mogło być inaczej, skoro naprzeciw niego stanął dziś dobijający do pięćdziesiątki Jacek Piątek (11-2, 9 KO). Piątek ostro ruszył do ataku zaraz po gongu. Meyna potrzebował chwili, żeby uporządkować ten chaos i w 80. sekundzie skontrował lewym sierpowym, posyłając przeciwnika na deski. Potem poszedł za ciosem, jeszcze dwa razy przewrócił Piątka i zwyciężył pod koniec pierwszej rundy.

Słabiutko zaboksował niewątpliwie utalentowany Dominik Harwankowski (8-0, 2 KO). Igor Lazarev (8-3, 3 KO) na pewno tej walki nie przegrał, ale z pomocą przyszli sędziowie. I o ile 4:2 w rundach można było podpiąć pod „ściany pomagają”, to pan Tuszyński zrobił „popisówkę”, wyciągając z tego 5:1 – 59:55 i dwukrotnie 58:56.

25 MARCA 2022 ROKU [BABILON BOXING SHOW, OŻARÓW MAZOWIECKI]

To był naprawdę trudny test dla Łukasza Staniocha (9-0, 2 KO). Jego przeciwnik, Haddilah Mohoumadi (23-6-1, 16 KO) wrócił ze sportowej emerytury i podczas walki wieczoru gali w Ożarowie Mazowieckim nie pękał na robocie. – Musimy pracować! – grzmiał po piątej rundzie trener Karol Chabros. Pracy Stanioch miał w ringu naprawdę sporo. Narożnik Staniocha nieustannie chciał uzyskać od swojego podopiecznego ringową aktywność. Zaangażowany w akcje polski pięściarz mógł tym samym stopować zapędy Francuza, który rozpędzał się w ringu, gładko wchodził w półdystans i nacierał na gospodarza. Mohoumadi nic sobie nie robił z ciosów Staniocha i przechodził do ofensywy, postawił na pressing. W czwartej rundzie widać było zakłopotanie Łukasza, zainkasował w niej bardzo dużo uderzeń. Wrócił większą aktywnością w szóstej i siódmej rundzie, ale w ósmej znowu zostawił dużo miejsca rywalowi, który to wykorzystywał. Nie zmienia to faktu, że w wielu momentach Mohoumadi był zawodnikiem lepszym. Po ośmiu rundach sędziowie nie byli zgodni. Dwóch wypunktowało 77-75 na korzyść Staniocha, trzeci zanotował na swojej karcie 78-74 dla Mohoumadiego. Pięściarz ze Szczecina został więc ogłoszony zwycięzcą, co bardzo nie spodobało się jego rywalowi, który po werdykcie pokazał dał wyraz swojemu niezadowoleniu.

Damian Kiwior (9-4-1, 1 KO) zdaniem wielu kibiców jest już rozbitym pięściarzem, a podczas gali w Ożarowie Mazowieckim zmierzył się z niepokonanym, głodnym zwycięstw Lukasem Dekysem (7-0, 3 KO). Mimo że Czech był na pewno duży lżejszy od tarnowianina, to zdecydowanie przewyższał Polaka pod kątem bokserskim. Czeski pięściarz był faworytem tej walki zdaniem bukmacherów, kibiców oraz ekspertów. Wydawało się jednak, że szansą dla Damiana może być jego przewaga fizyczna. Kiwior zawsze zbija dużo kilogramów. Przed pojedynkiem z Jackiewiczem, czyli kilka dni po odwołaniu starcia z Konradem Dąbrowskim, wniósł na wagę ponad 78 kg! (Z Dąbrowskim miał walczyć w umownym limicie 69 kg). Wcześniej z Danielem Rutkowskim ważył 73 kg. Z kolei Dekys jeszcze rok temu bił się w limicie kategorii super lekkiej. I rzeczywiście widać było zdecydowanie, że ciosy niepokonanego Czecha nie robiły większego wrażenia na Kiwiorze, ale Dekys był pięściarzem zdecydowanie szybszym, zwinniejszym. Kiwior próbował zaskakiwać rywala, blokować lewą rekę Dekysa i zadawać prawy sierpowy. Obaj pięściarze nastawili się na jeden mocny cios, obu brakowało chłodnej głowy. Bardzo szybko, bo już w pierwszej rundzie, na twarzach obu pojawiły się rozcięcia. Dwukrotny mistrz Polski seniorów, srebrny medalista turnieju Stamma, mimo zmęczenia, starał się nie ustępować Czechowi i ambitnie wchodzić w półdystans. W piątej odłonie Dekys nabawił się kolejnego rozcięcia, tym razem  policzka. Dla obu pięściarzy najważniejsze było przełamać rywala, ich obrona zeszła na dalszy plan. Trzykrotnie Leszek Jankowiak upominał boksera z Ostrawy za ciosy w tył głowy. – Nie prawy na prawy, bo możesz się nadziać! – przekonywał w narożnika Kiwiora jego trener. W końcówce Dekys zaczął zadawać więcej lewych prostych, chciał usypiać Kiwiora i na końcu zadawać prawe sierpowe. Kiwior przed dziewiątą rundą zapytał swój narożnik czy te rundy wygrywa – team odpowiadał mu, że musi bardziej akcentować każdą rundę, zadawać więcej uderzeń, nawet na gardę. Kiwior mimo prognoz wytrzymał kondycyjnie do końca walki, ale na punkty przegrywał. Pojedynek był brudny, pełny szarpaniny, wpadania w siebie. Po dziesięciu rundach brudnego boksu sędziowie jednogłośnie na punkty (97-93 Robert Gortat, 96-94 Arkadiusz Małek, 99-91 Przemysław Moszumański) wskazali na zwycięstwo Lukasa Dekysa.

26 MARCA 2022 ROKU [KNOCKOUT PROMOTIONS, BIAŁYSTOK]

Efektownie wypadł debiut Kamila Szeremety (22-2-1, 6 KO) na ringu w swoim mieście – Białymstoku. Obijany przez niemal całą walkę Sasza Jengojan (45-9-1, 26 KO) skapitulował w ostatnich sekundach. Były mistrz Europy wagi średniej dominował od początku. Już w pierwszej rundzie trafił długim prawym krzyżowym. W drugiej i trzeciej trafiał w zwarciu. Od połowy potyczki pojedynek był już bardzo jednostronny. W siódmej odsłonie Jengojan cierpiał po lewym haku na korpus. W ósmej jego twarz przypominała już krwawą maskę. Ostatnie minuty to była walka o przetrwanie. Niestety dla niego Kamil podkręcił tylko tempo, ładował cios za ciosem i na samym finiszu do akcji wkroczył sędzia.

Paweł Stępień (17-0-1, 12 KO) pokonał, nie bez trudu, Ezequiela Madernę (27-8, 17 KO). Pięściarz ze Szczecina rozegrał pojedynek w swoim stylu. Boksował z luzu, wydłużał serie i tylko ostatnio cios był uderzany z pełną mocą. Różnicowanie sił to zaleta Pawła, z drugiej strony czasem wydaje się, że wystarczyłoby tylko podkręcić mocniej tempo. Od połowy Stępień szukał konsekwentnie lewego haku pod prawy łokieć, ale rywal nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Paweł tym bardziej… Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść stosunkiem głosów dwa do remisu – 76:76 i dwukrotnie 77:75. Znów – niby pełna kontrola w ringu, a na własne życzenia punktacja „ciasna”.

Wcześniej Laura Grzyb (6-0, 3 KO) pewnie wypunktowała na dystansie sześciu rund Vanesę Caballero (4-14-3).

Rafał Wołczecki (6-0, 4 KO) pewnie kroczy przez zawodowe ringi. Przed momentem porozbijał, choć wygrał „tylko” na punkty z Mateo Damianem Veronem (29-28-3, 8 KO). Znany z mocnego uderzenia wrocławianin od razu starał się skrócić dystans, jednak doświadczony w sześćdziesięciu walkach zawodowych pozostawał ruchomym celem. Rafał zaczynał więc akcje od dołów i już w końcówce drugiej rundy trafił lewym hakiem na górę. W połowie trzeciego starcia Wołczecki przewrócił przeciwnika akcją lewy-prawy. Po liczeniu do ośmiu nie podpalał się jednak i konsekwentnie boksował swoje. Tuż przed gongiem na przerwę przepuścił lewy rywala i znów trafił mocno prawą ręką. Podobna sytuacja miała miejsce czwartej odsłonie. Rafał równo z gongiem huknął lewym sierpowym. Veron dwa metry do narożnika – zygzakami, szedł dobre kilka sekund. Minuta przerwy okazała się zbawienna dla Argentyńczyka. W piątej i szóstej rundzie zbierał lanie, lecz dotrwał do końca. Sędziowie punktowali 60:53, 59:55 i 57:56 (????) – wszyscy na korzyść Wołczeckiego.

Piotr Łącz (3-0, 3 KO) udanie zadebiutował w grupie KnockOut Promotions. Występujący w wadze ciężkiej zawodnik zastopował w drugiej rundzie Abdulnasera Delalicia (6-7, 5 KO). Polak w swoim stylu ostro ruszył na rywala, który stanął za podwójną gardą i oparty o liny praktycznie tylko się bronił. A Łącz starał się przebić się przez rękawicę sierpami bądź hakami na dół. Bośniak z niemieckim paszportem w połowie drugiej rundy zdał sobie chyba sprawę, że nie warto dostawać po głosie, zgłosił kontuzję ręki i pojedynek zastopowano

26 MARCA 2022 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, BĘDZIN]

W walce wieczoru szóstej gali z cyklu Polsat Boxing Promotions Marcin Siwy (25-0, 12 KO) musiał się sporo napocić, by wyciągnąć zwycięstwo w walce z Rydellem Bookerem (26-5-1, 13 KO). Początek stał pod znakiem lewych prostych Bookera, które rzadko dochodziły do celu. Amerykanin spróbował też kombinacje lewy prosty-prawy prosty, ale i to Siwy zdołał zebrać na rękawice, aż sam spróbował ciosu na dół, który był celny. Polak zaakcentował też końcówkę, zasypując kombinacją Bookera, który wyszedł jednak bez szwanku. W rundzie drugiej zaczął się festiwal zapasów, Siwy próbował ciosów na dół, z których niektóre dochodziły do celu. Kolejne minuty to jeden wielki ciąg klinczów, między którymi Siwy próbował kombinacji, a Amerykanin bił pojedynczymi ciosami, próbował też złapać rywala na prawy podbródkowy. W czwartej rundzie „Rock n’ Rye” jeszcze bardziej obniżył aktywność, choć Polak nie mógł się do niego dobrać. Runda dla Siwego, ale większość ciosów nie dochodziła do celu.
W rundzie piątej Polak przeprowadził małą zmianę w swoim boksie. Po każdej serii wpadał w klincz, co z jednej strony nie było przyjemne dla oka, ale pozwalało mu zneutralizować prawy podbródkowy rywala. Booker skupiony na pojedynczych ciosach, najwięcej roboty w tej odsłonie miał chyba sędzia Robert Gortat. Następna runda zaczęła się od próby trafienia łokciem przez Siwego, Booker trochę podkręcił tempo, ale to Siwy trafiał celniej (choć rzadko).  Booker trafił za to dobrym prawym sierpowym w rundzie siódmej, choć znów to Polak był stroną atakująca. Rzucało się też w oczy zmęczeniu obu pięściarzy. Niemal identycznie wyglądała końcówka – Siwy próbował kombinacji, które nie należały do najcelniejszych. Booker nie bił prawie wcale, ale nie dawał sobie chociaż zrobić krzywdy. Pojedynek był przeciętny, za to dosyć łatwy do oceny. Wszyscy trzej sędziowie punktowali to dla Polaka – sędzia Bubak 78:74, sędzia Godoń 80:72, sędzia Jankowiak 79:73.

Kolejny bardzo dobry występ Ihosvany’ego Garcii (7-0, 6 KO), który znów pokazał nieprzeciętne umiejętności i moc w pięściach. Przed chwilą w trzeciej rundzie poznał ją Patrick Rokohl (22-1, 16 KO). Zaczęło się spokojnie, choć przeważającą stroną był Kubańczyk i to jemu należy zapisać pierwszą rundę. Na początku drugiej Garcia próbował zaatakować prawym sierpem, ale spudłował. Pod koniec odsłony kombinacja prawy prosty – lewy bezpośredni i ten drugi cios został ulokowany na głowie Niemca, który wyraźnie odczuwał ciosy Garcii. Koniec przyszedł już w rundzie trzeciej. Zaczęło się od mocnego ciosu Garcii na dół, po którym zdecydował się przyspieszyć. Po lewym sierpowym Rokohl po raz pierwszy wylądował na deskach, wstał na miękkich nogach. Próbował klinczować, lecz po chwili zamarkowany prawy i mocny lewy sierp znów na jego szczęce. Sędzia Jankowiak zakończył pojedynek po trzecim nokdaunie, gdy Niemiec został zasypany ciosami w narożniku. Mocny akcent Kubańczyka, który udowadnia, że naprawdę warto w niego inwestować.

Cenne rundy wpadły przed momentem Pawłowi Czyżykowi (8-1, 1 KO), który pewnie wypunktował twardego Włocha Lucę Spadacciniego (7-3-3, 3 KO). Pierwsza runda zaczęła się od ładnego zrywu Czyżyka, który szachował rywala ciosami na górę i na dół. Gość próbował się odgryźć, ale poza jednym lewym prostym nie można było mówić o konkretach – precyzyjniejsze były jaby „Furii”. Druga odsłona to znów przewaga Polaka, który nadział się jednak na kilka ciosów z lewej ręki Spadacciniego. W trzeciej rundzie zarysowała się przewaga szybkości Polaka, choć trzeba przyznać, że Włoch o groźniej nazwie „War Machine” regularnie trafiał lewą ręką. Ostatnia minuta to typowe zwarcie połączone z klinczami, co wydawało się męczyć pięściarza z Lubina. Było to sześć minut na jego korzyść, ale nie możemy mówić o jednostronności. Na początku następnej odsłony Czyżyk próbował zamknąć rywala w narożniku, co skończyło się jednak fiaskiem. Polak pokazał za to więcej luzu, przynajmniej przez pierwsze półtorej minuty. W piątej rundzie największą atrakcją był chyba zwisający kawałek bandaża z lewej rękawicy Włocha, choć znów to Czyżyk wydawał się stroną przeważającą. To także Polak wygrał szóstą odsłonę, wydłużając dystans i szachując lewym prostym, na którego rywal nie potrafił znaleźć recepty. W siódmej rundzie słyszeliśmy tylko rady z narożnika Polaka, mówiące o podniesieniu prawej ręki, biciu lewym prostym i próbach kombinacji góra-dół. Włoch przejawiał już naprawdę spore zmęczenie, ale spróbował zaakcentować końcówkę. Przed ostatnią rundą cenna rada od trenera Makowskiego, który zasugerował swojemu podopiecznemu, iż rywal z Włoch będzie „leciał do przodu”. Tak też faktycznie się stało, ale wszystkie te ciosy Czyżyk spokojnie wychwytywał, nie dając sobie krzywdy. Jednogłośne zwycięstwo Polaka i wartościowe osiem rund po półtorarocznej przerwie.

Wcześniej Radomir Obruśniak (6-0, 2 KO) zdał kolejny test, wygrywając na dystansie ośmiu rund z doświadczonym Meksykaninem Diego Fabianem Eligio (22-7-1, 9 KO). Rywal z zagranicy uparcie parł do półdystansu, momentami robiąc z walki chaotyczny bój. Obruśniak bił raczej rzadziej, natomiast jego uderzenie były precyzyjniejsze. Sędziowie raz jeszcze jednogłośni – 79:72 i dwukrotnie 78:73 na korzyść pięściarza z Białogardu.

Kewin Gibas (4-0, 3 KO) ostro natarł na reprezentującego Mołdawię Eugeniu Bata (1-1), co już od drugiej rundy przyniosło wymierny skutek. Szkoda tylko, że Polak bił rywala, gdy ten klęczał na macie ringu. Gibas wygrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie.

W drugim pojedynku imprezy wydawało się, że lepiej zaczął Niko Zdunowski (2-0-2), końcówkę zaakcentował Artur Gierczak (2-2-1, 1 KO), który wykorzystał problemy kondycyjne rywala. Sędziowie byli zgodni – 38 do 38 – mamy remis.

Gracjan Królikowski (2-2-1, 1 KO) narzucił mocne tempo już od samego początku, lecz Denis Mądry (7-7, 2 KO) przetrwał i ostatecznie zastopował w ostatniej rundzie zmęczonego już oponenta.

źródło: bokser.org

NIESPODZIEWANA PORAŻKA IGORA JAKUBOWSKIEGO NA GALI W WIELKIM KLINCZU

klincz2020

Utytułowany na ringach olimpijskich Igor Jakubowski (2-1, 1 KO) przegrał w walce wieczoru gali Rocky Boxing Night 7 im. Jana Biangi w Wielkim Klinczu ze Słowakiem Michalem Plesnikiem (8-4, 6 KO). Mimo dynamicznego początku, pojedynek okazał się dla Polaka bardzo trudny i ostatecznie „Cygan” nie zdołał przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.

Jakubowski rozpoczął od zdecydowanego pressingu za twardym lewym prostym. Słowak starał się co jakiś czas odpowiadać i trafiał przednią ręką, ale Polak dołożył uderzenia prawą ręką do swojego lewego i wygrał pierwsze starcie. Trafiał prawicą na górę i na dół, akcentując jeszcze przewagę lewym sierpowym na korpus. W drugim starciu „Cygan” nadal spychał Słowaka do obrony, jednak stracił jakby koncept i nie mógł dobrać się do rywala mocnymi ciosami. Plesnik wciąż trafiał lewym prostym i pojedynek się wyrównał. Tempo było spore, ale narzucający je Polak musiał w przerwie zastanowić się, co począć dalej, by wygrać. W trzeciej odsłonie Igor zaczął szukać nowych rozwiązań, trafił kombinacją sierpowych i prawym z odchylenia, jednak Plesnik również miał sporo dobrych momentów, jego lewy prosty nadal pracował regularnie. Pressing Jakubowskiego nie przynosił oczekiwanych efektów, a walka na półmetku była wyrównana. Czwarte starcie to atakujący, ale naprawdę zmęczony Jakubowski, który zaczynał tracić kontrolę nad pojedynkiem. W pewnym momencie padł na matę ringu, ale sędzia kontrowersyjnie uznał, że nie było to efektem ciosu. Plesnik trafiał jednak bardziej soczystymi uderzeniami i chyba wygrał ten odcinek walki. Pod Jakubowski ugięły się nogi na początku piątej rundy po kombinacji Plesnika i widać było, że Polak ma duże problemy. Całkiem stracił precyzję, nie funkcjonował timing, a Słowak zaczął bić na dół i rzucał niebezpiecznymi sierpowymi z bloku. Osiągnął przewagę, trafiał seriami prostych i przed ostatnią rundą sprawy nie wyglądały dla „Cygana’” najlepiej. Szósta odsłona miała na dodatek podobny przebieg do piątej – Słowak nieco spuścił z tonu, ale bił celniej, a Igor walczył już ostatkiem sił, choć pod koniec rzucił się do ostrego ataku. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 59:55 i dwa razy 58-56 – wszyscy dla Plesnika.

Walczący z odwrotnej pozycji zawodnik wagi średniej i super średniej Adrian Szczypior (5-0, 3 KO) pokonał przed czasem Marcina Piejka (2-6). Szczypior od początku dominował pod każdym względem, ale nie mógł trafić konkretną bombą i rozkręcał się z akcji na akcję. Koniec przyszedł w drugiej rundzie, gdy ustawił sobie rywala przy linach i huknął mocnym lewym. Piejek osunął się na liny, był liczony, jednak sędzia dopuścił go do dalszej walki. Szczypior zasypał przeciwnika kolejnymi mocnymi ciosami i pojedynek przerwano na kilka sekund przed końcem rundy.

W ostrej walce wagi lekkiej Dominik Harwankowski (2-0, 1 KO) pokonał Artura Gierczaka (0-2) jednogłośną decyzją sędziów. Ambitni zawodnicy często wymieniali ciosy w półdystansie i nie odpuszczali, ale wyraźnie większą szybkość i lepszą technikę pokazał zwycięzca. Harwankowski nieźle składał kombinacje, wplatając w nie ciekawe rozwiązania. Szczególnie dotkliwie karcił statycznego rywala podbródkowymi z prawej ręki. Gierczak miał okazje do skontrowania Harwankowskiego, ale nie był w stanie ich wykorzystać. Przyjął sporo ciosów i został ostatecznie zdeklasowany, choć stawiał pewnego rodzaju opór.

Debiutujący na zawodowym ringu w wadze cruiser Kubańczyk Pablo Sanchez (0-0-1) – świeży nabytek grupy Rocky Boxing Promotion – zremisował z utytułowanym zawodnikiem K-1, Niemcem Andre Langenem (0-0-1). Werdykt sędziów można uznać za kontrowersyjny. Niemiec rzucił się do ataku i od początku jego chaotyczny styl sprawiał Kubańczykowi kłopoty. Sanchez przyjmował jednak większość ciosów na gardę i zdawał się spokojnie wchodzić w swój rytm. Niemiec faulował uderzając backfistem i dostał mocne ostrzeżenie od sędziego, a Kubańczyk do końca rundy niewiele zrobił. Do pracy ruszył w drugim starciu. Ustawiał sobie Niemca lewym prostym i dokładał prawy, ale ciosom brakowało dynamiki i wymowy. Stopniowo jednak zaczął regularnie trafiać, a Langen słabł w oczach. Sanchez dołożył jeszcze uderzenia na dół i prawe sierpowe na głowę. Nie błyszczał, jednak zdobywał przewagę. Trzecia runda to kolejne szarże Langena, który wrócił do pressingu, cały czas ”siedział” na Garcii i nie dawał mu chwili oddechu. Wyraźnie odzyskał kontrolę i walka zaczynała się faworytowi wymykać z rąk. Kubańczyk zaczął mocno atakować w czwartej odsłonie, szybko jednak stracił impet. Był bardzo zmęczony, a Niemiec szedł do przodu jak burza i chyba wygrał ostatnią rundę. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 39-37 dla Niemca i dwa razy 38-38.

Drugi z trzech debiutujących Kubańczyków, Ihosvany Garcia (1-0, 1 KO) pokonał przez TKO w trzeciej rundzie Michała Łoniewskiego (0-1) w pojedynku wagi półciężkiej. Kubańczyk wywierał mocny pressing i wkładał w ciosy dużo siły, ale pokazał też niezłe umiejętności. Nowy zawodnik grupy Krystiana Każyszki odsłaniał się chwilami i sygnalizował niektóre uderzenia, jednak szybko i sprawnie złamał Polaka, trafiając od pewnego momentu raz po raz ciężkimi ciosami. Początek trzeciego starcia okazał się ostatnim aktem egzekucji na ostatecznie bezradnym, ale stosunkowo dzielnie walczącym Łoniewskim.

W innej walce gali Andrzej Szkuta (1-2-1) przegrał w ćwierćfinale turnieju wagi cruiser z Rafałem Rzeźnikiem (1-0) po wyrównanej walce jednogłośną decyzją sędziów. Obaj zawodnicy dali z siebie dużo i często rzucali się do ataków, ale umiejętności w tym wszystkim brakowało, choć nie można temu pojedynkowi odmówić pewnej dawki emocji.

Mniejsze emocje i jeszcze niższe umiejętności widzieliśmy w drugim ćwierćfinale ww. turnieju – Damian Smagiel (1-0) wygrał jednogłośnie na punkty ze Sławomirem Brylą (0-1) i choć ambicja obu zawodników była widoczna, to poziom rozczarował.

W rozgrywanym w wadze junior średniej pojedynku debiutantów efektownie zaprezentował się Kubańczyk Evander Rivera (1-0, 1 KO), który już w pierwszej rundzie odprawił Islama Majrasultanowa (0-1). W boksie Rivery od początku widać było kubański sznyt. Rivera elegancko się poruszał i kontrolował rywala ciosami prostymi. Do precyzyjnego lewego dokładał mocny prawy i bawił się walką. W połowie trzeciej minuty walki Majrasultanow otrzymał prawy prosty na korpus, po chwili przyklęknął i został wyliczony.

Walczący w wadze junior półśredniej Radomir Obruśniak (2-0, 1 KO) wygrał z ambitnym Tomaszem Piotrowskim (1-2). Obruśniak był szybszy i lepiej pracował na nogach i od początku było to widać. Piotrowski sporo o boksie wie i ma całkiem niezłe umiejętności, ale przyjmował zbyt dużo ciosów i nie wyglądał najlepiej atletycznie. W drugiej rundzie był bliski porażki przed czasem, ale sędzia Gortat nie przerwał, a w końcówkach trzeciego i czwartego starcia Tomasz rzucał się na faworyta i wymieniali ciosy w wymianach, pokazując serce. Ostatecznie Obruśniak zwyciężył 40-36 na kartach wszystkich sędziów.

źródło: bokser.org