Tag Archives: Paweł Strykowski

GALE ZAWODOWE W POLSCE: KWIECIEŃ 2022. BYTOM I WAŁCZ

jonak_damian_02

22 KWIETNIA 2022 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT, BYTOM]

Do trzech razy sztuka. Damian Jonak (42-1-2, 21 KO) zakończył trylogię z Andrew Robinsonem (26-6-2, 7 KO) wygraną! Już w pierwszej rundzie obaj poszli na całość, brakowało jednak czystych ciosów. W drugiej jednak Damian po przestrzelonym prawym natychmiast poprawił lewym sierpem, trafił na szczękę i Brytyjczyk ciężko padł na matę, Nie pierwszy raz pokazał charakter, wstał i dotrwał do przerwy. Po niej nadal warunki dyktował Polak, który dwukrotnie prawym sierpowym „zamroził” na moment przeciwnika. Kolejne trzy minuty już bardziej wyrównane, choć wrażenie robiły haki Jonaka na korpus. Wcześniej tego brakowało. Na półmetku wszystko wyglądało bardzo dobrze, niestety piąte starcie to najlepszy dotąd okres Robinsona. Anglik bił lżej, z luzu, ale prawa ręka coraz częściej dochodziła do głowy miejscowego bohatera. Lepiej wyglądała kolejna odsłona, w której Damian wrócił do lewego prostego. Po chwilowym dołku Jonak wrócił bardzo dobrą siódmą rundą. W połowie trafił bezpośrednim prawym krzyżowym i do przerwy poprawił jeszcze kilka razy w wymianach w półdystansie. Ostatnie trzy minuty to ringowa wojna. Co najważniejsze wciąż pod lekkie dyktando naszego reprezentanta. Kiedy więc zabrzmiał ostatni gong, Damian podniósł ręce na znak zwycięstwa. Sędziowie typowali wygraną Jonaka 78:73, 78:73 i 77:74.

Trudne walki i tym cenniejsze zwycięstwa zanotowali Stanisław Gibadło (8-0) oraz Kamil Młodziński (15-5-4, 7 KO). „Camilo” spotkał się z twardym, choć sprowadzanym w ostatniej chwili Miroslavem Serbanem (13-11, 7 KO). Po sześciu rundach sędziowie wskazali na miejscowego pięściarza – 58:56, 58:56 i 59:55. Gibadło był liczony w piątej rundzie po prawym na korpus Mateo Verona (29-29-3, 8 KO). Pojedynek był rwany, momentami chaotyczny, a Staszek, który w boksie olimpijskim pracował nogami i ładnie kontrował, niepotrzebnie wchodził w półdystans, mając mało argumentów w pięściach. Po ośmiu starciach wygrał 76:75, 77:76 i 76:75, ale na tle Rafała Wołczeckiego wypadł w walce z Argentyńczykiem słabiej.

Tomasz Gromadzki (12-4-1, 3 KO) założył rękawice na dłonie i zamiast walk na gołe pięści znów zaboksował na ringu zawodowym. Podczas trwającej gali w Bytomiu pewnie ograł Adama Koprowskiego (4-4-2). „Zadyma” rozpoczął – i skończył, w swoim stylu. Od początku ruszył ostrym pressingiem i momentami chaotycznymi atakami spychał rywala na liny. Doświadczony Koprowski w drugiej rundzie odpowiedział ładnym prawym sierpem, ale nie ponowił akcji. Gromadzki z każdą minutą zyskiwał coraz wyraźniejszą przewagę, choć w piątej rundzie – znów po kontrze prawym sierpowym, przyklęknął i był liczony do ośmiu. Szybko jednak powstał i dalej nacierał. Adam w końcówce szóstej odsłony walczył z rywalem i kryzysem, jednak zdołał dotrwać do końca. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Gromadzkiego 57:56, 59:55 i 59:55.

Trwa dobra seria Remigiusza Smolińskiego (4-1, 2 KO). Dwumetrowy olbrzym po czasówce na Kamilu Bodziochu teraz jeszcze szybciej uporał się z Borną Grcicciem (1-1, 1 KO). Walka bez większej historii. Sporo niższy Chorwat starał się skrócić dystans i przejść do półdystansu. W połowie pierwszej rundy Remek zrobił krok w tył, skontrował prawym krzyżowym i posłał przeciwnika na deski. Grcić jeszcze się podniósł, ale po kilku kolejnych ciosach znów zapoznał się z matą ringu i nierówny bój zastopował sędzia.

Czwarte zwycięstwo do swojego rekordu dopisał były wicemistrz Polski, Wiktor Szadkowski (4-0, 2 KO). Występujący w wadze półciężkiej „Wicio” od początku zdominował Damiana Szewczyka (1-2), w drugiej rundzie podłączył go prawym krzyżowym, nie zdołał jednak skończyć ambitnego rywala przed czasem. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie punktowali na jego korzyść w stosunku 40:36. Wcześniej wracający po długiej przerwie Martin Gottschall (4-0, 1 KO) wypunktował Pawła Strykowskiego (3-16), a Aleksander Jasiewicz (4-1) ograł w krwawej potyczce Bazargura Jugdera (3-4-1, 2 KO).

30 KWIETNIA 2022 ROKU [KNOCKOUT PROMOTIONS, WAŁCZ]

Aż trzy i pół roku czekał Krzysztof Głowacki (32-3, 20 KO), by powrócić na zwycięską ścieżkę. Dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej w swoim Wałczu odbudował się po porażkach z Briedisem i Okolie, pokonując przed czasem Francisco Ruiza (16-4, 5 KO). „Główka” już pierwszym ciosem – lewym krzyżowym, przestawił grubiutkiego rywala na liny i tam go zostawił aż do końca rundy. W międzyczasie posłał go dwukrotnie na deski lewym hakiem na korpus, pod prawy łokieć. W końcówce wręcz go oszczędzał, żeby dać sobie i kibicom parę minut więcej. W drugim starciu Krzysiek zrobił sobie „pracę na worku”. Obijał bezlitośnie przeciwnika, ale bił z luzu, nie z pełną mocą, bawiąc się boksem i długo wyczekiwanym powrotem. W końcówce trzeciej odsłony „Główka” podkręcił tempo i kilka razy trafił sierpem z prawej i lewej ręki. Meksykanin cierpiał po dołach, ale głowę ma twardą. W czwartej rundzie lewy sierpowy Polaka po raz trzeci przewrócił Ruiz, a po liczeniu do ośmiu Krzysiek dopełnił dzieła zniszczenia krótkim prawym sierpem.

Mateusz Tryc (14-0, 7 KO) – po raz pierwszy z Andrzejem Liczikiem w narożniku, pokonał Omara Garcię (17-7, 14 KO). W pierwszej rundzie zapachniało niespodzianką – prawy sierp pięściarza z Wenezueli wylądował w okolicach ucha i Mateusz „zatańczył”. W drugiej jednak to on wyprzedził przeciwnika w akcji prawy na prawy, odzyskując kontrolę nad pojedynkiem. W trzeciej pięściarz z Wyszkowa dodał do swojego arsenału mocne haki na korpus. Na półmetku pojedynku Mateuszowi ewidentnie przeszkadzało rozcięcie prawej powieki po przypadkowym zderzeniu głowami. Kontrolował walkę, widać jednak było, że odczuwa pewien dyskomfort. Tryc przyjął prawy podbródek na początku piątego starcia, ten cios jednak nie zrobił na nim większego wrażenia i z kolejnymi minutami tylko podkręcał tempo. Ale trzeba przyznać Garcii, że prawym podbródkiem bije dobrze, bo w siódmej odsłonie znów złapał nim Tryca. Ten zrewanżował się mu natomiast tuż przed przerwą prawym sierpowym. W ostatniej, ósmej rundzie, Mateusz pogonił wymęczonego rywala i gdyby miał jeszcze dziewiątą, zapewne wygrałby przed czasem. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 80:72 (?), 78:74 i 78:74.

Chwalony mocno, czasem może trochę na wyrost, Kamil Bednarek (11-0, 6 KO) pokonał zasłużenie solidnego Iago Kizirię (5-4, 3 KO), ale na pewno nie zaboksował dobrze. Gruzin ruszył od razu pressingiem. Lepszy na nogach Kamil kontrolował jego ataki, ale w pierwszej rundzie zainkasował mocny prawy, a w drugiej lewy sierpowy. I widać było, że te ciosy mają swoją wymowę. W trzecim starciu podopieczny Piotra Wilczewskiego złapał w końcu rytm, łapał w tempo przeciwnika na kontrę i jedną z nich rozciął mu prawy łuk brwiowy. Kolejne minuty miały podobny scenariusz – Kiziria boksował dwoma-trzema zrywami na rundę, a Kamil przepuszczał najczęściej chaotyczne ataki dobrą pracą nóg i wyboksowywał twardego oponenta prawym jabem. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, ale na starcie siódmej rundy Kiziria przeprowadził minutowy, huraganowy atak. Bednarek pogubił się, przyjął kilka niepotrzebnych ciosów i gdyby mierzył się z kimś z mocniejszym uderzeniem, mógłby słono zapłacić z te luki w obronie. W końcówce znów się pogubił. Zamiast stanąć mocno na nogach, trochę panicznie uciekał. Bez mocnej kontry. Ostatnie trzy minuty już lepsze, ale Bednarek i jego trener wiedzą nad czym trzeba popracować. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali niejednogłośnie – 78:74, 75:77 i 77:75.

W wieku siedemnastu lat udanie na ringu zawodowym zadebiutował mistrz Polski w gronie młodzików i kadetów, na pewno perspektywiczny Tobiasz Zarzeczny (1-0, 1 KO). Zadanie teoretycznie łatwe, bo naprzeciw niego stanął Kamil Zychiewicz (0-4), ale dla tak młodego chłopaka telewizja, inne rękawice – to wszystko ma znaczenie. Tobiasz już po 30 sekundach sięgnął rywala długim prawym krzyżowym. Za moment trafił prawym sierpowym, poprawił prawym podbródkiem, w wszystko zakończył lewym hakiem na wątrobę. Debiut trwał łącznie 75 sekund.

Po chwili do ringu wyszedł inny debiutant – Kamil Urbański (1-0, 1 KO). A w jego narożniku jeszcze inny debiutant – Mateusz Masternak, który tym razem wcielił się w rolę trenera. Rywalem wrocławianina był Goga Kewliszwili (5-10-1, 1 KO). Dwukrotny medalista Mistrzostw Polski w wadze średniej w końcówce pierwszej rundy rozbijał rywala lewym prostym i zmusił do przyklęknięcia. Po przerwie rzucił go na deski prawym sierpowym, za moment znów prawy sierp przewrócił Gruzina i było po wszystkim po czterech minutach.

źródło: bokser.org

PARZĘCZEWSKI, RZADKOSZ, WRZESIŃSKI I INNI GÓRĄ NA GALI W NADARZYNIE

gala_nadarzyn

Robert Parzęczewski (21-1, 14 KO) narzucił sobie szalone tempo, ale podczas Ptak Warsaw Expo – Boxing Night w Nadarzynie nie zdążył się nawet porządnie spocić. „Arab” potrzebował zaledwie kilkudziesięciu sekund by rozprawić się z doświadczonym Jacksonem Juniorem (21-10, 19 KO). Pojedynek bez większej historii. Parzęczewski spokojnie kontrolował dystans, aż w końcu wystrzelił celnym prawym kontrującym, który ściął Brazylijczyka z nóg. Wprawdzie Junior szybko się podniósł, jednak zasygnalizował sędziemu Jankowiakowi, że nie jest w stanie kontynuować pojedynku. Teraz „Araba” czeka kilkutygodniowa przerwa, a potem? Wszystko wskazuje na to, że pięściarz z Częstochowy kolejne pojedynki będzie już toczył w kategorii super średniej.

Mateusz Rzadkosz (8-0-1, 3 KO) wywalczył swój pierwszy pas w zawodowej karierze. 25-latek zmusił do poddania Levana Luchutaszwiliego (8-3, 8 KO) i został międzynarodowym mistrzem Polski w wadze super średniej. Obaj zaczęli bardzo spokojnie, czekając na błędy rywala. Pierwszy doczekał się Polak. Mateusz zrobił unik w prawo i od razu zadał piękny prawy podbródkowy, którym zaskoczył przybysza z Gruzji, dzięki czemu zapewne wygrał pierwszą rundę. W kolejnych starciach wątpliwości co do tego, który z zawodników jest lepszy być jednak nie mogło – wprawdzie Luchutaszwili miewał w tym pojedynku pojedyncze zrywy, jednak zazwyczaj Rzadkosz łatwo unikał jego ciosów dzięki dobrej pracy na nogach. Sam zaś od czasu do czasu trafiał ciosami z doskoku. W piątym starciu Gruzin głośno jęknął z bólu, ale bynajmniej nie po ciosie wyprowadzonym przez Mateusza – złapał się za łokieć i zasygnalizował, że doznał jakiejś kontuzji. Sędzia Jankowiak uznał jednak, że nie ma powodów, by zatrzymywać pojedynek. Być może zdeprymowało to nieco Luchutaszwiliego, bo chwilę później przestrzelił on obszernym prawym sierpowym i wylądował na deskach po bardzo ładnej kontrze ze strony Rzadkosza. Na szczęście dla niego czasu na wykończenie roboty już nie było, gdyż chwilę później zabrzmiał gong kończący to starcie. W drugiej fazie walki nadal to Rzadkosz był zawodnikiem, który zdecydowanie częściej trafiał, choć trzeba przyznać, że jego ciosy nie robiły większego wrażenia na pięściarzu z Gruzji. Zirytowany jednak swoją nieporadnością Luchutaszwili po ósmej rundzie obwieścił sędziemu Jankowiakowi, że dalej boksować już nie ma ochoty. A może doskwierała mu złapana w piątej rundzie kontuzja łokcia? Wszystko jedno. Fakty są takie, że Mateusz Rzadkosz zadał mu dziś pierwszą porażkę przed czasem.

Pierwsza walka pomiędzy Tomaszem Gromadzkim (7-1-1, 2 KO) a Mariuszem Runowskim (4-3, 2 KO) dostarczyła kibicom bardzo wielu emocji. Rewanż był już znacznie bardziej jednostronny. „Zadyma” od początku „siadł” na rywala, zasypując go gradem ciosów. Pod koniec pierwszej rundy uderzył prawym sierpowym, potem poprawił tym samym ciosem i posłał swojego rywala na deski. Runowski wstał, ale wzrok miał mętny. Na szczęście dla niego chwilę później zabrzmiał zbawienny gong. W drugiej rundzie Gromadzki kontynuował jednak demolowanie rywala – uderzał na korpus, na górę, a co najważniejsze – właściwie wszystkie ciosy wchodziły w jego oponenta jak w masło. Runowski bronił się rozpaczliwie, ale trzeba przyznać, że pokazał w tej walce niesamowity charakter – przyjął masę mocnych uderzeń, niejednokrotnie znajdował się nad przepaścią, jednak ani myślał o poddaniu. W końcu „Zadyma” dopiął jednak swego. Na kilkanaście sekund przed końcem czwartej rundy ustrzelił rywala potężnym prawym sierpowym, po którym Mariusz długo nie mógł podnieść się z maty. Ciężki nokaut.

Damian Wrzesiński (14-1-2, 5 KO) odbudował się po ostatnim remisie z Michałem Chudeckim. W Nadarzynie pięściarz z Poznania zaprezentował ładny boks i pewnie wypunktował Meraba Turkadze (5-2, 2 KO). „Wrzos” rozpoczął aktywnie, zresztą Turkadze również nie wyszedł do ringu specjalnie przestraszony, a z dużą ochotą do boksowania. Jak na dłoni było jednak widać, że mimo znacznie ciekawszej kariery amatorskiej Gruzin ustępuje Polakowi między linami ringową mądrością – od pierwszej rundy to Wrzesiński kontrolował tempo walki i zadawał znacznie więcej celnych ciosów. W trzeciej rundzie Damian w świetnym tempie zadał lewy prosty, a potem dołożył do tego prawy sierpowy i pod Gruzinem po raz pierwszy widocznie ugięły się nogi. Niestety w tym samym starciu po przypadkowym zderzeniu głowami na czole Polaka pojawiło się rozcięcie, na szczęście niewielkie, jednak na pewno nieco deprymujące. Po raz kolejny Wrzesiński lekko naruszył swojego przeciwnika w starciu siódmym – tym razem trafił świetnym prawy prostym, jednak doświadczony Gruzin sprytnie pomógł sobie klinczami. Na dobrą sprawę im dłużej trwał pojedynek, tym większa była przewaga Damiana, Turkadze zaś coraz bardziej ograniczał się wyłącznie do obrony. Skutecznej, bo ostatecznie Wrzesiński musiał zadowolić się „tylko” wygraną na punkty. Sędziowie obwieścili dwukrotnie 79-73 i 78-74.

Niższy i sporo lżejszy (kategoria cruiser) Martin Gottschall (3-0, 1 KO) zaczął lepiej pojedynek, spychając przeciwnika do odwrotu. Ale pół minuty przed końcem drugiej rundy Paweł Strykowski (1-1) w końcu wykorzystał swój zasięg, uderzył długim prawym na brodę, nieoczekiwanie posyłając Martina na deski. Trzecia odsłona wyrównana z nieznaczną może przewagą bardziej aktywnego Gottschalla, więc o wszystkim mogły zadecydować ostatnie trzy minuty. Żaden z zawodników nie zdołał przypieczętować swojej przewagi, dlatego obaj w napięciu czekali na ogłoszenie wyniku. A sędziowie punktowali 38:37, 36:39 i 38:37 – stosunkiem głosów dwa do jednego zwyciężył Gottschall.

źródło: bokser.org